Reklama

Wigilia zawsze była dla mojej mamy wydarzeniem roku. Obrus musiał być wykrochmalony, pierogi domowe, a kolędy miały lecieć cicho w tle, jakby od niechcenia, ale obowiązkowo. W tym roku miało być jeszcze bardziej idealnie, bo po raz pierwszy miał się pojawić mój nowy partner. Wiedziała, jak bardzo mi na tym zależy, a jednak zrobiła coś, czego nie zrozumiem chyba nigdy. Kiedy weszliśmy do salonu, mój wzrok natrafił na znajomą twarz. Mojego byłego. Usiadł właśnie przy półmisku z karpiem i uśmiechał się, jakby był u siebie. Mama po prostu go zaprosiła.

Zamarłam

Weszliśmy do mieszkania moich rodziców nieco spóźnieni, bo Krystian upierał się, żeby zaparkować auto idealnie równolegle do krawężnika. Byłam zdenerwowana, ale nie na niego. Raczej na to, jak bardzo zależało mi, żeby ten wieczór wypadł dobrze. Żeby mama go polubiła. Żeby tata nie palnął niczego głupiego. Żeby babcia nie wypytywała o ślub. Krystian trzymał moją dłoń mocno, jakby czuł, że zaraz eksploduję. Gdy tylko przekroczyliśmy próg, mama wyskoczyła z kuchni z głośnym:

— O, jesteście wreszcie!

Pocałowała mnie w policzek, potem Krystiana. Chciałam już się rozebrać z płaszcza, kiedy usłyszałam znajomy głos:

— Cześć, Maryśka.

Zamarłam. Zza drzwi salonu wyszedł Piotrek, mój eks. Ten, który trzy lata temu wyprowadził się w środku nocy, bo „nie wiedział, czego chce od życia”. Ten, który blokował mnie wszędzie i nagle... teraz stał w świątecznym swetrze w domu moich rodziców.

— Co ty tu... — zaczęłam, ale mama weszła mi w słowo.

— Spotkałam go ostatnio u fryzjera. Sam był, taki smutny. Nie ma nikogo w te święta. Nie mogłam go zostawić, no nie?

Krystian przyglądał się Piotrkowi z kamienną twarzą. Nie powiedział ani słowa. Widziałam jednak po jego oczach, że już żałuje, że dał się namówić na tę Wigilię. Ja zresztą miałam podobne odczucia.

Krystian nawet nie zareagował

Usiedliśmy przy stole jak w teatrze absurdu. Mama z uśmiechem rozdawała uszka do barszczu, jakby nie siedział z nami facet, którego obecność była nam solą w oku. Ojciec chyba też był zaskoczony, bo nawet nie skomentował mojej fryzury, co robił co roku. Krystian w milczeniu sączył barszcz i tylko raz zerknął na mnie znacząco, gdy Piotrek sięgnął po chleb i mruknął:

— Jak za starych czasów, co?

Zamrugałam szybko, starając się nie odpowiedzieć. Babcia zapytała, czy Krystian to ten lekarz. Odpowiedziałam, że nie, że architekt. Pokiwała głową z wyraźnym rozczarowaniem.

— No trudno — westchnęła. — Grunt, że nie informatyk. Informatycy to ponoć dziwaki.

— A architekci to co, święci? — rzucił Piotrek z kpiącym uśmieszkiem, który pamiętałam aż za dobrze.

Krystian nawet nie zareagował. Po prostu spojrzał na niego spokojnie i wrócił do jedzenia. Widziałam jednak, że szczęka mu drga. Znałam ten grymas. To był jego sposób na to, by nie powiedzieć czegoś, czego później będzie żałować.

— Mamo, naprawdę nie mogłaś mu powiedzieć, że to nie jest dobry moment? — szepnęłam do niej na boku, kiedy zanosiłam pusty talerz do kuchni.

— Oj Marysiu, nie przesadzaj. To tylko kolacja. A Krystian wygląda na dorosłego chłopaka, chyba rozumie, że życie bywa skomplikowane?

Zacisnęłam zęby. Za to mama chyba nie rozumiała, że właśnie wrzuciła bombę na najważniejszą kolację w roku. I teraz tylko czekała, aż wybuchnie.

Moje serce biło jak oszalałe

Zupa grzybowa parowała w talerzach, a atmosfera przy stole była już tak gęsta, że można by ją kroić nożem. Piotrek, jakby specjalnie, zaczął opowiadać anegdotkę o tym, jak kiedyś pomylił suszone grzyby z liśćmi laurowymi i cała potrawa smakowała jak mydło.

— No, ale wtedy Marysia jeszcze nie znała się na gotowaniu, prawda? — dodał z uśmiechem w moją stronę.

— Przynajmniej próbowała. Teraz gotuję ja — odpowiedział spokojnie Krystian, nie patrząc na niego.

— Naprawdę? To chyba spore poświęcenie — zakpił Piotrek. — Gotować dla kogoś, kto nie odróżnia tymianku od majeranku.

Krystian spojrzał na mnie. I wtedy zrozumiałam, że on to wszystko słyszy, chłonie jak gąbka. I że to nie przejdzie mu bokiem.

— A ty, Piotrek, co teraz robisz? — spytała nagle mama z niewinnym tonem.

— Trochę pracuję zdalnie, trochę dorabiam na kursach. Żyję spokojnie. I sam.

To „sam” wybrzmiało z takim naciskiem, że prawie się nim zadławiłam. Krystian odłożył łyżkę, zsunął serwetkę z kolan i spojrzał Piotrkowi prosto w oczy.

— Cieszę się, że masz czas. Może następnym razem zostaniesz na Sylwestra. Albo wpadniesz na walentynki? Będzie romantycznie. Może i ja się czegoś nauczę od byłych.

Zapadła cisza. Ojciec chrząknął, babcia zaczęła gmerać łyżką w talerzu, a mama próbowała zmienić temat, pytając, kto chce dokładkę. Zupa wystygła, a moje serce biło jak oszalałe.

Piotrek spojrzał na nas

Pierogi z kapustą i grzybami zniknęły z talerzy w akompaniamencie milczenia. Każdy udawał, że wszystko jest w porządku, że to tylko święta i że nikt nie siedzi jak na minie. Piotrek co chwilę rzucał jakieś żartobliwe uwagi, ale tylko ja słyszałam w nich tę znajomą nutę złośliwości. Tę samą, którą przez lata zagłuszałam, tłumacząc, że on „po prostu tak ma”.

— Wiesz, Krystian, Marysia zawsze miała słabość do ambitnych. Pamiętam, jak uczyła się hiszpańskiego tylko po to, żeby ze mną pojechać do Barcelony.

Krystian uniósł brwi.

— A pojechaliście?

— Nie. Pokłóciliśmy się dzień przed wyjazdem. O... — Piotrek zawiesił głos. — W sumie to już nie pamiętam, o co.

— Ja pamiętam — rzuciłam cicho. — O to, że flirtowałeś z moją kuzynką. Przy mnie.

Mama zakaszlała, jakby się czymś zadławiła, a babcia nagle z zainteresowaniem zaczęła przyglądać się opłatkowi.

— Stare dzieje — odparł Piotrek, wzruszając ramionami. — Wtedy byliśmy inni, prawda?

— Ja byłam inna. Ty byłeś dokładnie taki sam jak dziś — odpowiedziałam już nieco głośniej.

Krystian przeniósł rękę na moje kolano pod stołem. Jego dłoń była ciepła, spokojna. Piotrek spojrzał na nas i skrzywił się lekko.

— No nic, może przejdźmy do ryby. Karp zawsze koi nerwy — powiedział i sięgnął po półmisek.

Słowo daję, gdyby miał jeszcze jedną szansę, to chyba by mnie poprosił o taniec.

Zamknęłam za nim drzwi

Mama przyniosła sernik, ten swój popisowy z brzoskwiniami. Krystian grzecznie podziękował, Piotrek sięgnął po dwa kawałki, jakby od zawsze był częścią tej rodziny. Czułam, jak się we mnie gotuje. Nie chodziło tylko o to, że tu był. Chodziło o to, że nikt, oprócz Krystiana, nie zauważał, jak bardzo to nie było w porządku.

— A może kieliszeczek nalewki? — zaproponowała mama, wstając od stołu.

— Chętnie. Może będzie łatwiej strawić przeszłość — rzucił Piotrek z tym swoim typowym półuśmieszkiem.

Tym razem Krystian wstał. Spokojnie, bez szarpania, bez cienia teatralności.

— Ja chyba już będę się zbierał — powiedział, patrząc tylko na mnie. — Dzięki za zaproszenie, ale... czuję się jak piąte koło u wozu.

— Krystian, proszę... — zaczęłam, ale on uniósł dłoń.

— W porządku, Marysia. Nie złość się. Po prostu... to nie jest miejsce, w którym powinienem dziś być.

Piotrek milczał, ale widziałam po jego minie, że osiągnął, co chciał.

— Mama to wszystko zorganizowała — szepnęłam Krystianowi, prowadząc go do przedpokoju.

— Wiem. I właśnie dlatego teraz ty musisz zdecydować — odpowiedział. — Czy chcesz być z kimś, kto cię wspiera, czy z kimś, kto wraca, kiedy akurat nie ma gdzie pójść.

Zamknęłam za nim drzwi. W salonie mama wlewała nalewkę do kieliszków. Piotrek właśnie zjadał drugi kawałek sernika, a do mnie zaczęło powoli dochodzić, że nie chodziło tylko o Wigilię, a o całe moje życie.

Wpadłam w nie bez wahania

Siedziałam jeszcze chwilę przy stole, wbijając wzrok w migający łańcuch na choince. Niby wszystko było tak, jak powinno — opłatek leżał połamany, świece płonęły, a na stole pysznił się makowiec. A jednak w mojej głowie panował kompletny chaos. Mama rozmawiała z babcią o pogodzie. Ojciec coś przestawiał w kredensie. Piotrek jakby wtopił się w tło. Dopiero wtedy zrozumiałam, że przez te wszystkie lata moja mama wciąż widziała w nim „tego właściwego”. Chciała nas znowu połączyć, jakby czas się cofnął, jakby między nami nie wydarzyły się miesiące rozczarowania, kłamstw i cichych łez.

Wstałam od stołu.

— Wychodzę — powiedziałam. — Dziękuję za kolację. Było... niezapomnianie.

— Marysiu, nie bądź dziecinna — rzuciła mama z oburzeniem.

— Nie jestem. Wręcz przeciwnie, dorosłam. I nie zamierzam już wracać do czegoś, co mnie kiedyś złamało.

Zabrałam płaszcz i szalik, czując, jak rośnie we mnie siła, którą chyba gdzieś po drodze zgubiłam. Wyszłam na zewnątrz. Na chodniku leżał świeży śnieg. Cichy, czysty. I wtedy, jak w jakimś kiepskim filmie romantycznym, zobaczyłam Krystiana nieopodal latarni. Ręce miał w kieszeniach, głowę lekko pochyloną.

— Wiedziałem, że wyjdziesz — powiedział cicho.

— Nie chcę tam wracać — szepnęłam.

To chodź do mnie — odparł, otwierając ramiona.

Wpadłam w nie bez wahania. Wiedziałam, że od tej Wigilii nie chcę już przeszłości. Chcę przyszłości. Z kimś, kto nie będzie musiał ze mną walczyć o miejsce przy stole.

Maria, 31 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama