„Kupiłem teściowej na urodziny odkurzacz. Wykrzyczała mi w twarz takie słowa, że każdy wydany grosz odbił mi się czkawką”
„– Proszę, żeby nie bolały mamę plecy i żeby w końcu sprzątało się wygodnie! – powiedziałem. Spojrzała na mnie z ukosa. – Odkurzacz? Pawełku, naprawdę? Bo co ja, stara baba, mogę robić całymi dniami innego! Nic, tylko sprzątać – uderzyła w znajome tomy”.

- listy do redakcji
Nigdy nie miałem najlepszej relacji z moją teściową. Zawsze robiłem, albo mówiłem coś, co odbierała jako obrazę. Nigdy nie miałem takiej intencji, bo Marysia wcale nie budziła we mnie negatywnych uczuć. Przeciwnie, podziwiałem ją za to, jak dobrze wychowała swoją córkę, a więc moją żonę. Gdyby tylko nie była taka nadwrażliwa...
Martwiła się na zapas
Gdy po raz pierwszy poznałem Marysię, wydawała mi się być przyjemną, ciepłą osobą. Może trochę zbyt nadopiekuńczą wobec mojej żony Marty, ale czułem, że bierze się to z czystej dobroci serca i troski. Mówiła:
– Martusiu, załóż szalik, dziś naprawdę zimno, przeziębisz się.
Albo:
– Martusiu, znowu nie mogłam spać całą noc, tak się o ciebie martwiłam.
Mimo że obiektywnie nie miała ku temu powodów.
– Ale o co, mamo? – pytała moja żona.
– Ech, mówiłaś ostatnio o tych kłopotach w pracy i że pralka wam się zepsuła... Jak wy sobie poradzicie? – wzdychała łzawie.
– Ale mamo, to normalne rzeczy. Nikt nie umiera, nie jesteśmy chorzy, nie spłonął nam dom. Nie masz się o co martwić, jesteśmy dorośli, damy sobie radę – Marta jak zawsze próbowała uspokoić matkę, ale zwykle nie przynosiło to większego skutku.
Chciałem dobrze
Kilka dni później znajdowała sobie nowy abstrakcyjny powód do martwienia się. Na kolejne urodziny postanowiłem więc kupić jej kominek do olejków eterycznych i zapas uspokajających ekstraktów: z lawendy, z rozmarynu, z mięty... Byłem przekonany, że to świetny pomysł.
– Żebyś się tyle nie martwiła – powiedziałem z uśmiechem, wręczając jej pudełko.
Spojrzała na mnie z wyrzutem.
– Że co, że jestem jakąś histeryczką? Bo martwię się o swoje własne, jedyne dziecko? Dziękuję ci bardzo, Paweł – odparła wrogo, a w jej kącikach oczu, oczywiście, zdążyły się już pojawić łzy.
– Nie, nie, Marysiu, to nie tak... – zacząłem się tłumaczyć, ale Marta mi przerwała.
– Odpuść, nie ma co – szepnęła. – Niech ponarzeka.
To była moja pierwsza wtopa. Nasłuchałem się o tym prezencie jeszcze kilkukrotnie. Niby nie była wobec mnie w jawny sposób nieprzyjemna, ale jednak wbijała subtelne szpile. Że mam ją za „wariatkę”, albo że zamierzam „leczyć” jej miłość do córki. Ignorowałem te wszystkie komentarze. „Trudno, może następnym razem uda mi się u niej zapunktować”, myślałem.
Byłem naprawdę miły
Okazja nadarzyła się, gdy Marta poprosiła mnie, żebym zawiózł teściową pod miasto do jej siostry. Postanowiłem, że będę najbardziej szarmanckim i uprzejmym kierowcą, jaki istnieje.
– Zapraszam, Marysiu, już ci odsuwam fotel – powiedziałem, po czym maksymalnie odsunąłem siedzisko tak, żeby teściowa miała jak najwięcej miejsca.
– No wiesz co! – obruszyła się. – Uważasz, że naprawdę potrzebuję aż tyle przestrzeni? Żeby własny zięć mi takie aluzje robił!
– Ależ skąd! Ja po prostu chciałem, żeby było ci wygodnie... – zająknąłem się.
– Dziękuję, wystarczyłaby mi połowa tego miejsca, żeby było wygodnie – mruknęła.
„No świetnie... Chciałem dobrze, wyszło jak zwykle”, westchnąłem w myślach. Nie muszę dodawać, że reszta podróży upłynęła nam w niekomfortowej ciszy, przerywanej tylko zdawkowymi uwagami o pogodzie i temperaturze w aucie.
Miałem dość
Gdy wróciłem do domu, od razu wyżaliłem się Marcie.
– Oj, ona tak tylko sobie gada, bo musi się poużalać. Mama taka jest: chce, żeby ciągle ktoś wokół niej biegał, przepraszał, zapewniał ją, że jest wspaniała. Z jednej strony sama chce opiekować się wszystkimi, ale z drugiej, robi przy tym więcej szumu wokół siebie – skwitowała.
– Ale to jednak moja teściowa... Chciałbym w końcu nawiązać z nią dobrą relację – martwiłem się.
– Ona cię tak naprawdę lubi, tylko musi sobie pogadać. Nigdy nie powiedziała o tobie niczego prawdziwie złego, a wiesz, że ona nie ukrywa uczuć – zachichotała Marta. – Nie przejmuj się, nie ma potrzeby wkładać w to tyle energii.
Próbowałem jej posłuchać, ale ciężko mi to przychodziło. Zawsze gdy widziałem krzywe spojrzenie Marii, bałem się, że znowu myśli o mnie coś negatywnego. Miałem taki charakter, że nie lubiłem być nielubiany. Źle się czułem, gdy ktoś miał mi coś do zarzucenia, byłem zestresowany, gdy wywiązywały się konflikty.
Chociaż przestałem aktywnie zabiegać o względy Marii, cały czas miałem nadzieję, że uda mi się nawiązać z nią wspólny język i może usłyszeć jakieś ciepłe słowo. Zasługiwałem na nie: byłem dobrym, troskliwym mężem dla Marty. Szanowałem ją, dbałem o nią, stawiałem sobie jej szczęścia jako priorytet. A mimo to, teściowa nigdy mi za to nie podziękowała, ani nie pokrzepiła mnie żadnym komplementem. Ostatnie miłe słowa usłyszałem od niej na naszym ślubie i to był koniec.
Zbliżały się urodziny teściowej
Znowu zbliżały się jednak urodziny Marii. Głowiłem się nad tym, co jej kupić. Niby mogłem zostawić to Marcie, ale bałem się, że wtedy teściowa tym odbierze to negatywnie. „Nie wysiliłeś się, zięciu”. „Zapomniałeś o mnie w tym roku”. Kto wie, co tym razem mogłaby powiedzieć.
Kilkukrotnie podczas rozmów z Martą zasłyszałem jednak, że Maria uskarża się na ból pleców spowodowany taszczeniem swojego starego ciężkiego odkurzacza po domu.
– Nie mam już siły na to, córcia! Noś to po całym domu, po schodach i w dół, i potem znowu. Plecy mnie bolą od tego nachylania się po kabel, ciągle go trzeba przełączać. Mówię ci, całą noc nie spałam, taka byłam obolała po tym odkurzaniu – lamentowała, jak zwykle.
Marta nieszczególnie słuchała. Przytakiwała tylko dla świętego spokoju.
– Ech, ona chyba nigdy nie przespała całej nocy, zawsze coś ją bolało i zawsze najbardziej na świecie – zaśmiała się, gdy skończyła rozmowę.
– A może jednak warto by jej ułatwić? – zaproponowałem.
– Ale co?
– No może potrzebuje jakiegoś lżejszego sprzętu, bardziej poręcznego. Faktycznie, nie jest już najmłodsza, pewnie jej ciężko ciągle dźwigać to stare koromysło – zaproponowałem.
– Można, ale to nie sprawi, że będzie szczęśliwsza czy mniej obolała – odparła Marta ironicznie. – To jest jej sposób na życie. Jak przestaną ją boleć plecy przez odkurzacz, to zaczną przez mycie okien albo nowe schody po remoncie klatki w bloku.
– Ja jednak myślę, że warto jej ułatwiać życie, zamiast ignorować wszystkie jej narzekania – skwitowałem.
– Zięć roku, co? – zachichotała złośliwie Marta. – Wszystko, żeby tylko cię w końcu doceniła i zauważyła...
Miałem pomysł na prezent
Zignorowałem ją i zabrałem się za poszukiwania najlepszego odkurzacza dla teściowej. Porównywałem modele, sprawdzałem różne warianty, jeździłem i oglądałem je w sklepach na miejscu. Marta tylko się ze mnie śmiała.
– Żebyś ty tyle wysiłku wkładał w prace domowe, ile w przypodobanie się mojej mamusi – rechotała.
– Powinnaś się cieszyć! Inny facet już dawno by to olał.
– No właśnie – przyznała, zaśmiewając się dalej.
W końcu wybrałem nowoczesny model, lekki, poręczny, szybko ładujący się. Nie oszczędzałem: chciałem, żeby naprawdę poczuła różnicę. Wydałem na niego więcej niż na ten, którego sami używaliśmy w domu. Wręczałem jej go z nieskrywaną dumą.
– Proszę, żeby nie bolały mamę plecy i żeby w końcu sprzątało się wygodnie!
Teściowa się wściekła
Spojrzała na mnie z ukosa.
– Odkurzacz? Pawełku, naprawdę? Bo co ja, stara baba, mogę robić całymi dniami innego! Nic, tylko sprzątać – uderzyła w znajome tomy.
W tamtym momencie miałem tego dość. Postawiłem się.
– Ale przecież sama mama mówiła, że bolą ją plecy i że nie ma już mama siły na dźwiganie tego starego odkurzacza! To pomyślałem, że ułatwię mamie życie! – zacząłem się bronić.
– Nie słyszałeś nigdy co mówią o dawaniu kobietom odkurzaczy w prezencie? Albo pralek? Albo kuchenek? Albo robotów kuchennych? To brak szacunku – obruszyła się.
Zamilkłem z kwaśną miną. Marta, choć najpierw wydawała się całą sytuacją rozbawiona, zmieniła nastawienie.
– Wiesz co, mamo, nic, tylko narzekasz. Powinnaś się cieszyć, że masz takiego zięcia! Wiesz ile czasu on spędził na wyszukiwaniu tego odkurzacza? Naprawdę chciał ci sprawić przyjemność – powiedziała ostro.
Teściowa zamilkła, a atmosfera nieco zgęstniała. Po chwili jednak zmieniliśmy temat i wróciliśmy do kolacji. Przez całe spotkanie nie udzielałem się tak ochoczo, jak zwykle. Nie miałem już nastroju na zabawianie Marii, sypanie dowcipami i komplementami co do jej kuchni. Miałem serdecznie dosyć takiego traktowania i zamierzałem się poddać w tej walce o jej aprobatę, ale... gdy wychodziliśmy, teściowa nagle się rozpromieniła.
– Dziękuję, że byliście. I tobie Pawełku też dziękuję za prezent. Naprawdę doceniam. Zaraz zabiorę się za testowanie – powiedziała z uśmiechem.
– Ja... Nie ma za co, mamo. Niech służy – odparłem.
I jak tu zrozumieć teściowe?
Paweł, 32 lata
Czytaj także: „Znaleziony wiosną list miłosny zburzył mój spokój. Bałam się, że idealne małżeństwo dziadków było czystą fikcją”
„Żona zażądała rozwodu, żeby nie dzielić się ze mną fortuną. Wygrana w totka migiem zajęła moje miejsce w jej sercu”
„Ciężko pracowałam na awans, wyrabiając nadgodziny z szefem. Teraz zamiast na wymarzoną premię czekam na 800 plus”