„Kupiłam mężowi arabskie perfumy pod choinkę, a od niego dostałam tajemniczą kopertę. To wcale nie był voucher do Spa”
„Spojrzałam na niego. On patrzył gdzieś w bok. Napięcie między nami rosło. Nie mogłam nic powiedzieć. Łzy wypełniły mi oczy. Trzymałam kopertę w dłoni, jakby jeszcze miała zamienić się w coś innego. Jakby to był tylko żart. Cokolwiek – byle nie to”.

Kiedyś kochałam święta. To ciepłe światło choinki, zapach pomarańczy i piernika, i to, jak Tomek całował mnie w szyję, gdy wieszałam bombki. Wtedy wszystko wydawało się prostsze – byliśmy razem. Teraz grudzień to dla mnie najtrudniejszy miesiąc. Dom niby ten sam, ale jakby zimniejszy, cichy.
Znowu robiłam wszystko sama. Strojenie choinki, mycie okien, kupowanie prezentów, pakowanie. Tomek siedział wieczorami w swoim gabinecie z nosem w komputerze. Nie pytał, co kupiłam dla mamy, nie interesowało go, czy w tym roku barszcz zrobię z suszonymi grzybami, czy bez. Nie pamiętał nawet, jaki zapach świecy lubię w salonie – więc już sama przestałam kupować te, które pachniały cynamonem i wanilią.
Nie potrafiłam jednak odejść. Może ze strachu, może z przyzwyczajenia. Może z tego żałosnego pragnienia, że coś się jeszcze zmieni. A może, jeśli dam mu ten wyjątkowy prezent – arabskie perfumy, które kiedyś mu się spodobały na wakacjach – to przypomni sobie nas. Jak się śmialiśmy na wakacjach na pustyni, jak pocałował mnie pośrodku targu.
Moja mama zawsze mówiła: „Paulina, małżeństwo to nie bajka, tylko codzienna walka. Trzeba zacisnąć zęby”. Zaciskałam. Tak bardzo, że już bolały mnie szczęki. Nie umiałam jednak przestać walczyć o coś, co od dawna było martwe.
Nie miałam wielkich oczekiwań
– Pomóż mi tylko przełożyć karpia do półmiska – powiedziałam, starając się, by mój głos brzmiał naturalnie. Normalnie. Jakby nic się nie działo. Jakbyśmy nie byli sobie obcy.
– Jasne – odpowiedział Tomek beznamiętnie i podszedł do blatu. Nawet nie spojrzał mi w oczy. Jego palce ledwo musnęły moją dłoń, kiedy podawałam mu widelec. Dawniej przy takiej okazji całowałby mnie w czoło.
Usiedliśmy do stołu. Wyglądał pięknie – biały obrus, świece, nasze świąteczne talerze, których używaliśmy tylko raz w roku. W tle grała kolęda z płyty. Cisza między nami była gęsta. Nikt nic nie mówił. Składaliśmy sobie życzenia szybko, bez większego przekonania. On: „Zdrowia i spokoju”. Ja: „Żebyśmy jeszcze jakoś przetrwali”. Nawet nie wiedziałam, co to miało znaczyć.
Po wieczerzy podałam mu zapakowany prezent.
– To dla ciebie – powiedziałam z uśmiechem. – Pamiętasz ten zapach? Szukałam go długo. Chciałam, żeby ci się spodobał.
Rozdarł papier ostrożnie, jakby nie chciał naruszyć dekoracji. Skinął głową.
– Dziękuję – rzucił cicho. – A to dla ciebie.
Podał mi kopertę. Była sztywna, biała, elegancka. Na chwilę pomyślałam, że może to voucher do Spa albo bilety na koncert. Otworzyłam. Papier. Druk urzędowy. Nagłówek: „Pozew o rozwód”.
– Co to ma być? – zapytałam, głos miałam o ton za wysoki.
– To coś, o czym od dawna powinniśmy porozmawiać – odpowiedział spokojnie, jakby mówił o pogodzie.
Spojrzałam na niego. On patrzył gdzieś w bok. Napięcie między nami rosło. Milczałam. Nie umiałam nic powiedzieć. W gardle zawiązał się węzeł. Łzy wypełniły mi oczy.
To było jak koszmarny sen
Uciekłam z salonu i zamknęłam się w łazience. Usiadłam na brzegu wanny i trzymałam kopertę w dłoni, jakby jeszcze miała zamienić się w coś innego. Jakby to był tylko żart. Cokolwiek – byle nie to. Łzy nie popłynęły od razu. Najpierw była złość. Na niego. Na siebie. Na cały ten udawany świat z opłatkiem i karpiem. Na tę choinkę, która teraz wyglądała jak absurdalna dekoracja do dramatu. Potem przyszło upokorzenie. Jak on mógł? I to w Wigilię?
Wreszcie przyszedł płacz. Płakałam bezgłośnie, jak dziecko, które nie chce, by ktoś je usłyszał. Zakryłam twarz rękami. Nie wiedziałam, ile tak siedziałam. W końcu sięgnęłam po telefon. Wyszukałam numer Kasi.
– Hej, nie przeszkadzam? – spytałam, chociaż wiedziałam, że przeszkadzam. Była u rodziny.
– Paula? Wszystko w porządku? – Jej głos momentalnie stężał.
– Nie. Dostałam właśnie… pozew o rozwód. W prezencie – zaśmiałam się przez łzy. – Tomek wręczył mi papiery. W kopercie. Pod choinkę.
– Żartujesz?
– Chciałabym – oparłam się czołem o zimne kafelki.
– O Boże, Paula… Czemu akurat dziś?
– Też go o to zapytałam. Powiedział, że „to coś, o czym powinniśmy porozmawiać od dawna”.
– Może… może to dla was lepiej? – Kasia mówiła ostrożnie. – Wiem, że to nie czas, ale przecież ty od miesięcy nie byłaś sobą. Zgasłaś. On cię wygaszał milczeniem.
– I tak nie chciałam tego w święta.
– A kiedy byłby lepszy moment, jeśli nie teraz, gdy wszystko się rozłazi?
Nie odpowiedziałam. Wiedziałam, że ma rację, ale to nie znaczyło, że mnie to mniej bolało.
Nie mogłam w to uwierzyć
Obudziłam się wcześnie. Nie dlatego, że chciałam. Po prostu nie mogłam spać. Gapiłam się w sufit. Obok mnie puste miejsce w łóżku – Tomek spał w salonie. Nie wiem, czy z własnej woli, czy po prostu uznał, że tak będzie wygodniej. Może i miał rację.
Zeszłam do kuchni. Zaparzyłam herbatę, usiadłam przy stole. Po kilku minutach usłyszałam ciche kroki. On. Bez słowa nalał sobie kawy. Usiadł naprzeciwko.
– Chcesz teraz porozmawiać? – zapytał cicho.
Skinęłam głową. Nie miałam siły mówić.
– Nie chciałem, żeby to wyglądało jak atak – zaczął, unikając mojego wzroku. – Po prostu… chciałem to zrobić jakoś godnie. Z szacunkiem.
– W Wigilię? – podniosłam wzrok. Głos zadrżał. – Myślisz, że to było godne?
– Może nie. Ale… od dawna już nie jesteśmy razem. Nie ma sensu tego ciągnąć. Udajemy.
– Ja nie udawałam – powiedziałam ostro.
– Naprawdę? – spojrzał na mnie. – Nie czułaś, że wszystko między nami się skończyło?
Zacisnęłam dłonie na kubku. Powiedziałam tylko:
– Czy naprawdę nic już nie czujesz?
Zamilkł. Westchnął. W końcu powiedział:
– Czułem kiedyś, ale już nie czuję. Wiem, że ty też tylko trzymasz się złudzeń.
Zrobiło mi się zimno. Nie od słów – od pustki. Od tej brutalnej, bolesnej prawdy.
– Nie zasłużyłam na to w Wigilię – wyszeptałam.
– Nie zasługiwaliśmy, żeby dalej żyć w kłamstwie – odparł spokojnie, beznamiętnie.
Wiedziałam, że nie mam już o co walczyć.
Wszystko we mnie opadło
Wyszłam z domu bez celu. Po prostu szłam. Buty ślizgały się na chodniku, wiatr szczypał w policzki, ale czułam, że muszę się ruszać, bo jeśli wrócę – zatonę. Potrzebowałam oddechu. Dystansu. Czegokolwiek, co pomoże mi zrozumieć, co się właśnie wydarzyło.
Minęłam park, w którym kiedyś spacerowaliśmy z Tomkiem. Śmiałam się wtedy, że nasze życie będzie jak ta aleja – długie, spokojne, zasypane złotem liści. Naiwność. Dziś po tych liściach został tylko brudny śnieg. Zatrzymałam się dopiero, gdy z naprzeciwka wyszła sąsiadka, pani Halina. Uśmiechnęła się i zbliżyła z tą swoją codzienną serdecznością.
– Święta, święta, a jak tam Tomek? Taki poważny ostatnio, nie w humorze… – rzuciła niby od niechcenia.
– Różnie – odpowiedziałam wymijająco.
– No, ważne, żebyście byli razem. Bo teraz to te młode, to nic nie trzymają. Wszystko by zostawiły, zamiast walczyć…
Pokiwałam głową, ale w środku coś się we mnie buntowało. Moja matka też tak mówiła: „Trwaj. Nawet jak boli. Taka rola kobiety”. Ja przecież trwałam. Latami. W ciszy, w chłodzie, w poczuciu winy, że nie umiem tego naprawić. Teraz dotarło do mnie, że to nie ja powinnam się wstydzić. Tylko on. On przestał się starać. Odszedł już dawno, zanim wręczył mi papiery. Poczułam coś, czego się nie spodziewałam. Ulgę.
Pogodziłam się tym
Wróciłam do domu późnym popołudniem. Światło w salonie było zgaszone. Słychać było tylko szelest ubrań – Tomek pakował walizkę w naszej sypialni. Wszedł tam, jakby to wciąż było nasze miejsce, ale przecież już nie było. Stałam przez chwilę w progu, obserwując, jak starannie składa swoje koszule. Tego samego człowieka, którego kiedyś kochałam do bólu, dziś nie umiałam rozgryźć. Czy coś go jeszcze ruszało? Czy w ogóle coś czuł?
– Pomóc ci z czymś? – zapytałam. Głos miałam spokojny.
Zatrzymał się. Spojrzał na mnie, jakby nie wiedział, co powiedzieć. Jakby nie spodziewał się, że to ja zacznę rozmowę.
– Nie trzeba – odpowiedział. – Pojadę na razie do rodziców. Potem zobaczę.
– Dobrze, że to zrobiłeś – powiedziałam w końcu. – Ja nie potrafiłam.
Uniósł brwi, zaskoczony.
– Naprawdę tak myślisz?
– Myślę, że od dawna oboje byliśmy gdzieś indziej. Ty miałeś odwagę to przerwać. Ja tylko… kurczowo trzymałam się wspomnień.
Na chwilę zapanowała cisza. Tomek przysiadł na łóżku, trzymając w dłoni złożony sweter. Wyglądał jakby chciał coś powiedzieć. Jakby coś go ścisnęło w środku.
– Może za parę lat spojrzymy na to jak na coś, co uratowało nas przed męką – rzucił w końcu cicho.
– Może – odpowiedziałam.
Zapiął walizkę. Wyszedł bez pożegnania. Tylko cicho zamknął drzwi. Zostałam sama. Włączyłam ulubioną muzykę. Usiadłam z herbatą. W głowie nie było już chaosu. Była pustka.
Dostałam wolność w prezencie
Minęło kilka dni. Wigilia była końcem, ale nie końcem świata. O dziwo – nie płakałam więcej. Może zużyłam wszystkie łzy jeszcze tego wieczoru. A może po prostu coś się we mnie odblokowało. Kiedyś myślałam, że jeśli to się stanie – jeśli Tomek mnie zostawi – to się rozpadnę. Tymczasem... jestem. Oddycham. Wstaję rano. Jem śniadanie. Żyję.
Choinka wciąż stoi, chociaż już nie świeci. Myślałam, że ją rozbiorę, ale jakoś nie miałam siły. Jest jak symbol tamtego wieczoru – piękna, ale pusta w środku. Właśnie to boli najbardziej: nie zdrada, nie krzyk, nie dramat. Tylko obojętność. To, że wszystko skończyło się tak cicho.
Rozmawiam z Kasią codziennie. Mówi, że dobrze wyglądam, że mam w oczach coś nowego. Może to spokój. Może ulga. Może pierwszy raz od dawna naprawdę siebie widzę. Jeszcze nie wiem, co dalej. Nie mam wielkich planów. Nie robię postanowień noworocznych. Nie będę żyła tylko z przyzwyczajenia. Już nigdy nie będę udawać, że coś istnieje, tylko dlatego, że kiedyś to kochałam. Czasem myślę, że największy prezent, jaki można dostać, to wolność. Nawet jeśli nie jest przewiązana wstążką. Nawet jeśli przychodzi w kopercie zamiast prezentu pod choinką.
Paulina, 34 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „W tym roku na święta chciałam być sprytna i poszłam na łatwiznę. Reakcja mojej teściowej była wprost bezcenna”
- „Myślałam, że chłopak mi się oświadczy przy świątecznym stole. Po wigilijnej kolacji pozostał jednak tylko niesmak”
- „Moje postanowienie noworoczne na 2026 to rozwód. Kolejne święta spędzę sama i nie będę z tego powodu rozpaczać”

