Reklama

Piętnaście lat małżeństwa. Kiedyś myślałem, że to brzmi dumnie – dowód na to, że potrafimy przetrwać razem wszystkie burze. Teraz brzmi jak wyrok, jak zaklęte koło rutyny, z którego nie ma wyjścia. Nasze dzieci dorastają, coraz mniej ich w domu, a kiedy zostajemy sami, cisza między nami jest głośniejsza niż jakakolwiek rozmowa.

Magda… Moja żona. Ambitna, zawsze pełna pomysłów, kiedyś potrafiła wciągnąć mnie w każde szaleństwo. A teraz? Chodzi po domu w perfekcyjnie ułożonych włosach, maluje się nawet do sklepu, a ja coraz częściej zastanawiam się, dla kogo to robi. Nie dla mnie – to wiem. Ale czy to ważne? Przecież mamy dach nad głową, rachunki zapłacone, dzieci wykształcone. To jest najważniejsze.

Romantyzm? Bzdury. To wymysły dla nastolatków i poetów. Ja zawsze powtarzałem sobie, że stabilność jest cenniejsza od pustych gestów. A jeśli ktoś tego nie rozumie – cóż, jego problem.

Kiedy zbliżała się nasza kolejna rocznica, nie wahałem się ani chwili. Wstąpiłem do drogerii i wziąłem pierwsze lepsze perfumy z promocji. Pachniały całkiem przyjemnie, cena była rozsądna, więc po co szukać dalej? Wręczyłem jej prezent przy kolacji.

Masz, to coś dla ciebie. Pachną całkiem przyjemnie – powiedziałem, podając paczkę.

– Dziękuję, naprawdę… nie trzeba było – odpowiedziała z uśmiechem, ale jakiś sztuczny błysk w jej oczach kazał mi zastanowić się, czy naprawdę się ucieszyła.

Niepotrzebne ceregiele. Perfumy to perfumy. Przecież powinna docenić, że pamiętałem. Czy nie wystarczy, że zapewniam jej spokojne życie?

Próbowała mi to wmawiać

Minęło kilka tygodni od tej okazji. Życie toczyło się zwykłym rytmem – praca, zakupy, wieczorna cisza przed telewizorem. I może nigdy bym się nad niczym nie zastanowił, gdyby nie ten flakon.

Stał na komodzie w naszej sypialni, jakby chciał się wystawić na pokaz. Elegancka, smukła butelka, której blask od razu rzucał się w oczy. Podszedłem, wziąłem ją do ręki. Ciężka, chłodna, pachniała… inaczej. Zupełnie inaczej niż te perfumy z promocji, które jej dałem. Ten zapach był intensywny, luksusowy, taki, który zapada w pamięć.

Zmarszczyłem brwi. Nigdy czegoś takiego jej nie kupiłem. Nie było też mowy, żebym pomylił prezenty – ja nie jestem z tych, co robią niespodzianki i potem zapominają.

Skąd ten flakon? Nigdy go wcześniej nie widziałem – zapytałem, gdy Magda właśnie nakładała makijaż przed lustrem.

Odwróciła się powoli, jakby pytanie ją zaskoczyło.

Chyba od ciebie… no przecież sam mi je dałeś – odpowiedziała bez większego wahania.

Zamarłem.

Ja? – powtórzyłem, czując, jak coś mnie ściska w gardle.

Magda wzruszyła ramionami i wróciła do pędzla, jakby temat był wyczerpany.

W mojej głowie jednak wybuchnęła cisza głośniejsza niż krzyk. Ode mnie? Ja? Nigdy w życiu. Przemknęła mi przez głowę myśl, której nie chciałem do siebie dopuścić: czy ona mnie właśnie okłamała?

Wymyślała kolejne kłamstwa

Od tamtej chwili nie mogłem przestać myśleć o tym flakonie. Zaczęło się tak że raz czy dwa wróciłem do tematu, niby od niechcenia, niby przypadkiem.

– To w końcu naprawdę ode mnie te perfumy? – zagadnąłem któregoś wieczoru, gdy siedzieliśmy przy kolacji.

Magda odłożyła widelec, spojrzała na mnie zmęczonym wzrokiem.

– Rafał, przecież mówiłam. Wydaje mi się, że dostałam je od ciebie.

Nie dawało mi to spokoju. Kilka dni później zapytałem znów, tym razem, gdy poprawiała płaszcz przed wyjściem do pracy.

– A może kupiłaś te perfumy sama? Nie przypominam sobie, żebym je wybierał.

Może i sama – odpowiedziała wolno, a po chwili dodała: – Zresztą, co za różnica?

Rozpaliło mnie.

– A wcześniej twierdziłaś, że ode mnie. To w końcu jak? Ode mnie czy kupiłaś sobie sama? – spytałem ostrzej, niż zamierzałem.

Magda odwróciła się gwałtownie.

Nie pamiętam, przestań się czepiać. To tylko perfumy.

Aha. „Tylko perfumy” – powtarzałem w myślach, jakby to miało coś rozwiązać. Nie, to nie były „tylko perfumy”. To była tajemnica, którą próbowała przede mną ukryć.

Od tego momentu zacząłem ją baczniej obserwować. Dostrzegałem rzeczy, które wcześniej mi umykały: że nagle częściej się maluje, że wybiera sukienki zamiast zwykłych dżinsów, że przed wyjściem z domu psika się tymi drogimi perfumami – ostrożnie, ale zawsze.

A kiedy wracała, jej policzki były zaróżowione, oczy świeciły inaczej. Jakby coś w niej ożyło. Coś, do czego ja od dawna nie miałem dostępu. Wtedy jeszcze chciałem wierzyć, że to tylko moje podejrzenia. Ale serce podpowiadało coś innego.

Nie wierzyłem własnym uszom

Tamtego dnia wróciłem wcześniej z pracy. Korki były mniejsze niż zwykle, a ja postanowiłem nie dzwonić do Magdy, żeby zrobić jej niespodziankę. Zdziwiło mnie, że w domu panowała cisza – żadnego odgłosu telewizora, żadnego stukotu garnków. Zatrzymałem się w korytarzu, gdy nagle usłyszałem jej głos.

Była w sypialni. Mówiła cicho, ale słowa wyraźnie przebijały się przez lekko uchylone drzwi.

– Tak, są przepiękne… – usłyszałem. – Używam ich tylko dla ciebie. On nawet nie zauważył różnicy.

Zamarłem. Każde słowo uderzało we mnie jak cios. „Tylko dla ciebie?”. „On nawet nie zauważył”?. Serce waliło mi tak mocno, że bałem się, że je usłyszy.

Nie mogłem zrobić kroku do przodu ani się wycofać. Stałem tam jak sparaliżowany, dłonie miałem zimne, a w gardle czułem suchość.

– Nie, nie pytał więcej… – ciągnęła dalej. – Tak, spotkamy się jutro.

Moje myśli zaczęły wirować. „Spotkamy się jutro”? Z kim? Z nim. Z tym, kto podarował jej te przeklęte perfumy.

Odsunąłem się od drzwi, cicho jak złodziej. Gdy tylko rozmowa się skończyła, usiadłem na schodach i schowałem twarz w dłoniach.

Czy naprawdę moja żona pachnie dla kogoś innego? Czy przez te wszystkie lata ślepoty, przez moje oszczędne prezenty i praktyczne podejście, sam ją wepchnąłem w ramiona innego?

Chciałem wejść do pokoju, zażądać odpowiedzi, ale coś mnie powstrzymało. Może tchórzostwo, może nadzieja, że to tylko nieporozumienie. Ale w środku wiedziałem: to był początek końca.

Przyparłem ją do muru

Nie spałem prawie całą noc. Leżałem obok niej, słuchając spokojnego oddechu, i czułem, jak krew we mnie wrze. Każdy jej ruch pod kołdrą wydawał mi się prowokacją. Rano wstała uśmiechnięta, jakby nic się nie stało, a ja byłem gotów wybuchnąć.

Wieczorem nie wytrzymałem. Zamiast zająć swoje miejsce na kanapie, wszedłem do sypialni i zamknąłem drzwi.

Masz romans, prawda? – wyrzuciłem z siebie bez przygotowania.

Magda zamarła, trzymając w rękach szczotkę do włosów. Jej oczy rozszerzyły się, a potem szybko uciekły w bok.

– Rafał, co ty wygadujesz? – próbowała się bronić, ale głos jej drżał.

Nie udawaj. Słyszałem, jak z kimś rozmawiałaś. „Używam ich tylko dla ciebie”. Tak powiedziałaś. No więc? Dla kogo tak pachniesz, Magda?

Jej ręce opadły, szczotka uderzyła w podłogę. Przez chwilę milczała, jakby szukała w głowie odpowiedzi, ale w końcu z jej oczu popłynęły łzy.

– Nie chciałam tego… – wyszeptała. – Ale od lat jestem dla ciebie niewidzialna. On… Oskar mnie widzi.

Serce mi się zatrzymało.

Oskar… – powtórzyłem, czując, jak żołądek podchodzi mi do gardła. – Twój kolega z pracy?

Skinęła głową.

– I wystarczyły drogie perfumy, żebyś mnie zdradziła? – moje słowa były ostrzejsze niż zamierzałem.

– Nie perfumy, Rafał! – uniosła głos. – To, że ktoś wreszcie chciał mnie naprawdę. Że pyta, jak się czuję, że zauważa, kiedy mam gorszy dzień. Ja się staram, a ty od lat patrzysz na mnie jak na mebel.

Cisza, która potem zapadła, bolała bardziej niż krzyk. Wiedziałem, że to, co usłyszałem, już nigdy nie da się wymazać.

Niestety miał rację

Nie mogłem tak tego zostawić. Nazajutrz czekałem na niego przed budynkiem ich biura. Wyszedł ostatni, nonszalancki, z uśmiechem na twarzy. Widać było, że wie, co się dzieje.

Chciałabym chwilę porozmawiać – powiedziałem, podchodząc do niego.

Spojrzał na mnie spokojnie, jakby się spodziewał, że w końcu stanę mu na drodze.

– Rafał, prawda? – rzucił tonem, który brzmiał bardziej jak kpina niż przywitanie. – Jasne, mam chwilę.

Usiedliśmy w pobliskiej kawiarni. Atmosfera była ciężka jak ołów. Patrzyłem na niego i próbowałem zrozumieć, co Magda mogła w nim znaleźć. Elegancki, pachnący podobnymi perfumami, które tak ją zachwyciły.

Miała męża – zacząłem szorstko. – Ma męża. A ty wszedłeś między nas.

Oskar oparł się wygodnie o krzesło i uśmiechnął się lekko.

Nikogo do niczego nie zmuszałem. To ona przyszła do mnie. Potrzebowała kogoś, kto ją dostrzeże.

– Jesteś nikim – syknąłem. – Tylko przygodą, której kiedyś pożałuje.

– Nikim? – roześmiał się cicho. – A jednak to ja byłem dla niej ważniejszy niż ty. Rafał, obudź się. Ona nie chciała więcej byle czego z kiosku. Chciała czuć się kochana, zadbana.

Zacisnąłem pięści pod stołem. Każde jego słowo wbijało się we mnie jak nóż. Wyszedłem, nie czekając na rachunek. Czułem, że jeśli zostanę dłużej, rozbiję mu ten uśmiech na kawałki.

Na ulicy dopadła mnie gorzka myśl: on miał rację. To moja obojętność i lekceważenie otworzyły drzwi, przez które wszedł.

Za późno to zrozumiałem

Wróciłem do domu przed południem i od razu wiedziałem, że jej nie ma. Drzwi były zamknięte inaczej – bez pośpiechu, bez zwykłego zostawiania torebki przy wejściu. W sypialni panował ład jak po sprzątnięciu przed wyjazdem. Na komodzie stał mój flakon z promocji, ten tani, który kiedyś jej dałem. Obok – puste miejsce po butelce, która mnie zdradziła nie tylko zapachem, lecz i prawdą o nas.

Sięgnąłem po ten stary flakon. Był lekki; gdy nacisnąłem atomizer, uwolnił się znajomy, banalny zapach. Uśmiechnąłem się gorzko, bo ten zapach przez lata był moim usprawiedliwieniem — symbolem, że robiłem wystarczająco dużo. Położyłem flakon z powrotem i usiadłem przy stole.

W kuchni leżał list. Krótki, suchy. „Wyprowadziłam się do siostry. Potrzebuję czasu. Nie wiem, co dalej”. Pod spodem — jej podpis i dopisek: „Nie chcę krzyczeć. Chcę być widziana”.

Przez długi czas patrzyłem w to puste mieszkanie i czułem, jak pod moimi stopami łuszczy się rzeczywistość, którą uważałem za pewnik. Pomyślałem o latach, kiedy wierzyłem, że stabilność wystarczy; o tym, jak śmiesznie łatwo można pomylić troskę z obojętnością. Pomyślałem też o Oskarze – nie tylko wrogu, ale lustrze. On pokazał mi to, czego nie chciałem widzieć: że ciepło nie mierzy się rachunkami, a bliskość – prezentami z promocji.

Nie wiedziałem, czy powinienem walczyć. Czy pójść za nią, prosić, wyciągać ręce i przepraszać; czy może dać jej przestrzeń, bo czasami prawdziwe przeprosiny wymagają czasu i ciszy. Wiedziałem jedno: odtąd zapach perfum nigdy nie będzie dla mnie tym samym. Będzie przypomnieniem mojej ślepoty i szansy, którą – być może – jeszcze mogę podjąć.

Rafał, 41 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama