„Zraniłem 2 kobiety tylko po to, by zrozumieć, że kocham żonę. To, co zrobiła, gdy wyznałem jej prawdę, odebrało mi mowę”
„– Wiesz… Julia często o tobie mówiła. Zawsze byłeś jej największą miłością. Choć nigdy się do tego nie przyznała – powiedziała z ledwo ukrywaną emocją. Zostałem. Całą noc siedziałem przy jej łóżku, słuchając rytmicznego pikania monitorów”.

Po rozwodzie z Julią zostawiłem wszystko i zacząłem nowe życie w obcym mieście. Nowa praca, nowe mieszkanie, wolne wieczory. Przez długi czas czułem się jak człowiek bez planów na przyszłość. Aż poznałem Natalię – młodszą, pełną życia, ambitną. Dała mi coś, czego nie miałem od lat: nadzieję. Budowaliśmy wspólne życie, choć ja nie do końca potrafiłem się zaangażować. Nadal nosiłem w sobie cień Julii. Mówiłem sobie, że to przeszłość. Ale czy naprawdę można ją zamknąć? Natalia była tu i teraz, a ja… wciąż byłem gdzieś pomiędzy.
Zwykły dzień, niespodziewany telefon
Kolacja była cicha. Jak większość naszych wieczorów. Natalia pokroiła pieczone warzywa, nalała wina, zapaliła świeczki – dbała o te drobiazgi, mimo że nie zawsze potrafiłem je docenić. Ja odłożyłem telefon na bok i z trudem oderwałem myśli od pracy. Przeciągałem czas, choć nie wiedziałem po co. Po prostu nie chciałem, żeby ten wieczór był kolejnym, który przecieknie nam przez palce.
– Trochę za cicho tu – powiedziała i włączyła spokojną playlistę. – Może w weekend gdzieś wyskoczymy? – zaproponowała z nadzieją.
– Może – odpowiedziałem, uśmiechając się niepewnie. I wtedy zadzwonił mój telefon.
Nie rozpoznałem numeru. Odebrałem, nie spodziewając się niczego szczególnego.
– Pan Adam? Tu szpital w Lublinie. Chodzi o Julię Kowalczyk. Miała wypadek samochodowy. Jest w ciężkim stanie. Potrzebujemy kogoś z rodziny do wyrażenia zgód medycznych.
Krew odpłynęła mi z twarzy.
– Już jadę – odpowiedziałem bez zastanowienia.
Natalia patrzyła na mnie z niepokojem.
– Kto to?
– Julia… Moja była żona. Miała wypadek. Muszę jechać.
– Myślałam, że to już przeszłość – powiedziała cicho.
– To człowiek, którego kiedyś kochałem. Nie zostawię jej samej – odpowiedziałem i wyszedłem, zostawiając ją z niedojedzonym talerzem i wieloma pytaniami.
Powrót do przeszłości
Szpitalne korytarze pachniały środkiem do dezynfekcji i ciszą, której nie potrafiłem znieść. W rejestracji podałem nazwisko Julii, a pielęgniarka bez słowa wskazała kierunek. Przeszedłem obok sali intensywnej terapii, ściskając w dłoni dokumenty, których nikt jeszcze nie chciał.
Leżała podpięta do aparatury. Jej ciało – kiedyś tak znajome – teraz wydawało się odległe, kruche, obce. Ale wystarczył jeden rzut oka i wszystko wróciło: wspomnienia, czułość, dawne rozmowy. Znałem każdy szczegół jej twarzy, choć zniknęła z mojego życia lata temu.
– Adam… – usłyszałem za plecami.
Odwróciłem się. Stała tam jej siostra, Ewa. Starsza, poszarzała, ale w oczach miała ten sam błysk, co kiedyś.
– Nie spodziewałam się, że przyjedziesz – powiedziała.
– Zadzwonili. Nie mogłem nie przyjechać.
– Wiesz… Julia często o tobie mówiła. Zawsze byłeś jej największą miłością. Choć nigdy się do tego nie przyznała – powiedziała z ledwo ukrywaną emocją.
Zostałem. Całą noc siedziałem przy jej łóżku, słuchając rytmicznego pikania monitorów. Rano przyszedł lekarz. Mówił coś o złamaniach, operacji, śpiączce. A ja patrzyłem tylko na nią, zastanawiając się, kiedy ostatni raz widziałem ją tak blisko. Czułem, jak coś mięknie we mnie. Jak dawne uczucia wypływają spod warstw nowych wspomnień.
– A może to ja powinienem był walczyć… – powiedziałem cicho sam do siebie.
Decyzja i rozczarowanie
Julia odzyskała przytomność trzy dni później. Byłem przy niej, kiedy otworzyła oczy. Mrugnęła powoli, spojrzała na mnie niepewnie, jakby musiała przypomnieć sobie, kim jestem. Ale po chwili uniosła kącik ust i szepnęła:
– Adam…
To jedno słowo wywróciło mnie na drugą stronę. Zostałem z nią przez kolejne dni, jeździłem po lekarstwa, rozmawiałem z ordynatorem, przynosiłem jej ulubione herbaty. Rozśmieszałem ją. Uśmiechała się tak, jak dawniej, jak wtedy, gdy byliśmy jeszcze „my”.
Zrozumiałem, że coś się we mnie zmieniło. Nie mogłem wrócić do Natalii z pustymi rękami i udawać, że to wszystko nic nie znaczy. Miałem wrażenie, że z Julią da się zacząć od nowa. Że może los dał nam drugą szansę.
Pojechałem do Natalii. Usiedliśmy na kanapie. Powiedziałem wszystko, jak było. Że nie potrafię się już oszukiwać. Że chcę wrócić do Julii.
– A więc to koniec? – zapytała cicho.
– Przepraszam.
Z jej oczu nie popłynęła ani jedna łza, ale czułem, jak bardzo ją zraniłem. Nie próbowała mnie zatrzymać. Może wiedziała wcześniej, że moje serce nigdy nie należało do niej w całości.
Wracałem do szpitala z bukietem róż. Serce biło mi jak wtedy, gdy pierwszy raz wyznawałem jej miłość. Wszedłem do sali z uśmiechem. Julia spojrzała na mnie długo, jakby próbowała coś zrozumieć.
– Adam… to nie ma sensu – powiedziała cicho. – Nie wracaj do mnie dlatego, że się przestraszyłeś.
– Ale ja cię kocham.
– Za późno – odparła spokojnie.
Samotność, która boli inaczej
Nie wróciłem do Natalii. Nie miałem dokąd wracać. W mieszkaniu panowała cisza, której wcześniej nie zauważałem. Teraz bolała. Otworzyłem szafę – jej rzeczy zniknęły. Na lodówce nie było już karteczek z przypomnieniami. Tylko zdjęcie, na którym śmiejemy się oboje z kieliszkami w dłoniach, zostało przypięte magnesem.
Przez kilka dni unikałem ludzi. Spacerowałem bez celu po mieście. Patrzyłem, jak inni się śmieją, całują, kłócą… Żyją. Ja tylko trwałem. Czasem zaglądałem do tej samej kawiarni, gdzie kiedyś przychodziłem z Julią. Innym razem prawie zadzwoniłem do Natalii. Ale nie miałem odwagi.
Wieczorem, samotny na kanapie, wziąłem do ręki pudełko ze zdjęciami. Z Julią, z Natalią. Uśmiechali się do mnie ludzie, których znałem tylko na tamtych fotografiach. Obaj – dawny ja z tamtych czasów.
Pod palcami poczułem znajomą teksturę jednego z ulubionych zdjęć: ja, Julia, jezioro, jej dłonie na moich ramionach. Obok zdjęcie z wyjazdu do Pragi z Natalią – ujęcie zrobione przez kelnera, przypadkowe, a takie szczere. Pomyślałem wtedy: „kochałem jedną, zraniłem dwie”.
Zadzwoniłem do Natalii. Raz, drugi. Nie odebrała. Nie dziwiłem się. Nie miała powodu.
Została tylko cisza. I świadomość, że nie da się cofnąć czasu. I że są decyzje, których nie da się wymazać.
Nauka samotności
Minęły tygodnie. Życie nie zawaliło się, choć długo miałem wrażenie, że leżę pod jego gruzami. Rano wstawałem, parzyłem kawę, wychodziłem do pracy. Wieczorami wracałem do pustego mieszkania i próbowałem zająć się czymkolwiek – książką, serialem, porządkami. Wszystko po to, by nie myśleć.
Nie wróciłem ani do Julii, ani do Natalii. Z Julią czasem pisałem – zdawkowe wiadomości, wymiana informacji o zdrowiu, pogodzie. Z Natalią nie miałem już żadnego kontaktu. Domyślałem się, że zaczęła nowe życie, może nawet kogoś poznała. I dobrze. Tylko ja wciąż nie byłem gotów.
Zacząłem chodzić na terapię. Początkowo niechętnie, jak ktoś, kto czuje się za stary, by jeszcze coś naprawiać. Ale z czasem zrozumiałem, że to nie chodzi o naprawę. Chodzi o zrozumienie. Że czasem najbardziej boli nie to, co się stało – ale to, czego nigdy nie zrobiliśmy. Że nie wykrzyczane „kocham cię” czasem zostaje z człowiekiem na lata. Że czasem trzeba puścić przeszłość, by w ogóle ruszyć z miejsca.
Nie szukałem nikogo. Nie czułem się gotowy na nową bliskość. Ale przestałem się nienawidzić. Przestałem rozpamiętywać. Zacząłem po prostu być. Czasem siadałem z herbatą i pisałem wiadomość do Julii. Nie wysyłałem jej. Wystarczyło, że mogłem ułożyć myśli.
Były wieczory, kiedy nadal bolało. Ale już mniej. Już inaczej.
Czasem myślę, że najtrudniej nie kochać – tylko pozwolić odejść.
Adam, 45 lat
Czytaj także:
- „Syn skakał z kwiatka na kwiatek, aż w końcu zasiał nasionko. Wypiął się na dziecko, a odpowiedzialność spadła na mnie”
- „W prezencie na 18. dostałem coś niebywałego. W jednym momencie straciłem niewinność i zaufanie do bliskich”
- „Córka się zakochała, a ja czułam, że będą z tego kłopoty. Temu osiedlowemu kozakowi źle z oczu patrzyło”

