„Latami liczyłam każdy grosz, a mąż po kryjomu odłożył majątek. Byłam pewna, że to pieniądze dla kochanki”
„Kiedy otworzyłam szufladę w szafce przy biurku Roberta, zobaczyłam kopertę z logo banku. Pomyślałam, że może tam będzie coś, czego potrzebuję, jakiś numer konta albo data przelewu. Wyciągnęłam ją i wtedy to zobaczyłam. Wyciąg z jego konta. Na górze saldo: dziewięćdziesiąt tysięcy złotych. W pierwszej chwili pomyślałam, że to jakaś pomyłka”.

- Redakcja
Mam pracę na część etatu, z której pieniądze wystarczają tylko na rachunki i skromne zakupy. Robert – mój mąż – zarabia dużo więcej. Żyjemy jakby w dwóch równoległych rzeczywistościach. Ja: promocje w markecie, notatnik z listą wydatków, wieczne „przyjemności nie teraz”. On: a to nowy telefon, a to nowy zegarek, ale „nie mam oszczędności”.
– Nie żyjemy ponad stan – mówi. – Wszystko idzie na bieżące potrzeby. Paulina, nie przesadzaj.
Tylko że ja przesadzam od miesięcy. Przesadzam, gotując na trzy dni. Przesadzam, pożyczając od mamy dwie stówki na leki dla naszej córki. Przesadzam, bo coraz częściej mam ochotę zapytać go wprost: co ukrywasz?
W nocy nie mogę spać. Przewracam się z boku na bok, a cisza w naszym łóżku boli bardziej niż jakikolwiek krzyk. Robert od dawna śpi tyłem do mnie. Nawet nie wiem, kiedy przestał się przytulać. Nie wiem, czy mnie jeszcze kocha. Nie wiem, czy ja jego jeszcze kocham. Ale wiem jedno – w tym małżeństwie jestem sama. Z własnymi myślami, z narastającym lękiem, że za chwilę wszystko się rozpadnie.
I najgorsze – zaczynam mu nie ufać. A to już nie jest małżeństwo. To wojna na milczenie.
Pomyślałam, że to jakaś pomyłka
Przesuwałam dokumenty, bo chciałam znaleźć rachunek za prąd – ten z zeszłego miesiąca, bo nowy przyszedł i coś mi się nie zgadzało. Kiedy otworzyłam szufladę w szafce przy biurku Roberta, zobaczyłam kopertę z logo banku. Pomyślałam, że może tam będzie coś, czego potrzebuję, jakiś numer konta albo data przelewu. Wyciągnęłam ją i wtedy to zobaczyłam.
Wyciąg z jego konta. Na górze saldo: dziewięćdziesiąt tysięcy złotych.
W pierwszej chwili pomyślałam, że to jakaś pomyłka, może stara wersja, może coś firmowego. Ale nie – na wyciągu widniało jego imię, jego dane, nasz wspólny adres. Przewróciłam kartki – przelewy z ostatnich miesięcy, wpływy z pracy, brak większych wydatków. I ten stan konta, niezmienny, jakby te pieniądze leżały tam cicho, uparcie, poza moim zasięgiem.
Schowałam kartkę z powrotem. Ręce mi się trzęsły, ale głos miałam spokojny. W środku wszystko wirowało, ale z zewnątrz byłam opanowana. Wzięłam rachunek za prąd, usiadłam przy stole i zaczęłam robić herbatę, jakby nic się nie wydarzyło.
Wieczorem usiedliśmy razem do kolacji. Sałatka, pieczywo, plasterki szynki, które kupiłam tego dnia w promocji. Udawałam, że nie mam nic w głowie. Ale nie wytrzymałam.
– Musimy zapłacić za wodę i gaz – powiedziałam, wbijając wzrok w talerz. – Podobno podnieśli stawki.
– Wiem – mruknął Robert, nie patrząc na mnie. – W pracy też o tym gadali.
– Myślałam, że może damy radę odłożyć trochę w tym miesiącu. Chociaż kilkaset złotych.
– Nie mam z czego – uciął. – Wszystko schodzi. Żyjemy z miesiąca na miesiąc, Paulina. Przecież wiesz.
Pokiwałam głową. Nie odzywałam się więcej. Ale nie wiedziałam, co bardziej mnie bolało – to, że kłamał, czy to, że nawet nie próbował wymyślić czegoś bardziej przekonującego. Jakby moje pytania nie były warte wysiłku.
Po kolacji zamknęłam się w łazience. Udawałam, że zmywam makijaż, ale patrzyłam w lustro i czułam, jak coś we mnie zamarza. Dziewięćdziesiąt tysięcy złotych. Tyle miał na koncie, podczas gdy ja zaciskałam pasa, rezygnowałam z dentysty i liczyłam, ile za ile dni skończy się żel pod prysznic.
W mojej głowie nieustannie kołatało się pytanie – dlaczego mnie okłamuje? Czy to dla kogoś innego? Czy ktoś czeka na te pieniądze, tylko nie ja? Może nigdy nie byłam dla niego partnerką. Może byłam tylko opcją, wygodnym układem, który nie miał prawa pytać.
Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że to się nie skończy dobrze. I że może to ja nie chcę już udawać, że wszystko jest w porządku.
Nie chcę wiedzieć
Marta zawsze potrafiła spojrzeć mi w oczy i wyczytać więcej, niż bym chciała. Spotkałyśmy się w kawiarni, tej naszej – z krzywymi krzesłami i kelnerką, która zapominała o zamówieniach. Usiadłam, zamówiłam cappuccino, po czym od razu wyjęłam z torebki kopertę.
– Wyciąg z jego konta – powiedziałam cicho, podsuwając jej kartkę. – Dziewięćdziesiąt tysięcy. A mi mówi, że nie ma oszczędności.
Marta spojrzała, potem na mnie.
– Pytałaś go?
Pokręciłam głową.
– Boję się odpowiedzi. Boję się, że usłyszę coś, czego nie będę potrafiła znieść.
– A co, jeśli to pieniądze na rozwód? Albo dla kochanki?
– Nie chcę wiedzieć – powiedziałam szybko.
Zamilkłyśmy. Marta trzymała moją dłoń, jakby próbowała utrzymać mnie na powierzchni. Ale ja czułam, że tonę. Nie ufałam już Robertowi. Nie ufałam też sobie. Nie umiałam odróżnić złudzeń od przeczucia.
– Zasługujesz na prawdę – powiedziała w końcu Marta. – I na spokój.
Ale ja miałam w sobie tylko ciszę i rosnący lęk.
Szukałam znaków
Postanowiłam nic nie mówić. Nie teraz. Czekałam. Obserwowałam. Jak ktoś, kto wie, że zbliża się burza, ale jeszcze nie wychodzi z domu, bo może akurat przejdzie bokiem.
Robert zachowywał się tak samo jak zawsze. Wracał z pracy, jadł, siedział z telefonem, potem szedł spać. Mówił mało, czasem rzucił jakiś komentarz o korkach, czasem zapytał, czy pralka już skończyła prać. Nic więcej. Ja natomiast nie spałam. Leżałam w ciemności i słuchałam jego oddechu. Szukałam znaków. Patrzyłam, czy wychodzi częściej, czy wraca później, czy ktoś dzwoni. Ale on był ostrożny. Albo po prostu nie miał nic do ukrycia, poza pieniędzmi i tym, że nie chciał już ze mną rozmawiać.
Pewnego wieczoru nie wytrzymałam. Siedzieliśmy przy kolacji. Zupa z resztek. On jadł, nie patrząc na mnie.
– Zastanawiałeś się kiedyś, co by było, gdybyśmy się rozstali? – zapytałam nagle, bez zapowiedzi.
Podniósł wzrok, zaskoczony.
– Skąd takie pytania?
– Po prostu. Czasem się nad tym zastanawiam.
Milczał chwilę, a potem sięgnął po kromkę chleba.
– Nie mam teraz głowy do takich rozmów.
Pokiwałam głową, choć serce zaczęło mi walić. Nie chodziło już o pieniądze. Chodziło o to, że przestaliśmy być dla siebie ważni. Chodziło o to, że nawet pytanie o rozstanie nie poruszyło w nim niczego. W środku poczułam coś nowego. To nie był smutek. To był gniew.
Weszłam do sypialni
Tej nocy długo siedziałam w kuchni. Robert już spał. Miałam przed sobą wyciąg z konta, który od kilku dni nosiłam w torebce. Zdecydowałam.
O drugiej w nocy weszłam do sypialni. Włączyłam światło. Robert otworzył oczy, zmrużył je od blasku.
– Co jest? – mruknął zaspany.
Podsunęłam mu kartkę.
– Znalazłam to. Dlaczego mi nie powiedziałeś?
Spojrzał. Zrozumiał od razu. Westchnął. Powoli usiadł na łóżku.
– To nie twoja sprawa – powiedział cicho.
– Nie moja? Myślałam, że jesteśmy partnerami.
– Nie muszę ci się tłumaczyć z każdego grosza. Odkładałem na czarną godzinę.
Stałam bez słowa, patrząc na niego, jakby był kimś obcym. Nie zaprzeczał. Nie próbował kłamać. Po prostu mnie z tego wykluczył. Wyszłam z sypialni i zamknęłam drzwi. Usiadłam znów w kuchni. Patrzyłam na szarzejące niebo i wiedziałam, że to nie pieniądze nas podzieliły. To fakt, że nie byliśmy już ze sobą szczerzy i zaufanie się rozpłynęło.
Potrzebowałam jeszcze jednego dnia
Nie spakowałam się od razu. Potrzebowałam jeszcze jednego dnia, żeby się oswoić z myślą, że wyjeżdżam. Wzięłam wolne z pracy. Zostawiłam brudne naczynia w zlewie. Przestałam się starać, żeby wszystko wyglądało normalnie.
Wieczorem zadzwoniłam do mamy.
– Przyjadę na kilka dni – powiedziałam. – Nie pytaj na razie dlaczego.
Ale ona znała mój głos. Słyszała wszystko, nawet to, czego nie mówiłam.
– Może miał powody – powiedziała cicho. – Może nie chciał cię martwić.
– Nie chciał mnie martwić, chowając prawdę? Jak długo mam żyć w nieświadomości?
– Musisz podjąć decyzję, nie on – odpowiedziała po chwili.
Zamilkłam. W tle słyszałam dźwięk jej czajnika. Tak bardzo zwyczajny dźwięk, że aż zabolał. Bo nic już nie było zwyczajne. Wyszłam z domu z jedną walizką. Bez awantury. Bez zostawionej kartki. Robert siedział przy komputerze. Spojrzał na mnie, ale nic nie powiedział. Zatrzymałam się przy drzwiach.
– Wracam po rzeczy za kilka dni.
Nie odpowiedział. Tylko kiwnął głową. Jakby mówił „zrób, co chcesz”.
Na klatce schodowej poczułam dziwny chłód. Nie z powodu temperatury. Po prostu zrozumiałam, że nie mam już do czego wracać.
Może to ja byłam naiwna
Wróciłam tylko po ubrania i kilka książek. Nie wchodziłam do sypialni. Wszystko było dokładnie tak, jak zostawiłam. Nawet kubek po kawie stał na stole. Robert siedział na kanapie, telewizor był włączony, ale nie patrzył. Na mój widok nie wstał.
– Nie chodzi o pieniądze, Robert – powiedziałam cicho. – Chodzi o to, że mnie z nich wykluczyłeś. Z życia też.
Nie odpowiedział. Patrzył w ekran. Jakby mnie już tam nie było.
Zamknęłam walizkę i wyszłam. Nie trzasnęłam drzwiami. Nawet na nie nie spojrzałam. To był tylko adres. Nie dom.
Nie wiem, co dalej. Może wynajmę coś małego. Może wrócę do mamy na dłużej. Może będę płakać wieczorami i żałować, że nie walczyłam mocniej. Ale jedno wiem na pewno – nie chcę już żyć w ciszy i niepewności. Nie chcę pytać o prawdę i dostawać tylko wzruszenie ramion. Może to ja byłam naiwna. Może zawsze byłam tylko dodatkiem do jego życia. Ale teraz... teraz przynajmniej wiem, że nie jestem niczyją własnością.
Paulina, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Myślałam, że moja rodzina jest idealna, aż odkryłam sekretną teczkę. Okazało się, że całe moje życie było iluzją”
- „Odkąd przeszłam na emeryturę, czułam się niewidzialna. Wymyśliłam pewien sposób, by jakoś wrócić do pełni życia”
- „Wolę wynajętą klitkę z grzybem na ścianie, niż nowe mieszkanie od matki. Postawiła warunek, którego nie zaakceptuję”

