Reklama

Byliśmy z Anią razem sześć lat. Planowaliśmy ślub, dzieci, wspólne życie. Znała mnie jak nikt inny, a ja przy niej czułem się dobry. Jakby jej miłość nadawała sens moim wyborom, moim dniom.

Kochałem ją

Chciałem się tylko pożegnać z tamtym rozdziałem życia. Ostatnia beztroska noc z kumplami, trochę jak za dawnych lat. Michał, Paweł i Tomek – moi serdeczni koledzy ze studiów – zatroszczyli się, żeby było rozrywkowo. I rzeczywiście… nie było.

Poszliśmy do baru trochę przed dziewiątą. Michał zarezerwował lożę, a Paweł zadbał o kartę z alkoholem. Tomek, jak zwykle, wpadł ostatni, ale za to od razu z dwiema butelkami whisky pod pachą.

– Tylko nie mów, że zamierzasz siedzieć o suchym pysku – rzucił, kiedy tylko usiadłem.

– Nie zamierzam – odpowiedziałem, choć już wtedy czułem, że powinienem był z tego wieczoru zrezygnować.

– Za wolność, która znika! – zaśmiał się Michał i stuknęliśmy się kieliszkami. Piliśmy, wspominaliśmy studenckie czasy, jakbyśmy znów mieli dwadzieścia parę lat i nie musieli się nikomu tłumaczyć.

– Pamiętasz tę imprezę u Asi? – zapytał Tomek. – Jak się schowałeś w łazience, bo nie chciałeś spotkać się z tą dziewczyną z filozofii?

– Pamiętam – pokiwałem głową. – I pamiętam, kto mnie wtedy zamknął od zewnątrz.

– Nie udawaj, że ci się nie podobała – roześmiał się Tomek, nalewając mi kolejny kieliszek.

Zaprosił koleżanki

W pewnym momencie Paweł spojrzał na telefon i uśmiechnął się tajemniczo.

– Chłopaki, za dziesięć minut mamy dodatkowe towarzystwo.

– Jakie? – zapytałem.

– Zaprosiłem koleżanki.

Zanim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć, weszły dwie dziewczyny. Jedna blondynka, druga szatynka, obie uśmiechnięte, pewne siebie.

– Ty jesteś ten, co się żeni? – zapytała jedna.

– Tak – odpowiedziałem.

Czułem, jak alkohol miesza mi w głowie. Próbowałem się śmiać, coś odpowiedzieć, ale słowa jakoś się nie sklejały. Wszystko zaczęło się rozmywać. Dziewczyny i moi koledzy coś mówili i śmiali się, ale nie zrozumiałem. Ktoś krzyknął, ktoś się zaśmiał. Ruszyłem w stronę wyjścia z klubu. Pamiętam, że się chwiałem, ale też, że jakiś czas później jedna z tych koleżanek Pawła znalazła się koło mnie. Nie pamiętałem, co było dalej.

Wydało się

Dwa dni później siedzieliśmy z Anką w salonie. Poprawiała zaproszenia, sprawdzając listę gości. Ja przeglądałem katalog z garniturami, próbując udawać, że to mnie interesuje. Była środa, spokojny wieczór. Wszystko zdawało się wracać na swoje tory.

– O, ktoś mi coś przysłał – powiedziała Anka i sięgnęła po telefon. Przez chwilę nic nie mówiła. Potem spojrzała na mnie.

– Co to ma znaczyć? – jej głos był napięty. Pokazała mi ekran. Zdjęcie. Ja i tamta dziewczyna, siedziała na moich kolanach, a ja patrzyłem na nią z miną, której sam nie rozpoznawałem. Numer nadawcy – nieznany.

– To… był żart – wyjąkałem. – Ona tak po prostu… usiadła. Nic się nie wydarzyło. Naprawdę.

– Patrzysz na nią, jakbyś zapomniał, że masz mnie – powiedziała spokojnie. – Kto ci zrobił to zdjęcie?

– Nie wiem. Naprawdę nie wiem. Michał może? Tomek? Było dużo śmiechu, ktoś coś pstryknął. Ale to nie było nic. Przysięgam.

Nie przysięgaj – ucięła.

Wzięła kurtkę i wyszła bez słowa. Zanim zamknęła za sobą drzwi, spojrzała na mnie raz jeszcze – tak, jakby patrzyła na obcego człowieka. Pierwsze dni po tym, jak Anka wyszła, żyłem w zawieszeniu. Pisałem do niej, dzwoniłem, próbowałem coś tłumaczyć. Bez skutku. Dopiero w niedzielę odebrałem telefon od jej matki. Krótkie zdanie:

– Ania odwołała ślub. Nie dzwoń więcej.

Usiadłem wtedy na podłodze i przez kilka minut gapiłem się w wyłączony ekran. Nie potrafiłem w to uwierzyć. Jeszcze tydzień temu planowaliśmy dekoracje kościoła. Próbowałem chociaż porozmawiać z chłopakami. Michał nie odbierał. Tomek usunął się z mediów społecznościowych. Z każdym dniem narastało we mnie dziwne napięcie. Kto zrobił to zdjęcie? Kto wysłał? Przecież nie Anka. Nie uwierzyłaby w coś takiego i nie wbiła sobie noża w serce, tylko po to, żeby mnie sprawdzić.

Żałowałem tego

Zacząłem podejrzewać każdego. Michała, bo był zbyt cichy po tej imprezie. Tomka, bo zawsze lubił prowokować. Pawła, bo… sam nie wiem. Może dlatego, że był najbliżej Anki z całej naszej paczki. Zadzwoniłem do niego jeszcze raz.

– Paweł, potrzebuję tylko wiedzieć, czy to byłeś ty – powiedziałem bez zbędnych wstępów.

– Krzysiek, nie zadawaj mi takich pytań. Wiem tylko jedno: niektórzy mają to, na co nie zasługują.

– Co to znaczy?

– Nic. Więcej się nie kontaktuj.

I się rozłączył. Zostałem sam. Z pytaniami, które nie miały odpowiedzi.

Zimą minął dokładnie rok. Nie świętowałem żadnych rocznic, ale data wryła mi się w głowę. Tego samego dnia, dwanaście miesięcy wcześniej, Anka wyrzuciła mnie ze swojego życia. Mieszkałem już wtedy sam. Mniejsze mieszkanie, obrzeża miasta, zdalna praca. Ludzi unikałem, dzwoniłem tylko wtedy, gdy musiałem. Czasem znajomi pytali, czy się nie spotkamy, ale z czasem przestali pisać. Nie umiałem być już taki jak kiedyś.

Dostałem nauczkę

Myślałem o Ance. Czasem śniła mi się, że stoi w drzwiach, ubrana w tę szarą bluzę, którą tak lubiła. Patrzyła na mnie tak, jakby wszystko jeszcze można było naprawić. Ale wtedy się budziłem i wszystko znów było tak samo.

Pewnego dnia, w osiedlowym sklepie, zobaczyłem Pawła. Udawałem, że go nie widzę, ale i tak podszedł.

– Cześć – rzucił, jakby nic się nie stało. – Dawno cię nie widziałem.

– Bywa – odpowiedziałem, zerkając mu w oczy. – Nadal nie chcesz mi powiedzieć, kto wysłał zdjęcie?

– Nie wiem – odparł. – I chyba nie chcę wiedzieć. Za dużo rzeczy się wtedy popsuło.

– A ty? Żałujesz?

– Ja niczego nie zrobiłem – uciął, zbyt szybko. – Muszę lecieć. Trzymaj się.

Wyszedł, zostawiając mnie z niepokojem, który wcale nie był mniejszy niż przed rozmową. Z jego głosu bił chłód. Ale też coś jeszcze – coś w rodzaju wstydu? Niepewności?

Nie poznałem prawdy

Nigdy nie dowiedziałem się, kto wysłał tamtego SMS-a. Numer pozostał anonimowy, zdjęcie – jedyne, co po sobie zostawił nadawca. Przez długi czas próbowałem znaleźć odpowiedź, jakby prawda mogła cofnąć to, co się wydarzyło. Jakby wystarczyło odkryć, kto, żeby wszystko znów nabrało sensu. Ale tak się nie stało.

Mogło to być wiele osób. Michał? Zawsze zazdrościł mi, że się ustatkowałem. Tomek – wiecznie szukający sensacji, prowokacji, szybkiego efektu. Paweł? Milczący, zdystansowany. Może on jeden wiedział o nas więcej niż reszta. Może byłby w stanie wszystko popsuć. A może żaden z nich. Może to ktoś z boku, ktoś znajomy, kto był tam przypadkiem? A może wcale nie przypadkiem?

Była też inna możliwość. Że to ja sam zniszczyłem to, co mieliśmy. Bo gdybym nie wypił tyle… Gdybym nie pozwolił sobie na ten jeden moment słabości…

Wciąż nie wiem, co dokładnie się wtedy wydarzyło. I może już nie chcę wiedzieć. Z Anką rozmawialiśmy jeszcze kilka razy. Bez oczekiwań, bez złudzeń. Po prostu jak dwoje ludzi, którzy kiedyś chcieli razem iść przez życie.

Krzysztof, 36 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama