Reklama

Od lat trzymam się z grupą znajomych, z którymi wspólnie spędzamy czas na różnych wypadach, głównie zimowych. Jednym z naszych stałych punktów programu są ferie zimowe na stoku narciarskim. To dla nas wszystkich wyjątkowy czas – pełen śmiechu, przygód i, nie ukrywam, czasem głupich pomysłów.

Reklama

Miał szalone pomysły

Wśród nas jest Igor – charyzmatyczny i zawsze gotowy na wyzwania. Często był inicjatorem wszelkich eskapad, a my zwykle podążaliśmy za jego szalonymi pomysłami. Jego entuzjazm był zaraźliwy, a ja, choć czasem sceptyczny, nigdy nie potrafiłem go powstrzymać. W głębi duszy jednak wiedziałem, że pewnego dnia jego nieposkromiona ciekawość zaprowadzi go za daleko.

Nasze wspólne zimowe wypady zawsze były okazją do podziwiania jego odwagi, która czasem graniczyła z lekkomyślnością. Wszyscy wiedzieliśmy, że Igor nie zna granic i że kiedyś przesadzi. Zawsze mówiłem sobie, że muszę być czujny, gotowy, by go powstrzymać.

– Co powiesz na małe wyzwanie? – zapytał Igor, podchodząc do mnie z iskrą w oczach, która zawsze zwiastowała kłopoty.

– Co tym razem?

– Słyszałem o takiej trasie poza szlakiem. Nieoznakowana, ale podobno niezapomniane widoki! Chciałbym spróbować.

Spojrzałem na niego, próbując ocenić, czy mówi poważnie, czy to tylko kolejny z jego żartów. Niestety, wyraz jego twarzy nie pozostawiał wątpliwości.

– Igor, nie wygłupiaj się. Nigdy wcześniej nie jeździłeś poza wyznaczonymi trasami. Może to zbyt ryzykowne – próbowałem go przekonać, choć wiedziałem, że niełatwo będzie go odwieść.

Nie miał oporów

– Ryzyko to moje drugie imię! – zaśmiał się, klepiąc mnie po plecach. – Poza tym, zawsze trzeba próbować czegoś nowego, prawda? Inaczej życie staje się nudne!

– Tak, ale to nie znaczy, że musisz się narażać – próbowałem jeszcze raz, ale Igor tylko wzruszył ramionami.

– To tylko mała przygoda. Zresztą, co się może stać? – dodał, zanosząc się śmiechem.

Nie zdołałem go powstrzymać. Poczułem niepokój, który coraz bardziej narastał. Z każdą chwilą obawy stawały się coraz bardziej realne.

Igor wyruszył na stok sam. Minęło kilka godzin, a on nie wracał. Zaczynałem się niepokoić, chociaż próbowałem tłumaczyć sobie, że pewnie tylko się zasiedział w knajpie na dole.

– Gdzie ten Igor się podziewa? – rzucił Marek.

– Może spotkał kogoś na trasie i przysiadł na pogaduchy – zażartowała Kasia. – Nie znam nikogo, kto by się oparł jego gadulstwu.

W mojej głowie wciąż rozbrzmiewały słowa Igora o tej przeklętej trasie. Próbowałem dodzwonić się do niego, ale jego telefon milczał. W końcu spojrzałem na przyjaciół.

– Musimy coś zrobić. To nie jest w jego stylu, by tak długo się nie odzywać – powiedziałem, próbując ukryć drżenie w głosie.

Martwiliśmy się

Udaliśmy się do punktu ratowników GOPR-u, by zgłosić zaginięcie. Czas dłużył się niemiłosiernie. Każdy dźwięk ich radia wzbudzał w nas nadzieję, że zaraz usłyszymy dobre wieści. Wreszcie go znaleźli. Doznał jakiegoś urazu i został przewieziony do szpitala.

– Nie może być… – szepnąłem, czując, jak grunt usuwa się spod moich stóp.

Szpital pachniał sterylnością i strachem. Stanąłem przed drzwiami do sali Igora, czując się jak przed najtrudniejszą rozmową w życiu. Nie miałem pojęcia, co mu powiedzieć. Igor leżał na łóżku, wyglądając jak cień samego siebie. Był przytomny, ale jego twarz zdradzała zmęczenie i ból. Uśmiechnął się lekko, widząc mnie.

– Hej, Wojtek – powiedział, jakbyśmy spotkali się w kolejny dzień ferii, a nie w szpitalu.

– Przepraszam – wyszeptałem w końcu. – Gdybym cię wtedy powstrzymał…

– Przestań – przerwał mi łagodnie. – To była moja decyzja. Wiedziałem, co robię, albo raczej, co myślałem, że robię.

Było mi głupio

Jego słowa miały mnie pocieszyć, ale czułem, jak moje poczucie winy rośnie. Igor, mimo wszystko, starał się mnie uspokoić. Ale to nie pomagało. Jego zapewnienia, że nie muszę się obwiniać, odbijały się echem w mojej głowie, ale nie były w stanie złagodzić bólu.

– Nie mogę przestać myśleć o tym, co się stało – powiedziała Kasia, gdy wyszliśmy ze szpitala. – Czy naprawdę nic nie mogliśmy zrobić?

– Zawsze taki był, wiecie, pełen życia i gotowy na wszystko. Może po prostu nie mogliśmy go powstrzymać.

Spojrzałem na każdego z nich, zastanawiając się, jak bardzo ta sytuacja wpłynęła na nas wszystkich. Nagle uświadomiłem sobie, że przyjaźń to nie tylko wspólne zabawy i żarty. To także odpowiedzialność za siebie nawzajem, za słowa, które wypowiadamy, i za wpływ, jaki mamy na innych.

– Myślę, że wszyscy musimy wyciągnąć z tego wnioski – powiedziałem cicho.

Czuliśmy odpowiedzialność

Igor, mimo swojej sytuacji, pokazał nam niezwykłą siłę ducha. Z każdym dniem, gdy odwiedzałem go w szpitalu, widziałem, jak walczy, by zaakceptować swoją nową rzeczywistość. Jego postawa nauczyła mnie wiele o odwadze, tej prawdziwej, która nie polega na podejmowaniu ryzyka, ale na akceptacji konsekwencji własnych decyzji.

Zastanawiałem się, jak od teraz będą wyglądały nasze relacje w grupie, a szczególnie moja relacja z Igorem. Czułem się oszukany przez nasze wcześniejsze beztroskie podejście do ryzyka. Zrozumiałem, że muszę być bardziej świadomym przyjacielem w przyszłości. Muszę nauczyć się lepiej oceniać granicę między zabawą a zagrożeniem.

W końcu zrozumiałem, że prawdziwa przyjaźń to nie tylko wspólne chwile radości i przygody, ale także odpowiedzialność i wsparcie w najtrudniejszych momentach. Postanowiłem być lepszym przyjacielem, świadomym tego, jak moje słowa i czyny mogą wpływać na innych. Chociaż nie wiedziałem, jak pogodzić się z tym, co się stało, wiedziałem jedno – muszę się nauczyć być lepszym, bardziej świadomym przyjacielem.

Wojtek, 23 lata

Reklama

Czytaj także:
„Czekałam na romantyczny prezent od męża na walentynki. A on myślał, że tanie perfumy załatwią sprawę”
„Zamiast słodkich perfum w prezencie walentynkowym dostałam gorzkie łzy. Dlaczego byłam aż tak ślepa?”
„Bukiet róż od męża na walentynki wyrzuciłam do kosza. Ich zapach nie maskował smrodu, którego narobił”

Reklama
Reklama
Reklama