„Kupiłam tanie perfumy z promocji i sama rozpętałam sobie piekło. Mąż przez ten zapach się przyznał do najgorszego”
„Feliks odłożył widelec i wytarł usta serwetką, choć ledwo zjadł pół naleśnika. Przestał mówić. Cała jego twarz przybrała wyraz zaciętego skupienia, jakby węszył coś w powietrzu, jakby próbował coś zidentyfikować. To przez ten nowy zapach”.

- Redakcja
To miał być zwyczajny poniedziałek. Przeciągnęłam się na kanapie, z kubkiem melisy w dłoni, i z zadowoleniem spojrzałam na listę rzeczy do zrobienia, na której dominowały same drobnostki. Od kiedy przeszłam na pracę zdalną, ceniłam sobie domową rutynę – kawa z mlekiem migdałowym o 8:00, kilka godzin w Excelu, spacer po zakupy, a wieczorem kolacja z Feliksem. Oboje lubiliśmy stabilność.
Do drogerii zaszłam przypadkiem – miałam kupić tylko płyn do płukania ust, ale oko przykuł mi stojak z napisem „perfumy 70% taniej”. Podeszłam z ciekawości. Testery pachniały różnie – jedne zbyt słodko, inne jakby męsko. Ale jeden zapach... był dziwny. Miał w sobie coś intrygującego – ciepły, lekko orientalny, z ostrym finiszem. Na mojej skórze rozwijał się zaskakująco przyjemnie. Spojrzałam na cenę – 29,90. Wrzuciłam flakon do koszyka z myślą, że nawet jak nie przypadnie mi do gustu, najwyżej użyję go jako odświeżacza powietrza.
Nie powiedziałam mężowi o nowym zakupie. Po powrocie do domu użyłam go z ciekawości. Poczułam się... inaczej. Jakby bardziej kobieco, bardziej wyraźnie. Może to autosugestia, ale lustro w łazience pokazało mi wersję siebie z nieco uniesionymi kącikami ust.
Feliks wrócił późnym popołudniem. Nic nie wskazywało na to, by coś było nie tak. Pocałował mnie w policzek, zrzucił marynarkę na krzesło i od razu poszedł pod prysznic. Wieczorem miałam zrobić naleśniki. Ubrałam bluzkę, którą zawsze lubił, i jeszcze raz użyłam nowych perfum.
Wtedy jeszcze nie wiedziałam, że zapach, który przypadkiem nałożyłam na nadgarstki, wywoła w naszym domu coś, czego nie da się cofnąć.
Chciałam go zaskoczyć
– Dodałam trochę cynamonu do farszu, powinno być lepsze – powiedziałam, nakładając naleśniki na talerz Feliksa.
– Pachnie świetnie – rzucił, ale bez entuzjazmu. Usiadł naprzeciwko mnie, jakby coś go rozpraszało. Przez chwilę jadł w milczeniu, aż nagle zamarł z widelcem w połowie drogi do ust.
– Masz nowy zapach? Coś… mocnego – powiedział, marszcząc brwi.
Zaskoczył mnie. Uniosłam brew i uśmiechnęłam się lekko.
– Złapałam okazję w drogerii. Tanie jak barszcz. Ale pachną zaskakująco dobrze, co? – zapytałam, od niechcenia.
Mąż spojrzał na mnie, ale jego wzrok był dziwnie nieobecny.
– Dobrze… no tak. Ciekawie – odparł sztywno, jakby wypowiadał słowa bez przekonania.
Odłożył widelec i wytarł usta serwetką, choć ledwo zjadł pół naleśnika. Przestał mówić. Cała jego twarz przybrała wyraz zaciętego skupienia, jakby węszył coś w powietrzu, jakby próbował coś zidentyfikować.
– Coś nie tak? – zapytałam, marszcząc czoło. – Za mocne?
– Nie, nie... Po prostu... – urwał, wstał od stołu i podszedł do okna. – Głowa mnie rozbolała, może to ciśnienie.
Milczałam. Nie chciałam go naciskać. Ale czułam, że coś się zmieniło. Coś się rozsunęło między nami jak niewidzialna bariera.
Po kolacji Feliks nie usiadł jak zwykle ze mną na kanapie. Nie włączył meczu. Nie rozłożył laptopa. Po prostu zniknął w sypialni, mówiąc, że jest zmęczony. Gdy weszłam tam później z kubkiem herbaty, już spał – albo przynajmniej udawał, że śpi.
Leżałam obok niego, patrząc w sufit. Przypominałam sobie, kiedy ostatni raz był tak spięty. Może w lutym, po tej stresującej delegacji do Gdyni? Ale to przecież było chwilowe. Spojrzałam na flakon perfum na toaletce. Przecież to tylko zapach. Tylko kilka złotych. Tylko przypadek. Ale Feliks już nie był taki sam.
Zaczęłam coś podejrzewać
Przez następny dzień Feliks unikał mnie jak ognia. Rano wyszedł z domu wcześniej niż zwykle, niby do biura, niby na spotkanie. Nie zdążyłam go zapytać, czy weźmie termos z kawą. Zostawił go na blacie, nieużywany.
Zaczęłam się zastanawiać – co się właściwie stało? To nie był typowy stres, nie jego styl. Mój mąż bywał zmęczony, czasem marudny, ale nigdy... obcy. Tak właśnie się zachowywał: jak ktoś obcy w moim domu. Jak lokator, który stara się mnie nie zauważać.
Wieczorem postanowiłam to przerwać. Musiałam wiedzieć, co się dzieje. Feliks siedział przy stole w kuchni, udając, że przegląda jakieś papiery. Usiadłam naprzeciwko niego.
– Możemy chwilę porozmawiać? – zaczęłam łagodnie.
– Jasne – odpowiedział z automatu, nie podnosząc wzroku.
– Powiesz mi wreszcie, o co chodzi? Od wczoraj jesteś jakiś... nieobecny.
– To nic. Zmęczenie – rzucił krótko, zbyt szybko.
– Nie ściemniaj. To przez te perfumy?
Zamilkł. Zmarszczył brwi, jakby sam walczył ze sobą. W końcu westchnął i spojrzał na mnie z czymś, co przypominało złość pomieszaną z... żalem?
– Po prostu… to nie jesteś ty. To nie twój zapach.
Zaniemówiłam. Czułam, jak coś mnie ściska w żołądku.
– Co to znaczy? Przecież to tylko perfumy. Nie rozumiem.
– Wiem. To... nieważne. Po prostu... nie używaj ich więcej, dobrze?
– Feliks... – szepnęłam. – Przestań owijać w bawełnę. Ten zapach coś ci przypomina?
Nie odpowiedział. Zebrał papiery i wyszedł z kuchni. Zostawił mnie tam z pustym kubkiem i jeszcze bardziej pustym uczuciem w sercu.
To nie był zwykły zapach. To było wspomnienie. Czegoś – albo kogoś – czego nie znałam. A może nie chciałam znać. Po raz pierwszy od dawna poczułam lęk. Lęk, że w naszym małżeństwie jest coś, o czym nie mam pojęcia.
Sam się przyznał
Był piątek. Cały dzień zastanawiałam się, czy psiknąć się znowu tymi perfumami. Stały na toaletce jak niemy prowokator. W końcu uznałam: mam prawo. To tylko zapach. Dwa psiknięcia na nadgarstek. Zrobiłam to ostentacyjnie. Nie wiem, czy podszyta złością, czy ciekawością – ale chciałam zobaczyć, co się stanie.
Feliks wrócił po osiemnastej. Ledwo przekroczył próg, zatrzymał się. Zastygł, jakby uderzyła go fala gorąca. Albo wspomnienie.
– Co ty kombinujesz? – rzucił, głosem ostrzejszym niż zwykle.
– Słucham? – obróciłam się zaskoczona, ale spokojna. – O co ci chodzi?
– Chcesz mnie złamać, tak?! – wybuchnął. – Robisz to specjalnie!
Zamarłam. Serce zaczęło mi bić szybciej.
– Co ty wygadujesz? To tylko perfumy!
– Nie, to nie są tylko perfumy – warknął. – To zapach Wery. I ty dobrze o tym wiesz!
– ...Wery? Kto to jest?
Zapadła cisza. Ciężka jak beton. Feliks cofnął się o krok. Twarz miał jak kreda.
– Ktoś, kto... kiedyś z nią byłem. Nieważne – mruknął, jakby chciał cofnąć słowa, które właśnie padły.
Zrobiłam krok w jego stronę. I powiedziałam najmocniej, jak potrafiłam:
– Nie. Nie z kim byłeś. Z kim jesteś. Właśnie się przyznałeś. Przecież widzę.
Patrzył na mnie przez chwilę, jakby nie rozumiał, co zrobił. Jakby dopiero teraz usłyszał własne słowa. A potem... spuścił wzrok.
Poczułam, że nogi się pode mną uginają. Z trudem oparłam się o framugę drzwi. Wszystko zawirowało. Perfumy. Tani zapach z promocji. Wystarczył, by rozbroić całą naszą rzeczywistość.
Chciałam coś powiedzieć, ale język miałam jak sparaliżowany. Jedynie w głowie powtarzało mi się jedno zdanie: „Nie miałam pojęcia”. Nie miałam pojęcia. Naprawdę nie miałam pojęcia...
Najbardziej bolało kłamstwo
Feliks nie spał w sypialni. Wziął poduszkę i zamknął się w salonie. Nie miałam siły zaprotestować. Leżałam pod kołdrą z rozmazanym cieniem pod oczami, czując, jak powietrze w pomieszczeniu staje się cięższe z każdą minutą.
W nocy słyszałam, jak chodził po mieszkaniu. Kran w kuchni. Drzwi od lodówki. Krok w korytarzu, potem stłumione westchnienie. Ale do mnie nie przyszedł.
Rano weszłam do kuchni w szlafroku. Siedział przy stole, z kubkiem kawy, w tej samej koszuli, w której wrócił z pracy.
– Nie spałeś? – zapytałam. Głos mi się łamał, mimo że próbowałam go utrzymać w ryzach.
– Nie bardzo – odpowiedział cicho, wlepiając wzrok w kafelki nad blatem.
Wzięłam czajnik. Odgłos gotującej się wody był jedynym dźwiękiem w kuchni. Milczeliśmy przez dobre dwadzieścia minut.
– To było chwilowe – powiedział nagle. – To się… po prostu wydarzyło.
Spojrzałam na niego powoli. Bez emocji. Jak na kogoś obcego.
– I co, wydarza się dalej? – zapytałam.
Zamilkł. A ja już wiedziałam. Nie musiał mówić.
– Wiesz – zaczęłam po chwili, głosem jak z lodu – nie chodzi nawet o samą zdradę. Chociaż, oczywiście, boli. Chodzi o to, że nie miałeś odwagi się przyznać. Ukrywałeś to. Kłamałeś mi w oczy. I dopiero kiedy przypadkiem trafiłam na jej zapach, straciłeś nad sobą panowanie.
Wciąż nie patrzył mi w oczy. Tylko ściskał ten swój kubek, jakby był jedyną rzeczą, która go jeszcze trzyma w pionie.
– Jagoda, ja…
– Nie – przerwałam. – Nic nie mów. Nie chcę tłumaczeń. Nie dzisiaj.
Wyszłam z kuchni, zostawiając go z tą samą ciszą, którą przez lata wypełniałam naszym domem. Tym razem to ona go zadusi. Nagle poczułam dziwną pustkę. Nie płakałam. Nie krzyczałam. Po prostu… byłam już gdzieś indziej. W innym świecie. W którym nie było nas.
Nie było czego naprawiać
Rano czekał w kuchni, jakby miał przygotowaną mowę. Siedział zgarbiony przy stole, w jednej dłoni trzymając kubek kawy, w drugiej łyżeczkę, którą bezmyślnie obracał.
– Musimy pogadać – powiedział cicho, gdy tylko weszłam.
Usiadłam naprzeciwko, ale nie dlatego, że chciałam go słuchać. Po prostu nie miałam już siły udawać, że wszystko jeszcze może się cofnąć.
– Od kiedy to trwało? – zapytałam, zanim zdążył cokolwiek powiedzieć.
Wziął głęboki oddech.
– Parę miesięcy. Poznałem ją w Poznaniu. Zaczęło się... przypadkiem.
– A zakończyło się, kiedy? Wczoraj? Czy jeszcze nie?
Zamilkł. To milczenie było głośniejsze niż jakiekolwiek słowo. Wpatrywał się w blat, jakby szukał w nim ratunku.
– Nie widuję jej już. I nie zobaczę się więcej, obiecuję – wydukał w końcu.
– Nie obchodzą mnie już twoje obietnice. Wiesz, co mnie obchodzi? – nachyliłam się lekko w jego stronę. – Że nawet nie miałeś odwagi się przyznać. Musiałeś wpaść w panikę. Wystarczyło, że poczułeś zapach i pękłeś.
Zacisnął usta. Nie próbował się tłumaczyć. Nie mówił, że mnie kocha. Nie walczył. Może już sam nie wiedział, czego chce.
– Jagoda… – zaczął, ale ja już wstałam.
– Zostawmy to. Nic tu po tych rozmowach. Nie szukaj słów, bo nic nie powiesz, co mogłoby cokolwiek uratować.
Zabrałam swój kubek i wyszłam z kuchni. Zostawiłam go samego. Z pustymi rękami i jeszcze bardziej pustym spojrzeniem. Wiedziałam już wtedy, że nie będzie kolejnych prób. Ani jego, ani moich.
Został mi tylko ten zapach
Feliks wyprowadził się cztery dni później. Spakował się w milczeniu, zabrał najpotrzebniejsze rzeczy i kilka koszul z szafy. Nie chciał, żebym mu pomagała. Nie chciał też, żebym patrzyła.
Zostawił po sobie kilka rzeczy: stare kapcie, szczoteczkę do zębów, flakon perfum, który zawsze trzymał na półce w łazience. Ten sam, którym spryskiwał się przed każdym wyjazdem służbowym. Kiedyś ten zapach mnie uspokajał. Kojarzył się z powrotem. Z czekaniem. Z nim. Teraz mnie mdlił.
Chciałam wyrzucić ten flakon od razu, ale nie potrafiłam. Stał obok mojego – tego z promocji. Oba były pełne. Jakby nic się nie wydarzyło. Jakby żadne z nich nie zawiniło. Ale ja wiedziałam.
Nie płakałam po jego odejściu. Przynajmniej nie przy nim. Płakałam w łazience, pod prysznicem, cicho, żeby nikt nie usłyszał. Potem zrobiłam pranie, umyłam podłogę i zamówiłam sobie pizzę. Jadłam ją sama, na kanapie, oglądając film, którego nawet nie zarejestrowałam.
Minęło kilka dni, zanim zaczęłam funkcjonować bez zawahania. Bez sprawdzania telefonu. Bez nasłuchiwania kroków za drzwiami. Bez wąchania nadgarstków.
Zaczęłam sprzątać. Półka po półce. W końcu stanęłam przed tymi perfumami. Zastanawiałam się, który flakon wyrzucić pierwszy. Zabrałam oba. Ale tylko jego trafił do kosza. Mój postawiłam z powrotem. Nie dlatego, że go lubiłam. Ale dlatego, że przypominał mi, jak z pozoru niewinne rzeczy potrafią obnażyć najgłębsze kłamstwa.
Nie wiem, co będzie dalej. Może przez jakiś czas będę sama. Może już zawsze. Ale jedno wiem na pewno – już nigdy nie zignoruję instynktu. Nawet jeśli odezwie się przez tani zapach z wyprzedaży. To nie perfumy mnie zawiodły. Tylko człowiek, który nie potrafił być lojalny. A ten zapach zostawiłam jako ostrzeżenie. I niech tak zostanie.
Jagoda, 36 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Uwierzyłem w zdradę, której nie było, zamiast zaufać żonie. Teraz zamiast świętować rocznicę, chodzę po prawnikach”
- „Kupiłam perfumy na promocji, ale nie wiedziałam, w co się pakuję. Takiej reakcji mojego męża się nie spodziewałam”
- „Mój mąż kupuje wełniane garnitury i nosi złoty zegarek, a dzieci chodzą w dziurawych butach. Ja tylko płaczę po nocach”

