„Już dawno zwątpiłam w miłość z aplikacji randkowych. Każdy facet ma coś do ukrycia, tylko nie każdego da się przyłapać”
„Był środek dnia, nieplanowany wypad, byłam bez makijażu, w zwykłym płaszczu i z włosami związanymi w niedbały kok. Przechodziłam obok sklepu z dziecięcymi ubrankami, kiedy mój wzrok przyciągnął znajomy profil”.

Odkąd półtora roku temu rozstałam się z Robertem, moja codzienność zaczęła przypominać grafik z Excela. Praca, trening, szybkie zakupy, czasem kawa z przyjaciółką, czasem telefon do mamy. Porządek, rutyna, cisza i jakaś uporczywa tęsknota, której długo nie umiałam nazwać.
Nie chciałam chłopaka
Nie szukałam desperacko miłości. Raczej obecności kogoś, kto rano zrobi kawę, nawet jeśli sam nie pije, kogoś, kto powie: „daj spokój, przecież jesteś w tym świetna” po kiepskim feedbacku od klienta. Kogoś, kto po prostu będzie, nie tylko wtedy, kiedy mu wygodnie. Aplikacja randkowa wydawała mi się upokarzająca, ale moja przyjaciółka się uparła, że „trzeba znów zacząć żyć”.
– Nie możesz tak wiecznie być sama. Ty się przecież nadajesz do kochania. Ludzie są samotni, wiesz? I też się boją, tak jak ty, ale jakoś się szukają. No i patrz, ja Marka też przez apkę poznałam.
– Ty to byś i w Biedronce poznała – mruknęłam, mieszając herbatę. – Masz ten błysk w oku.
– A ty masz serce na dłoni. Uwierz, komuś w końcu to się spodoba – uśmiechnęła się i sięgnęła po mój telefon. – Dawaj, zakładamy ci konto. Dziś. Nie ma zmiłuj.
Westchnęłam i się poddałam. Może faktycznie czas znów zacząć żyć?
I tak poznałam Piotra. Był inny niż ci, z którymi rozmawiałam wcześniej w aplikacji. Nie wrzucał zdjęć z siłowni, nie pytał po pięciu minutach, czy mam ochotę na coś więcej niż kawę. Nasza pierwsza rozmowa trwała ponad dwie godziny. Zaczął od pytania, czego się boję, a potem sam opowiedział, że panicznie boi się burzy, bo kiedyś jako dziecko został sam w domu, gdy nadciągnęła nawałnica. To mnie rozbroiło.
Wpadłam po uszy
Zaproponował spotkanie po tygodniu pisania. Poszliśmy na kawę, tak zwyczajnie, do małej kawiarni niedaleko parku. Przyszedł punktualnie, miał ciepły uśmiech i nie nosił zegarka. Opowiadał o podróży do Portugalii, gdzie nauczył się pić czarne espresso i łapać chwile. Nie silił się na żadne pozowanie, był po prostu sobą. Spacerowaliśmy po parku jeszcze długo po tym, jak wypiliśmy kawę. Nie chciało mi się wracać.
Drugie spotkanie było zupełnie inne. Zaprosił mnie do restauracji w starej kamienicy. Zjawił się w koszuli, z lekkim zarostem, który dodawał mu powagi. Zamówiliśmy wino, ja wybrałam coś z makaronem, on – jagnięcinę. Opowiadał o dzieciństwie u dziadków, o tym, że nauczyli go słuchać ludzi.
Mówił, że lubi wieczory bez telewizora, kiedy w tle słychać tylko oddech drugiego człowieka. Nie patrzył w telefon. Zadawał pytania o moje dzieciństwo, o marzenia, o to, czy czasem czuję się zagubiona. Nie było w tym żadnych podtekstów, żadnego pośpiechu, tylko ciekawość, głęboka i spokojna.
– Nieczęsto czuję coś tak szybko – powiedział nagle, kiedy kelner przyniósł rachunek. – A przy tobie wszystko jest takie… naturalne. Jakbyśmy już się kiedyś znali.
Spodobał mi się
Zrobiło mi się gorąco. Nie umiałam tego skomentować, tylko uśmiechnęłam się lekko. Po kolacji zaproponował krótki spacer. Miasto było ciche, a ulice błyszczały po deszczu. Zatrzymał się na rogu jednej z ulic i spojrzał na mnie uważnie. Nie pytał, nie tłumaczył się, po prostu się zbliżył i pocałował mnie. Poczułam ciepło, które rozlało się po całym ciele.
Wróciłam do domu i długo nie mogłam zasnąć. Siedziałam w łóżku, patrzyłam w sufit i płakałam ze szczęścia. Tak wtedy myślałam – że może to się właśnie zaczyna. Kilka dni później pojechałam do centrum handlowego. Musiałam kupić toner do drukarki i parę rzeczy do jedzenia.
Był środek dnia, nieplanowany wypad, byłam bez makijażu, w zwykłym płaszczu i z włosami związanymi w niedbały kok. Przechodziłam obok sklepu z dziecięcymi ubrankami, kiedy mój wzrok przyciągnął znajomy profil. Zatrzymałam się, zmrużyłam oczy.
Dosłownie oniemiałam
Piotr stał może dziesięć metrów ode mnie, pochylony nad dziewczynką, która przymierzała kurtkę. Obok niego kobieta, około trzydziestki, z długimi jasnymi włosami. Rozmawiali, widać było, że są blisko. Kobieta się uśmiechnęła, a on pocałował ją w czoło, zupełnie naturalnie, jakby robił to codziennie.
Zrobiło mi się niedobrze. W głowie zaczęło mi szumieć, serce waliło mi w klatce piersiowej, jakby chciało stamtąd uciec. Stałam jak wmurowana, jakby czas się zatrzymał. A potem Piotr odwrócił się i spojrzał w moją stronę. Nasze spojrzenia się spotkały. Trwało to może trzy sekundy, ale wystarczyło, żebym wypowiedziała jego imię.
– Piotr?
Znieruchomiał. Patrzył na mnie, jakbym była przypadkową przechodzącą kobietą. W końcu odezwał się cicho, z zupełnie obcą twarzą.
– Przepraszam, chyba pani mnie z kimś myli.
Oszukał mnie
Kobieta obok spojrzała na niego pytająco. On wziął ją za rękę i odwrócił się, jakby nic się nie wydarzyło. Ruszyli dalej, dzieci podbiegły do nich. Piotr schylił się, by podnieść chłopca, i jeszcze raz pocałował kobietę, tym razem w policzek. Stałam w miejscu. Ludzie mijali mnie, ktoś szturchnął mnie torbą, ale nic nie czułam. Próbowałam oddychać, ale powietrze zdawało się nie dochodzić do płuc. W głowie pojawiło się jedno pytanie: co to było?
Wróciłam do mieszkania i usiadłam na podłodze. Płakać nie potrafiłam. Chciałam zrozumieć, co się właśnie wydarzyło. Wzięłam telefon, napisałam do Piotra jedno zdanie: „Kim była ta kobieta?”. Nie odpisał. Po godzinie spróbowałam zadzwonić – połączenie zostało odrzucone. Kolejne już nie przechodziły. Wieczorem zobaczyłam, że nie ma go na liście kontaktów w aplikacji. Zablokował mnie.
W głowie powtarzałam jego słowa, uśmiechy, spojrzenia. Analizowałam, szukałam ostrzeżeń, których nie zauważyłam. To wszystko było tam, tylko ja nie chciałam tego widzieć.
Wszystko runęło
Nie wróciłam już do aplikacji, usunęłam konto. Przejrzałam nasze wiadomości z Piotrem, te pierwsze, ciepłe, długie, w których śmialiśmy się z głupot i dzieliliśmy ulubionymi piosenkami. Kasowałam jedną po drugiej. Wiedziałam, że niektóre rzeczy trzeba po prostu przeczekać, dać sobie czas, nie tłumaczyć wszystkiego, nie analizować. Pozwolić, by coś samo się ułożyło.
W kolejnych tygodniach zaczęłam od nowa, małymi krokami. Wzięłam dodatkowy projekt w pracy, pojechałam sama na weekend nad morze, gdzie dużo spacerowałam i jeszcze więcej milczałam. Kupiłam nowy kubek do kawy, żeby przypomnieć sobie, że jestem kimś ważnym również wtedy, kiedy nikogo nie kocham.
Nie wiem, czy jeszcze komuś zaufam, nie wiem, czy będę w stanie otworzyć się bez lęku, ale jedno wiem na pewno – nie chcę już być niczyją ucieczką. Jeśli ktoś ma ze mną być, to z całą prawdą, z obecnością, bez gier, bez ukrywania. Nie na chwilę, nie w tajemnicy. Jeśli nie potrafi – niech mnie omija.
Marta, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Córka całe życie traktowała mnie jak bankomat. A kiedy ja zostałam z niczym, nie miała dla mnie serca”
- „Tylko ja stanąłem w obronie kolegi, gdy wszyscy mu dokuczali w szkole. Po latach hojnie mi się odwdzięczył”
- „Całe życie pracowałam w urzędzie i byłam niewidoczna. Na emeryturze znalazłam miejsce, gdzie ktoś mnie potrzebuje”

