„Liczyłam na piękny prezent pod choinką, a mój luby dał mi ciepłe skarpety. Chyba czas poprosić Mikołaja o nowego męża”
„Niestety, mój mąż przez dwanaście lat naszego małżeństwa zdawał się nie słyszeć tej potrzeby. Dla niego byłam żoną od obowiązków, nie od marzeń. Każde święto zamieniało się w rutynę – zero niespodzianek, zero emocji. Przez lata tłumaczyłam go sobie na różne sposoby. Jednak w pewne święta coś we mnie się przełamało”.

- Redakcja
Nigdy nie należałam do kobiet, które oczekują fajerwerków czy drogiej biżuterii. Wystarczyło mi ciepłe słowo, gest pokazujący, że ktoś mnie widzi i rozumie. Niestety, mój mąż przez dwanaście lat naszego małżeństwa zdawał się nie słyszeć tej potrzeby. Dla niego byłam żoną od obowiązków, nie od marzeń. Każde święto zamieniało się w rutynę – zero niespodzianek, zero emocji. Przez lata tłumaczyłam go sobie na różne sposoby. Jednak w pewne święta coś we mnie się przełamało. Gdy wręczył mi paczkę z ciepłymi skarpetami, poczułam, że to ostatnia kropla. Postanowiłam mu pokazać, co to znaczy rozczarowanie.
Jak długo jeszcze można udawać
Nie byłam zaskoczona, że mój mąż znów wrócił później niż obiecywał. Taki był jego rytm: praca, dom, kolacja w milczeniu, telewizor, sen. Niekiedy czułam się jak element wyposażenia mieszkania, a nie partnerka. Tego wieczoru mieszałam zupę w garnku i słyszałam, jak odkłada klucze na komodę, jak wzdycha, jakby cały świat opierał się na jego barkach. Chciałam, żeby choć raz zapytał, jak minął mój dzień. Nigdy nie pytał.
– Jest coś do jedzenia? – usłyszałam, gdy pojawił się w kuchni.
– Zupa. Zaraz będzie gotowa – odpowiedziałam spokojnie, choć w środku kotłowało się wiele więcej.
– Dobrze – mruknął, sięgając po telefon. Na ekranie odbijało się światło lampy, a jego twarz pozostawała nieczytelna, jakby wszystko inne miało większe znaczenie niż to, że jestem obok.
Usiedliśmy do stołu. On jadł szybko, ja powoli, próbując znaleźć sens w tej wspólnej ciszy. Zastanawiałam się, kiedy przestaliśmy ze sobą rozmawiać. W pewnym momencie podjął próbę komentarza o nowym projekcie w pracy, lecz było to rzucenie kilku suchych zdań, po których znów zapadła cisza. Wstałam po kolacji, umyłam talerze, a on nawet nie zdążył tego zauważyć. Czułam, że oddalamy się od siebie krok po kroku, dzień po dniu. Gdy zasypiał obok mnie tamtego wieczoru, patrzyłam w ciemność i myślałam, jak długo jeszcze można udawać, że takie życie wciąż jest wspólnym życiem.
Nie chodziło o prezent
Tym razem Wigilię spędzaliśmy tylko we dwoje. Po wspólnej kolacji przyszedł czas na rozpakowanie świątecznych prezentów. Pod choinką czekało na mnie pudełko owinięte papierem z reniferami. Zanim otworzyłam, poczułam nutę nadziei. Tak rzadko coś ode mnie chciał, tak rzadko cokolwiek dawał, że przez sekundę uwierzyłam, że ten prezent zmieni atmosferę. Może to bransoletka, może książka, o której wspominałam? Może pierwszy raz usłyszał, co lubię? Otworzyłam pudełko. W środku leżały… grube, wełniane skarpety. Szare. Bez wzoru, bez pomysłu. Kompletnie nijakie.
– Ciepłe są – dodał, jakby spodziewał się fanfar.
– Skarpety? – zapytałam, próbując się uśmiechnąć.
– No tak. Zawsze mówisz, że masz zimne stopy.
– Mówiłam… – powtórzyłam cicho.
Przesunął palcami po ekranie telefonu, zupełnie nie widząc, że moje oczy zaszkliły się bardziej z żalu niż ze wzruszenia.
– Jestem zmęczony, położę się wcześniej spać – dodał i poszedł do sypialni.
Zostałam sama, trzymając w dłoniach te skarpety, jak symbol wszystkiego, co poszło nie tak. Moje wnętrze ścisnęło się, jakby ktoś skręcił je w supeł. Nie chodziło o prezent. Chodziło o to, że przez dwanaście lat nie nauczył się mnie nawet odrobinę. Wtedy zrozumiałam, że jeśli nic nie zrobię, będziemy tkwić w tej pustce do końca życia. Nie zamierzałam pozwolić, by moja samotność stała się naszym standardem.
W ogóle mnie nie znasz
Następnego dnia stałam przy kuchennym blacie i robiłam śniadanie. W rzeczywistości czekałam, aż mąż wstanie i będę mogła z nim porozmawiać. Jego wejście przypominało jednak zawsze ten sam mechaniczny rytuał: ziewanie, kawa, telefon, westchnienie. Podeszłam do niego, trzymając w dłoniach skarpety, które dostałam poprzedniego dnia. Usiadłam naprzeciwko, tak blisko, że nie mógł udawać, że mnie nie widzi.
– Wiesz… ten prezent trochę mnie zabolał – powiedziałam spokojnie. – Chciałam czegoś od ciebie, czegoś bardziej od serca.
Podniósł wzrok tylko na moment.
– Skarżyłaś się na zimne stopy. To praktyczne – odparł. – Nie rozumiem, co jest złego w praktycznych prezentach.
– Problem w tym, że w ogóle mnie nie znasz – wyrwało mi się zanim zdążyłam to przemyśleć.
– Przesadzasz – stwierdził, znów przenosząc uwagę na ekran.
– Rozmawiałeś kiedyś ze mną o tym, co lubię? O czym marzę? – spytałam ciszej. – Wiesz, jaka była ostatnia książka, którą przeczytałam? Jaką muzykę słucham? Co bym chciała zobaczyć w weekend?
Milczał. Telewizor mrugał pojedynczymi kolorami, jak karykaturalne tło dla naszej pustej rozmowy.
– Mam dużo na głowie – powiedział w końcu. – Nie mam czasu myśleć o takich sprawach.
Te słowa uderzyły mnie bardziej niż same skarpety. Zrozumiałam, że dzieli nas przepaść, która nie powstała w jeden dzień. To były lata drobnych zaniedbań, które zmieniły nas w dwie osoby żyjące obok siebie, a nie ze sobą. Wtedy właśnie poczułam, że nadszedł czas na lekcję, której nie zapomni.
Nie chcę, żebyś czuła się samotna
Kiedy zasnął tego samego wieczoru, siedziałam na brzegu łóżka z telefonem w dłoni. Szukałam w sobie złości, lecz znalazłam raczej zmęczenie. Chciałam, żeby choć przez chwilę poczuł to, co ja czułam od lat: bycie niezauważoną, nieważną, traktowaną jak dodatek. Nie zamierzałam krzyczeć ani dramatyzować. Wymyśliłam coś prostszego, a jednocześnie bardziej dotkliwego. Następnego dnia odwiedziłam przyjaciółkę. Wróciłam do domu później. On siedział w kuchni i patrzył na zegarek.
– Gdzie byłaś? – spytał z lekkim zniecierpliwieniem.
– Byłam zajęta – odpowiedziałam, odkładając torebkę. – To chyba nic niezwykłego, prawda?
Popatrzył na mnie zdziwiony, jakby pierwszy raz ktoś odebrał mu rutynę.
– Mogłaś napisać – mruknął.
– Zawsze mogę. Tylko pytanie, czy to coś zmieni – westchnęłam, sięgając po kubek.
Przez kolejne dwie godziny krążyliśmy po mieszkaniu jak obcy ludzie. On udawał, że ogląda telewizję, lecz co chwilę zerkał w moją stronę. Ja sprzątałam kuchnię wolniej niż zwykle, chcąc dać mu czas, by sam podjął próbę rozmowy. W pewnym momencie wszedł do pomieszczenia i oparł się o framugę drzwi.
– Chcesz mi powiedzieć, że od dawna czujesz się tak… pomijana? – zapytał cicho.
– Tak. I to nie są rzeczy, które pojawiły się nagle. To lata drobnych sygnałów – odpowiedziałam, odkładając talerz. – Nie oczekiwałam cudów. Chciałam tylko, żebyś mnie widział.
Przeszedł kilka kroków i usiadł przy stole. Palcami stukał w blat, jakby szukał słów.
– Nie wiedziałem, że to aż tak ważne – przyznał. – Nigdy nie byłem romantyczny, to prawda. Może dlatego nie potrafię robić takich gestów.
– To nie brak romantyzmu jest problemem. To brak starań – odparłam. – Skarpety były symbolem tego, że nawet nie próbujesz mnie zrozumieć.
– Mogłem zapytać, co byś chciała – westchnął. – Zawsze wydawało mi się, że praktyczne rzeczy są najlepsze, bo się nie zmarnują.
– Moje uczucia też się marnują, kiedy traktujesz je jak zbędny dodatek – powiedziałam, w końcu siadając naprzeciwko niego.
Podniósł na mnie wzrok. W jego oczach pojawiła się powaga, która nieczęsto gościła na jego twarzy.
– Nie chcę, żebyś czuła się samotna – powiedział nieco drżącym głosem. – Tylko nie wiem, czy potrafię to naprawić.
– Mogę ci pokazać, czego potrzebuję. Jeśli tylko będziesz chciał słuchać – odpowiedziałam spokojniej.
Siedzieliśmy w ciszy, która tym razem nie była ciężarem, lecz przestrzenią na refleksję. Widziałam, że dotarło do niego coś, czego wcześniej nie potrafił dostrzec – że nasze życie może się zmienić, jeśli oboje będziemy tego chcieli.
Nie chcę, żeby tak to wyglądało
Następnego dnia obudziłam się wcześniej niż zwykle. On już nie spał, chociaż leżał nieruchomo, jakby próbował znaleźć odpowiedni moment na rozmowę. Kiedy podniosłam się z łóżka, usiadł i poprawił poduszkę.
– Myślałem całą noc – powiedział, zanim zdążyłam cokolwiek zrobić. – O tym, co mówiłaś. O tym, jak żyjemy. Nie chcę, żeby tak to wyglądało.
Usiadłam z powrotem, opierając się o wezgłowie.
– Chciałabym wierzyć, że możesz to zmienić – odpowiedziałam szczerze.
– Mogę spróbować. Wiem, że na razie to tylko słowa, lecz muszę od czegoś zacząć – podjął, splatając dłonie.
Pokiwałam głową. Nie zależało mi na przeprosinach ani na patetycznych deklaracjach. Potrzebowałam działań. Tego dnia zrobił śniadanie. Nie było niczym wyjątkowym – jajecznica, kromki chleba, herbata. Mimo to czułam, że niesie w sobie coś ważniejszego niż smak. To była pierwsza iskra świadomości, że w związku dwie osoby muszą się starać. Po południu zaproponował spacer. Zwyczajny, bez wielkich planów. Wyszliśmy, rozmawialiśmy ostrożnie, jakbyśmy uczyli się języka, którym dawno nie mówiliśmy.
Nie wierzyłam jeszcze w nagłe odrodzenie, bo życie rzadko działa tak prosto. Jednak czułam, że moje słowa go dotknęły, a on po raz pierwszy postanowił coś z tym zrobić. Skarpety schowałam do szuflady. Nie po to, żeby je nosić, lecz żeby pamiętać, od czego zaczęła się nasza rozmowa o potrzebach, które zbyt długo milczały. Każdy związek zaczyna się od drobiazgów i czasem właśnie drobiazgi potrafią go odmienić – w jedną albo drugą stronę. Moje święta okazały się trudne, lecz potrzebne.
Renata, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Teściowa w święta potraktowała moje dzieci jak zużytą chusteczkę. Cała rodzina zobaczyła, jaka jest podła”
- „Gdy rodzina zaprosiła mnie na Wigilię, wyczułem, że coś tu śmierdzi. Spadek po babci sprawił, że jestem łakomym kąskiem”
- „Zaprosiłam synową na święta, ale ona mną wzgardziła. Myślałam, że się mści, ale prawda była inna”

