Reklama

Nie wiem, kiedy zaczęło się to piekło. Może wtedy, gdy Justyna coraz częściej zaglądała do nas na kawę? Albo gdy Marek zaczął dla niej otwierać wino, choć dla mnie nigdy nie miał czasu na takie drobiazgi? Patrzyłam na nich – on żartował, ona śmiała się głośno, a ja – siedziałam obok, głupia, ślepa, zakochana. Nie raz przemykało mi przez głowę: „A co jeśli…?” Ale odsuwałam te myśli jak natrętną muchę, bo przecież to niemożliwe.

Marek był moim mężem, Justyna – moją siostrą. Zawsze byliśmy razem. Gotowałam kolacje, piekłam ciasta, a potem siedzieliśmy wszyscy na kanapie – ja wtulona w Marka, a Justyna – zawsze zbyt blisko. Cieszyłam się, że mam taką rodzinę. Chwaliłam się nią przed znajomymi. Kiedyś powiedziałam Justynie, że Marek to mój cały świat. Pamiętam, jak wtedy spojrzała na mnie dziwnie – przez chwilę, może przez ułamek sekundy, ale jej wzrok… był jak nóż w serce. Ale zignorowałam to, bo przecież siostra i mąż nie mogliby mnie zdradzić. Prawda?

Przeczytałam dziwnego SMS-a

Wszystko zaczęło się od tego pieprzonego SMS-a. Leżałam w łóżku, przewracając się z boku na bok, a Marek jak zwykle siedział przy laptopie. Kiedy wyszedł do kuchni, kątem oka zobaczyłam, że coś mu mrugnęło na ekranie. Wiadomość od Justyny. Niby nic – „Dzięki za wczoraj, było super, musimy to powtórzyć” – ale serce zamarło mi w piersi.

– Co było super? – zapytałam, gdy wrócił z herbatą. Miałam sucho w gardle, a głos brzmiał jak obcy.

– Co? – spojrzał na mnie jakby nie rozumiał pytania.

– Justyna napisała. „Dzięki za wczoraj, było super”. Co było wczoraj? – powtórzyłam, podnosząc głos.

– Magda, serio? Przecież to twoja siostra. Przestań robić z igły widły.

Ale coś we mnie pękło.

– Nie kłam mi w żywe oczy! – krzyknęłam, wstając z łóżka. – Dlaczego ona ci dziękuje? Co to za „super”?! Mieliście jakiś mały romansik za moimi plecami?!

– Nie gadaj bzdur, Magda. Zwariowałaś. To był głupi żart. – Głos Marka był chłodny, a jego oczy… nagle stały się obce. Nie ten sam Marek, którego kochałam.

– Czasem chciałabym, żebyś nigdy nie był moim mężem! – wybuchnęłam.

Słowa same wypadły z moich ust, a zaraz potem żałowałam. Marek zamarł. Spuścił głowę, jakby go uderzyłam. Twarz mu pobladła, zacisnął szczękę, a ręce – które zwykle mnie przytulały – teraz opadły bezwładnie. I wtedy coś poczułam. To nie była tylko kłótnia. Coś ukrywał. Coś, czego nie chciał mi powiedzieć. I nagle zrobiło mi się zimno. Bardzo zimno.

Miałam pretensje do siostry

Kilka dni później, kiedy spotkałyśmy się z Justyną u mnie na kawie, nie wytrzymałam. Wpatrywała się w telefon, co chwilę uśmiechając się pod nosem.

– Justyna… możemy pogadać? – zaczęłam cicho, choć w środku już mnie gotowało.

– Jasne, o co chodzi? – zapytała, ale nie oderwała wzroku od ekranu.

– O Marka. I o ciebie. – Te słowa wyszły z moich ust jak sztylet.

Wtedy podniosła na mnie oczy. Zatrzepotała rzęsami, jakby była zaskoczona.

Zwariowałaś? Co ja mam do twojego Marka?

– Nie wiesz? – zaczęłam się śmiać, ale to był śmiech bez radości, raczej rozpaczliwy. – Justyna, od kiedy zaczęłaś się u nas tak często kręcić, on się zmienił. Odsuwa się ode mnie, unika spojrzeń. A potem ten SMS… „Dzięki za wczoraj, było super”… Co było super, Justyna? – Uniosłam głos, a dłonie drżały mi tak mocno, że musiałam je ścisnąć w pięści.

– Nie wiem, o co ci chodzi. Przecież to twój mąż – warknęła, a jej oczy błysnęły czymś dziwnym. Strachem? Złością? Sama już nie wiedziałam.

– No właśnie! – krzyknęłam, a w oczach stanęły mi łzy.

– Może ci się wydaje, że jesteś idealny, ale on nie jest święty! – dodała nagle, jakby coś jej się wyrwało, a potem odwróciła wzrok, speszona.

Wtedy mnie uderzyło. Ona coś ukrywa. Nie powiedziała tego przypadkiem. Poczułam, jakby mi ziemia osunęła się spod nóg. Wpatrywałam się w nią z otwartymi ustami, a w głowie kotłowały mi się myśli: co zrobiłaś, Justyna? Co zrobił Marek?

Przyłapałam ich na kanapie

Wróciłam do domu wcześniej niż zwykle. Drzwi były lekko uchylone. Dziwne – Marek zawsze zamykał je na klucz. Weszłam cicho. Z salonu dobiegał cichy śmiech. Ten śmiech znałam – Justyna. Ścisnęło mnie w żołądku.

Weszłam do salonu i zamarłam. Justyna siedziała na kanapie, a Marek tuż obok, za blisko, ich nogi się stykały. On trzymał dłoń na jej udzie, a ona wpatrywała się w niego tym spojrzeniem, które tak dobrze znałam. Jakby byli sami na świecie. A potem zaczęli się całować.

Co wy wyprawiacie?! – wrzasnęłam, a mój głos odbił się echem po mieszkaniu.

Marek podskoczył, jakby go poraziło. Justyna cofnęła rękę, jakby dotknęła rozgrzanego żelaza, ale było za późno. Widziałam wszystko. Te spojrzenia, te gesty. Ten dotyk.

– Magda, to nie tak… – zaczął Marek, podchodząc do mnie z rękami uniesionymi w obronnym geście.

– Nie tak?! – wyrzuciłam z siebie, drżąc cała. – To jak niby, co?! Całujecie się dla rozrywki?!

Justyna patrzyła na mnie bez słowa. Milczenie, które wbijało mi się w skórę jak szpile.

– Powiedz coś! – wrzasnęłam na nią, a wtedy podniosła głowę i szepnęła cicho, jakby to miało cokolwiek usprawiedliwić:

Przepraszam… To było silniejsze od nas.

Silniejsze od nich. Te słowa dźwięczały mi w głowie jak wyrok. Czułam, jak kolana się pode mną uginają. Jakby całe moje życie właśnie rozsypało się w drobny mak. Nie mogłam oddychać. Serce waliło mi jak oszalałe. Miałam ochotę krzyczeć, rzucać w nich czym popadnie, ale byłam sparaliżowana.

Marek próbował podejść, dotknąć mnie, ale cofnęłam się jak oparzona.

Nie dotykaj mnie. Nigdy więcej.

Łzy same leciały mi po policzkach, a ja patrzyłam na nich jak na obcych ludzi. Na mojego męża. Na moją siostrę. I wtedy poczułam jedno: w tym domu już nie było dla mnie miejsca.

Wyrzuciłam męża z domu

Nie wiem, ile czasu stałam w tym salonie, patrząc na nich. Może minutę, może godzinę. Ale w końcu coś we mnie pękło. Poczułam, jak gniew rozsadza mnie od środka.

– Wynoś się! – krzyknęłam, pokazując palcem na drzwi. – Wynoś się stąd natychmiast!

Marek patrzył na mnie z szeroko otwartymi oczami, jakby nie wierzył w to, co słyszy.

– Magda, kochanie… błagam cię, porozmawiajmy… – podszedł, wyciągając do mnie ręce. Odepchnęłam go z całej siły.

– Nie dotykaj mnie! Nie mów do mnie „kochanie”! Nie jesteś już moim mężem, jesteś… nikim! – krzyczałam, czując, jak głos mi się łamie. – Zdradziłeś mnie z moją własną siostrą! Jak mogłeś?! Jak śmiałeś?!

Justyna stała jak wryta, blada, z oczyma wbitymi w podłogę.

– Wynoś się też! – wrzasnęłam na nią. – Nie chcę cię więcej widzieć! Oboje wynoście się z mojego życia!

– Magda, proszę… – Marek próbował coś powiedzieć, ale nie chciałam go słuchać. Chwyciłam jego walizkę, zrzucałam rzeczy z wieszaków – koszule, spodnie, nawet jego ulubiony sweter. Rzucałam to wszystko na podłogę.

– Pakuj się! Już! – wrzeszczałam, a łzy leciały mi po twarzy.

Byłam roztrzęsiona, ale nie chciałam pokazać, jak bardzo mnie to boli. Marek kucał, zbierając swoje rzeczy. Justyna stała jak słup soli, a potem – bez słowa – odwróciła się i wyszła z mieszkania. Nie obejrzała się ani razu. Nawet nie przeprosiła.

Kiedy zamknęły się za nią drzwi, spojrzałam na Marka. Był blady, z podkrążonymi oczami.

– Magda… – wyszeptał. – Ja cię kocham. To był błąd, to się więcej nie powtórzy… Błagam…

– Nie… Nie ma już „nas”. Nie ma „naszego małżeństwa”. Zabieraj swoje rzeczy i wynoś się. Teraz. – powiedziałam cicho, ale stanowczo.

Patrzył na mnie jeszcze przez chwilę, jakby chciał coś powiedzieć, ale w końcu zrozumiał, że to koniec. Złapał torbę i wyszedł, a ja… opadłam na podłogę. Czułam, jakbym umierała od środka. Bo przecież umarło coś, co budowałam przez lata.

Czułam się rozbita

Minęły dwa dni, a ja wciąż siedziałam w tym samym miejscu – na kanapie. Ją też powinnam wyrzucić. Pustka mieszkania dźwięczała w moich uszach głośniej niż krzyki z tamtego wieczoru. Patrzyłam tępo na zdjęcia w ramkach – nasze wspólne uśmiechy, wakacje nad morzem, święta przy choince… Jak to się stało? Jak mogłam być tak ślepa? Telefon zadzwonił. Spojrzałam – Anka, moja przyjaciółka. Odebrałam, zanim się rozłączyła.

– Magda… co się dzieje? Czemu nie odbierasz? – jej głos był ciepły, przejęty.

Zacisnęłam powieki, a łzy znów popłynęły.

– Anka, on mnie zdradził… Z Justyną. – powiedziałam, a mój głos drżał.

– CO?! – wrzasnęła tak głośno, że musiałam odsunąć telefon od ucha. – Z twoją siostrą?!

– Tak… – szepnęłam. – Przyłapałam ich… razem. W moim domu. Na mojej kanapie…

Usłyszałam, jak Anka wciąga powietrze, a potem dźwięk, jakby coś zrzuciła ze stołu.

– Boże… Madzia, przyjadę do ciebie. Nie możesz być teraz sama.

– Nie… – powiedziałam cicho. – Nie chcę nikogo widzieć.

– Kochanie… – jej głos złagodniał. – Ty go tak kochałaś. Przecież zawsze mówiłaś, że Marek to twoje wszystko.

– Tak. A teraz nie wiem, kim jestem bez niego. – wyznałam, zanosząc się płaczem. – Myślałam, że jesteśmy szczęśliwi. Myślałam, że mam wszystko. A teraz… nie mam nic. Nie mam nikogo.

– Masz mnie. I siebie. Pamiętaj, Madzia, że jesteś silniejsza, niż ci się wydaje. – Anka mówiła spokojnie, a ja słuchałam jej słów jak mantry. Ale w środku czułam tylko pustkę.

Bo jak zaufać ludziom, skoro najbliżsi wbili mi nóż w plecy? Jak zacząć od nowa, skoro wszystko się rozpadło?

To ciągle boli

Minęły trzy tygodnie. Czasem myślę, że może lepiej byłoby nie wiedzieć. Żyć w kłamstwie, w złudzeniu szczęścia. Ale teraz już nie ma odwrotu. Nie umiem przestać myśleć o tym, co widziałam. Ich oczy, splecione dłonie, cichy szept „to było silniejsze od nas”. To zdanie wraca do mnie nocami, rozdziera mnie od środka. Jak długo mnie okłamywali? Kiedy zaczęło się to wszystko? Co jeszcze ukrywali?

Anka dzwoni codziennie. Czasem odbieram, czasem nie. Mówi, że muszę żyć dalej, że mam jeszcze siebie. Ale ja czuję się pusta. Patrzę w lustro i nie poznaję kobiety, która patrzy na mnie z drugiej strony. Ta kobieta jest zniszczona, zmęczona, złamana. Czy jeszcze kiedyś będę w stanie komuś zaufać? Czy kiedykolwiek uwierzę, że ktoś mnie naprawdę kocha, że nie zdradzi?

Nie wiem, co będzie jutro. Nie wiem, co będzie za tydzień. Wiem tylko, że teraz muszę przetrwać. Oddychać, jeść, jakoś wstać z łóżka. A potem… może pewnego dnia zacznę od nowa. Może.

Magda, 39 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama