Reklama

Nie wiem, kiedy dokładnie się to zaczęło. Może wtedy, kiedy Daniel przestał całować mnie na dzień dobry. A może wtedy, gdy zaczęliśmy jeść obiady przy osobnych ekranach – ja z telefonem, on z laptopem. Przez dziesięć lat zdążyliśmy się do siebie przyzwyczaić. Wszystko robiliśmy na pół gwizdka – rozmowy, zakupy, seks, nawet święta. Jakbyśmy nie byli już małżeństwem, tylko sąsiadami, którzy czasem pójdą razem wyrzucić śmieci.

Nie twierdzę, że było tragicznie. Nie było awantur, zdrad, dramatów. Była po prostu... cisza. Jakby ktoś powoli wykręcał gałkę głośności naszego życia, aż została tylko cisza.

– Co kupiłaś? – zapytała Ola, kiedy w pokoju nauczycielskim wyciągałam z torby niewielką buteleczkę.

– Nic wielkiego. Była promocja w drogerii.

– Pokaż, no... O, to te! Świetnie pachną, jak klasyka z dawnych lat. Taka kobieca elegancja.

Wzruszyłam ramionami. Kupiłam je raczej z rozpędu niż z potrzeby. Coś w tym zapachu było znajomego, choć nie umiałam tego nazwać. Może dlatego wyciągnęłam portfel. Takie tam, drobna przyjemność. Nie wiedziałam jeszcze, że przez tę jedną buteleczkę coś we mnie – i w moim mężu – się obudzi. Że nagle Daniel przestanie być tylko cieniem faceta, z którym dzieliłam łóżko. I że wszystko, co się wydarzy po tym, będzie jak sen.

Coś się w nim zmieniło

Wróciłam do domu wczesnym popołudniem. Uczniowie mieli skrócone lekcje, a ja wyjątkowo nie musiałam zostawać na radzie pedagogicznej. Pierwsza myśl? Prysznic. Ucieczka spod jasnych świateł szkoły do ciepłej, pachnącej pary w łazience. Odkręciłam wodę i wślizgnęłam się pod strumień jak do innego świata. Pozwoliłam, żeby woda spłukała ze mnie szkolny kurz i zmęczenie.

Po kąpieli wytarłam się ręcznikiem, sięgnęłam po nowy flakonik i bez zastanowienia psiknęłam się po dekolcie. Ten zapach był dziwny – nie drażniący, nie nachalny. Jak wspomnienie, którego nie da się dokładnie zlokalizować. Był miękki, pudrowy, jakby znajomy, ale nie potrafiłam powiedzieć, skąd go znam.

O siedemnastej usłyszałam dźwięk klucza w drzwiach. Daniel wrócił z pracy. Siedziałam na kanapie, jeszcze w szlafroku, z herbatą w dłoni i ręcznikiem na głowie. Słyszałam jego kroki w przedpokoju, potem stuk zamykanych drzwi. Nagle się zatrzymał. Nie widziałam go, ale czułam jego obecność. Zamarł. Jakby coś go uderzyło.

– Julia? – zawołał cicho.

– Jestem w salonie – odpowiedziałam.

Gdy wyszłam, stał w przejściu między drzwiami a kuchnią. W kurtce, z torbą przewieszoną przez ramię. Patrzył na mnie dziwnie – jakby mnie nie poznawał.

– Wszystko okej? – zapytałam, zerkając niepewnie na jego twarz.

Pachniesz... jakoś znajomo – powiedział po chwili.

– Co?

– Ten zapach. Przypomina mi coś... nie wiem. Coś dawno temu.

Przeszłam obok niego, z kubkiem w ręku.

To tylko jakieś tanie perfumy z promocji – rzuciłam lekko, udając obojętność.

– Dla mnie są wyjątkowe – odpowiedział zaskakująco cicho. – Magiczne.

Odłożyłam kubek na blat. Odwróciłam się do niego. I wtedy go zobaczyłam w pełnym świetle. Daniel nie patrzył na mnie jak zawsze. Nie jak na żonę w szlafroku i ręczniku. Patrzył tak, jakby pierwszy raz mnie widział. Albo pierwszy raz od bardzo dawna.

Co się z tobą dzieje? – zapytałam półżartem.

– Nie wiem – powiedział. – Ale czuję się... jakbym się cofnął o dziesięć lat.

Nie odpowiedziałam. Serce zaczęło mi bić trochę szybciej, choć nie wiedziałam dlaczego. Może dlatego, że to był pierwszy raz od miesięcy, kiedy coś naprawdę usłyszałam w jego głosie. Coś więcej niż „kup mleko” albo „gdzie są klucze od auta”.

Wciąż mnie zaskakiwał

Zaczęło się niepozornie. Następnego ranka Daniel zaparzył mi herbatę. Nie z automatu, nie dlatego, że sam robił sobie kawę. Tylko dla mnie. Zielona z miętą, taka, jaką zawsze lubiłam. Podał mi ją w kubku, który najbardziej lubię.

Pamiętałeś? – zdziwiłam się.

– No coś ty. Przecież zawsze z tego pijesz, jak chcesz mieć udany dzień – odpowiedział, jakby to było najoczywistsze na świecie.

Poczułam się dziwnie. To nie było wielkie „kocham cię” ani bukiet róż. Ale w jego oczach znowu coś było. Uważność. Jakby znowu widział.

W pracy byłam rozkojarzona. Nie mogłam się skupić na uczniach, poprawianiu kartkówek, nawet Ola to zauważyła.

– Coś cię dręczy? – zapytała, mieszając jogurt.

Daniel się ostatnio dziwnie zachowuje.

– W sensie?

Jest... miły.

– No, to przerażające – zażartowała.

– Nie rozumiesz. To nie taka zwykła uprzejmość. To... jakby coś go obudziło. Jakby znowu chciał mnie dotykać, rozmawiać, być blisko.

I rzeczywiście – dotykał. Przypadkiem niby, ale częściej niż zwykle. Muskał moje ramię, przeczesywał palcami włosy, gładził po karku, gdy siedziałam przy stole. Po dwóch dniach przyniósł mi bez powodu deser z cukierni. W sobotę powiedział:

– Zostań w łóżku. Ja zrobię śniadanie.

I zrobił. Jajka w koszulce, takie jak na początku, kiedy jeszcze chciało mu się szukać przepisów w internecie. Podał mi je na tostach, na tacy i patrzył, jak jem, z miną, którą znałam tylko z naszych początków. Nie pytałam, nie komentowałam. Ale im bardziej się starał, tym bardziej coś we mnie drżało. Lęk. Nadzieja. Niedowierzanie.

W niedzielę, gdy czytałam książkę, po prostu przysiadł się i położył głowę na moim kolanie. Tak jak wtedy, w wynajmowanym mieszkaniu w Krakowie, kiedy jeszcze spaliśmy na rozkładanej kanapie.

– Daniel – szepnęłam, gładząc jego włosy. – Ty jesteś inny. Co się stało?

– To ty się zmieniłaś – odpowiedział z zamkniętymi oczami. – Nie wiem, co to... ale znowu chcę być blisko ciebie.

Trzymałam jego głowę w dłoniach. I nie wiedziałam, czy się śmiać, czy płakać. Coś wracało. Ale ja wciąż nie wiedziałam, skąd to przyszło.

Odkryłam coś zaskakującego

Szukałam tylko nożyczek. Przeczesywałam szuflady w szafce pod lustrem, kiedy natrafiłam na coś znajomego. Mały, matowy flakonik, zakurzony, pusty. Ale wystarczył jeden rzut oka, żeby poczuć ukłucie w żołądku.

Podniosłam go. Odkręciłam korek. Wciągnęłam powietrze przez nos. Wtedy to do mnie dotarło. Ten sam zapach. Serce zabiło mi mocniej. Flakonik, który właśnie kupiłam na promocji, był identyczny jak ten – tylko nowszy, błyszczący, pełny. Ale to ten sam zapach. Ten sam. Tylko... zapomniany.

Zrobiło mi się gorąco. Przysiadłam na brzegu wanny, trzymając w dłoni pustą butelkę jak relikwię. Wspomnienia przyszły lawiną. Czułam ten zapach na sobie, kiedy pierwszy raz spędziliśmy z Danielem noc w wynajętej kawalerce. Gdy przyjechał po mnie na rowerze z winem w plecaku. Kiedy wpadł do mnie o północy tylko po to, żeby powiedzieć, że mnie kocha. To wtedy używałam tych perfum. Czułam je na sobie, kiedy się w nim zakochiwałam.

Odrzuciłam je później, bo zmieniły się trendy, bo weszła moda na coś bardziej wytrawnego, świeżego, skandynawskiego. Nie pamiętałam, dlaczego przestałam ich używać – po prostu przestałam. Ale on zapamiętał. A raczej – jego ciało. Jego zmysły. Ten zapach nie pachniał żadną kobietą z przeszłości. Nie był tajemniczy, obcy, niepokojący. Był mój.

Tą wersją mnie, którą Daniel kiedyś kochał na zabój. Z którą śmiał się na głos, której całował stopy, z którą chciał mieć dzieci. Teraz, przypadkiem, przez flakon z promocji, coś w nim się odblokowało. Jakby przypomniał sobie mnie – ale nie mnie z dziś, zmęczoną, przygaszoną, poukładaną – tylko mnie wtedy. Z uśmiechem w oczach i marzeniami.

Westchnęłam głęboko, patrząc na flakonik w dłoni. To nie perfumy go zmieniły. To wspomnienie mnie. Tego, jak kiedyś pachniałam. Kim byłam. Jak się śmiałam. I może właśnie dlatego, choć przez chwilę, znowu byłam tą kobietą.

Przypomniałam mu wszystko

Czekałam na odpowiedni moment, żeby z nim porozmawiać. Nie chciałam przerywać tej dobrej fali, udając, że nie wiem, skąd nagle ta czułość. Ale też nie potrafiłam dłużej milczeć. Czułam, że jeśli czegoś się nie nazwie, to znów się rozmyje. Jak sen po przebudzeniu – przez chwilę wyraźny, a potem coraz bledszy, coraz mniej realny.

Usiedliśmy razem przy kuchennym stole wieczorem. Światło było przygaszone, cicho brzęczała zmywarka. Daniel przewracał kartki jakiegoś katalogu, mówiąc, że szuka prezentu na urodziny siostrzeńca. W końcu odłożyłam kubek i spojrzałam mu w oczy.

– Daniel... – zaczęłam, a on od razu podniósł wzrok, jakby czekał na ten ton głosu. – Wiesz, znalazłam dziś flakonik tych perfum. Tych starych. Pusty, zakurzony, leżał w szufladzie.

Zamarł. Spojrzał na mnie uważnie, nie mówiąc nic, więc dodałam:

To były moje ulubione. Używałam ich, kiedy się poznaliśmy. Przypomniałam sobie dzisiaj. A ty... ty poczułeś to wcześniej ode mnie. Pamiętałeś.

Daniel powoli się uśmiechnął. Nie jak ktoś przyłapany na czymś, raczej jak ktoś, komu ktoś właśnie odczytał na głos jego myśli. Położył dłoń na mojej i lekko ją ścisnął.

– Gdy pierwszy raz poczułem ten zapach, coś mnie uderzyło. Dosłownie. Jakby coś się otworzyło. To był impuls, jakby obraz, ale nie całkiem – czułem to przez skórę, przez nos, przez serce. Stałem w przedpokoju i przez chwilę poczułem się... jakbym miał znowu dwadzieścia osiem lat. I czekał, aż wyjdziesz z łazienki, gotowa na randkę, cała uśmiechnięta, z tym błyskiem w oczach.

Poczułam, jak robi mi się ciepło. Nie z samej treści tych słów, ale z tego, że wypowiedział je on. Mój Daniel, którego twarz przez ostatnie miesiące przypominała zamknięte drzwi. A teraz nagle uchylał je i zapraszał mnie z powrotem do środka.

– Pamiętam – powiedział cicho. – Jak pachniałaś wtedy. Ten zapach to byłaś ty. Cała. W śmiechu, w dotyku, w spojrzeniu. I teraz... teraz znowu jesteś.

Zacisnęłam palce na jego dłoni. Były ciepłe, znajome, a jednak – jakby inne. Jakby nowo odkryte.

– A ty wiesz, że ja o nim zupełnie zapomniałam? – powiedziałam z niedowierzaniem. – Odłożyłam go na półkę i przestałam używać. Tak jakby... jakby przestałam być tą kobietą. Przestałam ją czuć.

– Nie przestałaś – odpowiedział szybko. – Ona gdzieś tam była. Ja tylko... też o niej zapomniałem. O nas. O tym, co było między nami. Wiesz, jak to jest, Julia? To nie tak, że przestałem cię kochać. Po prostu życie nas rozmyło.

Siedzieliśmy tak jeszcze długo, nie musząc mówić zbyt wiele więcej. Nie było wielkich deklaracji, łez ani emocjonalnych fajerwerków. Tylko cicha rozmowa dwojga ludzi, którzy na chwilę się pogubili, ale właśnie przypomnieli sobie, dokąd iść dalej.

To z nami zostało

Nie staliśmy się nagle parą idealną, nie zaczęliśmy chodzić na randki co piątek, nie zamieniliśmy się w tych uśmiechniętych ludzi z reklam pasty do zębów. Życie nadal było pełne obowiązków, poranków z budzikiem, długich kolejek i niekończących się maili z pracy. Ale coś się zmieniło.

Nie umiałam tego nazwać – to była raczej atmosfera niż konkret. Rodzaj delikatnego przechylenia świata. Nagle w domu było więcej muzyki. Daniel zaczął włączać nasze stare listy piosenek, których słuchaliśmy, gdy jeszcze mieliśmy tylko jeden kubek do kawy i spaliśmy na materacu. W kuchni częściej pachniało cynamonem, a w salonie pojawiły się świece, choć nigdy nie przepadał za ich zapachem. A jednak je zapalał – dla mnie. Dla tej wersji mnie, która znów zaczęła się budzić.

Ja z kolei przestałam chować flakonik perfum do szuflady. Nie używałam ich codziennie – to byłoby jak jedzenie tortu na śniadanie – ale raz na kilka dni, kiedy czułam, że znowu chcę być tą kobietą. Tą, którą kiedyś kochał. A może tą, którą ja sama chciałam sobie przypomnieć.

Któregoś ranka psiknęłam nimi szyję i usiadłam przy stole z książką. Daniel przechodził obok, zatrzymał się i uśmiechnął.

Nie musisz ich używać codziennie – powiedział cicho. – Ja już pamiętam.

Spojrzałam na niego z kubkiem herbaty w dłoni. W jego spojrzeniu było coś miękkiego, coś ciepłego. Coś, czego nie widziałam od lat.

– Ale ja chcę – odpowiedziałam spokojnie. – Bo znowu czuję się sobą.

Zaczęliśmy robić więcej rzeczy razem. Nie wielkich, nie filmowych. Gotowanie w piątek wieczorem, zamiast zamawiania pizzy. Spacer po osiedlu bez telefonu. Żarty przy śniadaniu. Śmieszne obrazki, które przesyłaliśmy sobie z dwóch końców mieszkania. I dotyk. Taki zwykły – ręka na ramieniu, głaskanie po plecach, pocałunek w czubek głowy, kiedy myślał, że nie zauważę.

Nie chodziło o to, że się nagle zakochaliśmy od nowa. Bardziej o to, że przestaliśmy zapominać. O sobie. O tym, co nas kiedyś poruszało. O zapachach, gestach, tonie głosu. Ten nowy rytm nie był rytmem wielkiej zmiany. To była nuta, która zaginęła w utworze naszego życia i której teraz oboje znowu słuchaliśmy.

Uratowaliśmy wspomnienia

Flakonik stoi na mojej toaletce. Małe, niepozorne szkło o zaokrąglonych krawędziach. Zdarza się, że mijam go przez kilka dni, nie dotykając. Ale wystarczy moment – jakiś cień emocji, nuta zmęczenia, przebłysk tęsknoty – i sięgam po niego znowu. Psikam nadgarstek, czasem tylko raz. I przypominam sobie, że to, co było kiedyś, nie odeszło. Tylko drzemało.

Czasem budzę się wcześniej niż Daniel i obserwuję go przez chwilę, zanim się poruszy. Jego twarz już nie ma tych samych konturów co dziesięć lat temu. Moja też nie. Ale jest coś nowego. Coś, czego wtedy nie było – świadomość, że wszystko można stracić, jeśli się nie dba. Że miłość to nie jest stan, tylko ruch. Że wystarczy zapomnieć, by wszystko przygasło. I wystarczy drobiazg, by znowu zapłonęło.

Nie będziemy już młodzi. Nie będziemy już się poznawać po raz pierwszy. Ale możemy się odnaleźć. W tym samym miejscu. Jako ci sami ludzie, tylko z inną mapą serca.

Patrzę na niego, gdy czyta gazetę, w jednej ręce ma kubek z kawą. Myślę sobie: „dobrze, że nie przegapiliśmy siebie na dobre”. Że pozwoliliśmy wspomnieniu przemówić przez zapach. Że to wspomnienie mnie, sprzed lat, miało w sobie tyle siły, by przypomnieć mu, że nadal jestem.

Czasem naprawdę wystarczy zapach, by wrócić do tego, kim się kiedyś było. Wystarczy jedno spojrzenie, żeby zrozumieć, że może wcale się nie zgubiliśmy. Może tylko zapomnieliśmy, jak pięknie razem pachniemy.

Julia, 35 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama