Reklama

Gdyby ktoś rok temu zapytał mnie, kiedy ostatnio miałam urlop, pewnie spojrzałabym na niego jak na wariata. Przez ostatnie dwadzieścia lat nie było miejsca na żadne wakacje – najpierw opieka nad córką, potem rozwód, a potem… praca, praca, praca.

Miała szalony pomysł

Zatraciłam się w tym życiu. Wstawanie o świcie, kawa wypita w biegu, excel, faktury, telefon do córki, szybki obiad z mikrofalówki, sen przerywany myślami o zaległościach. Czułam się jak maszyna. Jakbym jechała na autopilocie przez życie, które już dawno przestało być moje. To Anka mnie wyciągnęła z tego marazmu.

– Basia, zrobisz coś dla mnie? – zapytała któregoś wieczoru, sącząc wino na mojej kanapie.

– Co? – mruknęłam, nie odrywając wzroku od komputera.

– Weźmiesz urlop i pojedziesz ze mną na kemping.

Roześmiałam się.

– Na kemping? Ja? Serio?

– No. Nad jeziorko. Cicho, spokojnie, czyste powietrze. Nie będziemy musiały rozmawiać o excelu. Tylko ty, ja i natura.

Brzmiało idiotycznie… ale pomyślałam: „Czemu nie?”. Może to, że po raz pierwszy od miesięcy poczułam, że ktoś naprawdę mnie widzi.

Zgodziłam się

Tydzień później siedziałyśmy już w samochodzie, z namiotem w bagażniku i playlistą z lat dziewięćdziesiątych w głośnikach.

Pole namiotowe było niewielkie, położone nad jeziorem, otoczone lasem. Żadnych hałaśliwych grup, żadnych dyskotek – tylko kilka rodzin z dziećmi, para starszych pań z pieskiem i kilka par. I zaskakująco kojąca cisza. Zaraz obok naszego namiotu rozstawiał się mężczyzna z dziesięcioletnim chłopcem. Z początku wymieniliśmy tylko uprzejme „dzień dobry”.

– Widziałaś? Sąsiedzi całkiem przystojni – szepnęła Anka złośliwie, mrugając do mnie porozumiewawczo.

– Daj spokój – mruknęłam.

Na początku nie zwracałam na niego większej uwagi. Ot, sąsiad z kempingu. Rozstawiał namiot z chłopcem, który co chwilę zadawał mu pytania, a on cierpliwie odpowiadał. Uśmiechał się do syna, pomagał mu zapinać kurtkę, podawał szczoteczkę do zębów, robił herbatę. Wszystko powoli, jakby nigdzie się nie spieszył.

Czułam, że odpoczywam

Wieczorem poszłam umyć zęby. Gdy weszłam do umywalni, stał przy jednym z kranów, myjąc ręce. Kiwnął głową i powiedział cicho:

– Dobry wieczór.

– Dobry – odpowiedziałam.

– Pani z namiotu obok?

– Tak, przyjechałam z przyjaciółką.

– Ładnie tu, cicho – rzucił.

– Właśnie dlatego przyjechałyśmy. Potrzebowałam oddechu.

Nie odpowiedział, tylko skinął głową. Wyszedł pierwszy, a ja zostałam jeszcze chwilę, udając, że poprawiam włosy. Było mi dziwnie ciepło na twarzy. Gdy wróciłam do namiotu, Anka leżała na karimacie, owinięta śpiworem. Zerknęła na mnie z ukosa.

– Widziałaś, jak ten sąsiad na ciebie patrzy?

– Przestań – burknęłam, zdejmując polar.

– Co? Miły, spokojny, a jeszcze umie rozstawić namiot. Idealny materiał na wakacyjną miłość.

– Jesteś niemożliwa.

– A ty jesteś spięta. Odpocznij trochę. Nikt nie mówi, że masz wychodzić za mąż. Po prostu pogadaj z człowiekiem.

Urzekł mnie

Nazajutrz jadłyśmy śniadanie na zewnątrz. Anka smażyła jajka na turystycznej kuchence, a ja parzyłam kawę. Chłopiec z namiotu obok podbiegł do nas.

– A co panie robią? – zapytał bezceremonialnie.

– Kawę – odpowiedziałam. – I jajka.

– Mój tata mówi, że kawa jest niedobra, ale piją ją wszyscy dorośli. Też pani tak uważa?

– Myślę, że niektóre rzeczy są dobre dopiero wtedy, gdy się do nich dorasta – powiedziałam rozbawiona.

– To może ja jednak nie dorosnę – stwierdził poważnie i pobiegł z powrotem.

Jego tata uśmiechnął się do mnie lekko. Odwzajemniłam ten uśmiech. Był nieśmiały, ale uważny. Miał w sobie coś, co sprawiało, że zaczynałam czekać na każde spotkanie przy umywalni albo przypadkowe spojrzenie znad miski z owsianką.

Był intrygujący

Z dnia na dzień nasze relacje z sąsiadami z namiotu obok zaczęły się zmieniać. To nie było nic wielkiego – żadne spektakularne rozmowy, żadne zaproszenia. Raczej powolne zbliżanie się.

Rano jedliśmy śniadania przy sąsiednich stolikach. Ojciec parzył herbatę, syn siadał obok mnie z kanapką i opowiadał o wszystkim naraz – o rybach, które widział w jeziorze, o dinozaurach, o filmie, który ostatnio oglądał z tatą.

– A pani wie, że niektóre dinozaury wcale nie były takie wielkie? – zapytał któregoś ranka.

– Tak? – podchwyciłam z uśmiechem. – A które były małe?

– Velociraptor. Miał wielkość indyka, ale był bardzo szybki. I mądry – spojrzał na mnie z powagą. – To jest ważne, żeby być mądrym. Tata mówi, że lepiej być mądrym niż silnym.

Sąsiad spojrzał na mnie wtedy z lekkim zakłopotaniem.

– Maks ma swoje teorie – rzucił cicho.

– Mądre teorie – odpowiedziałam.

Wpadłam po uszy

Wieczorami przy ognisku dołączał do nas sąsiad z namiotu obok, Adam. Z początku z dystansem, z synem na kolanach, potem coraz swobodniej. Kiedy wspomniałam, że lubię stare polskie piosenki, uśmiechnął się i zanucił pod nosem fragment jednej.

– Moja mama tego słuchała – powiedział. – Przez nią znam wszystkie teksty na pamięć.

– Miałam podobnie z tatą. Puszczał kasety w samochodzie.

Anka zostawiała nas coraz częściej samych. Wymyślała preteksty, że musi zadzwonić, że chce się przejść. Domyślałam się, co robi, ale nie protestowałam. Było mi dobrze. Pewnego wieczoru Maks usiadł obok mnie.

– Tata mówi, że pani się ładnie śmieje – wypalił.

Zerknęłam na Adama, który był tak zaskoczony, że aż odwrócił wzrok. Poczułam, jak serce zaczyna mi bić szybciej.

– To bardzo miłe – odpowiedziałam cicho. – Ale chyba nie powinnam o tym wiedzieć, co?

Maks wzruszył ramionami i się uśmiechnął.

– Ja tam nic nie powiedziałem.

Adam próbował obrócić wszystko w żart, ale już było za późno. Coś, co dzień wcześniej wydawało się zwykłą letnią znajomością, zaczęło robić się niebezpiecznie prawdziwe.

Było mi dobrze

Ostatniego wieczoru pakowałyśmy z Anką część rzeczy, żeby rano nie szarpać się ze wszystkim. Maks biegał jeszcze po polu z nowo poznanym kolegą. Adam siedział na składanym krzesełku, patrzył na ogień i wyglądał na zamyślonego. Usiadłam obok.

– Wiem, że nie jestem zbyt rozmowny – odezwał się. – Ale… dobrze mi było tu z wami.

– Z nami?

– Z tobą – poprawił się po chwili.

Poczułam, jak robi mi się gorąco.

– Też się cieszę, że się poznaliśmy – powiedziałam. – Nie spodziewałam się, że wakacje na kempingu mogą być takie…

Adam spojrzał mi prosto w oczy. W końcu odezwał się szeptem:

– Nie chcę, żeby to się kończyło. Może to zabrzmi głupio, ale… może moglibyśmy się jeszcze kiedyś spotkać?

Czułam, że to ważna chwila. I że nie mogę się z niej wymigać uśmiechem.

– Nie brzmi głupio. Też o tym myślałam – odpowiedziałam. – Tylko nie wiem, czy to w ogóle ma sens. Mieszkamy daleko, mamy swoje życia…

– Ale może to nie musi być tylko wakacyjna historia.

To był moment

Siedzieliśmy tak jeszcze dłuższą chwilę. W końcu Adam odsunął się nieco i spojrzał na mnie, ale już inaczej niż wcześniej.

– Mogę cię pocałować?

Nie odpowiedziałam. Po prostu się nachyliłam. Pocałunek był nieśmiały, ale czułam, że nie całuję obcego mężczyzny, tylko kogoś, kogo znam od lat.

Następnego dnia rano wszystko było inne. Nikt nie mówił zbyt wiele, a Anka rzucała mi ukradkowe spojrzenia. Pożegnaliśmy się zbyt grzecznie jak na to, co się wydarzyło nocą. Gdy wracałyśmy samochodem, Anka parsknęła.

– No i co teraz, romanse pod sosną?

– Nie wiem. – Ale to chyba nie jest tylko letnie zauroczenie.

– Wyglądasz, jakbyś się zakochała.

– Bo chyba tak jest.

Po powrocie do domu wszystko wydawało się jak dawniej. Znowu te same ściany, poranna kawa, komputer, maile. Ale coś we mnie się zmieniło. Córka spojrzała na mnie podejrzliwie już pierwszego dnia.

– Mamo, wyglądasz, jakbyś wróciła z pierwszej randki, a nie z kempingu.

Uśmiechnęłam się tylko i wzruszyłam ramionami.

Myślałam o nim

Adam zadzwonił dwa dni po naszym powrocie. Powiedział, że nie może przestać myśleć o tamtym wieczorze. Pisaliśmy do siebie, rozmawialiśmy. W końcu zaprosił mnie do swojego miasta. Pojechałam. Byłam zestresowana, jakby to była naprawdę pierwsza randka w życiu. Spotkaliśmy się w małej kawiarni. Usiedliśmy naprzeciwko siebie i na chwilę zapadło milczenie.

– Bałem się, że się rozmyślisz – powiedział.

– Ja też się bałam – przyznałam.

Rozmawialiśmy długo. Wróciłam do domu wieczorem, ale już wiedziałam, że to nie był przypadek. Coś między nami było. Coś więcej niż wspomnienie wakacji.

Z czasem spotykaliśmy się coraz częściej. Ja jeździłam do nich, czasem Adam z Maksem przyjeżdżali do mnie. Każda wspólna sobota, każdy spacer, każda kawa w kuchni zaczynała układać się w coś trwałego. Zrozumiałam, że można zacząć od nowa. Nawet po czterdziestce. Nawet na kempingu.

Barbara, 43 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama