Reklama

Niektórzy mówią, że człowieka najlepiej poznaje się w ekstremalnych sytuacjach. Inni, że prawdziwe oblicze pokazuje wtedy, kiedy myśli, że nikt nie patrzy. Ale ja poznałam prawdę o swoim mężu w najbardziej banalnym momencie – podczas grzybobrania.

To miał być zwyczajny, jesienny weekend w domku moich rodziców, który od lat stał na skraju lasu pod Suwałkami. Wzięliśmy wiklinowe kosze, termos z herbatą i ruszyliśmy ścieżką, którą znałam od dziecka. Wszystko wydawało się znajome – szum drzew, chłodne powietrze, szelest suchych liści pod butami. Aż nagle coś mnie uderzyło. Zapach słodkich perfum. Spojrzałam na Michała. Szukał podgrzybków, jakby nic się nie stało. Tylko że jego kark, wilgotny od potu, pachniał obcą kobietą.

Moje oczy mówiły wszystko

Wróciliśmy do domu późnym popołudniem. Michał ziewnął demonstracyjnie i rzucił kosz z grzybami na kuchenny blat.

– Zrobisz jutro zupę? – zapytał, sięgając po telefon.

Nie odpowiedziałam. Zdjęłam kurtkę, zawiesiłam ją na haczyku, po czym bez słowa poszłam do łazienki. Oparłam się o zimne kafelki i spojrzałam w lustro. Moje oczy mówiły wszystko.

– Coś się stało? – usłyszałam głos Michała z drugiego pokoju.

– Nie – odpowiedziałam krótko, zbyt spokojnie, jak na to, co się we mnie działo. – Jestem zmęczona.

Po kolacji usiedliśmy w salonie. Udawałam, że czytam książkę, ale nie widziałam żadnych słów.

– Jutro jadę wcześniej do biura – rzucił. – Mamy spotkanie z klientem z Berlina. Może się przeciągnąć.

– Znowu? – zapytałam ostrożnie, nie odrywając wzroku od stronicy.

– No tak. Przecież ci mówiłem.

– Nie, nie mówiłeś. – Zamknęłam książkę. – Ale to już mnie to nie obchodzi.

Spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.

– O co ci chodzi?

– Pachniałeś dziś perfumami innej kobiety – powiedziałam prosto, bez emocji.

Zamilkł. W jego oczach pojawił się cień niepokoju.

– To jakieś nieporozumienie...

– Nie. To bardzo jasne. I wiesz co? Jutro, po twoim spotkaniu z klientem... pogadamy. O wszystkim.

Serce zaczęło mi walić

Nazajutrz Michał wyszedł wcześnie, jak zapowiedział. Nie zostawił buziaka na czole, nie rzucił „do zobaczenia”, nawet nie spojrzał. Tylko cichy trzask drzwi. Jakby wiedział, że to koniec. Zrobiłam sobie kawę i siadłam przy stole. Telefon leżał obok, nieruchomy. Żadnych wiadomości, żadnych prób wyjaśnienia. Tylko cisza. Około południa zadzwoniła Anka, moja siostra.

– No i jak było w lesie? Znalazłaś swoje ukochane maślaki?

Zawahałam się.

– Maślaki były. Ale wiesz... Michał chyba znalazł coś więcej.

– Że co?

– Pachniał inną kobietą.

–Mówisz poważnie?

– Jestem wyczulona na zapachy.

– I co teraz?

– Czekam, aż wróci. Pogadamy.

Wieczorem, kiedy usłyszałam szczęk zamka, serce zaczęło mi walić. Michał wszedł cicho, jakby nie chciał robić hałasu. Zdjął buty, zawiesił płaszcz. Wszedł do salonu i spojrzał na mnie.

– Nie mam siły dziś na kłótnie – powiedział od razu.

– Dobrze. To nie będzie kłótnia. – Odłożyłam kubek. – To będzie rozmowa. O faktach.

Nie odpowiedział.

– Długo to trwa?

– Nie wiem, o czym mówisz...

– Nie ściemniaj. Proszę cię. Ja już swoje wiem.

– To nic nie znaczyło...

Wstałam powoli.

– Czyli potwierdzasz.

Zdradzał mnie

Michał usiadł na fotelu naprzeciwko mnie, jakby nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Przez chwilę nie mógł się zdecydować, co zrobić z rękami – splótł palce, położył na kolanach, po czym schował twarz w dłoniach.

– Nie chciałem, żebyś się dowiedziała – powiedział cicho.

– A ja nie chciałam być zdradzana – odpowiedziałam spokojnie, ale w środku wszystko we mnie krzyczało.

– To... to się samo zaczęło. Było parę spotkań służbowych, kilka rozmów, potem... nie wiem. Jakoś tak wyszło.

– Z kim?

– Nie chcę mówić.

– Znasz ją długo?

– Od kilku miesięcy.

– I co, kochasz ją?

Zamilkł. To milczenie powiedziało mi więcej niż tysiąc słów.

– Naprawdę myślałeś, że się nie zorientuję? – westchnęłam, podnosząc się.

– Chciałem to zakończyć. Przysięgam. Miałem z nią dziś porozmawiać, że koniec.

– Oczywiście. Myślisz, że ci uwierzę?

– Nie rozumiesz...

– Nie rozumiem?! – syknęłam. – Spałeś z inną, kłamałeś mi prosto w oczy, jeździłeś do niej, a ja nie rozumiem? Co tu niby jest do rozumienia?!

– Bo z tobą... Z nami... wszystko zgasło. Od dawna. – Patrzył mi w oczy z dziwnym rodzajem bezsilności. – Przestaliśmy być blisko.

– I to ci dało prawo do zdrady?

– Nie... Ale...

– Wystarczy. – Podniosłam rękę. – Już nie musisz się tłumaczyć.

– Więc co teraz?

– Rozwód.

Podjęłam decyzję

Po tej rozmowie Michał został w salonie. Nie zamknął drzwi. Nie płakał. Nie krzyczał. Po prostu usiadł na kanapie, zapatrzony w pustkę, jakby coś się w nim wyłączyło. A może po prostu już nie było czego ratować. Zamknęłam się w sypialni. Przez długi czas leżałam w ciszy, z oczami wbitymi w sufit. Każda sekunda przypominała mi, jak długo żyłam w iluzji. Ile razy usprawiedliwiałam jego dystans, wieczne zmęczenie, zimny dotyk. W końcu nie wytrzymałam i zeszłam do kuchni. Michał siedział przy stole, popijając drinka.

– Zawsze ci mówiłam, że alkohol niczego nie rozwiązuje – rzuciłam, nalewając sobie wody.

– A ty zawsze myślałaś, że wszystko można zagadać – odpowiedział bez uśmiechu.

– Nie wszystko. Czasem trzeba coś zakończyć. Nawet jeśli boli.

– Myślisz, że mnie to nie boli?

– Myślę, że boli cię to, że cię złapałam. A nie to, co zrobiłeś.

– To niesprawiedliwe.

– Zdrada zawsze jest niesprawiedliwa. Nawet jeśli obie strony zawiniły wcześniej.

Patrzyliśmy na siebie przez chwilę. W jego oczach nie było już miłości, tylko żal. Mój wzrok był twardszy. Już wiedziałam, że nie chcę naprawiać czegoś, co dawno nie istnieje.

 Jutro zadzwonię do prawnika – powiedziałam chłodno. – Chcę to załatwić szybko.

– A co z mieszkaniem?

– Sprzedamy. Albo ty go weźmiesz. Nie zamierzam tu zostać.

– I naprawdę to wszystko?

– Tak, to koniec.

Musiałam działać

Obudziłam się wcześnie. Słońce wlewało się przez firanki, jakby nic się nie stało. Jakby niebo nie wiedziało, że w tym domu wszystko się skończyło. Zeszłam na dół. Michała nie było. Zostawił kartkę na stole:

„Pojechałem do biura. Wieczorem się spakuję”.

Bez „Kinga”, bez „przepraszam”. Sucho. Technicznie. I dobrze – nie chciałam już więcej emocji z jego strony. Zaparzyłam kawę i usiadłam przy stole. W głowie układałam plan. Telefon do prawnika, zmiana zamków, powiadomienie rodziny. Może rozmowa z mamą. Może nie. Koło dziewiątej zadzwoniła Anka.

– I co?

– Rozwód. Powiedziałam mu wprost.

– Nie próbował cię zatrzymać?

– Nie. Mam wrażenie, że nawet mu ulżyło. Może to ja byłam ostatnią, która jeszcze wierzyła w ten związek.

– Chcesz, żebym wpadła?

– Nie teraz. Muszę to sama przetrawić. Ale dzięki.

– Jesteś silna, wiesz?

– Nie chcę być silna. Chcę być wolna.

– To jedno i to samo.

Rozłączyłam się. Chwyciłam dokumenty z szuflady – akt ślubu, notatki z kredytem, wszystko, co będzie potrzebne. Każdy papier przypominał mi, jak bardzo daliśmy się wciągnąć w schemat: ślub, dom, wspólne zakupy, wyjazdy... aż w końcu przestaliśmy na siebie patrzeć. Około południa zadzwoniłam do kancelarii. Kobieta po drugiej stronie miała miły, spokojny głos.

– Chciałabym umówić się na konsultację w sprawie rozwodu – powiedziałam stanowczo.

Nie przyjęłam przeprosin

Wieczorem Michał spakował się w milczeniu. Nie pomogłam mu. Nie przeszkadzałam. Patrzyłam tylko, jak wynosi swoje rzeczy – jakby zabierał nie tylko ubrania, ale i resztki wspólnego życia. W korytarzu zatrzymał się na moment.

– Przepraszam – powiedział cicho, unikając mojego wzroku.

– Nie przyjmuję – odpowiedziałam równie cicho.

Skinął głową i wyszedł. Drzwi zamknęły się z głuchym trzaskiem. Stałam przez chwilę, słuchając ciszy. Nie bolała. Była nowa. Moja. Zrobiłam sobie herbatę i usiadłam w salonie, gdzie jeszcze rano panował chaos. Wzięłam głęboki oddech. Pachniało rumiankiem, świeżym praniem, a nie perfumami, które nie należały do mnie. Wyszłam na balkon. Noc była ciepła, niebo czyste. Pomyślałam o tym lesie. O zapachu igliwia, o tamtej chwili, kiedy zrozumiałam wszystko. Czasem potrzeba jednego zapachu, by zobaczyć cały obraz. Telefon zawibrował. Wiadomość od Anki:

„I jak się czujesz?”.

Odpisałam:

„Jak ktoś, kto przestał udawać, że wszystko jest w porządku”.

Tego wieczoru po raz pierwszy od dawna zasnęłam bez ciężaru w piersi. Nie dlatego, że nie było bólu. Ale dlatego, że w końcu wiedziałam, że ten ból mnie do czegoś prowadzi. Do siebie.

Kinga, 26 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama