„Wycieczka miała pomóc mi oderwać się od codzienności. Ani się obejrzałem, a już rywalizowałem jak w typowym korpo”
„Pewnej nocy, kiedy wszyscy zdążyliśmy się już zmęczyć po długim dniu zmagań, niespodziewane zagrożenie rzuciło nas w wir niepewności. Siedzieliśmy przy ognisku, omawiając kolejne wyzwania, kiedy nagle usłyszeliśmy dziwne odgłosy z lasu. Wiatr niósł ze sobą niepokojące dźwięki, które przyprawiały o dreszcze”.

Na co dzień jestem jednym z tych ludzi, którzy nie potrafią usiedzieć na miejscu. Czasem potrzebuję się oderwać, zrobić coś, co mnie zaskoczy i sprawi, że poczuję, jak życie ucieka z betonowego miasta, w którym żyję.
Tym razem padło na kurs survivalowy w Pieninach
Dlaczego akurat to? Chyba chciałem się sprawdzić. Udowodnić sobie, że jestem w stanie przetrwać w każdych warunkach. No i było też coś jeszcze... chciałem uciec od codzienności, od pracy, od tego całego zamieszania, które wydawało się mnie przytłaczać.
Zaraz po przyjeździe na miejsce zauważyłem, że nie jestem sam w tych przemyśleniach. Z grupy uczestników wybiła się pewna dziewczyna – Ola. Jej determinacja była niemal namacalna. Od razu poczułem, że będzie moją największą rywalką. Na pierwszy rzut oka zdawała się być trochę zbyt pewna siebie. Zauważyła moje spojrzenie i rzuciła mi wyzwanie wzrokiem. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, jak bardzo ta zacięta rywalizacja wpłynie na to, co miało się wydarzyć.
– Myślisz, że dasz radę? – zapytała z lekką nutką sarkazmu, kiedy przedstawialiśmy się grupie.
– Zobaczymy, kto z nas wyjdzie na prowadzenie – odpowiedziałem, próbując zachować spokój.
Ola okazała się być kimś, kto nie boi się stanąć do walki. I choć rywalizacja mogła być zacięta, czułem, że nauczy mnie czegoś nowego. Z jednej strony byłem podekscytowany, z drugiej - pełen wątpliwości. Czy to miejsce i ten kurs naprawdę przyniosą mi odpowiedzi, których szukam? A może to tylko kolejny sposób na ucieczkę przed czymś, co powinienem skonfrontować?
Pierwszy dzień kursu rozpoczął się od wyzwań, które miały nas nauczyć przetrwania w dziczy. Instruktor, starszy mężczyzna o pogodnym usposobieniu, wprowadził nas w tajniki orientacji w terenie. Wszyscy zdawaliśmy sobie sprawę, że to dopiero początek, a przed nami wiele prób.
Gdy tylko zaczęliśmy, między mną a Olą od razu zaiskrzyło. Miała tę umiejętność, by jednym spojrzeniem wyprowadzić mnie z równowagi. W czasie jednego z zadań, polegającego na budowie szałasu, nasza współpraca szybko przekształciła się w konflikt.
– Może spróbujmy to zrobić inaczej – zaproponowała, przechylając głowę na bok, jakby miała lepszy pomysł.
– A co, jeśli mój sposób jest lepszy? – odpowiedziałem nieco zbyt defensywnie.
– Twoje podejście jest dobre, ale nie jest idealne. Spójrz na to z tej strony – pokazała, jak jej zdaniem powinien wyglądać szałas.
– Myślisz, że masz monopol na wiedzę? – wypaliłem, czując, jak moje ego dostaje cios.
– Michał, nie o to chodzi... – westchnęła, ale było już za późno. Zaczęliśmy się sprzeczać, przerzucając się argumentami niczym piłkami tenisowymi.
W trakcie tej kłótni coś mnie tknęło
Dlaczego tak bardzo zależało mi na tym, by pokazać, że jestem lepszy od niej? Skąd ta frustracja? Przecież przyjechałem tutaj, żeby się czegoś nauczyć, a nie udowadniać swoją wyższość. Zatrzymałem się na chwilę i patrzyłem na nią, zdeterminowaną i pewną swoich racji. W głowie zaczęły kłębić się pytania, na które nie miałem odpowiedzi.
Być może to moje życie, ciągła rywalizacja w pracy, sprawiło, że teraz to wszystko przeniosło się na ten kurs. Może to była moja ucieczka od poczucia, że nie jestem wystarczająco dobry. Ale dlaczego Ola stała się moim celem?
Drugi dzień kursu zaskoczył nas nagłym załamaniem pogody. Niebo spowiło się chmurami, a deszcz lał jak z cebra. Nasze zmagania z żywiołem zmusiły grupę do skupienia się na przetrwaniu. Instruktor, zawsze gotów do działania, zlecił nam wspólne zadanie, którego celem było wypracowanie umiejętności współpracy – i to właśnie ja i Ola mieliśmy stać się jego twórcami.
– Michał, Ola, chcę, żebyście razem przygotowali ognisko i obozowisko dla całej grupy – zarządził, patrząc na nas z wyraźnym zamiarem nauczenia czegoś, co wychodzi poza teoretyczne umiejętności.
– Razem? – zapytała Ola z lekkim niedowierzaniem.
– Dokładnie – odpowiedział instruktor, pozostawiając nas z tym wyzwaniem.
Zaczęliśmy, początkowo pełni napięcia, nie do końca wiedząc, jak się za to zabrać bez kolejnego spięcia. Przez dłuższą chwilę pracowaliśmy w milczeniu, skupiając się na zadaniu.
– Wiesz, Michał, wczoraj to nie było konieczne – odezwała się Ola, przerzucając drewno.
– Wiem. Przepraszam, poniosło mnie – odpowiedziałem, czując, że po raz pierwszy pojawia się między nami cień zrozumienia.
– Może zamiast rywalizować, spróbujemy współpracować? – zaproponowała z nadzieją w głosie.
Skinąłem głową. To była propozycja, której nie mogłem odrzucić. Wbrew wszystkiemu, co się do tej pory wydarzyło, zacząłem dostrzegać w niej coś więcej niż tylko przeciwnika. Kiedy tak pracowaliśmy, powoli zaczynałem doceniać jej determinację i sposób, w jaki radziła sobie w trudnych sytuacjach.
Przy ognisku, które w końcu udało nam się rozpalić, miałem czas na refleksję.
Dlaczego tak bardzo zaczęło mi zależeć na jej akceptacji? Czy to dlatego, że widziałem w niej coś, czego sam nie potrafiłem znaleźć? Może to była ta iskra, której mi brakowało?
Pewnej nocy, kiedy wszyscy zdążyliśmy się już zmęczyć po długim dniu zmagań, niespodziewane zagrożenie rzuciło nas w wir niepewności. Siedzieliśmy przy ognisku, omawiając kolejne wyzwania, kiedy nagle usłyszeliśmy dziwne odgłosy z lasu. Wiatr niósł ze sobą niepokojące dźwięki, które przyprawiały o dreszcze.
– Co to może być? – zapytała Ola, patrząc na mnie z cieniem obawy w oczach.
– Nie mam pojęcia, ale lepiej to sprawdzić – odpowiedziałem, starając się brzmieć pewnie, choć sam czułem narastające napięcie.
Z latarkami w dłoniach poszliśmy sprawdzić, co się dzieje. W ciemności lasu każdy szmer zdawał się być głośniejszy, a cienie dłuższe i bardziej złowieszcze. To była próba, której się nie spodziewaliśmy.
W pewnym momencie potknąłem się, upadając na ziemię
– Wszystko w porządku? – Ola podbiegła do mnie, pomagając wstać.
– Tak, tylko chwila nieuwagi – mruknąłem, ale jej pomoc była dla mnie jak kotwica, przypominająca o naszej nowej relacji.
Dotarliśmy do źródła hałasu, które okazało się być tylko stadem jeleni. Nasza ulga była niemal namacalna, a powrót do obozu odbywał się już w zupełnie innym nastroju.
Przy ognisku, pod rozgwieżdżonym niebem, pozwoliłem sobie na chwilę szczerości.
– Wiesz, Ola, ten kurs to dla mnie coś więcej niż tylko survival. Uciekam przed sobą, przed życiem, które nie zawsze daje satysfakcję.
Spojrzała na mnie z uśmiechem.
– Też szukam czegoś, czego nie mogłam znaleźć w codzienności. Myślałam, że muszę udowodnić, że jestem najlepsza. A tu, w górach, zrozumiałam, że nie o to chodzi.
Te słowa, wypowiedziane w ciemności, przyniosły mi spokój. Nasza rozmowa przy ognisku była momentem przełomowym. Po raz pierwszy poczuliśmy, że możemy na siebie liczyć nie tylko w kwestiach przetrwania, ale i życiowych zmagań.
Czas na kursie nieubłaganie zbliżał się do końca, a wraz z nim rosła świadomość, że wkrótce będziemy musieli wrócić do naszego codziennego życia. Ostatnie dni były pełne emocji, a nasza relacja z Olą przechodziła przez różne etapy, aż do chwili, gdy zaczęła przypominać coś bardziej intymnego.
Podczas naszego ostatniego wspólnego zadania, w którym musieliśmy przeprawić się przez górski potok, zdaliśmy sobie sprawę, jak bardzo się zmieniliśmy. Dialogi, które wcześniej pełne były rywalizacji, teraz były pełne wsparcia i zrozumienia.
– Nigdy bym nie pomyślała, że ten kurs tak wiele dla mnie znaczy – zaczęła Ola, kiedy usiedliśmy na kamieniu nad brzegiem potoku.
– Ja też. Myślałem, że chodzi tylko o przetrwanie. A tu, znalazłem coś więcej – odpowiedziałem, patrząc na nią.
– Co teraz? – zapytała, a w jej głosie usłyszałem nutkę obawy.
– Nie wiem. Wiem tylko, że nie chcę, by to, co się między nami wydarzyło, skończyło się tutaj – powiedziałem szczerze, choć w moim wnętrzu buzowały wątpliwości.
Ola skinęła głową, jakby szukała odpowiedzi w nurcie rzeki.
– Też nie chcę, by to się skończyło. Ale czy nasza relacja przetrwa poza tym miejscem?
To było pytanie, które zadawałem sobie od momentu, kiedy nasza rywalizacja zaczęła zmieniać się w coś głębszego. Wrócić do rzeczywistości i codziennych obowiązków było wyzwaniem, które wolałem odkładać na później. Było tyle niepewności. Czy to, co zbudowaliśmy tutaj, ma szansę przetrwać próbę czasu?
Michał, 29 lat

