„Kupiłam w promocji perfumy z długim ogonem. Teraz w pracy nie mogę opędzić się od spojrzeń kolegów”
„Z dnia na dzień robiło się coraz dziwniej. Nie powiedziałabym, że byłam szczególnie lubiana w firmie. A teraz? Nawet ci, którzy dotąd ledwo mnie zauważali, zaczęli się uśmiechać. Albo przynajmniej coś komentować”.

- Redakcja
Wszystko zaczęło się zupełnie niewinnie – od przeceny, która pojawiła mi się na ekranie podczas wieczornego scrollowania. Flakonik perfum, o którym kiedyś tylko marzyłam, kosztował nagle mniej niż zwykły krem do twarzy. Nie zastanawiałam się długo. Kliknęłam „kup teraz” z poczuciem małego zwycięstwa. Nie przypuszczałam wtedy, że ta impulsywna decyzja tak bardzo namiesza mi w codzienności.
Nie mogłam się oprzeć
To był zwyczajny poniedziałek. Siedziałam w dresie, z maseczką na twarzy i kubkiem herbaty w dłoni. Przeglądanie internetu to mój rytuał na wieczory, kiedy nie mam siły ani na ludzi, ani na książki. I wtedy wyskoczyła mi ta reklama. Klasyczne perfumy znanej marki, takie, które kojarzą się z elegancją i kobiecością, przecenione o ponad siedemdziesiąt procent.
Otworzyłam link. Opis zachwycał: głowa – bergamotka i mandarynka, serce – jaśmin, baza – piżmo, bursztyn i wanilia. Do tego hasło: „z długim ogonem”. Przeszły mnie ciarki. Znam się trochę na perfumach, wiem, co to oznacza – zapach będzie ciągnął się za mną jeszcze długo po tym, jak zniknę z pomieszczenia.
– No nie wierzę – mruknęłam pod nosem, widząc cenę. – Za tyle? Chyba zgłupieli. Biorę.
Paczka przyszła po dwóch dniach. Otworzyłam ją z ekscytacją, jak dziecko prezenty pod choinką. Flakon był ciężki, szklany, z minimalistyczną złotą zakrętką. Psiknęłam na nadgarstek. W pierwszej chwili poczułam cytrusy, potem nagle wszystko zrobiło się kremowe, miękkie, kobiece. I rzeczywiście – długo nie znikał. Wieczorem, gdy wzięłam prysznic, nadal czułam go na skórze.
– Okej, to będzie mój nowy zapach do pracy – powiedziałam sobie z uśmiechem. – Subtelny, ale z charakterem.
Nie miałam pojęcia, że od tej chwili każda moja wizyta w biurze stanie się... małym spektaklem.
Zapach, który robił furorę
Weszłam do biura dziesięć minut przed czasem, jak zwykle. Swoją szarą marynarkę zarzuciłam na oparcie krzesła, odpaliłam komputer i sięgnęłam po kubek z herbatą. To miał być spokojny dzień. Nikt jeszcze nie wiedział, że kupiłam nowe perfumy – uznałam, że nie muszę tego ogłaszać. Ale wystarczyło pięć minut.
– Oho, coś tu dzisiaj pachnie jak luksusowe spa – rzucił Wojtek z działu IT, przechodząc obok.
Uśmiechnęłam się zaskoczona.
– To chyba twoja wyobraźnia.
– No nie wiem. Może to jakaś nowa odświeżająca herbata? – zażartował.
Później przyszła Justyna z marketingu. Weszła do kuchni, gdzie akurat nalewałam wodę z dystrybutora, i zatrzymała się tuż za mną.
– Ale pięknie pachniesz. Co to jest? – zapytała bez ogródek.
Zawahałam się.
– A tam, takie tam, nowe perfumy. Kupiłam w promocji.
– Czuć od ciebie na pół piętra – dodała z zachwytem. – Serio, pachniesz jak jakaś francuska redaktorka mody.
Parsknęłam śmiechem, ale zrobiło mi się miło. Przez kolejne godziny zauważyłam, że ludzie podchodzą do mnie częściej niż zwykle. Niby z pytaniem o projekt, o brief, o status kampanii. Ale zawsze na moment zatrzymywali się bliżej, niż było trzeba.
– Ty coś zmieniłaś? – zagadał Michał z logistyki. – Jakoś... inaczej dziś wyglądasz.
Nie wyglądałam inaczej. Tego dnia to nie mój wygląd robił różnicę. To był ten zapach.
Kawa, spojrzenia i szepty
Z dnia na dzień robiło się coraz dziwniej. Nie powiedziałabym, że byłam szczególnie lubiana w firmie. Raczej przeciętnie. Robiłam swoje, nie wdawałam się w plotki, nie przesiadywałam w kuchni godzinami. A teraz? Nawet ci, którzy dotąd ledwo mnie zauważali, zaczęli się uśmiechać. Albo przynajmniej coś komentować.
– Ej, zrób miejsce, chcę usiąść przy Monice – rzucił nagle jeden z chłopaków, gdy zasiedliśmy w kuchni przy wspólnym stole. Spojrzałam z niedowierzaniem. Zazwyczaj siadał najdalej ode mnie, teraz niemal otarł się o moje ramię.
– Co tak pachnie? – spytała półgłosem Basia z HR, siedząca po mojej drugiej stronie.
Zaczęłam się robić czerwona. To nie była rozmowa przy kawie. A może to ja byłam przewrażliwiona?
– Perfumy – odpowiedziałam krótko, starając się zignorować to całe zamieszanie.
Wróciłam do biurka i wbiłam wzrok w monitor. Nagle usłyszałam cichy śmiech. Odwróciłam głowę. Przy open space'ie stało dwóch kolegów z działu obok. Patrzyli w moją stronę, coś do siebie szeptali.
– Coś się stało? – zapytałam ich prosto z mostu, nie podnosząc głosu.
– Nie, nie, wszystko okej – odpowiedział jeden z nich, udając niewinność. – Po prostu... fajna ta twoja aura.
– Aura? – uniosłam brew.
– No, taka... wokół ciebie się unosi. Klimat. Wiesz.
Nie wiedziałam. Ale wiedziałam jedno – te perfumy, choć piękne, zaczynały robić ze mnie w pracy jakiś osobliwy obiekt zainteresowania. I nie byłam pewna, czy mi się to jeszcze podoba.
To nie były komplementy
Zaczęłam się zastanawiać, czy to jeszcze miłe, czy już niepokojące. Jeszcze kilka dni temu cieszyłam się, że ktoś zauważa mój zapach, że wreszcie nie jestem tą „niewidzialną” z biura. Ale w czwartek, gdy wracałam z łazienki, usłyszałam rozmowę dwóch kolegów z księgowości. Myśleli, że ich nie słyszę.
– Przysięgam ci, jak tylko przechodzi obok, to wszystko mi się spina. Jakbyśmy mieli nową koleżankę.
– Stary, ona zawsze tu pracowała. Tylko teraz się perfumuje jakby szła na randkę codziennie.
Zamarłam za rogiem. Tyle wystarczyło, żeby zrobiło mi się zimno mimo wełnianej marynarki. Odsunęłam się o krok i weszłam głośno na korytarz.
– Cześć – rzuciłam obojętnie.
Zamilkli natychmiast, obaj z tym samym, głupkowatym półuśmiechem.
– No hej, hej – wymamrotał jeden z nich, jakby go przyłapano na ściąganiu na sprawdzianie.
Tego dnia czułam na sobie wzrok prawie nieustannie. I nie był to ten rodzaj uwagi, który sprawia, że człowiek czuje się doceniony. Raczej... obserwowany. Przez szkło, jak eksponat. W domu umyłam ręce kilkukrotnie, jakby chciała zmyć z siebie cały dzień. Miałam jeszcze na nadgarstku resztkę zapachu. Wciągnęłam powietrze. Nadal piękny. Ale teraz zaczęłam się zastanawiać – co tak naprawdę sprawiało, że ten zapach był dla innych aż tak absorbujący?
Nie tego się spodziewałam
W poniedziałek przyszłam do pracy bez perfum. Celowo. Chciałam zobaczyć, co się stanie. Czy może to wszystko było tylko w mojej głowie? Przecież nie pierwszy raz miałam dobry dzień w pracy. Może trochę przesadziłam.
Ale nie. Już przy wejściu poczułam, że coś się zmieniło. Byłam znowu „niewidzialna”. Jakby ktoś nagle zgasił światło. Żadnych spojrzeń, żadnych przypadkowych komentarzy. Cisza. A potem, na przerwie śniadaniowej, usłyszałam rozmowę, której nikt nie zamierzał przede mną ukrywać.
– Mówiłam ci, że to nie może być przypadek – szeptała Justyna do koleżanki. – Monika od tygodnia chodzi po biurze jak po wybiegu. Ten zapach to przecież nie przypadek. Ona kogoś sobie upatrzyła.
– Michała? – domyślała się druga.
– Albo Wojtka. Chociaż bardziej obstawiam Michała. Widziałam, jak się do niego uśmiechała, jak mu kawę podała... – Justyna uniosła brwi z udawanym szokiem. – Serio, jakbyśmy były w jakimś serialu. Zakrztusiłam się herbatą.
– Przepraszam – powiedziałam cicho i wyszłam z kuchni.
Nie sądziłam, że to pójdzie aż tak daleko. Ludzie zinterpretowali mój zapach jako flirt. Dosłownie – perfumy stały się dowodem w sprawie, której nie było. Byłam wściekła, zawstydzona i kompletnie zaskoczona. Ja po prostu chciałam dobrze pachnieć. Tylko tyle. Tego dnia pierwszy raz przeszło mi przez myśl, żeby wyrzucić ten flakonik do kosza.
Zapach wisi w powietrzu
Flakon perfum stał na komodzie jeszcze przez kilka dni. Codziennie rano patrzyłam na niego, czasem nawet brałam do ręki. Ale nie psiknęłam się ani razu. Coś się we mnie zamknęło. Zaczęłam nosić szare swetry, związane włosy, unikać spojrzeń. Znów stałam się bezpieczna. Niewidoczna. I nikt już nie szeptał na mój temat.
Pewnego wieczoru odwiedziła mnie Ela z działu kadr. Przyniosła mi herbatę i drożdżówkę. Usiadła bez pytania.
– Wiem, że pewnie masz dość tych wszystkich głupot, które krążą po firmie – zaczęła. – Ale chcę ci coś powiedzieć. Ty się nie zmieniłaś. Ludzie po prostu potrzebują historii. I lubią dorabiać sobie bajki.
Milczałam, ale słuchałam. Bo miała rację.
– A to, że zaczęli cię zauważać, to też coś mówi. Bo oni... dopiero teraz zrozumieli, że jesteś kobietą. Że nie jesteś meblem biurowym. A że zareagowali jak dzieciaki z gimnazjum? Cóż – Ela wzruszyła ramionami – nie wszyscy dojrzewają w tym samym tempie.
Po jej wyjściu wzięłam flakon do ręki. Odkręciłam zakrętkę, psiknęłam raz, w powietrze. I stałam tak przez dłuższą chwilę, wdychając ten znajomy zapach. Nadal piękny. Nadal mój. Nie, nie wyrzucę tych perfum. Może po prostu nie będę już ich używać do pracy. Ale nie dlatego, że się boję. Tylko dlatego, że nie muszę niczego udowadniać. Wystarczy, że ja wiem, kim jestem. I jak chcę pachnieć.
Monika, 35 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Sądziłem, że przez moje słabości na zawsze będę sam. Na mojej drodze stanął ktoś, kto pokochał mnie takim, jaki jestem”
- „Córka wolała powiedzieć, że jest sierotą, niż przyznać, że pochodzi ze wsi. Wyparła się nas w zamian za 3 tysiące euro”
- „Przez 2 lata ukrywałem przed żoną, że wygrałem miliony. Musiałem sprawdzić, czy mnie jeszcze kocha”

