Reklama

Od ponad pięciu lat jestem z Piotrkiem. Niby jesteśmy razem, niby wszystko gra – mieszkanie, wspólne wyjazdy, kolacje z jego znajomymi. Ale nie umiem się oprzeć wrażeniu, że w tej relacji jestem jak druga strona medalu – błyszczę tylko wtedy, kiedy ktoś mnie obróci we właściwym kierunku. A najczęściej nikt tego nie robi.

Starałam się

Z jego matką nigdy nie miałyśmy złych relacji. Ale też nigdy nie było między nami ciepła. Akceptuje mnie, bo musi. Toleruje moją obecność, choć w jej spojrzeniu zawsze widzę lekki cień zawodu. Może liczyła na kogoś bardziej „domowego”, pokornego, milczącego. Nie wiem. I choć się staram, zawsze wychodzę na tę „ambitną”, „zbyt nowoczesną”, „niespecjalnie rodzinną”. To jej słowa.

Piotrek to zupełnie inna historia. Dobry chłopak, ale jak trzeba coś załatwić – to najlepiej bez konfrontacji. Byle przetrwać, byle nie było dramatu. Prezenty są dla niego czymś, co trzeba odbębnić. A potem się dziwi, że ludzie nie są wzruszeni bombonierką i butelką półsłodkiego z marketu.

W tym roku zbliżały się sześćdziesiąte urodziny jego mamy. I po raz pierwszy poczułam, że nie chcę znów robić wszystkiego na pół gwizdka. Chciałam, żeby poczuła się naprawdę wyjątkowo. Żeby pomyślała: „Może ta Marta nie jest taka zła”.

Ale gdzieś z tyłu głowy kołatało się pytanie: po co ja się tak staram? Dlaczego to znowu ja czuję się odpowiedzialna za to, by wszystko było dobrze? Dlaczego zawsze my – kobiety – mamy gasić pożary, które nie my wzniecamy?

Był uparty

Stałam przy półce z perfumami w eleganckiej perfumerii w centrum handlowym. Zapach, który trzymałam w ręce, był kobiecy, ciepły, z lekką nutą drzewa sandałowego i piżma. Idealny dla kogoś, kto chce się poczuć ważny. Dla kogoś, kto zasługuje na coś więcej niż kwiaty z osiedlowej kwiaciarni.

– Zobacz – powiedziałam, podając flakon Piotrkowi. – To będzie naprawdę dobry prezent. Będzie miała coś luksusowego tylko dla siebie.

Zmarszczył czoło i natychmiast odsunął rękę.

– Marta, serio? Widzisz cenę?

– Widzę. I widzę też, że to nie są kolejne czekoladki z promocji. To prezent, nie obowiązek.

– A może nie chodzi o cenę, tylko o gest? – rzucił zmęczonym tonem.

– To dlaczego twój gest zawsze kosztuje dwadzieścia złotych?

Spuścił wzrok. Przez chwilę miałam nadzieję, że coś powie, że się zastanowi. Ale nie, tylko westchnął i zaczął się rozglądać po sklepie.

– Wino, bombonierka, coś klasycznego – rzucił.

– Naprawdę chcesz, żeby twoja matka dostała coś, co kupuje się na stacji benzynowej?

– Nie przesadzaj.

Nie zależało mu

Zrobiło mi się gorąco. Czułam, że nie powinnam się unosić, ale i tak to zrobiłam.

– To nie jest przesada. To twoja matka i jej sześćdziesiąte urodziny. I jeśli znowu wyciągniesz jakieś tanie wino, to po co w ogóle się starać?

W tym momencie podeszła do nas ekspedientka z wyćwiczonym uśmiechem.

– Może bon podarunkowy? Będzie bezpiecznie i elegancko – zaproponowała uprzejmym tonem.

Piotrek spojrzał na mnie, jakby szukał ratunku. Ale ja już nic nie mówiłam. Złożył ręce, odwrócił się i wyszedł, nie mówiąc ani słowa. Przez chwilę patrzyłam w kierunku wyjścia, jakby miał zaraz wrócić. Potem odwróciłam się do sprzedawczyni.

– Poproszę te perfumy. Zapakowane na prezent.

Zapłaciłam z własnej karty. Bolało, ale bardziej bolało coś innego – to, że znowu zostałam z tym sama. Że to ja muszę dbać o to, żeby wszystko było na poziomie, żeby nikt się nie poczuł pominięty. A potem i tak nikt nie zapyta, kto to wymyślił. Nikt nie zauważy.

Postawiłam na swoim

W drodze do domu miałam ochotę zgnieść to pudełko i wrzucić do śmietnika. Ale wiedziałam, że nie zrobię tego. Bo choć byłam zła, nadal chciałam, żeby wszystko było dobrze. Nawet jeśli nikt mi za to nie podziękuje.

W dniu urodzin jego mamy Piotrek zachowywał się tak, jakby wczoraj nie było żadnej rozmowy, żadnej kłótni. Pakowałam prezent przy kuchennym stole, zawijając flakon w ozdobny papier z delikatnym wzorem liści, kiedy wszedł, ziewając i pytając, czy mamy jeszcze kawę.

– Zrobiłam to dla twojej mamy. Ale może następnym razem ty coś wybierzesz – powiedziałam spokojnie, nie patrząc mu w oczy.

– Marta, nie rób scen. To tylko prezent.

Po jego tonie zrozumiałam, że nie zamierza się cofnąć ani o krok. Nie było „przepraszam”, nie było „masz rację”, tylko to jego znane unikanie odpowiedzialności, które zaczynało mnie męczyć coraz bardziej.

Na zewnątrz świeciło słońce. Idealny dzień na świętowanie. Ale ja miałam wrażenie, jakbym od środka niosła coś ciężkiego, co nie chce się zmieścić w słowach.

Podałam mu gotowy prezent.

– To już nieważne. Ważne, żeby się ucieszyła.

Zachwyciła się

Siedzieliśmy przy długim stole nakrytym koronkowym obrusem. Pachniało ciastem i rosołem, gwar rozmów mieszał się z odgłosami sztućców i szkła. Jego mama rozpakowywała prezenty, a ja czekałam, niepewna, co poczuję, kiedy dojdzie do naszego. Może chociaż tym razem… Rozdarła papierek powoli, z ostrożnością. Gdy wyciągnęła flakon, jej oczy rozbłysły.

– Ojej, uwielbiam ten zapach! W życiu bym sobie nie kupiła czegoś takiego – powiedziała z zachwytem, po czym nachyliła się i pocałowała Piotrka w policzek. – Piotruś, masz świetny gust!

Czekałam, aż powie coś więcej. Może zapyta, skąd pomysł, może spojrzy na mnie z wdzięcznością. Ale nie. Wszyscy uśmiechali się do Piotrka, a on tylko przytaknął.

– No wiesz, chciałem, żebyś poczuła się wyjątkowo – odpowiedział.

Miałam ochotę wstać i powiedzieć: „To nie on, ja to wybrałam. Ja zapłaciłam, ja zapakowałam”. Ale wiedziałam, że to nie miejsce. I że nikogo to nie obchodzi.

Było mi przykro

Wieczorem, kiedy wróciliśmy do mieszkania, Piotrek był wyraźnie zadowolony. Otworzył piwo, usiadł na kanapie i włączył telewizor, jakby to był zwykły dzień. Ja stałam przy zlewie, myjąc kubki po kawie. Musiałam czymś zająć ręce.

– Nie przeszkadza ci, że ona dziękowała tobie za coś, co ja kupiłam? – zapytałam w końcu, spokojnym tonem, bez pretensji. Chciałam tylko wiedzieć.

– Marta, to nie konkurs. To był nasz prezent.

– Nie. To był mój prezent. I twoja pochwała.

Odłożyłam gąbkę. Piotrek nie odpowiedział, jakby nie słyszał. A ja poczułam znajome ukłucie – to samo, które czuję za każdym razem, gdy on się wycofuje. Kiedy nie chce się w nic angażować, a odpowiedzialność przerzuca na mnie, bo tak jest wygodniej.

Usiadłam w fotelu, ale nie patrzyłam na ekran. Patrzyłam na niego, na jego obojętność, na to, jak łatwo przechodzi nad wszystkim, co dla mnie jest ważne. Jakby jego wygoda była ważniejsza od moich starań, od mojej obecności. Od tego, że w tej relacji coraz częściej czuję się jak samotna wyspa.

Miałam dosyć

Myślałam o tym, ile razy robiłam coś, co było dla wszystkich, a kończyło się na tym, że tylko ja wiedziałam, ile to kosztowało. O wszystkich chwilach, kiedy trzeba było coś załatwić, wymyślić, zorganizować, uratować atmosferę. I o tym, że nikt nigdy nie powiedział „dziękuję”. Nawet nie złośliwie, po prostu nie przyszło im do głowy.

Piotrek zawsze miał łatwo. Mógł być miły, uprzejmy, neutralny. A ja byłam tą, która musiała pamiętać o urodzinach, o prezentach, o ciastach bez cukru, o jego rodzinie, o wszystkim. A potem siedzieć z boku i patrzeć, jak on zbiera pochwały za coś, czego nawet nie planował.

Może, zamiast kupować perfumy, powinnam kupić sobie bilet w jedną stronę i zacząć życie, w którym nie będę musiała się domyślać, czy komuś zależy. W którym nie będę przepraszać za to, że mam potrzeby.

Marta, 30 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama