„Kochanek zostawił mi prezent na mikołajki. Chciałam zamknąć ten rozdział, ale nasionko pod sercem mi na to nie pozwoli”
„Patrzyłam na ludzi w kawiarni, jakby byli z innego świata. Grupa studentów przy wejściu śmiała się tak głośno, że aż zwróciło to uwagę kilku starszych pań. Mężczyzna pod oknem trzymał dziecko, które coś mu opowiadało, wymachując rączkami. Pozazdrościłam mu tej naturalności, tej pewności ruchów, której mi brakowało nawet wobec własnego życia”.

Czasem budzisz się rano i jeszcze nie wiesz, że ten konkretny dzień wywróci twoje życie do góry nogami. Ja, budząc się 6 grudnia, w Mikołajki, też nie wiedziałam. W radiu grali „All I Want for Christmas Is You”, a ja, otulona ciepłym szlafrokiem, siedziałam na krawędzi wanny i wpatrywałam się w mały plastikowy patyczek. Dwie kreski. Równe, czerwone, jednoznaczne. To przez nie zaschło mi w ustach, a w brzuchu pojawił się dziwny ucisk: nie do końca strach, ale też nie ekscytacja. Bardziej jakbym wypiła litr lodowatej wody na pusty żołądek.
Przecież to tylko test. Może wadliwy? Może... może nie. Jeszcze kilka tygodni temu potajemnie szukałam w Google: „ciąża z żonatym mężczyzną”. Teraz to nie było już tylko druzgocące podejrzenie, tylko fakt. Fakt, który nosiłam pod sercem.
Nikomu nie powiedziałam. Umalowałam się. Ubrałam wełniany sweter, ten, który Anka kiedyś nazwała „swetrem emocjonalnego wsparcia”. O trzynastej miałyśmy się spotkać na tradycyjnej mikołajkowej kawie — od lat tego dnia, w tym samym miejscu. Nie mogłam odwołać tego spotkania, ale wszystko we mnie krzyczało, żeby uciec.
— Julka! — Anka rzuciła mi się na szyję w kawiarni. — Mam dla ciebie piernikowe serce. Bezglutenowe, ale serce jak dzwon!
Uśmiechnęłam się mechanicznie, jak lalka z reklam świątecznych, której wyczerpują się baterie. Usiadłyśmy. Anka mówiła o prezentach dla bratanków, narzekała na tłok w centrach handlowych i planowała Wigilię. Ja z kolei gapiłam się na rodzinę przy sąsiednim stoliku. Mama, tata i chłopczyk w czerwonej czapce pijący kakao. Pomyślałam, że chyba zaraz zwymiotuję. Nie odpowiadałam na pytania Anki. Przytakiwałam, śmiałam się nie w porę. W środku rósł we mnie chaos. Przed oczami wciąż miałam te dwie alarmujące kreski...
Tylko pokręciłam głową
Kawiarnia była pełna ludzi, choć dopiero zaczynało się popołudnie. Świąteczne piosenki leciały trochę za głośno, a zapach pierników mieszał się z parą unoszącą się znad ekspresu. Usiadłyśmy jak co roku przy naszym stałym stoliku pod oknem. Ja z rękami splecionymi na kolanach, Anka z energią, której zawsze jej zazdrościłam.
— No, mów, co u ciebie? — zapytała, zanim jeszcze zdjęła płaszcz. — Jakoś tak rzadko się ostatnio odzywałaś.
— Dużo pracy — bąknęłam. Właściwie mogłam równie dobrze powiedzieć cokolwiek innego, bo mój głos i tak brzmiał obco. Czułam, jak całe ciało mam spięte, jakby ktoś naciągnął we mnie wszystkie możliwe struny.
— Wszyscy teraz mają dużo pracy. — Machnęła ręką. — Ale wiesz co? Wzięłam w końcu te bilety do teatru, o których mówiłam! Znalazłam promocję, normalnie jak cud świąteczny. Pójdziesz ze mną? Proszę, nie mów, że znowu będziesz miała jakieś „deadline’y”.
— Zobaczę w kalendarzu — odpowiedziałam wymijająco, choć nawet nie pamiętałam, kiedy ostatnio w ogóle do niego zaglądałam.
Anka opowiadała dalej, a ja próbowałam zachować uwagę. Mówiła o prezentach dla chrześniaczki, o tym, że jej brat kłóci się z żoną, gdzie spędzą święta, o nowej dziewczynie kolegi z pracy. Jej słowa odbijały się ode mnie jak od szyby, bo myśli co chwilę wracały do porannego widoku w łazience. Dwie kreski. Jedna dla mnie, a druga dla kogoś, kogo nigdy nie powinno być. Przynajmniej nie w takich okolicznościach.
Patrzyłam na ludzi w kawiarni, jakby byli z innego świata. Grupa studentów przy wejściu śmiała się tak głośno, że aż zwróciło to uwagę kilku starszych pań. Mężczyzna pod oknem trzymał dziecko, które coś mu opowiadało, wymachując rączkami. Pozazdrościłam mu tej naturalności, tej pewności ruchów, której mi brakowało nawet wobec własnego życia.
— Julia, słuchasz mnie? — Anka zamachała mi ręką przed oczami. — Halo? Ziemia do Julii!
— Przepraszam — wymamrotałam. — Niewyspana jestem.
— Ty? Niewyspana? — parsknęła. — Przecież ty śpisz jak kamień. Kiedyś cię pół bloku mogło budzić i nic.
— Tym razem jakoś nie mogłam zasnąć — mruknęłam i odłożyłam łyżeczkę tak ostrożnie, jakbym trzymała coś kruchego.
Anka odchyliła się na krześle i zmierzyła mnie spojrzeniem, które znałam od lat. Wiedziałam, że zaraz zacznie węszyć, bo miała tę umiejętność od zawsze: wystarczyło, że coś zbyt długo ukrywałam, a ona od razu to wyczuwała.
— Powiedz mi lepiej… — zaczęła, biorąc łyk latte, po czym spojrzała na mnie z ukosa. — A wy z Tomkiem jeszcze się kontaktujecie?
Zamarłam. Na chwilę nawet muzyka ucichła, choć to było tylko w mojej głowie. Poczułam, jak serce zaczęło mi bić szybciej, a ręce zdradziły mnie lekkim drżeniem.
— Nie – odpowiedziałam zbyt szybko. — Już dawno nie.
— Aha — mruknęła. — Bo wiesz, tak jakoś spojrzałaś, jak o nim wspomniałam ostatnio…
— Nie — powtórzyłam ciszej. — Nie rozmawiamy.
Chciałam sięgnąć po filiżankę, żeby się czymś zająć, ale ręka mi drżała i odstawiłam ją z powrotem, zanim Anka zdążyła to zauważyć.
— Julia… — powiedziała łagodniej, nachylając się do mnie. — Co się dzieje? Masz minę, jakbyś była gdzieś daleko.
— Nic — wyszeptałam, ale głos mi lekko zadrżał.
— Jula… ja cię znam. — Złapała mnie za rękę. — Mów.
Chciałam. Naprawdę chciałam. Czułam, jak słowa cisną mi się do ust, lecz coś mnie zatrzymało. Strach, wstyd, chaos — wszystko naraz. Przełknęłam ślinę i tylko pokręciłam głową.
— Poradzę sobie — dodałam jeszcze ciszej.
Anka patrzyła na mnie chwilę w milczeniu, jakby próbowała zgadnąć układ puzzli, których nie chciałam jej pokazać. W końcu odpuściła i zaczęła mówić o czymś innym, ale wiedziałam, że nie zapomni. Że wróci do tego. Zawsze wracała. Czułam, że jeśli nie powiem prawdy komuś wkrótce, nie uniosę tego ciężaru dłużej.
Nie miałam odwagi
Wróciłam do mieszkania później niż planowałam. Zimne światło w korytarzu odbijało się od lustra, pokazując moją twarz — zmęczoną, jakbym miała za sobą nie dzień, a tydzień. Zsunęłam buty i sweter, przebrałam się w luźną bluzę. Chciałam zniknąć w tej tkaninie, udawać, że mnie nie ma. Test nadal leżał na blacie w kuchni, obok pustego kubka po porannej herbacie. Te dwie kreski były moim małym koszmarem. Patrzyłam na nie i próbowałam oddychać spokojnie. Nie wychodziło.
Usiadłam przy stole, podciągnęłam nogi na krzesło. Przed oczy wrócił mi obraz ostatniego spotkania z Tomkiem. Słowa, które wtedy padły, jego wymówki, moje łzy. Miał odejść. Obiecywał. Ale nie zrobił nic. A ja się zakochałam — głupio, za mocno, niepotrzebnie. Zerwałam z nim, żeby siebie uratować. A teraz to. Chwyciłam telefon, wybrałam numer siostry. Odebrała szybko, jak zwykle.
— Cześć, Jula. Co tam?
— Nic... — Zawahałam się. — Tak dzwonię, po prostu. Dawno nie gadałyśmy.
— Wszystko okej?
— Tak, tylko jestem... trochę zmęczona.
— Odpocznij. Później pogadamy dłużej, dobrze?
— Jasne — powiedziałam i szybko się pożegnałam, zanim głos mi zadrżał.
Spojrzałam na ekran i wpisałam numer Tomka. Przez dłuższą chwilę wpatrywałam się w jego imię. Napisałam krótkiego SMS-a: „Musimy porozmawiać”. Siedziałam nad nim dłużej, niż trwałby cały wykład o błędach życiowych. I w końcu go skasowałam. Nie miałam odwagi. A przecież musiałam komuś to powiedzieć. Bo jeśli nie, to to rozsadzi mnie od środka.
Słyszałam tylko jego oddech
Napisałam do niego o dziewiątej rano. Prosto, bez emocji: „Potrzebuję z tobą porozmawiać. Tylko raz”. Odpisał dopiero po południu: „Ok. Zadzwonię”. Nie zdążyłam odłożyć telefonu, a już dzwonił. Odebrałam, zanim serce zdążyło mi wyskoczyć z piersi.
— Cześć — powiedział cicho. — Nie spodziewałem się wiadomości od ciebie.
— Nie piszę bez powodu.
— Domyślam się. Co się stało?
Przez chwilę nie odpowiadałam. Miałam wrażenie, że całe powietrze zniknęło z pokoju.
— Jestem w ciąży — wyrzuciłam z siebie, zanim znów bym się rozmyśliła.
Po drugiej stronie zapadła cisza. Słyszałam tylko jego oddech: urywany, jakby sam próbował zrozumieć, co właśnie usłyszał.
— Julia... ja... Nie możemy teraz o tym rozmawiać. Nie przez telefon.
— A jak? — nie wytrzymałam. — Mamy się spotkać na kawie jak starzy znajomi? Nie rozumiesz, że nie mam nikogo innego, komu mogłabym to powiedzieć?
— Ale... jesteś pewna, że to moje?
Zachłysnęłam się powietrzem. Gdyby stał przede mną, spoliczkowałabym go. Ale jedyne, co mogłam zrobić, to zacisnąć usta i odetchnąć głęboko.
— Wiesz co? Może to nieistotne. I tak nie miałam złudzeń, że zareagujesz inaczej.
— Nie mów tak. Po prostu... to mnie zaskoczyło.
— Nie martw się — powiedziałam, a głos mi stwardniał. — Nie będę ci przeszkadzać w twoim idealnym życiu.
Zanim zdążył coś powiedzieć, rozłączyłam się. Patrzyłam przez chwilę na ekran telefonu, a potem cisnęłam go na stół. Ekran się nie rozbił. Szkoda. Choć liczyłam na ulgę, zrobiło się jeszcze ciężej.
Uśmiechnęła się łagodnie
Pojechałam do niej bez zapowiedzi. Miałam wrażenie, że potrzebuję czyjegoś głosu, jakiegoś punktu odniesienia, ciepła, które nie ocenia. A może miałam nadzieję, że powie coś mądrego, coś, co mnie uspokoi. Zaparzyła mi herbatę z miodem, choć o to nie prosiłam. Usiadłyśmy w kuchni, przy tym samym stole, przy którym przez całe dzieciństwo odrabiałam lekcje.
— Wyglądasz na zmęczoną — powiedziała, zerkając na mnie znad parującego kubka. — Wszystko w porządku?
Przez chwilę patrzyłam na swoje dłonie splecione na stole. W końcu odezwałam się cicho:
— A co byś zrobiła... gdybyś była w ciąży i nie wiedziała, co dalej?
Uśmiechnęła się łagodnie, nie rozumiejąc.
— Oj, Julia... Przecież jeszcze masz czas. Kiedyś będziesz miała dziecko, ale nie teraz. Wszystko przychodzi w swoim czasie. Takie rzeczy po prostu się wie.
Pokiwałam głową. Nic nie powiedziałam. Prawda aż cisnęła się na usta, ale nie mogłam jej wypowiedzieć. Poczułam, że gdyby usłyszała te słowa, przestałabym być tą córką, którą zna. Zbyt wiele trzeba by tłumaczyć. Wyszłam niedługo potem, tłumacząc się zmęczeniem. Nie zapytała, nie nalegała. Tak bardzo chciałam, żeby mnie przejrzała na wylot, ale nie była w stanie.
Siedziałam długo w samochodzie przed domem, z rękami na kierownicy. Płakałam. Cicho, bez szlochu. Jakby ze mnie uchodziło powietrze, jedno westchnienie po drugim. Nie mogłam już dusić tego w sobie.
Ktoś mnie usłyszał
Zadzwoniłam do Anki wieczorem. Powiedziałam tylko: „Musimy się spotkać”. Nie pytała dlaczego. Umówiłyśmy się w parku, na ławce, na której kiedyś siedziałyśmy z winem z kartonu i śmiałyśmy się z chłopaków, którzy nas rzucili. Teraz nie było wina, tylko zimny wiatr i mój głos, który drżał zanim jeszcze się odezwałam.
— Jestem w ciąży — powiedziałam, zanim zdążyłam się rozmyślić.
Anka zamarła. Patrzyła na mnie długo, jakby próbowała sobie to poukładać.
— Z Tomkiem? — zapytała cicho.
— Tak. Ale już się nie widujemy. Od miesięcy.
Nie odpowiedziała od razu. Pochyliła się, schowała ręce w rękawach kurtki. Potem spojrzała na mnie z czymś, co przypominało współczucie, ale nie było litością.
— I co teraz?
— Nie wiem. Nie wiem, co robić. Nie planowałam tego. Nie chciałam. A teraz... jest.
— On wie?
— Powiedziałam mu. — Uśmiechnęłam się gorzko. — Reakcja? Lepiej nie pytaj.
Anka westchnęła i przez chwilę tylko patrzyła przed siebie.
— Chcesz tego dziecka?
Zamilkłam. Nie potrafiłam odpowiedzieć. Nie tak od razu.
— Tak — przyznałam w końcu. — Ale się boję. Boję się wszystkiego.
— Zawsze będę przy tobie — odparła. — Ale nie trzymaj tego w sobie, Jula. To za dużo na jedną osobę.
Poczułam ciepło na sercu. Powiedziałam prawdę i ktoś mnie usłyszał. Może to nie była jeszcze ulga, ale pierwszy krok w jej stronę.
Julia, 32 lata
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Mój eks zjawił się przed świętami i obiecywał mi gwiazdkę z nieba. Na własne życzenie wpakowałam się w bagno”
- „Sprzeciwiłam się i zaplanowałam Wigilię pod palmami. Skoro nie szanuję tradycji, to nie ma dla mnie miejsca w rodzinie”
- „Płakałam, gdy dzieci pisały listy do świętego Mikołaja. Nie wiem, czy w grudniu wystarczy nam na chleb”

