Reklama

Każdego ranka, gdy przekraczam próg biura, powtarzam sobie jedno zdanie: bądź ostrożna. Nie ma miejsca na błędy. Układamy się w rzeczywistość jak ciche trybiki w wielkiej korporacyjnej machinie – Bartek i ja.

Reklama

Oficjalnie jesteśmy kolegami z pracy, czasem wymieniamy uprzejme „cześć” w kuchni przy ekspresie do kawy, ale tak naprawdę łączy nas znacznie więcej.

Zaczęliśmy się spotykać

Rok pełen ukradkowych spojrzeń, przypadkowych dotknięć na firmowych imprezach i godzinnych lunchów, których nie spędzaliśmy na jedzeniu. Wszystko to było ekscytujące, jak flirt na granicy ryzyka, ale też męczące.

W naszej firmie obowiązuje niepisana, ale egzekwowana żelazną ręką zasada: zero romansów w pracy. Szefowie nie tolerują żadnych relacji między pracownikami – tłumaczą to "potrzebą profesjonalizmu", ale wszyscy wiedzą, że chodzi o kontrolę.

Mimo wszystko – nie mogliśmy przestać. Każdy ukradkowy uśmiech w open space, każde przypadkowe zetknięcie dłoni na biurku, każdy wieczór w wynajętym hotelowym pokoju sprawiał, że warto było się ukrywać. Ale za każdym razem, gdy wychodziliśmy razem z windy, zachowując odległość jak obcy ludzie, serce ściskał mi niepokój.

Co jeśli ktoś nas odkryje? Co jeśli pewnego dnia przyjdę do pracy i zobaczę puste biurko Bartka? Czy to w ogóle ma sens? Czy naprawdę można żyć w związku, który trzeba ukrywać? A może nasza relacja przetrwa nawet największą burzę?

W biurze panowała dziwna atmosfera

Wszyscy wydawali się spięci, rozmowy urywały się, kiedy tylko przechodziłam obok. Nie miałam pewności, czy to tylko moje przewrażliwienie, czy naprawdę coś się wydarzyło. Bartek spojrzał na mnie ukradkiem znad monitora, ale nie odezwał się ani słowem. Zawsze potrafiłam rozczytać jego emocje, ale tym razem jego twarz była jak zamknięta księga.

Wszystko stało się jasne, kiedy sekretarka szefa podeszła do naszych biurek i chłodnym tonem poprosiła, żebyśmy natychmiast przyszli do gabinetu. Serce podskoczyło mi do gardła. Wiedziałam, że to nie może być przypadek.

Spojrzałam na Bartka, ale on już wstawał, poprawiając mankiety koszuli. W gabinecie czekało na nas dwóch szefów – pan Wojciech i pani Elżbieta. Ich twarze były surowe, niemal bez wyrazu.

– Dostaliśmy dowody na wasz romans – powiedziała bez zbędnych wstępów pani Elżbieta. – To naruszenie zasad firmy.

Zaschło mi w gardle. Bartek pierwszy odzyskał głos.

– Ale przecież nasza praca na tym nie cierpiała – powiedział spokojnie, choć widziałam, jak zaciska pięści.

Nie chodzi o waszą wydajność – wtrącił pan Wojciech. – Chodzi o politykę firmy. Macie prawo do prywatnego życia, ale nie w biurze. Bartek, twoja umowa zostaje rozwiązana.

Usłyszałam w głowie szum, jakby ktoś nagle przyciszył cały świat.

– To jakiś absurd! – wyrwało mi się. – Czy naprawdę zasługujemy na taką karę?

– Regulamin jest jasny – odpowiedziała chłodno pani Elżbieta. – Nie możemy sobie pozwolić na wyjątki.

Nie wiedziałam, co powiedzieć. Wszystko działo się za szybko. Spojrzałam na Bartka, który siedział nieruchomo, patrząc przed siebie. W jego oczach dostrzegłam coś, czego się bałam – złość i poczucie porażki.

Nie pamiętam, jak wyszliśmy z gabinetu. W open space panowała cisza, ale czułam na sobie spojrzenia.

Oni już wiedzieli

Bartek odszedł od razu, nie mówiąc ani słowa. Ja zostałam, siedząc przy biurku i próbując zebrać myśli. Nie mogłam się pogodzić z tym, że ktoś doniósł na nas celowo. Nie chciałam wierzyć, że wśród ludzi, z którymi codziennie pracowałam, był ktoś tak podły.

Ale jedno było pewne – musiałam dowiedzieć się, kto to zrobił. Bartek nie odzywał się do mnie przez cały dzień. Wyszedł z biura bez słowa, a ja zostałam z pytaniami, które tłoczyły mi się w głowie. Ktoś musiał mieć dostęp do naszych wiadomości albo widział nas razem poza pracą. Nie było mowy o przypadku.

Przez kolejne godziny analizowałam sytuację. Kto miał powód, żeby nam zaszkodzić? W biurze byliśmy raczej lubiani, nikomu nie wchodziliśmy w drogę. Ktoś musiał się naprawdę postarać, żeby nas zdemaskować.

W końcu przyszła mi do głowy jedna osoba – Magda.

Dawniej byłyśmy blisko, ale od kilku miesięcy coś się zmieniło. Stała się oschła, unikała mnie. Kiedyś opowiadała mi, że podoba jej się Bartek, ale wtedy wydawało mi się to niewinne. Może nie mogła znieść tego, że on wybrał mnie?

Nie chciałam wierzyć, że mogłaby mi to zrobić, ale musiałam to sprawdzić. Po pracy poczekałam na nią przed biurem.

– Magda, możemy porozmawiać? – zapytałam, gdy wyszła.

Spojrzała na mnie uważnie, jakby już wiedziała, o czym chcę mówić.

– O czym?

– To byłaś ty, prawda? Ktoś musiał celowo dostarczyć dowody szefostwu. Skąd miałaś nasze wiadomości?

Przez chwilę milczała, po czym uśmiechnęła się krzywo.

– Powiedzmy, że miałam swoje sposoby.

Poczułam, jak robi mi się zimno.

– Ale… dlaczego? Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami.

Magda skrzyżowała ręce na piersi i westchnęła.

A ja myślałam, że Bartek kiedyś mnie zauważy. Ale zamiast tego wybrał ciebie.

Patrzyłam na nią w osłupieniu. Nie wierzyłam, że zniszczyła nam życie przez zazdrość.

– Magda, przecież… mogłaś po prostu powiedzieć.

Zaśmiała się gorzko.

– I co by to zmieniło? Myślisz, że miałabym szansę?

Nie wiedziałam, co odpowiedzieć. Przecież nie chodziło o szansę, tylko o zwykłą ludzką przyzwoitość.

– To nie fair – powiedziałam cicho.

– Życie nie jest fair – rzuciła i odeszła.

Zostałam sama, czując, że coś we mnie pęka. Straciłam Bartka, straciłam przyjaciółkę. I zostałam w miejscu, w którym już nie chciałam być.

Nie spałam całą noc. Wciąż widziałam twarz Magdy, jej zimny uśmiech i to okrutne „życie nie jest fair”. Powtarzałam sobie, że nie warto o niej myśleć, ale nie potrafiłam przestać. Przede wszystkim jednak myślałam o Bartku.

Próbowałam do niego dzwonić, pisać, ale nie odpowiadał. Następnego dnia w pracy jego biurko było już puste. Ludzie unikali mojego wzroku. Zrozumiałam, że w firmie nie było miejsca ani dla niego, ani dla mnie.

Pod koniec dnia zadzwonił

– Spotkajmy się – powiedział krótko.

Nie pytałam, gdzie. Wiedziałam, że chodzi o nasze ulubione miejsce – małą kawiarnię przy rynku, gdzie nikt z biura nas nie znał. Siedział już przy stoliku, gdy weszłam. Wyglądał inaczej – zmęczony, jakby starszy o kilka lat.

Usiadłam naprzeciwko niego, nie wiedząc, co powiedzieć.

– Więc zostajesz? – zapytał, patrząc mi prosto w oczy.

Nie musiał dopowiadać reszty. Wiedziałam, co miał na myśli.

– A co mam zrobić? Rzucić wszystko? To moja kariera.

Westchnął i pokręcił głową.

– A moja? Moja się właśnie skończyła przez to cholerne miejsce.

Nie miałam na to odpowiedzi. Oboje wiedzieliśmy, że to prawda.

– Znajdziesz coś nowego, damy radę – powiedziałam cicho, ale brzmiało to jak puste słowa. Bartek odchylił się na krześle, patrząc w bok.

– Nie, Kasiu. To już koniec.

Zrobiło mi się gorąco.

– Co masz na myśli?

– Nas. Nie mogę być z tobą, kiedy ty dalej tam pracujesz.

– Bartek…

Pokręcił głową.

– To nie jest wyrzut. Po prostu nie umiem tego zaakceptować.

Milczeliśmy długo. W końcu wstał.

– Uważaj na siebie – powiedział, po czym wyszedł, nie oglądając się za siebie.

Patrzyłam, jak odchodzi, a w mojej głowie kłębiło się tylko jedno pytanie: czy naprawdę warto było się bać?

Katarzyna, 30 lat

Czytaj także:
„Wstydziłam się, że zarabiam najniższą krajową. Przez marzenia o luksusie niedługo zaprzyjaźnię się z komornikiem”
„Siostra zjawiła się na odczytanie testamentu, bo liczyła na kasę. Gdy usłyszałam, co dostanie, parsknęłam śmiechem”
„Teściowa miała pretensje, że nie robię bigosu z jej przepisu. Awanturowała się, jakbym dopuściła się zdrady”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama