„Latami harowałem, by syn miał lepsze życie niż ja. Zamiast dumy czuję wstyd, że trzymam w domu magistra na bezrobociu”
„Odkładałem swoje potrzeby na bok. Patryk miał korepetycje, komputer, najnowszy kalkulator, podręczniki po dwieście złotych za sztukę. Byłem dumny, kiedy zdał maturę, kiedy przyszło pismo z uczelni, że go przyjęli”.

- Redakcja
Całe życie na budowie albo w hucie – najpierw to, potem tamto. Nikt mnie nie pytał, czy chcę. Tak było. Siedemnastoletni chłopak, bez matury, za to z ojcem pijakiem i matką, która miała serce wielkie, ale kręgosłup do roboty zbyt słaby. To ja musiałem zarabiać, żeby w domu było co zjeść.
Miał wszystko
Kiedy pojawił się Patryk – mój syn – to przysiągłem sobie jedno: on nie będzie musiał tak żyć. Nie będzie chodził w butach po starszym kuzynie, nie będzie brał kanapki do szkoły z samym masłem, jak ja. Ja będę tyrał, a on będzie się uczył, będzie kimś. Może prawnikiem? Może informatykiem? Kimkolwiek, byleby nie dźwigał wiader z zaprawą po rusztowaniach w listopadzie.
Były momenty, że brakowało na wszystko. Ale wtedy odkładałem swoje potrzeby na bok. Patryk miał korepetycje, komputer, najnowszy kalkulator, podręczniki po dwieście złotych za sztukę. Żona nieraz mówiła, że przesadzam. Ale ja byłem dumny, kiedy zdał maturę, kiedy przyszło pismo z uczelni, że go przyjęli. A potem – dyplom. Magister! Mój syn! Nawet się popłakałem.
Ale minął rok od kiedy skończył studia. I co robi? Nic. Leży całymi dniami na kanapie, telefon w ręce, śmieje się z jakichś memów. Pracy nie szuka. Jak mu coś powiem, to kręci oczami, jakbym mu życie rujnował. A ja coraz częściej łapię się na tym, że pytam siebie: „Po co ja tak harowałem?”.
Nic nie robił
Wróciłem późno, jak zwykle. Ubranie przesiąknięte pyłem i potem, ręce sztywne od noszenia pustaków. W kuchni było ciemno, tylko w salonie migały niebieskie światła z telewizora. Patryk leżał rozwalony na kanapie, z telefonem w ręce. Stopy na stole, obok opakowanie po chipsach i puszka coli. Zatrzymałem się w progu, nie mówiąc nic przez chwilę.
– Przydałaby się pomoc przy malowaniu garażu – rzuciłem.
Spojrzał na mnie spod oka, nie odrywając palców od ekranu.
– Nie będę za darmo robił, tato. To nie czasy PRL-u – powiedział i znowu wbił wzrok w telefon.
Zatkało mnie na moment. Przez chwilę nie wiedziałem, co odpowiedzieć. Pomyślałem, że może zażartuję, ale coś we mnie się zablokowało.
– Ty nic nie robisz – powiedziałem cicho. – Od roku siedzisz w tym domu i żyjesz za moje pieniądze.
– I co z tego? – wzruszył ramionami. – Nie będę tyrał za najniższą, jak frajerzy. Wolę poczekać, aż znajdę coś sensownego.
Nie widział problemu
Wziąłem kubek z kuchni, nalałem sobie wody i z taką siłą odstawiłem go na blat, że się zachwiał. Patryk wreszcie oderwał wzrok od ekranu. Spojrzał na mnie bez cienia emocji.
– Wiesz, co myślę? – zapytałem.
Nie odpowiedział. Wyszedłem z kuchni, zabierając ze sobą tylko klucze. Drzwi zamknąłem mocno, aż futryna zadrżała. Zszedłem po schodach, nie patrząc, dokąd idę.
Czułem się, jakbym przegrał. Jakbym całe życie w coś inwestował, a teraz patrzył, jak to się rozpływa. Nie chodziło o pieniądze, ale o to, że się starałem, a teraz mój syn mówi mi, że jestem frajerem. I chyba naprawdę takim mnie widzi. Wiedziałem, że nie porozmawiamy już dziś. Może nie porozmawiamy wcale.
Któregoś dnia siedzieliśmy z Teresą w kuchni. Patrzyłem w blat, a ona mieszała herbatę.
– Zobacz, co z niego wyrosło – powiedziałem w końcu. – Leży i gada, jakby mu się wszystko należało.
– Może mu ciężko. Rynek nie jest łatwy – mruknęła. – Daj mu czas.
– Całe życie pracowałem, żeby nie musiał mieć tak ciężko. A on wszystko ma gdzieś. Uczył się, nie po to, żeby coś osiągnąć, tylko żeby mieć święty spokój.
– Może nie chce żyć tak jak ty, Janusz.
Usprawiedliwiała go
Zamilkłem. Te słowa trafiły mnie mocniej, niż chciałem. Wstałem i podszedłem do okna. Zza firanki było widać światła z sąsiedniego bloku.
– A może to ja coś zrobiłem nie tak? – powiedziałem cicho.
Teresa nie odpowiedziała. Przez chwilę było tylko słychać łyżeczkę uderzającą o porcelanę.
Któregoś dnia zmusiłem syna do szczerej rozmowy. To właśnie wtedy mi powiedział:
– Nie chcę żyć jak ty, tato. Nie chcę wracać styrany, oglądać mecz, zasypiać przed telewizorem i powtarzać tego samego przez czterdzieści lat.
Zacisnąłem zęby, ale nic nie mówiłem. Patrzyłem na niego, jakbym widział go po raz pierwszy.
– A co jest tym twoim życiem? Leżenie i przeglądanie internetu? Ja wszystko robiłem, żebyś miał wybór. Żebyś nie musiał harować jak ja.
– Ale ja nie chcę być twoim projektem. Całe życie czułem, że mam być kimś dla ciebie. Następcą. Dowodem, że twoje poświęcenie się opłaciło. A ja… jestem tylko sobą. I chyba nigdy mnie nie słuchałeś, tato. Tylko mówiłeś, co mam robić.
Słowa wchodziły we mnie jak zimne igły. Z każdą kolejną czułem, jak opada mi coś z ramion. Może duma, a może iluzja, że wiem, co robię jako ojciec.
Byłem bezradny
Przypomniałem sobie, jak cieszył się z pierwszego roweru, jak śmiał się w pociągu, kiedy jechaliśmy nad morze, i jak zasnął z dyplomem w ręce po obronie. Myślałem, że to był nasz wspólny sukces.
Praca była dla mnie wszystkim, bo niczego innego nie znałem. Nie umiałem mówić o uczuciach. Nie mówiłem „jestem z ciebie dumny”, tylko „znowu piątka? Dobrze”. Dawałem to, co umiałem – pieniądze, rzeczy, stabilność. Może on potrzebował czegoś innego. Poczułem wilgoć pod powiekami. Nigdy nie płakałem, a teraz nie mogłem przestać. Zadałem sobie pytanie, które wisiało nade mną od dawna, ale nigdy nie miałem odwagi go wypowiedzieć: Czy ja się w ogóle nauczyłem być ojcem?
Wiem, że nie wszystko da się naprawić od razu, może nie da się wcale. Patryk i ja jesteśmy z dwóch różnych światów. Dla niego praca to nie wartość, tylko obowiązek. Dla mnie była jedynym językiem, jakim umiałem mówić o miłości.
Nie wiedziałem, czy jeszcze mnie kiedyś zrozumie. Nie wiedziałem, czy ja jego zrozumiem. Ale wiedziałem, że muszę spróbować. Może nie dla siebie, a dla tego chłopaka, który kiedyś śmiał się, gdy sadzałem go na barana. Tego, którego chciałem ochronić przed całym światem.
Janusz, 60 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W spadku po przyjaciółce dostałam jej męża. Wolałam wdowca niż swojego darmozjada na kanapie”
- „Mój mąż lubił się mną chwalić przed innymi, ale w domu przypominał mi, że dla niego jestem tylko śmieciem”
- „Byłam bogata, ale samotna. Wynajęłam sobie kochasia za 5 tysięcy, ale miłości nie da się kupić”

