„Jako sekretarka szefa znałam nie tylko biurowe sekrety. Ta wiedza okazała się dla mnie jednak gwoździem do trumny”
„Wiedziałam, że to nie jest uczciwe, ale serce potrafi zagłuszyć rozsądek. Wchodziłam w to głębiej, krok po kroku, aż znalazłam się po pas w czymś, co tylko z pozoru przypominało związek. W głowie miałam setki scenariuszy”.

- Redakcja
Żyję w ciągłym napięciu. Sekretarka zarządu w jednej z największych firm developerskich w mieście – niby brzmi dumnie, ale w praktyce to oznacza, że jestem jak ta dobra dusza, której nikt nie zauważa… no, poza nim.
Widział mnie
Mój szef Tomasz, prezes, facet grubo po czterdziestce, z charyzmą, która wbija się w ciebie jak szpilka. Wysoki, elegancki, z głosem, który mógłby czytać książki telefoniczne i brzmiałby jak poezja. I ten uśmiech – diabelski. Wciągnął mnie do swojego świata, zanim zdążyłam postawić granice. Na początku to były tylko spojrzenia. Przypadkowe dotknięcie dłoni, jakby niby niechcące. A potem:
– Aniu, mam spotkanie, pojedziesz ze mną? Chcę, żebyś zrobiła notatki, ale też… żebym miał kogoś miłego po drugiej stronie stołu.
To był pierwszy raz, kiedy pomyślałam: on widzi mnie inaczej. Potem przyszły kolacje. Wino, dyskretne rozmowy, aż w końcu noc. Pierwsza, potem kolejna. Powiedział, że z Moniką – jego żoną – to już tylko papier.
– Gdyby nie dzieci, już dawno bym odszedł – mówił, a ja łapałam się tych słów jak kotwicy, która miała uchronić mnie przed utonięciem w poczuciu winy.
Wpadłam po uszy
Wiedziałam, że to nie jest uczciwe, ale serce potrafi zagłuszyć rozsądek. Wchodziłam w to głębiej, krok po kroku, aż znalazłam się po pas w czymś, co tylko z pozoru przypominało związek. W głowie miałam setki scenariuszy. Może się wycofa? Może uzna, że to był błąd? Albo gorzej – że to ja go źle zrozumiałam? Patrzyłam na niego i chciałam wierzyć. Chciałam tak bardzo, że zapomniałam, że słowa „jeszcze trochę” już słyszałam wiele razy. Ale byłam z nim i to wystarczało.
Myślałam o tym, jak będzie, gdy już naprawdę będziemy razem. Gdy będzie mówił o mnie znajomym, nie jako o sekretarce, tylko partnerce. Gdy przestaniemy się ukrywać. Powtarzałam sobie w myślach, że to już niedługo, że każda zmiana potrzebuje czasu, że liczy się to, jak się czujemy ze sobą. Ale nawet wtedy, gdzieś głęboko, w tej cichej części mnie, która nie dała się otumanić emocjom, już kiełkowało pytanie: a co, jeśli to nigdy nie nastąpi?
Wtedy jednak jeszcze tego nie dopuszczałam. Traktowałam nas jak parę. Pisał do mnie codziennie, dzwonił, kiedy tylko mógł. Czasem, gdy siedzieliśmy razem w jego gabinecie, rzucał mi to spojrzenie, które znałam tylko ja. A potem udawał, że nic się nie dzieje, gdy ktoś wchodził. Mówił, że musi być ostrożny. Że ludzie w firmie są zazdrośni, że jeszcze chwilę, że wszystko się zmieni.
Czekałam na niego
Z czasem zaczęłam dostrzegać drobiazgi, które wcześniej umykały. Wiadomości, na które nie odpowiadał przy mnie. Jedną raz zauważyłam kątem oka – imię zapisane jako „M”, krótka treść: „Będziesz później?”. Zapytałam.
– Monika. Pyta, czy odwiozę dzieci na zajęcia. Nie zrozumiesz, póki sama nie będziesz miała.
Powiedział to spokojnie, ale coś we mnie zadrżało. Może sposób, w jaki odwrócił wzrok, może to, że nie dodał nic więcej. Miałam ochotę zapytać, czemu wciąż z nią mieszka, dlaczego nikt nie wie o moim istnieniu. Ale milczałam. Kiedy proponowałam wspólne wyjście – kino, spacer, obojętnie – zmieniał temat. Mówił, że nie może, że ktoś mógłby zobaczyć, że teraz nie czas.
Zaczęłam się czuć jak cień, jak ktoś, kogo trzeba ukrywać. Mimo to wciąż odpowiadałam na jego wiadomości. Chciałam wierzyć, że to tylko faza, że naprawdę mnie wybierze, że wszystko zmierza ku lepszemu.
Bał się jej
Zaprosił mnie na weekend do hotelu pod miastem, niedużego, z widokiem na jezioro. Powiedział, że to prezent, że zasłużyliśmy na odrobinę spokoju. Po raz pierwszy mieliśmy być razem poza jego terenem, poza firmą, poza tym całym ukrywaniem się.
Zgodziłam się bez wahania. Spakowałam się szybko, zabrałam ulubioną sukienkę. Byłam podekscytowana. Na chwilę zapomniałam o wszystkim, co mnie bolało.
W hotelowym holu trzymał mnie za rękę. Poczułam się bezpiecznie, jakby to był początek czegoś nowego. Stał obok mnie, gdy recepcjonistka sprawdzała rezerwację. I wtedy, niemal niezauważenie, ktoś podszedł do nas od tyłu.
– Cudownie, że jesteście. Pokój zarezerwowany na nas troje?
Odwróciłam się i zobaczyłam kobietę. Wysoką, zadbaną, ubraną z klasą. Uśmiechała się lekko, jakby to była najzwyklejsza rzecz na świecie. A to była… jego żona.
– Mam nadzieję, że nie zaczynaliście beze mnie?
Tomasz zbladł. Ja zamarłam. Wszystko się we mnie ścisnęło. Spojrzałam na niego, ale on nie patrzył na mnie. Gapił się na nią, jakby zobaczył ducha.
– Monika… co ty tu robisz…?
Był przerażony
Stałam w miejscu, jakby nogi odmówiły mi posłuszeństwa. Wtedy dotarło do mnie coś, co zabolało bardziej niż wszystko wcześniej. To ja byłam tą trzecią. Nie ona.
Wyszłam z hotelu bez słowa. Nie pamiętam, czy powiedziałam coś Tomaszowi, czy on próbował mnie zatrzymać. Może mówił, może biegł za mną. Nie słyszałam nic, tylko dudnienie własnego serca i to dziwne uczucie, jakbym się wyślizgiwała z własnego życia. Na dworcu usiadłam na zimnej ławce, wyciągnęłam telefon, a potem go schowałam. Nie chciałam z nikim rozmawiać. Nie miałam siły tłumaczyć, co się stało. Zresztą – komu? Kto miałby to zrozumieć?
Tomasz dzwonił pięć razy, dziesięć, w końcu napisał: „Aniu, proszę, to nie tak miało wyglądać”. Nie odpisałam. Nie dlatego, że nie miałam mu nic do powiedzenia, wręcz przeciwnie – miałam aż za dużo. Ale wiedziałam, że każde słowo tylko mnie osłabi. A teraz musiałam jakoś się pozbierać.
Patrzyłam przez okno pociągu na przemykające światła. Przypominałam sobie jego słowa, jego obietnice. Jak mówił, że wszystko się zmieni, że mnie wybierze, że to tylko formalności. A ja tak bardzo chciałam w to wierzyć, że ignorowałam wszystko, co przeczyło tej wersji.
Byłam dla niego rozrywką. Ale nie tylko dla niego, także dla jego żony. Wszystko wiedziała, a mimo to pozwalała mu na to. Zastanawiałam się, ile razy dawał mi do zrozumienia, że nie zasługuję na nic więcej. Ile razy ja sama w to uwierzyłam.
Byłam naiwna
Nie wróciłam już do pracy. Wysłałam krótkiego maila do działu kadr. Żadnych tłumaczeń, żadnych pożegnań. Spakowałam się w tydzień i przeprowadziłam do innego miasta. Potrzebowałam odciąć się od wszystkiego – od firmy, od ludzi, od niego. Nie szukał mnie. Może wiedział, że już nie ma czego.
Zaczęłam powoli od nowa. Wynajęłam małe mieszkanie, znalazłam inną pracę. Przestałam czekać na wiadomości, przestałam sprawdzać, czy ktoś mnie obserwuje. Ale to nie znaczy, że zapomniałam.
Najtrudniejsze nie było to, że mnie okłamał ani to, że byłam tą trzecią. Najtrudniejsze było zrozumieć, jak łatwo pozwoliłam, żeby ktoś inny decydował o mojej wartości. Nie wiem, kim byłam dla niego, nie wiem, kim on był dla mnie. Ale wiem jedno – nigdy więcej nie będę się oszukiwać, że ktoś mnie wybierze, jeśli ja sama siebie nie wybiorę pierwsza.
Anna, 37 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Syn zamykał się w pokoju po szkole. Kiedy poznałem jego tajemnicę, zrozumiałem, że to moja wina”
- „Syn potraktował mnie jak trującego grzyba i zdeptał. Zemścił się, bo zostawiłem jego matkę”
- „Syn mógł mieć każdą kobietę, a wybrał rozwódkę z dzieckiem. Nie będę udawać, że to moja wnuczka”

