Reklama

Coraz częściej mój brat unikał rozmów, a jego decyzje były dziwnie nieprzemyślane. Wszystko nagle zaczęło przechodzić przez ręce Anety. Kiedyś cicha, dziś coraz śmielsza. Miała w oczach coś, czego nie potrafiłem nazwać, ale od czego nie mogłem się uwolnić.

Co się z nim dzieje?

– Ty naprawdę myślisz, że możesz wszystko sam załatwiać?! – wrzasnął Paweł, trzaskając dokumentami o stół.

– Bo od miesięcy nic od ciebie nie słyszę! Gdzie ty jesteś, kiedy trzeba podjąć decyzję? – odparłem, czując, jak ciśnienie pulsuje mi w skroniach.

– A może po prostu nie chcesz mnie słuchać? Zawsze byłeś tym mądrzejszym, co?

– Nie. Byłem tym, który tu zostaje po godzinach, ogarnia papiery i rozmawia z klientami. Ty tylko wpadasz i robisz dobre wrażenie – warknąłem.

Paweł odsunął się od biurka i skrzywił, jakby go coś ukuło.

Nie jesteś ojcem. Firma to nie twoje prywatne królestwo.

– A może tobie bardziej zależy na własnym portfelu niż na spuściźnie ojca? – zapytałem cicho, ale stanowczo.

Spojrzał na mnie, jakby nie dowierzał, że mogłem to powiedzieć. Milczał dłużej, niż się spodziewałem, a potem rzucił:

– Nie masz pojęcia, o czym mówisz.

Zrobił krok w tył i wyszedł, nie oglądając się za siebie. Zostałem sam przy biurku. W głowie huczały mi jego słowa. Co się z nim dzieje? Dlaczego reaguje tak gwałtownie na najprostsze pytania? Czy coś ukrywa? I czemu przy każdej decyzji pojawia się Aneta?

Zapytałem ją bez ogródek

Złapałem ją na korytarzu, jak zawsze – idealnie uczesaną, w beżowym płaszczu i z kubkiem kawy, który zdawał się częścią jej dłoni.

– Aneta, masz chwilę? – zapytałem.

– Dla ciebie? Zawsze – odparła z uśmiechem, ale jej spojrzenie mówiło coś zupełnie innego.

Zeszliśmy do sali konferencyjnej. Usiadła naprzeciwko mnie, pewna siebie, spokojna. Jakby wiedziała, że to ja jestem intruzem we własnej firmie.

– Zauważyłem, że coraz więcej dokumentów przechodzi przez twoje ręce – zacząłem.

– To chyba dobrze, prawda? Pomagam Pawłowi. Ostatnio jest bardzo obciążony – odpowiedziała z nutą ironii.

– Ale wcześniej nie angażowałaś się w sprawy firmy. Co się zmieniło?

– Może to, że dojrzałam do tego, by mieć głos – rzuciła, upijając łyk kawy. – Wiesz, firma nie jest tylko twoja.

Zacisnąłem dłonie pod stołem. Ten ton… spokojny, kontrolowany, ale pełen chłodu. Nigdy nie traktowała mnie z ciepłem, ale dziś brzmiała jak ktoś, kto już wygrał.

– Paweł inaczej mówił o waszych ustaleniach – powiedziałem ostrożnie.

– Paweł nie zawsze mówi wszystko. Czasem trzeba pomóc mu podjąć decyzje – uśmiechnęła się lekko. – Na jego korzyść, oczywiście.

Zamilkłem. Czułem, jak coś nieuchwytnego zaczyna się wyłaniać spod tych słów. Jakby rozciągała przede mną pajęczynę, w którą ja sam miałem wejść.

A ona tylko siedziała tam, spokojna, piękna i niebezpieczna.

Musieli się przyznać

Zostałem dłużej w biurze, schowany za drzwiami archiwum, szukając faktur z ubiegłego kwartału. Głos Pawła usłyszałem pierwszy – zdenerwowany, urywany, zupełnie niepodobny do niego.

– Czy dobrze zrobiłem? Marek mnie znienawidzi, gdy się dowie…

Zamarłem. Nie słyszał mnie. Głos Anety był cichy, chłodny, wyważony.

– Nie martw się. Wszystko już należy do mnie. On może krzyczeć, ale prawnie nic nie zrobi.

Przysunąłem się do drzwi. Słowa, które padły, nie mieściły mi się w głowie.

– Ale to nie tak miało być. Ty miałaś… ty miałaś tylko doradzić. To wszystko miało być bezpieczne!

– I jest. Dla mnie. Dla ciebie też, jeśli nie zaczniesz panikować – dodała z irytacją.

Nie mogłem już dłużej słuchać. Wyszedłem z archiwum jak huragan, zatrzymując się metr od nich.

– Co zrobiliście?! – wykrztusiłem.

Paweł zbladł. Wpatrywał się we mnie, jakby właśnie zobaczył ducha.

Aneta usiadła spokojnie na krześle i skrzyżowała nogi. Nawet nie drgnęła.

– Cześć, Marku – powiedziała.

– Mówcie od razu. Wszystko – syknąłem, patrząc na brata.

Ale to nie on pierwszy się odezwał. Aneta przejęła dowodzenie.

– Wszystko jest zgodne z prawem. Wszystko już zostało podpisane. Chcesz prawdy? Firma jest moja. I nie oddam ani kawałka.

Patrzyłem na nich, czując, jak rozpada się coś, co miało trwać całe życie.

Musiałem usłyszeć to od niego

Siedzieliśmy przy stole w sali zarządu – tym samym, przy którym jeszcze rok temu razem z Pawłem planowaliśmy rozwój. Teraz między nami leżały papiery, które wszystko przekreślały. Paweł wyglądał, jakby chciał zniknąć. Aneta – jakby była u siebie.

– Przepisałem akty własności na Anetę – powiedział w końcu mój brat, prawie szeptem.

Zamknąłem oczy. Musiałem usłyszeć to od niego. Choć wiedziałem już wcześniej, nadal łudziłem się, że się mylę.

– Dlaczego? – zapytałem, tłumiąc drżenie głosu.

– Bo ufałem jej. Bo mówiła, że to najlepszy sposób na zabezpieczenie majątku. Gdyby coś się stało, nie byłoby kłopotu z podziałem... – tłumaczył się, ale sam nie wierzył w to, co mówił.

– Zabezpieczenie? Przed kim? Przede mną?! – rzuciłem. – Przecież to ojciec budował tę firmę z myślą o nas dwóch!

Aneta wtrąciła się, nim zdążyłem dokończyć.

– Ojciec był idealistą. Świat się zmienił. Ty dalej myślisz sercem, a ja – głową. Ktoś musiał przejąć kontrolę, zanim zatopicie to, co zostało zbudowane.

– To nie ty masz prawo decydować o spuściźnie naszego ojca! – warknąłem, czując, jak serce bije mi jak młot.

Paweł spuścił wzrok.

– Marek, ja tylko chciałem spokoju. Aneta przekonała mnie, że to rozsądne…

Wtedy zrozumiałem. Nie chodziło tylko o zdradę. To była kapitulacja.

Ona wiedziała, co robi

Spotkaliśmy się wieczorem, na zapleczu biura. Paweł przyszedł, jakby go ktoś ciągnął za sznurki. Spoglądał na mnie z mieszaniną wstydu i bezradności.

– Chciałeś pogadać? – zapytał cicho.

– Chciałem zrozumieć – odparłem. – Jak mogłeś…?

Usiadł naprzeciwko mnie, jakby siadał do spowiedzi.

– To nie było tak, że wszystko od razu chciałem jej oddać – zaczął. – Aneta przez lata powtarzała mi, że nie mam głosu. Że ty decydujesz, ty rządzisz. I że prędzej czy później mnie wyrzucisz. A ja… zacząłem w to wierzyć.

Zacisnąłem pięści, ale milczałem.

– Mówiła, że muszę wziąć odpowiedzialność, pokazać ci, że nie jestem tylko cieniem. A potem już poszło za daleko. Akt po akcie, pełnomocnictwo po pełnomocnictwie. Niby wszystko tymczasowe. Niby tylko na papierze. Ale ona... Ona wiedziała, co robi.

– Wiedziała od początku – wtrąciłem.

– Tak – potwierdził. – Miała plan. A ja, idiota, pozwoliłem jej go zrealizować.

Wstałem.

– Nie tylko jej pozwoliłeś. Pozwoliłeś jej odebrać coś, co należało do nas obojga. Co ojciec zbudował, co razem mieliśmy rozwijać. A ty to oddałeś. Bez walki.

Spojrzał na mnie z pustką w oczach.

– Ja tylko chciałem być kimś. Ona dała mi wiarę, że mam prawo do połowy.

Pokręciłem głową.

– Dała ci wiarę, żeby zabrać nam wszystko.

„Razem przetrwacie, osobno zgubicie wszystko”

Stałem przed budynkiem firmy, który przez tyle lat był moim drugim domem. Ściany te same, drzwi te same, a jednak czułem się tu obco. Aneta zajęła moje miejsce nie tylko na papierze. Siedziała w dawnym gabinecie ojca. Za szybą widziałem, jak rozmawia przez telefon z uśmiechem – pewna siebie, zwycięska.

Paweł chciał się jeszcze spotkać. Mówił, że da się to jakoś odkręcić, że może jest jeszcze szansa. Ale ja już wiedziałem, że to koniec. On się jej podporządkował. A ona... ona tylko czekała, aż przestaniemy być braćmi. I się doczekała.

Wyszedłem z biura z pustymi rękami. Nikt mnie nie zatrzymał. Żaden pracownik nie spojrzał mi w oczy. Jakby Aneta już zdążyła ułożyć nową historię, w której mnie nie było.

Wieczorem usiadłem w domu przy biurku ojca. Na jego starej maszynie do pisania wciąż widniała karteczka z jego charakterystycznym pismem: „Razem przetrwacie, osobno zgubicie wszystko”. Przeczytałem to kilka razy i poczułem gorzki uśmiech losu. Przetrwanie razem wymagało lojalności, której zabrakło. Nie tylko Pawłowi – mnie też. Może za bardzo chciałem kontrolować. Może nie widziałem, jak bardzo on potrzebował być kimś więcej niż tylko młodszym bratem.

Ale tego już nie naprawię. Odchodząc, nie obejrzałem się za siebie. Nie chciałem zapamiętać firmy z twarzą Anety w oknie. Wolałem pamiętać ojca i nas – takich, jakimi byliśmy kiedyś.

Marek, 44 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama