Reklama

Śmierć ojca przyszła nagle. Nie zdążyłem się przygotować, nie spodziewałem się, że to stanie się tak szybko. Człowiek zawsze myśli, że ma jeszcze czas, jeszcze zdąży. Zanim odebrałem telefon ze szpitala, w głowie układałem plan, że odwiedzę go w weekend, może nawet zabiorę na spacer. Ale los miał inne plany. A teraz stałem na cmentarzu, wpatrując się w wykopany grób, i zamiast skupić się na pożegnaniu, musiałem wysłuchiwać awantury księdza, który upierał się, że mój ojciec nie zasługuje na miejsce w poświęconej ziemi.

Reklama

Od razu zaczął się cyrk

Nie przewidziałem tego. Choć powinienem. W końcu od lat wiadomo było, że ojciec nie miał po drodze z Kościołem. Ale nawet w najgorszych snach nie sądziłem, że ostatnia droga może stać się polem bitwy. Kiedy ksiądz pojawił się na cmentarzu, od razu wiedziałem, że będą problemy. Wysiadł z czarnego samochodu, poprawił sutannę i zmierzył mnie wzrokiem, jakbym był intruzem na własnym pogrzebie.

– Który to grób? – zapytał oschle, nie patrząc na mnie.

– Tam, przy brzozie – wskazałem miejsce, gdzie już stała urna z prochami ojca.

Ksiądz ruszył w tamtym kierunku, a ja poszedłem za nim. Miałem wrażenie, że każdy jego krok jest coraz cięższy, jakby stąpał po świętej ziemi, którą zaraz miał ktoś zbezcześcić. Gdy zobaczył, że nad grobem nie ma krzyża, a jedynie skromna, drewniana tabliczka z imieniem, nazwiskiem i datą urodzenia, zatrzymał się jak wryty.

– Co to ma być?! – wybuchł.

Kilka osób z rodziny spojrzało na niego zdezorientowanych. Matka złapała mnie za ramię, jakby przewidując, że zaraz wydarzy się coś złego.

– Pogrzeb mojego ojca – odpowiedziałem spokojnie.

Ksiądz uniósł brew i ścisnął usta.

– A gdzie jest krzyż? Gdzie msza? – warknął, świdrując mnie spojrzeniem.

Mój ojciec był ateistą – powiedziałem, starając się nie podnosić głosu. – Nie chciał religijnej ceremonii.

– Niech pan nie żartuje! – prychnął. – Jak to bez mszy? Bez sakramentów?

Odwrócił się do zgromadzonych ludzi, jakby szukał w nich poparcia, ale wszyscy milczeli. Czułem narastające napięcie. Wiedziałem, że ojciec nie chciał, by nad jego grobem brzmiały modlitwy, że zależało mu na świeckiej ceremonii, ale nigdy nie przyszło mi do głowy, że ksiądz może to kwestionować.

– Przykro mi, ale ja tego nie pobłogosławię – oznajmił surowym tonem. – Święcona ziemia nie jest miejscem dla bezbożników.

Nie chciał dopuścić do ceremonii

Szmer przeszedł przez tłum. Matka ścisnęła mnie mocniej. Ciotka, stojąca obok, zakryła usta dłonią. Ja natomiast poczułem, jak we mnie coś pęka.

– Proszę księdza – zacząłem powoli – mój ojciec mieszkał w tej parafii przez pięćdziesiąt lat. Płacił na Kościół, choć sam do niego nie chodził. Pomagał ludziom, nigdy nikomu nie odmówił wsparcia. A teraz chce go ksiądz wyrzucić z cmentarza?

Ksiądz uniósł brodę.

– On sam się z Kościoła wyrzucił.

Oczy mi pociemniały.

– To jest absurd – powiedziałem ostro. – Ten grób został opłacony, urna już tu jest, a ksiądz mi mówi, że ojciec nie może tu leżeć, bo nie wierzył w Boga?!

– Nie może – oznajmił ksiądz z chłodnym spokojem. – I się tu nie znajdzie.

Serce waliło mi w piersi. A potem stało się coś, czego nikt się nie spodziewał. Matka, ta cicha, spokojna kobieta, nagle zrobiła krok do przodu i powiedziała:

– Niech ksiądz idzie. Nie potrzebujemy księdza, żeby go pochować.

Ksiądz zmrużył oczy.

– Naprawdę chcecie pochować go jak psa, bez modlitwy, bez ostatniego namaszczenia?

– Mój mąż nie był psem – powiedziała mama cicho, ale stanowczo. – A to, co ksiądz teraz robi, jest po prostu podłe.

Zapadła cisza. A potem ksiądz odwrócił się i odszedł, zostawiając nas samych nad grobem ojca.

Nie dał za wygraną

Kiedy ksiądz odszedł, nikt się nie ruszył. Staliśmy w ciszy, jakbyśmy próbowali zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Matka wpatrywała się w urnę, trzymając kurczowo moją dłoń. Widziałem, że drżała.

– Co teraz? – zapytała ciotka Halina, łamiąc milczenie.

Nie wiedziałem. Nigdy wcześniej nie organizowałem pogrzebu, a na pewno nie takiego, który został zakwestionowany przez duchownego. Spojrzałem na grabarza, starszego mężczyznę w spranej kurtce.

– Możemy pochować ojca? – zapytałem.

Grabarz podrapał się po karku.

Ja tylko kopię doły, panie. Ale jeśli grób opłacony, to ja nie widzę problemu.

Matka westchnęła, jakby w końcu puściło napięcie, które ją ściskało.

– Twój ojciec by się uśmiał – szepnęła.

I faktycznie, mogłem go sobie wyobrazić. „Nie dość, że człowiek całe życie się męczy, to jeszcze po śmierci chcą go wyrzucić jak niechciany mebel” – pewnie by powiedział. Był uparty, zawsze szedł pod prąd. Teraz też udało mu się wywołać zamieszanie, choć nie z własnej winy. Zebrani ludzie zaczęli szeptać, niektórzy odchodzili, nie chcąc uczestniczyć w „kontrowersyjnej” ceremonii. Ale większość została.

– Jeśli nie może być ksiądz, to może ktoś coś powie? – odezwał się kuzyn Andrzej.

Zacisnąłem usta. Może ja powinienem? Wziąłem głęboki oddech i podniosłem głowę.

– Dobrze – powiedziałem. – Ja coś powiem.

Pożegnałem ojca po swojemu

Przełknąłem ślinę i spojrzałem na ludzi wokół. Czułem, że powinienem coś powiedzieć, ale nagle w głowie miałem pustkę. Ojciec nie był święty. Miał swoje wady, potrafił być uparty, kłótliwy, ale zawsze był dobrym człowiekiem.

– Mój ojciec… – zacząłem, ale głos mi zadrżał. – Nie był człowiekiem wiary, ale był człowiekiem honoru. Pomagał ludziom, nigdy nie zostawił nikogo w potrzebie. I jeśli ktoś myśli, że to, czy był wierzący, czy nie, czyni go lepszym albo gorszym człowiekiem, to nie znał go tak naprawdę.

Zebrałem się w sobie. Nie chciałem, żeby było smutno. On by tego nie chciał.

– Ojciec zawsze powtarzał, że po śmierci będzie mu już wszystko jedno, ale nam powinno być. Bo to my zostajemy i my musimy się z tym pogodzić. Więc… żegnaj, tato. Mam nadzieję, że tam, gdzie jesteś, nikt ci nie mówi, co masz robić.

Ktoś się cicho zaśmiał. Matka uśmiechnęła się przez łzy. Zapanowała cisza. Potem grabarz chrząknął i spojrzał na mnie pytająco.

– Możemy zaczynać?

Pokiwałem głową. Urna powoli zniknęła pod ziemią. Poczułem dziwną pustkę w środku. To był koniec. Ale wtedy zza bramy cmentarza dobiegły krzyki. Odwróciłem się i zobaczyłem, że ksiądz wrócił. I nie był sam.

Nie dawał za wygraną

Ksiądz szedł szybkim krokiem, a obok niego dreptał niski, korpulentny mężczyzna w garniturze. Od razu poznałem, że to zarządca cmentarza. Już otwierał usta, by coś powiedzieć, ale nie dałem mu dojść do słowa.

– Pogrzeb się odbywa, proszę nam nie przeszkadzać – powiedziałem stanowczo.

Nie możecie go tu pochować! – wybuchnął ksiądz. – To poświęcona ziemia!

Zarządca podniósł ręce, jakby chciał załagodzić sytuację.

– Proszę państwa, nie chcemy kłopotów. To kwestia zasad… – zaczął, ale przerwała mu matka.

– Mój mąż leży tu i nigdzie go nie ruszymy.

– Ale…

– Grób jest opłacony? – zapytała sucho.

Zarządca spojrzał w papiery, zmieszał się.

– Jest, ale…

– No to proszę nas zostawić – dokończyła matka.

W tłumie ktoś klasnął. Ksiądz był czerwony na twarzy.

– Bezczelność! A potem się dziwicie, że świat zmierza w złym kierunku! Że młodzi odchodzą od wiary! To przez takich jak pan! – syknął, patrząc na mnie.

– Niech ksiądz spojrzy na tych ludzi – powiedziałem spokojnie. – Wszyscy przyszli tu pożegnać mojego ojca. A ksiądz przyszedł tu robić awanturę. Kto tu jest bez serca?

Ksiądz otworzył usta, zamknął je i… nagle się odwrócił.

– Róbcie, co chcecie – rzucił i odszedł.

Zarządca westchnął ciężko.

Przepraszam za zamieszanie – mruknął i poszedł za nim.

Wróciłem nad grób ojca. Matka spojrzała na mnie i powiedziała cicho:

– Twój ojciec byłby dumny.

Ojciec by się uśmiał

Ludzie zaczęli odchodzić, ale my z matką zostaliśmy jeszcze chwilę nad grobem. Czułem się zmęczony tą całą sytuacją, ale też dziwnie spokojny. Ojciec pewnie śmiałby się pod nosem, widząc tę szopkę.

– Widziałeś ich miny? – odezwała się matka. – Jakbyśmy tu chcieli pochować zbrodniarza, a nie porządnego człowieka.

– Właśnie. Bo czym niby ojciec sobie zasłużył na to wszystko? Że nie chodził do kościoła?

– To było dla nich niewybaczalne – odparła matka.

Patrzyłem na świeżo zasypany grób i czułem, jak coś we mnie się układa. Może to dlatego, że nie było nad nim żadnego patosu, żadnych fałszywych słów? Może właśnie tak powinien wyglądać prawdziwy pogrzeb – szczery, bez zbędnych ceremonii. Po chwili podszedł do mnie kuzyn Andrzej i klepnął mnie w ramię.

– Dobrze zrobiłeś – powiedział. – Nikt nie będzie nam mówił, jak mamy żegnać swoich bliskich.

– Tak, ale niesmak pozostaje.

Andrzej spojrzał na mnie poważnie.

– Nie przejmuj się. Prawdziwa pamięć o człowieku to nie to, gdzie leży, ale jak żył. Twój ojciec miał swój rozum, żył, jak chciał, i umarł, jak chciał. Myślę, że bylibyśmy idiotami, gdybyśmy teraz próbowali to zmieniać.

Przytaknąłem. Zaczął padać drobny deszcz.

– Chodźmy, synku – powiedziała matka. – Twój ojciec miał dziś wystarczająco dużo atrakcji.

Rzuciłem ostatnie spojrzenie na grób.

Spoczywaj w spokoju, tato.

Odwróciłem się i odszedłem.

Adam, 37 lat

Reklama

Czytaj także:
„W walentynki dostałam bukiet róż od cichego wielbiciela. Nie myślałam, że po 60-tce ktoś mnie jeszcze pokocha”
„Na walentynki mąż kupił bukiet róż, ale tylko dla mamusi. Zwątpiłam, którą z nas kocha bardziej”
„Miałem dla dziewczyny niespodziankę na walentynki, ale jej nie doceniła. Niepotrzebnie się tak starałem”

Reklama
Reklama
Reklama