„Kupiłam znicze w promocji, bo nie mam kasy na chleb. Siostra oburza się, że chcę postawić takie badziewie na grobie ojca”
„Magda wróciła do domu pierwsza. Jak zawsze z klasą, wysoko podniesioną głową, jakby nie wydarzyło się absolutnie nic. Znalazłam ją w kuchni. Włączyła ekspres do kawy, jakby właśnie wróciła z jogi, a nie z awantury przy grobie ojca”.

- Redakcja
Opieka nad chorą mamą nie ma za wiele wspólnego z ckliwymi scenami z reklam leków. To kupa roboty, nieprzespane noce i pytania, na które zwykle nie ma odpowiedzi. Od czterech lat wstaję codziennie o szóstej, żeby przewinąć dorosłą kobietę, która kiedyś była moją ostoją, a dziś tylko patrzy na mnie tym swoim milczącym wzrokiem. Po udarze mówi mało, niewyraźnie, ale rozumie wszystko. Najgorzej, że pamięta też Magdę.
Moja starsza siostra to królowa życia z Anglii. Od lat zjawia się tylko na święta, w drogich płaszczach i z pretensjami. „A czemu mama taka chuda?”, „Aneta, nie możesz jej zrobić paznokci?”, „U nas w domu zawsze było inaczej”. No tak: „u nas”. W tym samym domu, w którym ja teraz myję nocnik.
Zbliżała się rocznica śmierci ojca. Znowu organizacja wszystkiego spadła na moje barki. Odhaczałam wszystko w głowie, żeby o niczym nie zapomnieć. Grób, kwiaty, znicze... te kupiłam znicze w promocji. Cztery sztuki za osiem dziewięćdziesiąt. Ładne, białe, nie jakieś plastikowe badziewie. Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że przez te znicze pęknie tama, która hamowała moje emocje od lat.
Właśnie wtedy wybuchłam
— Co to ma być? — Magda spojrzała na reklamówkę z Biedronki jak na worek ze śmieciami. — Serio, Aneta? Ty takie coś chcesz postawić na grobie taty?
Zacisnęłam usta. Miałam już w ręce jedno „takie coś” — biały znicz z metalową przykrywką, całkiem elegancki. Jak za te pieniądze, naprawdę cud. No, ale Magda już się rozkręcała.
— Przecież to wstyd. Ludzie przyjdą, zobaczą... Mama by się chyba przewróciła w grobie. — Popatrzyła na mnie jak na dziecko, które ukradło lizaka.
— Mama jeszcze żyje — powiedziałam cicho, próbując zachować spokój.
— Tym bardziej. — Popatrzyła na mnie z góry. — Co, nie stać cię na normalne znicze? Jak nie masz pieniędzy, to mogłaś powiedzieć, przecież ja...
— Nie chodzi o pieniądze — przerwałam jej. Głos mi zadrżał. — Po prostu kupiłam to, co było. Nie miałam czasu jeździć po galeriach.
— A, bo ty to nigdy nie masz czasu — westchnęła. — Tylko siedzisz z mamą i robisz z siebie męczennicę.
Wtedy właśnie wybuchłam.
— Męczennicę?! — krzyknęłam, zanim zdążyłam się ugryźć w język. – Ty masz pojęcie, jak tu wygląda życie? Jak wygląda moja codzienność?! Ty przylatujesz raz na rok i myślisz, że wszystko ogarniasz jak królowa matka!
— Nie zaczynaj — rzuciła tylko, machając obojętnie ręką.
— Wiesz, co? Nie. Właśnie teraz zacznę — powiedziałam, czując, jak tama gdzieś tam w środku puszcza. — Tacie chyba naprawdę wszystko jedno, czy znicz jest z Biedronki, czy z eleganckiego butiku na cmentarzu!
Stała w tym swoim futrze z Bóg wie czego, ze spojrzeniem pełnym litości. Tyle że ja pierwszy raz od lat nie spuściłam wzroku.
To był ten wzrok
Magda wróciła do domu pierwsza. Jak zawsze z klasą, wysoko podniesioną głową, jakby nie wydarzyło się absolutnie nic. Znalazłam ją w kuchni. Włączyła ekspres do kawy, jakby właśnie wróciła z jogi, a nie z awantury przy grobie ojca.
— Chcesz kawy? — rzuciła chłodno, bez patrzenia w moją stronę.
— Nie, dzięki. — Zdjęłam kurtkę i od razu podeszłam do mamy.
Siedziała w fotelu pod oknem. W tym samym miejscu, co zawsze. Patrzyła na mnie... na nas, ale nic nie mówiła. Nie musiała.
— Aneta... — zaczęła Magda. — Nie mam zamiaru się kłócić. Jesteśmy rodziną. Trzeba jakoś się dogadać.
Parsknęłam śmiechem. Cicho, bez radości.
— Rodziną? Ty pamiętasz jeszcze, jak się w tym domu spuszcza wodę? — zapytałam. — Bo wiesz, ostatnio cieknie kran w łazience, ale może ty to ogarniesz, skoro jesteśmy taką cudowną rodziną.
— Nie przesadzaj — burknęła. — Przecież co miesiąc przelewam ci pieniądze.
— Przelewasz pieniądze, a ja tu żyję — powiedziałam głucho. — Każdego dnia. Karmię mamę, podaję jej leki, okrywam ją kołdrą. Ty masz przelewy, a ja mam życie, wiesz? Takie prawdziwe. — Milczała, więc ciągnęłam: — Wiesz, że przez ciebie nie poszłam na studia? Bo mama nie chciała zostać sama, bo ty byłaś za granicą, bo ktoś musiał z nią zostać. Zgadnij, kto został.
— To była decyzja mamy... — mruknęła. — Nie moja.
Wtedy mama chrząknęła głośniej niż zwykle. Spojrzałyśmy obie w jej stronę. Patrzyła na Magdę. I to był ten wzrok, którego nie da się zignorować. Jej oczy wypełniał smutek.
Byłam najtańszym rozwiązaniem
Noc była dziwnie cicha. Nawet telewizor nie grał, choć mama nie lubiła spać bez niego. Leżałam w łóżku, przewracając się z boku na bok, gdy usłyszałam szept. Najpierw nie byłam pewna, czy to nie sen. Ale potem znów — szept, wyraźniejszy. Magda siedziała w salonie. Z mamą.
Wyszłam z pokoju na bosaka, w samym dresie. Stanęłam w korytarzu. Drzwi były uchylone, a zza nich dobiegał głos Magdy, cichy i drżący.
— Mamo, ja wiem, że to wszystko nie wyszło — mówiła. — Ale wtedy myślałam, że to najlepsze wyjście. Przecież ty sama mówiłaś, że Aneta jest silniejsza psychicznie. Że sobie poradzi.
Odpowiedziało jej mamrotanie mamy.
– I te pieniądze po tacie… — ciągnęła Magda. — Myślałam, że jak odłożysz na leczenie, to dasz znać. Ale wszystko przeciekło przez palce, co?
— Jakie pieniądze? – zapytałam z progu.
Obie zamarły. Mama spojrzała na mnie. Oczy miała szeroko otwarte. Magda zastygła jak sparaliżowana.
— O czym wy mówicie? Jakie pieniądze? Co to za „najlepsze wyjście”? — Głos mi się łamał. — Mnie się coś należało?
— To nie tak… — Magda wstała, próbując załagodzić sytuację. — Tata zostawił polisę. Dwadzieścia tysięcy. Miałyśmy z mamą podzielić się tym między sobą i... jakoś pomóc tobie.
— Aha. — Uśmiechnęłam się gorzko. — Pomóc. Przelewem raz w miesiącu i oceną moich zniczy?
Mama odwróciła wzrok, a ja już wiedziałam swoje. Zostałam tu, bo byłam najtańszym rozwiązaniem. I najcichszym. A Magda zniknęła. Za te pieniądze, za wygodę, za brak wyrzutów sumienia. Byłam dla nich idealnym kompromisem. Ich ofiarą.
Nie tylko ja jestem ofiarą
Nie pamiętam, jak założyłam buty. Płaszcz miałam rozpięty, a szalik zostawiłam na wieszaku. Wybiegłam z domu jak by się paliło. Szłam przed siebie, byle dalej od tej rozmowy, od nich, od ciszy, która była gorsza niż krzyk. Zatrzymałam się dopiero pod kolejnym blokiem. Na ławce siedziała pani Wanda, sąsiadka z parteru. Zawsze widziałam ją z papierosem i gazetą, jakby życie to było coś do przeczytania i wypalenia.
— Co taka roztrzęsiona? — zapytała bez ceregieli. — Kto ci podpadł?
— Nikt... — skłamałam, ale głos mi się załamał. — Mama. Siostra. Wszyscy.
Pani Wanda westchnęła i klepnęła ławkę obok siebie. Usiadłam. Papieros śmierdział tak znajomo i prawdziwie, że aż się uspokoiłam.
— Twoja mama... myślisz, że ona to miała życie jak z bajki? — zapytała. — Bo coś ci powiem. Widziałam ją, jak uciekała w nocy z walizką, kiedy twój ojciec pierwszy raz dostał szału.
Zamarłam.
— Myślisz, że ona miała wybór? — ciągnęła. — Że chciała mieć dzieci w takim domu? Ale wróciła. Bo gdzie miała pójść? Do matki, co piła? Do siostry, co ją sprzedała za flaszkę?
Spojrzałam na nią zdziwiona.
— Twoja mama robiła, co mogła. — Popatrzyła mi prosto w oczy. — Może nie najlepiej, ale jak umiała. Jak każda z nas.
Wtedy po raz pierwszy poczułam, że może nie tylko ja jestem ofiarą tej rodziny. Może mama też. I może Magda… która po prostu uciekła szybciej.
Pani Wanda zgasiła papierosa o ławkę.
— Ale ty, dziecko, nie musisz siedzieć w tym domu do końca życia — stwierdziła. — Jak się wypalisz, to już nie będzie czego ratować.
Milczenie mówiło więcej niż słowa
Gdy wróciłam do mieszkania, było już po dwudziestej. W kuchni paliło się światło. Magda siedziała przy stole z kubkiem herbaty, z oczami wlepionymi w ścianę, jakby szukała w niej odpowiedzi, których nigdy nie dostała.
Zatrzymałam się w progu. Zimno ciągnęło mi po kostkach, ale nie chciałam jeszcze wchodzić dalej. Nie wiedziałam nawet, po co przyszłam.
— Poszłaś się przewietrzyć? — zapytała cicho.
— Poszłam pomyśleć — mruknęłam. — I porozmawiać z kimś, kto pamięta mamę inną niż teraz. Inną niż tą, którą ja znam od czterech lat.
— Aneta… ja nie chciałam, żeby tak to wszystko wyglądało — zaczęła. — Ale też nikt nigdy mi nic nie powiedział. Tylko że „ty sobie radzisz”, „ty ogarniesz”, „ty jesteś silniejsza”.
Spojrzałam jej w oczy.
— A ja cię kiedyś zapytałam, czy ty w ogóle chcesz się tym zająć? — rzuciłam cicho.
— Nie — szepnęła po dłuższej chwili. — Nie pytałaś.
Usiadłam naprzeciw niej. Patrzyłyśmy na siebie przez chwilę, jakbyśmy się widziały pierwszy raz w życiu.
— Ja... czasem naprawdę myślę, że nienawidzę cię za to, że możesz wyjść z tego domu i tak po prostu wrócić do swojego życia — wyznałam.
— A ja ci zawsze zazdrościłam, że mama mówiła tylko o tobie — odpowiedziała. — Że masz z nią jakąś więź. Bo ja... przepadłam.
Gdzieś z tyłu zakaszlała mama — delikatnie, ale jakby chciała nam przypomnieć, że ona też tu jest. I że czasem milczenie mówi więcej niż słowa.
Aneta, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Nie chciałam kolejnego faceta, ale ten jeden raz opuściłam gardę. Któregoś dnia drzwi otworzyła mi jego była”
- „Teściowa traktowała mnie jak sponsora. Kiedy odciąłem ją od kasy, stałem się dla niej zwykłym śmieciem”
- „Mąż wymusił intercyzę przed ślubem. Teraz skamle, bo to on jest bankrutem, a ja bogaczką”

