Reklama

Mam dziewiętnaście lat, zdałam maturę, nie jestem dzieckiem. A mimo to codziennie czuję się, jakbym miała dziesięć. Mama traktuje mnie jak dziecko, którego nie można spuścić z oka. Nie mogę wyjść, gdzie chcę, nie mogę spać u koleżanki, a na każdą moją próbę wyrażenia siebie słyszę: „Jeszcze zdążysz się nażyć.” Czasem mam wrażenie, że duszę się we własnym domu. Każdy dzień wygląda tak samo – śniadanie, sprzeczka, obowiązki, cichy wieczór. I tylko w mojej głowie tliło się pytanie: jak długo można to wytrzymać?

Właśnie tak wyglądał każdy mój dzień

– Gdzie idziesz? – zapytała mama z kuchni, nie odrywając wzroku od deski do krojenia.

Stałam już w przedpokoju, w butach, z torbą na ramieniu. Miałam plan – spacer z Olką po zaśnieżonych uliczkach, może jakaś pizza na mieście lub gorąca czekolada w naszej ulubionej kawiarni. Chodziło mi jedynie o to, by usiąść i pogadać o wszystkim i o niczym. Cokolwiek, byle wyjść z tego mieszkania.

– Jestem umówiona– odpowiedziałam, jakbym była znowu uczennicą podstawówki.

– Z kim?

– Z Olką.

– A która to ta Olka? – podniosła głowę.

Westchnęłam, odwracając się z powrotem do drzwi.

– I o której wrócisz?

– Nie wiem. Przed dziesiątą.

– Dziesiąta to za późno. Dziewiąta.

Przewróciłam oczami. Właśnie tak wyglądał każdy mój dzień. Wszystko trzeba było jej tłumaczyć, uzasadniać, jakby nie ufała ani mnie, ani światu. Wiecznie miała nade mną kontrolę. A ja? Kisłam w tym domu. Miałam wrażenie, że wszystko, co ciekawe, omija mnie szerokim łukiem. Patrzyłam, jak inni żyją, imprezują, wyjeżdżą z znajomymi w weekendy, a ja... ja tłumaczyłam się z każdego kroku.

– Dziewiąta. I żadnych krzyków po nocach – dodała.

Skinęłam głową i wyszłam. W głowie dudniło mi jedno: ile jeszcze?

Mam się wyprowadzić?

Olka czekała już pod kawiarnią . Była jedną z niewielu osób, które naprawdę mnie rozumiały – może dlatego, że sama miała matkę podobną do mojej, tylko z tą różnicą, że potrafiła się jej przeciwstawić.

– Dostałaś pozwolenie od generała? – rzuciła z uśmiechem i podała mi truskawkowego.

– Mam czas do dziewiątej. Jak Kopciuszek. Brakuje tylko dyni – westchnęłam.

Weszłyśmy do środka. Wewnątrz było ciepło i przytulnie. W oknach wisiały świąteczne dekoracje. Chciałam się cieszyć tą chwilą, ale cały czas czułam, że zegar tyka. I nie był to zegar z bajki, tylko ten rzeczywisty, który przypominał mi, że za godzinę mama zacznie dzwonić.

– Moja ostatnio nawet nie zauważyła, że wróciłam o północy – powiedziała Olka z lekkim rozbawieniem. – I wiesz co? Nic się nie stało. Świat się nie zawalił.

– Tobie może i nie, ale jak ja wrócę o północy, to będzie dramat na trzy akty. Krzyki, płacz, foch na tydzień.

Zamówiłyśmy gorącą czekoladę. Przez chwilę siedziałyśmy w ciszy, aż Olka powiedziała:

– Musisz coś z tym zrobić. Nie możesz cały czas żyć w ten sposób.

– Więc co? – spojrzałam na nią. – Mam się wyprowadzić? Uciec?

Wzruszyła ramionami.

– Może czas przestać się bać.

To nie takie proste

Dochodziła dziewiąta, a ja już miałam w ręku telefon, gotowa odpisać, że zaraz wracam. Chciałam zostać choć chwilę dłużej, ale wiedziałam, że każde przekroczenie granicy skutkowało potem cichymi dniami albo wypominaniem przez tydzień. Olka spojrzała na mnie z politowaniem.

– Serio? Przecież jeszcze nie dopiłaś wszystkiego.

– Wiem – westchnęłam – ale nie mam ochoty znów wysłuchiwać, że się szwendam.

Właśnie wstałam z fotela, gdy zadzwonił telefon. Mama. Spojrzałam na ekran, ale nie odebrałam od razu. Poczekałam, aż przestanie dzwonić, i schowałam aparat do kieszeni.

– No i co teraz? – zapytała Olka, mrużąc oczy. – Uciekniesz przed odpowiedzialnością?

– Nie, zadzwonię za chwilę. Powiem, że nie słyszałam. – Mimo pewności w głosie, czułam ścisk w żołądku. Wiedziałam, co mnie czeka.

Telefon zadzwonił ponownie. Odeszłam kilka kroków od Olki i odebrałam.

– Gdzie jesteś?! – zaczęła bez przywitania. – Miałaś być w domu o dziewiątej! Dziewiąta minęła!

– Mama, spokojnie. Jeszcze nie minęła. Zaraz wracam. Jestem z Olką, siedzimy w kawiarni. Nic się nie dzieje.

– Tyle czasu? Wracaj natychmiast!

Rozłączyła się bez pożegnania. Zaciśnięte zęby, ścisk w gardle i poczucie winy, jakbym zrobiła coś naprawdę złego. Wróciłam do Olki.

– Muszę iść.

– Serio? Przecież nie jesteś już dzieckiem.

Skinęłam głową, choć w środku aż mnie trzęsło.

– Spróbuj jej kiedyś nie posłuchać – powiedziałam. – To nie takie proste.

Miałam już dość tej kontroli

Kiedy weszłam do mieszkania, w powietrzu wisiało napięcie. Mama siedziała na kanapie z założonymi rękami, jakby czekała tylko na mnie, gotowa do ataku. Zegar w kuchni pokazywał 21:06.

Sześć minut spóźnienia – rzuciła oskarżycielskim tonem. – Czy naprawdę tak trudno trzymać się ustaleń?

– Mama, to tylko sześć minut. A Ty oczywiście musiałam już nakręcić dramę i dzwonić.

– Jestem twoją matką i mam prawo wiedzieć, gdzie jesteś i co robisz.

Zdjęłam buty powoli, starając się nie wybuchnąć. Miałam już dość tej kontroli, tego traktowania mnie jak nieodpowiedzialnego dziecka. Przecież nigdy nie zrobiłam nic złego. Wszystko, czego chciałam, to trochę przestrzeni.

– Co robiłaś tyle czasu na zewnątrz? Nie wierzę, że tyle czasu siedziałaś tylko w kawiarni.

Miałam dość. Poczułam, jak całe ciało napina mi się ze złości.

– Nie jestem dzieckiem! – krzyknęłam. – Masz mnie na oku przez cały czas, sprawdzasz telefon, liczysz minuty. Nie sądzisz, że to przesada?

Odwróciłam się i weszłam do pokoju, zatrzaskując drzwi. Przez chwilę panowała cisza. A potem z drugiej strony dobiegło:

– Jeszcze mi podziękujesz.

Nie odpowiedziałam. Leżałam na łóżku i czułam, że pękam. Nie chodziło już tylko o jedną kłótnię. To był cały mój świat – niby wolna, a jednak trzymana na smyczy.

Musisz się nauczyć odpowiedzialności

Następnego dnia w domu panowała wymuszona cisza. Mama nie powiedziała ani słowa przy śniadaniu, tylko stukała łyżeczką o filiżankę z herbatą, jakby ten dźwięk miał mi coś przekazać. Wolałam taką ciszę od krzyków, ale wiedziałam, że to tylko zawieszenie broni. Chodziła po mieszkaniu jak duch, trzaskała szafkami, wzdychała głośno, jakby cały świat leżał jej na barkach. I jakby to była moja wina. Zamknęłam się w pokoju. Udawałam, że się uczę, ale tak naprawdę tylko przewijałam palcem ekran. Co chwilę łapałam się na tym, że wyobrażam sobie życie gdzieś indziej. W akademiku, we własnym mieszkaniu, z kimś, kto mnie nie sprawdza, nie liczy mi czasu. Po południu przyszła do mnie i bez pukania weszła do pokoju.

– Rozmawiałam z ciocią Elą. Mówiła, że szukają kogoś do pracy w jej biurze. Może byś tam poszła, zamiast się tak włóczyć.

– A co, jeśli nie chcę?

– Nie ma, że nie chcę – odpowiedziała chłodno. – Musisz się nauczyć odpowiedzialności.

– Może najpierw daj mi się jej nauczyć, zamiast wszystko za mnie planować – powiedziałam, z trudem zachowując spokój.

Popatrzyła na mnie jakby pierwszy raz mnie widziała.

– To przez te koleżanki. W głowie ci się przewraca.

– Nie, mamo. To przez ciebie. Mam dziewiętnaście lat, a ty o tym zapominasz.

Wyszłam bez słowa. Zamknęłam drzwi i usiadłam na łóżku. Zrozumiałam wtedy coś ważnego – drzwi się nie otwierają same. Trzeba je wypchnąć, choćby nogą.

Poczułam, że to ja decyduję

Kilka dni później Olka zaproponowała mi wspólny wyjazd na weekend. Jej znajomi wynajęli domek w górach, było miejsce, miałabym swój pokój. Poczułam w sobie coś, czego dawno nie czułam – ekscytację. Nie musiałam się długo zastanawiać. Chciałam jechać. Potrzebowałam oddechu.

– Wyjazd? Z kim? – zapytała mama, kiedy oznajmiłam jej wieczorem.

– Ze znajomymi. Będę bezpieczna. Wracam w niedzielę wieczorem.

– Nie zgadzam się. – Spojrzała na mnie ostro. – Nie znasz tych ludzi. A jeśli coś ci się stanie?

– Nie mam pięciu lat! Nie możesz mi wiecznie czegoś zabraniać.

– Mogę. Dopóki mieszkasz pod moim dachem, obowiązują moje zasady.

W tamtej chwili poczułam, że miarka się przebrała. Serce waliło mi w piersi. Nie powiedziałam nic. Po prostu poszłam do pokoju, wzięłam torbę i spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy. Potem wyszłam. Nie krzyczałam. Nie tłumaczyłam się. Po prostu wyszłam. Telefon dzwonił wielokrotnie. Nie odebrałam. Po raz pierwszy od dawna poczułam, że to ja decyduję. Może to nie była dojrzałość, może to nie była wolność w pełnym znaczeniu. Ale była moja. Pierwsza. Mała. I jak się później okazało – bardzo potrzebna. Czy wszystko się później ułożyło? Nie. Były kłótnie, długie rozmowy, ciche tygodnie. Ale od czegoś trzeba zacząć. Od drzwi, które wreszcie się uchylą.

Sandra, 19 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama