Reklama

Niektórzy kolesie to mają tupet, że normalnie szok! A jeszcze myślą, że jesteśmy łatwowierne. Ja takim gościom nie daruję!

Reklama

Zdziwiona gapiłam się na świstek, który wyleciał z siatki. Na sto procent nie był z teczki, którą wzięłam ze swojej pracy, bo pierwszy raz miałam go przed oczami. Kartka była w połowie zagięta.

Naprawdę mnie zatkało

„Bardzo proszę o kontakt, o telefon pod ten numer. Jest Pani niesamowicie atrakcyjna, a ja jestem dość nieśmiały. Może chociaż SMS?". Widniał tam numer telefonu.

W pierwszej chwili przyszło mi do głowy, że to jakaś głupia zabawa współlokatorek, ale chyba nie są aż tak niemądre. No więc o co chodziło z tą wiadomością?! Poczułam irytację.

Bo przecież ja jej nie przyniosłam z pracy… Leżała w tej torbie od samego rana, czego nie zauważyłam, gdy wyjmowałam segregatory, żeby nad nimi popracować w mieszkaniu.

Ten facet musiał ją tu zostawić

Już po raz drugi przyłapałam tego faceta na gapieniu się na mnie. Wczoraj rano też sterczał na przystanku i świdrował mnie wzrokiem, bo chyba sądził, że tego nie widzę. Powoli zaczynało mnie to wkurzać. No ale co miałam zrobić? Nawrzeszczeć na niego? Wyszłabym na jakąś wariatkę. Jedyne, co mi pozostało, to odwrócić się tyłem.

Nie mogłam zaprzeczyć, że z wyglądu ten koleś prezentował się dosyć intrygująco. Słusznego wzrostu, dobrze zbudowany, ciemne włosy i przystojna twarz. Nie sprawiał wrażenia jakiegoś zboczeńca. Być może po prostu wpadłam mu w oko.

W końcu obróciłam się do niego profilem, chcąc za pomocą kilku ostrych spojrzeń ukrócić jego obserwatorskie zapędy.

Umknęło mi z pamięci, czy dzień wcześniej podróżował tą samą linią, jednak tym razem wsiadł akurat do autobusu, którym jechałam. Siedzenia były pozajmowane, więc ulokowałam się na środku pojazdu, gdzie było trochę przestrzeni. On chwycił za poręcz naprzeciw mnie. Spodziewałam się kolejnych pasażerów. I faktycznie, pusty obszar błyskawicznie zapełnił się ludźmi, przez co straciłam go z pola widzenia.

Był mną zainteresowany

Zagadką pozostanie, w którym momencie udało mu się wsunąć tę karteczkę. Zapewne przemknął obok mnie, gdy tłum wsiadał do autobusu. Z pewnością wysiadł przed lub po moim przystanku, bo już go wtedy nie dostrzegłam. Potem, pochłonięta pracą, kompletnie o nim nie myślałam. Nie pierwszy i raczej nie ostatni raz zdarza się, że ktoś mi się przygląda. Tyle że ten facet wpatrywał się we mnie jak w obrazek.

Początkowo zgniotłam świstek papieru, mając zamiar pozbyć się go na dobre – przecież dobrze wiedziałam, co myślę o tym facecie – lecz po krótkim zastanowieniu wygładziłam kartkę i umieściłam ją na blacie.

Właściwie to całkiem ciekawe… Gość musiał się nieźle nakombinować, bo przecież nie napisał tego na przystanku, a tym bardziej podczas jazdy autobusem. Litery były za bardzo staranne, a tekstu sporo. Obmyślił cały plan i zaryzykował jego realizację. Bo gdybym tylko zobaczyła, że coś mi wrzuca, awantura murowana. Dla samej zasady.

"Ech, ale z ciebie dureń" – przemknęło mi przez myśl. "Jakbyś zaczepił mnie gdzieś na ulicy, to w najgorszym razie bym cię spławiła. A teraz? Mogę ci co najwyżej współczuć. Takie zachowanie jest strasznie dziecinne i żenujące!".

Od jakiegoś czasu chodziła mi po głowie myśl, że być może zwyczajnie bał się do mnie zagadać, żeby się nie zbłaźnić… Przez prawie 120 minut toczyłam w sobie wewnętrzną walkę, nim w końcu podjęłam decyzję.

Wysłałam pojedyncze słowo jako wiadomość tekstową na jego numer. "Słucham?" Odpowiedź przyszła niemal natychmiast, jakby siedział z telefonem w ręce: "Cieszę się z Pani wiadomości. Wielkie dzięki!".

Ciężko westchnęłam i odpisałam dość szorstko: "Proszę mi tu nie pisać, tylko zadzwonić jak normalny człowiek, bo inaczej szkoda mi na to czasu."

I po raz kolejny otrzymałam ekspresową odpowiedź: "W tej chwili nie dam rady, ale zadzwonię za kwadrans". No to sobie poczekałam.

Umówiliśmy się na kawę

Faktycznie po piętnastu minutach wreszcie zadzwonił.

– Witam serdecznie! – dotarło do moich uszu. – Ogromnie się cieszę z naszej rozmowy.

Jego głos był naprawdę przyjemny, idealnie współgrał z jego aparycją - raczej niski, z lekką chrypką, po prostu uroczy. No i taki... zmysłowy.

– Czy chciał mi pan coś powiedzieć? – zapytałam dość bezpośrednio. – Podobno jest pan dość wstydliwy i przez telefon idzie panu lepiej...

Nie rozgadał się, ale zaprosił mnie na kawę w restauracji niedaleko mojej firmy. Zgodziłam się, bo to ostatecznie mogła być zwykła koleżeńska kawa, żadna tam randka. Ubrałam się więc całkiem zwyczajnie i zaraz po pracy wybrałam się do lokalu.

Przekroczyłam próg kafejki i od razu go dostrzegłam – siedział przy stoliku i najwyraźniej wyczekiwał mojego przybycia

Kiedy tylko mnie zauważył, podniósł się z krzesła i ruszył w moim kierunku. Szarmancko ściągnął ze mnie okrycie wierzchnie, dając tym samym popis swoich nienagannych manier.

Było dziwnie

Zajęliśmy miejsca naprzeciwko siebie, a między nami zapadła cisza. Nie odzywałam się, gdyż to on był inicjatorem tego spotkania. Ja po prostu dałam się namówić na ten wypad.

Wybacz mi to zamieszanie – odezwał się po chwili – ale odczuwam pewien stres. Nigdy wcześniej nie byłem w podobnym położeniu… W dodatku nie sądziłem, że zechcesz nawiązać kontakt i dasz się zaprosić na kawę.

– Aha – bąknęłam. – Nie odnoszę wrażenia, by był pan jakoś szczególnie zestresowany.

– Oj, pozory potrafią zwieść! – parsknął wymuszonym śmiechem. – W towarzystwie tak urodziwej damy nie sposób zachować zimnej krwi.

Przyszło mi do głowy, że zapewne spędzę wieczór, słuchając płytkich pochlebstw, na całe szczęście jednak potrafił prowadzić rozmowę na różne tematy. Był atrakcyjny i okazał się dosyć ciekawy. Facet tego pokroju raczej nie pozwoli kobiecie na nudę.

– Myślę, że jak na początek to chyba tyle wystarczy – oznajmiłam po godzinie, podnosząc się z miejsca.

Jego wzrok początkowo zdradzał rozczarowanie, ale zaraz potem w oczach pojawił się charakterystyczny błysk.

– Sugerujesz zatem, że powtórzymy to w przyszłości? – podchwycił temat.

Przez moment nie odzywałam się słowem, a on wpatrywał się we mnie intensywnie. W jego jasnych, życzliwych oczach dostrzegłam nie tylko nadzieję, ale i niemą prośbę.

Sprawiał wrażenie niewinnego…

– Przykro mi, ale to nasze ostatnie spotkanie – oznajmiłam stanowczo. – Nie chcę, żeby pan mnie więcej nagabywał.

Zbaraniał. Moja reakcja całkiem go zaskoczyła, oczekiwał czegoś zupełnie innego.

– Jak to? – wykrztusił z niedowierzaniem.

– Wie pan co, teraz przynajmniej widzę, że jest pan stuprocentowo szczery – rzuciłam z uśmiechem na twarzy. – Proszę mnie wysłuchać, bo mam panu coś do powiedzenia. Są różne przyczyny, przez które to jest nasze ostatnie spotkanie. Przede wszystkim, ten pański wyczyn z liścikiem w ogóle mi nie przypadł do gustu. Taki chłopięcy i niedojrzały. A ja nie przepadam za facetami, którzy się nie dorośli, nawet jeśli podczas pierwszej randki zrobili na mnie niezłe wrażenie. Momencik! – przerwałam mu, gdy zauważyłam, że szykuje się do odpowiedzi. – Niech pan pozwoli, że skończę. Druga sprawa, jakoś trudno mi uwierzyć, że to dla pana aż taka nowość. Zbyt pewnie się pan czuje w tej sytuacji. No i po trzecie, nawet nie zapytał mnie pan, czy mam kogoś, a to sugeruje, że nie zależy panu na poważnym związku, tylko na przelotnym romansie.

– Pomyślałem sobie, że skoro mnie pani nie pogoniła, to znaczy, że nikogo pani nie ma… – jakimś cudem zdołał wtrącić.

– No dobra, niech będzie, że to w miarę sensowne wytłumaczenie – mój uśmiech nie schodził z twarzy. – Ale koniec końców, dałoby się to jakoś przeboleć, bo oboje jesteśmy już duzi i możliwe, że mnie też chodzi tylko o krótki romans. Zostaje jednak czwarta i kluczowa kwestia… Zrobi pan dla mnie jedną rzecz? – ni stąd, ni zowąd zapytałam.

– No jasne – zapewnił z ogromnym zapałem.

Niech pan pozdrowi ode mnie swoją żonę.

Myślał, że jestem głupia

Obserwowałam z zadowoleniem, jak facet zbaraniał. Kompletnie go zamurowało. Kontynuowałam bez cienia litości:

– Wie pan, mam całkiem niezły zmysł obserwacji i podobno nie jestem głupia. Już wczoraj dostrzegłam na pana palcu ślubną obrączkę. No tak, wiem, że błyskawicznie ją pan ściągnął, ale w takich kwestiach wystarcza jedno spojrzenie. Poza tym widać na pana palcu jej ślad. Ledwo zauważalny, ale dla kogoś, kto wie, o co chodzi, aż nadto wyraźny. Często zdejmuje pan obrączkę, mam rację?

Nie odezwał się ani słowem. Jego twarz przybrała kolor dojrzałego buraka

– Nie mam pojęcia, jakie bajki wciskasz swojej żonie, kiedy po pracy włóczysz się wieczorami, podrywając inne kobiety. Pewnie ta nieszczęsna kobieta święcie wierzy, że harujesz jak wół, a szef każe ci pracować po godzinach i nie daje żyć... Zresztą nieistotne! – wypaliłam pospiesznie. – To nie moja sprawa, nie chcę być karmiona waszymi bujdami.

– Jest coś, o co chciałbym panią spytać… – rzekł po chwili smętnie.

– Proszę mówić – zerknęłam na niego ironicznie.

– Czy… – zawahał się przez moment, po czym kontynuował: – Czy pani umówiła się ze mną i udawała zainteresowaną wyłącznie po to, aby dać mi lekcję? – wyrzucił z siebie z trudem.

Zachichotałam pod nosem.

– Lekcję? Zdecydowanie pan sobie schlebia, a przy okazji nie daje mi należytego kredytu zaufania. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że osoby pana pokroju są niereformowalne. Jeśli mam być szczera, to moim celem była wyłącznie odrobina rozrywki pańskim kosztem. Żegnam.

Podniosłam się z miejsca, chwytając płaszcz. Narzuciłam go na siebie dopiero po opuszczeniu lokalu. Nie powiem, żebym tryskała euforią. Fakt, miło było sprowadzić podrywacza na ziemię, ale jednak takie spotkania zawsze zostawiają pewien niesmak. Współczuję tej jego żonie…

Magda, 34 lata

Reklama

Czytaj także:
„Mąż odszedł ze szwagierką, więc modliłam się dla nich o najgorsze. Nie mogę sobie wybaczyć tego, co się stało później”
„Ciotka chciała ubić na mnie interes. Próbowała sprzedać moją rękę za kawałek pola, lecz utarłam jej nosa”
„Chciałem się oświadczyć w sylwestra, ale zgubiłem pierścionek. Okazało się, że niedoszła narzeczona sama go schowała”

Reklama
Reklama
Reklama