„Liczyłam, że tegoroczne Święta przyniosą jakiś przełom w naszym małżeństwie. Mąż jednak przeszedł samego siebie”
„Goście poszli, dzieci zasnęły wcześniej niż zwykle, zmęczone zabawą i przejedzone ciastem. Michał jak zawsze rzucił się na kanapę, wziął pilot i zaczął przeskakiwać po kanałach. Miałam ochotę cisnąć tym pilotem o ścianę, ale uśmiechnęłam się, jakby wszystko było normalnie”.

Święta miały być wyjątkowe. Rok był trudny, pełen napięć, cichych dni i urywanych rozmów, ale w grudniu naprawdę uwierzyłam, że wszystko da się jeszcze uratować. Postanowiłam, że zrobię wszystko, żeby znowu było jak dawniej — ciepło, rodzinnie, domowo. Przez cały grudzień piekłam, dekorowałam mieszkanie, pakowałam prezenty z większą starannością niż zwykle. Uparcie powtarzałam sobie, że zrobimy sobie reset, że od Bożego Narodzenia zacznie się dla nas nowy rozdział. Nie sądziłam, że mąż postanowił zacząć go… sam. Bez mnie. A właściwie z kimś zupełnie innym.
Nie, nie było dobrze
— W tym roku zrobię sernik z białą czekoladą i musem malinowym — zapowiedziałam z dumą, przeglądając przepis w telefonie. — Tylko kup, proszę cię, serek mascarpone, i nie taki pierwszy z brzegu, tylko ten, co zawsze.
— Jasne — mruknął Michał, nawet nie odrywając wzroku od ekranu telefonu.
Pokiwałam głową, udając, że mi to nie przeszkadza. Choć przeszkadzało. Ostatnio wszystko mi przeszkadzało: sposób, w jaki mówił, jak się ubierał, jak mnie dotykał... albo raczej, jak tego nie robił. W domu pachniało pomarańczami i przyprawą do piernika. Choinka już stała w kącie, ubrana z pomocą dzieci, których obecność jakoś trzymała mnie przy życiu. Bez nich pewnie nie włożyłabym tyle serca w święta. Dla nich udawałam, że wszystko jest w porządku.
Wieczorem, gdy dzieci poszły spać, rozłożyłam w kuchni składniki na ciasto. Michał siedział w salonie, wpatrzony w telefon, jakby tam miał się rozegrać najważniejszy mecz jego życia.
— Hej, możesz mi pomóc z mikserem? — zapytałam.
— Teraz? — Westchnął. — Później, dobrze?
Nie, nie było dobrze. W ogóle nie było. I nawet jeśli udało mi się przez chwilę zamaskować ten smutek podszyty niepokojem, to w głowie już zaczynało mi dźwięczeć pytanie: Gdzie ty jesteś, Michał? Bo tu, przy mnie, cię nie ma. W lodówce chłodził się sernik, a ja miałam wrażenie, że wszystko inne, uczucia, zaufanie, małżeństwo, właśnie się rozmywa.
Ręce mi drżały
Zawsze wymienialiśmy się prezentami dopiero wieczorem, po kolacji. Takie mieliśmy swoje małe rytuały: najpierw opłatek, potem dzieci dostawały swoje paczki, a na końcu my. Michał zwykle dawał mi coś praktycznego — książkę, szalik, czasem perfumy. Nigdy nic wielkiego, ale przynajmniej się starał.
Tym razem pod choinką znalazłam paczuszkę zapakowaną w srebrny papier z czerwonymi serduszkami. Nie pasowała do reszty. Była mniejsza, staranniej zapakowana, jakby ktoś poświęcił więcej czasu niż pięć minut i arkusz papieru z Pepco.
— To dla mnie? — zapytałam, wskazując na nią.
Michał spojrzał na pudełko, potem na mnie i coś jakby drgnęło na jego twarzy.
— Nie… to chyba od szwagra dla Zosi. Zostawił, jak był ostatnio — rzucił szybko, za szybko.
Zosia miała cztery lata. Wątpiłam, żeby szwagier pakował coś dla niej w papier z serduszkami i złotą wstążką. Pomyślałam, że to tylko głupie podejrzenia, świąteczne zmęczenie. Chciałam wierzyć w jego wersję. Naprawdę chciałam. Ale wieczorem, kiedy Michał poszedł na górę rzekomo po ładowarkę, rozerwałam papier i otworzyłam to pudełko. Była tam bransoletka — delikatna, złota, z zawieszką w kształcie litery „A”.
Podobnie jak Zosia, nie miałam imienia na tę literę, więc to nie było dla mnie. Zamknęłam pudełko. Ręce mi drżały. Wrócił po kilku minutach, udając, że wszystko gra. A ja? Uśmiechałam się, jakby nigdy nic. Bo dzieci patrzyły. I nie chciałam, żeby zapamiętały ten wieczór jako ten, w którym mama przestała udawać.
Zapach perfum był lekki
Goście poszli, dzieci zasnęły wcześniej niż zwykle, zmęczone zabawą i przejedzone ciastem. Michał jak zawsze rzucił się na kanapę, wziął pilot i zaczął przeskakiwać po kanałach. Miałam ochotę cisnąć tym pilotem o ścianę, ale uśmiechnęłam się, jakby wszystko było normalnie.
— Wychodzisz jutro gdzieś? — zapytałam, udając obojętność.
— Do Maćka. Mówiłem ci — odpowiedział, nie odrywając wzroku od telewizora.
Nie mówił. A może mówił, ale nie słuchałam. Ostatnio często coś mi „umykało”. Tak było łatwiej. Wieczorem, gdy zbierałam rzeczy ze schodów, natknęłam się na jego szalik. Ten sam, który nosił tylko czasem — z miękkiej wełny, w odcieniu grafitu, niby nic szczególnego. Pachniał. I to nie Michałem.
Zapach perfum był lekki, słodki, kobiecy. Nie mój. Taki, jakiego nigdy nie używałam. Nachyliłam się i jeszcze raz powąchałam. Nie pomyliłam się. Zacisnęłam powieki, jakby to mogło zmazać wszystko, co właśnie poczułam. Znalazłam też jeden włos. Długi, jasny, lekko pofalowany. Mój był ciemny i prosty. Niby to tylko włos. Niby to mógł być przypadek. Może w sklepie ktoś go dotknął. Może. Tylko że człowiek nie znajduje takich rzeczy na szaliku po spotkaniu z kumplem.
Zostawiłam szalik na miejscu, jakby nic się nie stało. Nie chciałam konfrontacji. Jeszcze nie. Najpierw musiałam to sobie wszystko poukładać. Tylko jak się układa w głowie, że własny mąż wraca do domu, pachnąc inną kobietą?
Nie odpowiedział od razu
Tej nocy nie mogłam zasnąć. Przewracałam się z boku na bok, wpatrzona w sufit, który nagle wydawał się dziwnie obcy. Michał spał obok, spokojnie, równo oddychając, jakby nie miał nic na sumieniu. Albo jakby przyzwyczaił się do swojego kłamstwa. Leżałam tak ponad godzinę, aż w końcu usiadłam na łóżku.
— Michał? — szepnęłam.
— Hm? — odmruknął zaspany, przekręcając się na bok.
— Muszę cię o coś zapytać.
Otworzył oczy. Zmarszczył brwi.
— Teraz?
— Tak.
Włączyłam lampkę nocną. Jasne światło padło na jego twarz, która nagle wydała mi się obca. Jakby był kimś innym. Jakby wrócił z innego świata.
— Kto to jest „A”? — zapytałam cicho.
Nie odpowiedział od razu. Patrzył na mnie, a jego twarz znieruchomiała.
— Nie wiem, o czym mówisz.
— Ta bransoletka. Z literą „A”. Znalazłam ją pod choinką. Miałeś ją schować, zanim wróciliśmy z kościoła. Nie zdążyłeś.
Chciał coś powiedzieć, ale zamknęłam mu usta spojrzeniem. Tego nie dało się już odkręcić. Ten moment, to spojrzenie, ten brak słów wystarczyły. Nie musiał przyznawać się głośno. Cisza powiedziała wszystko.
— Jak długo? — zapytałam w końcu.
— To nic poważnego — wydukał. — Przysięgam.
Parsknęłam. Pierwszy raz od dawna chciało mi się śmiać. Nic poważnego. Po prostu romans w wolnym czasie. Po prostu prezent pod choinką. Po prostu cudze włosy na szaliku. Po prostu „A”.
To bolało bardziej, niż się spodziewałam
Byłam przerażająco spokojna. Michał siedział na skraju łóżka, pochylony, z łokciami opartymi o kolana, jakby próbował z siebie wycisnąć jakiś sensowny ciąg zdań, który wszystko naprawi. Czekałam, ale nic nie padło.
— Znasz ją długo? — zapytałam w końcu.
Wzruszył ramionami.
— Spotkałem ją w pracy. Robiła u nas jakiś projekt. Gadaliśmy, potem… wiesz, jak to się dzieje — mówił jak dzieciak przyłapany na ściąganiu, nie jak dorosły facet, który zdradził żonę.
— Czy ona wie, że masz żonę, dzieci?
— Wie — przyznał.
To bolało bardziej, niż się spodziewałam. Czyli nie było żadnego „nie wiedziałem, że jesteś żonaty”. Ona wiedziała. A ja siedziałam przez cały grudzień i piekłam pierniki z myślą, że uratujemy małżeństwo. Wstałam powoli.
— Gdzie idziesz? — zapytał.
— Spać. Dzieci nie zasłużyły na to, żeby zobaczyć ten bałagan.
Przyglądał mi się przez chwilę, jakby dopiero teraz zaczął dostrzegać konsekwencje. Może wcześniej naprawdę wierzył, że to się jakoś rozejdzie. Że zamieciemy pod dywan, przeczekamy, przegadamy, zapomnimy. Poszłam do drugiego pokoju. Tam, na rozłożonej kanapie, okryta kocem, po raz pierwszy od miesięcy poczułam coś na kształt ulgi. Wszystko się posypało. I już nie było czego zbierać.
Nie pytał, czy porozmawiamy
Rano wstałam wcześniej niż zwykle. W kuchni unosił się zapach sernika, który po raz pierwszy od lat nie wyszedł — opadł, popękał i wyglądał, jakby sam się poddał. Pasowało. Jakby ciasto też miało dość udawania, że wszystko jest dobrze. Dzieci zbiegły na dół z okrzykami radości, a ja się uśmiechałam, nakładając im makowiec i cynamonowe ciasteczka. Michał usiadł przy stole jak gdyby nigdy nic. Nie patrzyliśmy na siebie. Był obecny, ale jakby przezroczysty. Dla dzieci tatuś, a dla mnie ktoś obcy.
Nie pytał, czy porozmawiamy. Ja też nie zaczynałam. Nie chciałam analizować, rozkładać na części pierwsze jego zdrady, usprawiedliwień, błędów. Wystarczyło mi, że już wiem. Po południu, kiedy dzieci oglądały bajkę, zaparzyłam herbatę i usiadłam sama przy kuchennym stole. Przez okno widać było śnieg, który zaczął właśnie padać, przykrywając wszystko białą pierzynką. Przyszło mi do głowy, że to będą nasze ostatnie wspólne święta. Nie mówiłam tego jeszcze głośno, ale decyzja już zapadła.
Ewelina, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W Wigilię wyrzuciłam z siebie wszelkie żale, bo córka naprawdę przesadziła. Jestem jej matką, a nie bankomatem”
- „Synowa ma w nosie świąteczne porządki. Ręce mi opadają, gdy mówi, że przecież nikt jej nie będzie zaglądał pod komodę”
- „Przy opłatku dowiedziałam się, co moja córka robi z nauczycielem biologii. Wcale nie brała korepetycji do matury”

