„Kupiłam mężowi drogie perfumy na Dzień Chłopaka. Drań będzie miał się czym psikać po rozwodzie”
„Flakon był ładny. Ciężki. Taki, który dobrze leży w dłoni. A zapach – dokładnie taki, jakim chciałby pachnieć mężczyzna, który nie ma już nic do ukrycia. Albo taki, który bardzo się stara, żeby nic po nim nie było czuć. To miał być prezent z przymrużeniem oka”.

- Redakcja
Michał mówi, że kawa z rana to świętość. A ja sądzę, że świętość powinna smakować lepiej. Ale nie protestuję, bo to on ją robi. Co rano. Z przesadną dumą podaje mi filiżankę, jakby to był gest miłości, nie rutyny.
– Za słaba? – pyta, choć przecież zna odpowiedź.
– A jak myślisz? – rzucam, upijając łyk. Kwaśna i gorzka jednocześnie. Jak życie.
Małżeństwo po dziesięciu latach przypomina mi lodówkę w starym bloku. Głośno buczy, rzadko chłodzi, a nikt nie ma serca jej wyrzucić, bo „jeszcze działa”. Jeszcze jakoś funkcjonujemy: on do pracy, ja do pracy, potem powrót, kolacja, serial, milczenie. Seks? Jak wakacje — raz w roku, jeśli dobrze zaplanujemy. To jest dramat.
Oddaliliśmy się od siebie
Nie wiem dokładnie, kiedy zaczęłam się oddalać. Może wtedy, gdy po raz trzeci zapomniał o naszej rocznicy i kupił mi tulipany z marketu dzień po. Albo wtedy, gdy wyznał, że nie lubi mojej zupy pomidorowej, chociaż całe lata ją jadł i nawet prosił o dokładkę. Drobiazgi, które nie bolą osobno, ale razem składają się na coś w rodzaju chłodu. Tego, co wdziera się nocą pod kołdrę, mimo że śpimy obok siebie.
Kiedy więc w perfumerii zobaczyłam flakon z nazwą „Instinct”, pomyślałam: idealny. Instynkt. Jego instynkt był przecież niezawodny. Instynkt samozachowawczy, zwłaszcza jeśli chodziło o unikanie trudnych rozmów. Albo moje pytania.
– Na Dzień Chłopaka – rzuciłam do ekspedientki. – Niech ma coś, czym się będzie psikał... i pamiętał o mnie.
Zaśmiała się, nie rozumiejąc, że to nie żart. Albo udając, że nie rozumie. Flakon był ładny. Ciężki. Taki, który dobrze leży w dłoni. A zapach – dokładnie taki, jakim chciałby pachnieć mężczyzna, który nie ma już nic do ukrycia. Albo taki, który bardzo się stara, żeby nic po nim nie było czuć. To miał być prezent z przymrużeniem oka.
Znów się pokłóciliśmy
– Ty naprawdę nie rozumiesz, co do ciebie mówię, prawda? – syknęłam, trzymając w rękach jego brudne skarpetki. Tydzień leżały pod kanapą. Tydzień.
Michał uniósł wzrok znad telefonu, jakby go ktoś wyrwał z głębokiej medytacji.
– O co znowu chodzi?
– O to, że masz wszystko gdzieś. Dom, mnie, nawet swoje skarpetki. Chociaż nie, skarpetki jeszcze łaskawie rozrzucasz, więc to może jakaś aktywność.
– No to sorry – burknął i wrócił do ekranu.
Wzięłam głęboki wdech, z tych głębokich, które mają cię powstrzymać przed rzuceniem wszystkim o ścianę. Nie pomogło.
– Może lepiej, gdybyś nigdy nie był moim mężem – powiedziałam cicho, ale wyraźnie.
Zamarł. Nawet nie spojrzał na mnie od razu, tylko trzymał telefon nieruchomo. Jakby ktoś nagle nacisnął pauzę. A potem... odłożył go powoli na stół.
– Co ty powiedziałaś? – zapytał i nagle zrobiło się cicho.
Nie odpowiedziałam. Nie musiałam. Michał spojrzał na mnie, ale nie było w jego oczach ani furii, ani złości. Tylko coś dziwnego – może smutek, może rezygnacja. A może... ulga?
– Serio?.
Tylko tyle. Tyle i aż tyle. Milczenie wypełniło pokój. I nagle jego cisza zaczęła mnie palić. Mój własny gniew, jeszcze gorący minutę temu, zaczął się rozpadać pod ciężarem tej jednej, nieoczekiwanej reakcji. Po raz pierwszy od dawna nie pokłóciliśmy się naprawdę. Bo to nie była już kłótnia. To był początek końca.
Byłam skołowana
– Wiesz, że jak on nie krzyczy, to ja się boję bardziej? – powiedziałam, trzymając telefon przy uchu i patrząc w sufit. – Kasia, on mnie po prostu zignorował. Jakbym mu powiedziała, że brakuje mleka w lodówce.
– To może... mu już naprawdę wszystko jedno? – odpowiedziała z wahaniem.
– No właśnie. I to jest najbardziej przerażające.
Z Kasią mogłam rozmawiać o wszystkim. Nawet wtedy, gdy nie mówiłam wszystkiego wprost. Wiedziała. Od dawna wiedziała.
– A ten prezent... dałaś mu już?
– Jeszcze nie. Leży w szafie. Obok starego albumu ślubnego. Ironia losu, nie?
Kasia westchnęła.
– A może po prostu... porozmawiaj z nim normalnie? Bez tych twoich podprogowych gierek.
– Gierki? To nie gierki, to... test. Sprawdzam, czy on w ogóle jeszcze zauważa, co się wokół niego dzieje.
– Ania, nie jesteście już w liceum. Albo się rozmawia, albo...
– Albo się pakuje walizki – dokończyłam za nią.
Na chwilę obie zamilkłyśmy. Ja słyszałam jej oddech, ona pewnie moje chrupanie czekoladowego batonika, którego nie miałam zamiaru się wstydzić.
– I co zrobisz?
– Jeszcze nie wiem – powiedziałam. – Ale zaczęłam się rozglądać.
– Za czym?
– Za prawdą, Kasiu. I za nowym mieszkaniem. Albo przynajmniej za tą babą, którą on ukrywa.
Zakończyłam połączenie i zerknęłam na szafkę nocną. Perfumy nadal tam były. Małe, szklane ultimatum. Wystarczyło tylko rozpakować. Ale nie teraz. Najpierw znajdę, co śmierdzi naprawdę.
Byłam w szoku
Zawsze wiedziałam, że jego laptop to nie tylko faktury i projekty, ale też prawda, której wolałabym nie znać. Wcześniej nawet nie zaglądałam – teraz coś mnie popchnęło. Może ta cisza, może jego nagła łagodność.
Zostawił komputer otwarty. Kliknęłam historię. „Adwokat rozwodowy – Warszawa”. Data: tydzień temu. Serce mi zamarło, ale ręce działały dalej. W dokumentach znalazłam skan pozwu. Już przygotowany.
Wstałam od biurka jak automat. Słyszałam go w kuchni – rozmawiał przez telefon. Tym razem po polsku, jakby nie chciał niczego ukrywać za językiem.
– Tak, złożyłem już papiery... Nie, jeszcze jej nie mówiłem... Tak, wkrótce... Wiesz, to nie jest proste... – jego głos drżał. – Daj mi jeszcze kilka dni.
Oparłam się o framugę. On mnie nie widział, ja jego tak. Czułam, jak w gardle rośnie mi kamień.
– Nie mogę jej powiedzieć tak z dnia na dzień... – ciągnął. – Muszę to zrobić „po ludzku”.
Nie wytrzymałam. Weszłam do kuchni. Telefon wypadł mu z ręki i sturlał się po podłodze. Michał pobladł, jakby zobaczył ducha.
– Więc to tak – powiedziałam cicho. – Adwokat, papiery... Planowałeś to za moimi plecami?
– Ania... – zaczął. – To nie jest tak, jak myślisz...
– Nie? – przerwałam mu. – Bo myślę, że chcesz się rozwieść i nie miałeś odwagi powiedzieć mi w twarz. Myślę, że ktoś tam po drugiej stronie telefonu to nie twój kolega z pracy.
Michał przełknął ślinę, spuścił wzrok.
– Chciałem ci powiedzieć, naprawdę...
– A ja chciałam ci wierzyć – odpowiedziałam, czując, że drży mi głos. – Wiesz co? Mam dla ciebie prezent.
Odwróciłam się, poszłam do sypialni i wyjęłam z szafy perfumy. Flakon pachniał chłodno i metalicznie. Wróciłam do kuchni, postawiłam go przed nim na stole.
– Na Dzień Chłopaka – powiedziałam z gorzkim uśmiechem. – Będziesz miał czym się psikać po rozwodzie.
Mąż miał romans
Siedzieliśmy naprzeciwko siebie. On z rękami złożonymi na kolanach, jak uczeń na dywaniku. Ja z herbatą, której nawet nie dotknęłam, bo trzymałam ją tylko po to, żeby czymś zająć ręce i nie rzucić mu tej filiżanki w twarz.
– Powiesz coś w końcu? – spytałam, nie patrząc na niego.
– Nie chciałem, żeby tak to wyszło – odezwał się cicho. – Myślałem, że znajdę moment, że... jakoś to przeprowadzę.
– A co konkretnie chciałeś przeprowadzić? Rozwód? Czy romans? – zapytałam, patrząc już prosto w jego twarz.
Milczał. Wzrok wbity w podłogę. Palce zaciskał tak mocno, że zbielały mu knykcie.
– Wiesz, co jest najgorsze, Michał? – ciągnęłam. – Że ja się domyślałam. Tylko jak idiotka nie chciałam tego widzieć. Wszystkie te twoje delegacje, późne maile, ta nagła troska... Kupiłam ci perfumy jako test. Bo chciałam wiedzieć, czy jeszcze coś czujesz. Ale to ja dostałam odpowiedź.
– To nie tak – wypowiedział w końcu, ściszonym głosem. – Zaczęło się przypadkiem. I nie chodziło o seks, tylko... o rozmowy. Że ktoś mnie słucha. Że nie patrzy na mnie jak na mebel, który przestawi się z kąta w kąt.
Zaśmiałam się krótko i bez radości.
– Więc poszedłeś do niej się wyżalić. A potem do łóżka. Rozumiem.
– Nie spałem z nią.
– Jeszcze?
Zamilkł. Cisza była odpowiedzią.
– Ile to trwa?
– Pół roku – powiedział.
Zamknęłam oczy. Czułam, jak wszystko we mnie drży. Ustałam na kruchym lodzie, który właśnie pękł.
– Wiesz co? Nie wiem, czy jestem bardziej wściekła, czy po prostu... pusta – powiedziałam cicho. – Ale jedno ci powiem. Od dawna nie czułam się tak wolna, jak w tej chwili.
– Ania...
– Nie. Teraz ja mówię – przerwałam mu. – Jutro cię nie będzie. Spakujesz się rano. Zabierzesz te perfumy, ten komputer, te swoje papiery. A potem wyjdziesz. I zostawisz mi wszystko inne.
– Co to znaczy „wszystko inne”?
– Mieszkanie, Michał.
Wieczorem wzięłam kurtkę i wyszłam z domu. Potrzebowałam oddychać. Poszłam nad Wisłę, tam, gdzie kiedyś się całowaliśmy, zanim wszystko się popsuło. Zaczęłam płakać dopiero wtedy, kiedy usiadłam na ławce.
Chciałam ją poznać
Znalazłam ją szybciej, niż się spodziewałam. Wystarczyło przejrzeć rachunki jego media społecznościowe.
Napisałam do niej. Zwięźle.
„Chciałabym porozmawiać. Naprawdę. Spotkajmy się. Tylko my dwie.”
Nie odpisała od razu, ale dzień później dostałam wiadomość: „Dobrze. Jutro. 18:00. Bistro przy Miodowej.”
Przyszłam pierwsza. Zdążyłam zamówić herbatę i przesunąć sześć razy łyżeczkę po spodku. Przyszła punktualnie. Wysoka, w dopasowanym płaszczu, pachniała... jego perfumami.
– Ania, tak? – zapytała. Usiadła naprzeciwko.
– Tak. I nie, nie przyszłam tu się kłócić – powiedziałam, zanim zdążyła coś dodać. – Chcę zrozumieć.
Milczała przez chwilę.
– On mówił, że jesteś ostra. Ale że też jesteś zmęczona.
Zacisnęłam zęby.
– A on co? Zmęczony moim zmęczeniem?
– Nie chcę się tłumaczyć – powiedziała. – Wiem, że powinnam się trzymać z daleka. Ale on był... sam. Tak bardzo sam. I chyba ty też.
– Byłam. Ale nie skakałam od razu komuś do łóżka. Albo do duszy.
– Nie spałam z nim.
Parsknęłam.
– Co za zgodność wersji.
– Nie. Naprawdę. Może bym chciała. Ale nie zrobiłam tego. Wiedziałam, że jesteście razem. Nie jestem potworem.
– Nie? To co robisz z cudzym facetem w teatrze, na kawie, w wiadomościach o północy?
Zamilkła. Odwróciła wzrok. Wzięła łyk wody.
– Kochasz go?
– Nie wiem – powiedziała. – Ale on mnie chyba nie kocha. Tylko się mnie trzyma. Tak jak kiedyś, może, trzymał się ciebie.
To mnie zaskoczyło. I bolało bardziej, niż gdyby powiedziała, że planują ślub. Wstałam.
– Wiesz co? Weź go sobie. Zobaczysz, jaki jest naprawdę, jak skończą się rozmowy o sztuce i zostanie tylko pranie, rachunki i cisza w kuchni.
Wróciłam do domu i rzuciłam płaszcz na kanapę. Naprawdę zostałam sama.
Anna, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Na grzybobraniu zrobiłam coś złego. Bałam się, co powie mąż na moją pamiątkę po tej leśnej przygodzie”
- „Mój syn się rozwiódł, a ja wciąż tęsknię za synową. Jak mam mu powiedzieć, że potrzebuję jej w swoim życiu?”
- „Przyjaciółka romansowała z moim mężem i wcale się tego nie wstydziła. Podała mi tak absurdalny powód, że ręce opadają”

