Reklama

Zawsze myślałam, że życie jest proste, kiedy kocha się właściwą osobę. Byłam pewna, że Bartek to ten jedyny – mężczyzna, z którym spędzę resztę życia. Mieliśmy przed sobą przyszłość: ślub, podróże, może dom na przedmieściach. Kiedy zobaczyłam dwie kreski na teście ciążowym, świat zawirował mi przed oczami. Radość pomieszana z niepewnością – czy to na pewno dobry moment? Ale wiedziałam, że Bartek będzie szczęśliwy. Nie mogłam się doczekać, żeby mu powiedzieć.

Reklama

Problem zaczął się, gdy po kilku dniach, przypadkowo, jeden szczegół uderzył mnie jak grom z jasnego nieba. Ostatnio byłam z nim… ale przecież tamtego wieczoru, po kłótni, piłam wino z Pawłem. Moim najlepszym przyjacielem. I wtedy obraz w mojej głowie nagle się wyostrzył – fragmenty nocy, które wcześniej zdawały się zamazane, ułożyły się w całość. Serce zaczęło bić mi szybciej. Czy to możliwe, że ojcem mojego dziecka jest ktoś inny?

Przekazałam mu radosną nowinę

Siedziałam na kanapie, nerwowo obracając test ciążowy w dłoniach. Bartek jeszcze nie wrócił, a ja powtarzałam sobie w myślach, jak mu to powiedzieć. „Kochanie, będziemy mieli dziecko” – brzmiało dobrze. Może trochę za prosto? Może powinnam to jakoś rozegrać? W romantyczny sposób? A może lepiej bez zbędnych ceregieli?

W końcu usłyszałam klucz przekręcany w zamku. Bartek wszedł do mieszkania, rzucił torbę na podłogę i spojrzał na mnie.

– Cześć, maleńka. Coś się stało? – zapytał, podchodząc bliżej.

Nie byłam w stanie odpowiedzieć od razu. Miałam wrażenie, że zaraz stracę grunt pod nogami. W końcu jednak zdobyłam się na odwagę.

– Bartek… jestem w ciąży.

Patrzył na mnie przez kilka sekund, jakby nie dosłyszał. Potem jego twarz rozjaśnił szeroki uśmiech.

– Serio?! – rzucił się w moją stronę i mocno mnie przytulił. – Boże, Aneta, to wspaniale! Będziemy rodzicami!

Patrzyłam na niego i czułam, jak w moim żołądku coś się przewraca. Bo przecież był taki szczęśliwy. A ja… ja czułam tylko niepokój.

Kiedy Bartek otworzył butelkę szampana (dla siebie, oczywiście) i zaczął snuć plany o pokoju dziecięcym, o imionach, o tym, jak powie swoim rodzicom, ja próbowałam przypomnieć sobie tamten wieczór u Pawła.

Pamiętałam jedno: przyszłam do niego roztrzęsiona po kłótni z Bartkiem. Byłam wściekła, mówiłam, że mam dość. Paweł jak zawsze mnie wysłuchał, nalał mi wina. Pamiętam, że po trzeciej lampce było mi już wszystko jedno. Czułam się lekka, jakby wszystkie problemy nagle zniknęły. A potem? Nie byłam pewna, co się między nami wydarzyło.

Musiałam się upewnić

Następnego dnia, kiedy Bartek był w pracy, pojechałam do Pawła. Mieszkał kilka ulic dalej, w wynajmowanym mieszkaniu, pełnym książek i niepasujących do siebie mebli. Zawsze żartowałam, że powinien w końcu dorosnąć i kupić coś własnego.

Otworzył mi w dresach i potarganych włosach.

– Hej, co jest? – zapytał z uśmiechem, ale kiedy spojrzał na moją twarz, spoważniał. – Aneta, wyglądasz jak duch.

Wpuścił mnie do środka i zamknął drzwi. Wzięłam głęboki oddech.

– Paweł… ja jestem w ciąży.

Widziałam, jak zamiera na ułamek sekundy, po czym próbuje zachować spokój.

– Okej… No to… gratulacje!

– Chcę wiedzieć – przełknęłam ślinę – czy… tamtej nocy… coś się stało?

Przez chwilę patrzył na mnie bez słowa.

– Aneta… – zaczął powoli – naprawdę tego nie pamiętasz?

– Czy my…? – zapytałam dla pewności, choć wspomnienia właśnie wracały.

Nie musiał odpowiadać. Widziałam to w jego oczach.

To była pomyłka

Złapałam się za głowę. Pokój zawirował mi przed oczami, jakby ktoś wyciągnął spod moich nóg dywan.

Boże… – wyszeptałam.

Paweł usiadł na kanapie, ciężko wzdychając.

– Aneta… myślałem, że pamiętasz. Nie chciałem tego zaczynać, ale… po tym, jak kilka lampek wina, zaczęłaś mnie całować. Powtarzałaś, że Bartek cię nie rozumie, że zawsze byłem dla ciebie ważniejszy – przetarł twarz dłonią. – Powinniśmy byli się zatrzymać, wiem. Ale…

Patrzył na mnie, jakby szukał w mojej twarzy jakiejś reakcji, jakiegoś potwierdzenia, że to nie była jego wina. Ale ja czułam tylko pustkę.

– Nie… – pokręciłam głową. – To niemożliwe.

– Aneta, spaliśmy ze sobą.

Słowa uderzyły mnie jak cios. Nie chciałam tego słyszeć. Ale już wiedziałam, że to prawda. Poderwałam się z kanapy i wybiegłam z jego mieszkania, nie czekając, aż powie coś więcej. Musiałam stamtąd uciec. Jak najdalej.

Gdy znalazłam się z powrotem w domu, z trudem łapałam oddech. Miałam wrażenie, że ściany naszego mieszkania się na mnie zamykają. Próbowałam zebrać myśli, ale w głowie słyszałam tylko jedno zdanie: To może być jego dziecko. To nie mogło się dziać naprawdę.

Sięgnęłam po telefon i wystukałam wiadomość do Pawła: „Musimy to przemilczeć. Bartek nie może się dowiedzieć. Rozumiesz?”. Odpisał po minucie: „Rozumiem”. To wszystko, co chciałam zobaczyć.

Przez kolejne dni żyłam jak w amoku. Bartek był wniebowzięty, ciągle opowiadał o przyszłości, o tym, jak nasze życie się zmieni. Trzymał dłoń na moim brzuchu, uśmiechał się, mówił, że już kocha to dziecko. A ja? Ja modliłam się, żeby było podobne do niego.

Strach mnie nie opuszczał

Udawanie, że wszystko jest w porządku, wymagało ode mnie więcej wysiłku, niż mogłam sobie wyobrazić. Każdego dnia patrzyłam na Bartka, na jego radość, jego ekscytację… i czułam, jak rośnie we mnie strach. Bo co jeśli los ze mnie zakpi? Co, jeśli dziecko nie będzie do niego podobne?

Mijały tygodnie, brzuch zaczynał się zaokrąglać. Każde badanie, każde USG przypominało mi, że niedługo poznam odpowiedź na pytanie, które dręczyło mnie dniami i nocami.

Paweł przez cały ten czas nie odzywał się do mnie prawie wcale. Unikaliśmy siebie jak ognia. Jeśli przypadkiem mijaliśmy się gdzieś w mieście, spuszczał wzrok. To było dobre. Najlepsze, co mógł zrobić. Ale nie mogłam uciekać przed tym wiecznie.

Pewnego dnia Bartek wrócił do domu wcześniej, w ręku trzymał wydrukowaną kartkę.

– Aneta, dostałem coś ciekawego.

– Co to? – zapytałam, siląc się na normalny ton.

Zaproszenie na rocznicę ślubu rodziców Pawła. Wiesz, że oni organizują taką wielką imprezę? Paweł mówił mi o tym wcześniej, ale myślałem, że to tylko dla bliskiej rodziny, a tu proszę – Bartek machnął kartką. – Wysłał nam zaproszenie.

Zrobiło mi się słabo.

Nie wiem, czy to dobry pomysł…

Bartek zmarszczył brwi.

– Dlaczego? Przecież dobrze znasz Pawła. Przez lata byliście nierozłączni. No i wiesz, on teraz trochę dziwnie się zachowuje. Może to okazja, żeby się pogodzić?

Nie miałam siły na kłótnię. Wiedziałam, że jeśli powiem „nie”, Bartek zacznie się dopytywać. A ja nie mogłam sobie pozwolić na pytania.

– Masz rację – uśmiechnęłam się blado. – Pójdziemy.

Większość imprezy była koszmarem, który rozgrywał się na jawie. Paweł unikał mojego wzroku przez większość wieczoru, ale w końcu nasze spojrzenia się spotkały.

Wyszłam na taras, żeby zaczerpnąć powietrza. Kilka minut później dołączył do mnie.

– Aneta, musimy pogadać.

– Nie teraz.

– Właśnie, że teraz. Nie możemy wiecznie udawać, że nic się nie stało.

Odwróciłam się do niego gwałtownie.

– Nie rozumiesz? Wszystko już ustalone. To dziecko jest Bartka. Nie ma innej opcji.

Paweł zacisnął szczękę.

A jeśli nie?

Poczułam lodowaty dreszcz na plecach.

– Będziemy milczeć. Rozumiesz? Nie możesz mi tego zepsuć.

– Nie wiem, czy potrafię – przyznał cicho. – Jeśli to moje dziecko…

– Nie! – Przerwałam mu ostro. – Nigdy więcej tak nie mów.

Przez długą chwilę patrzył na mnie, a potem skinął głową i odszedł.

Wróciłam do Bartka, który obejmował mnie ramieniem, śmiejąc się z jakiegoś żartu. Uśmiechnęłam się, choć w środku umierałam ze strachu. Musiałam wierzyć, że los będzie mi sprzyjał. Nie miałam innego wyboru.

Nie umiałam się cieszyć

Czas płynął, a ja coraz lepiej radziłam sobie z udawaniem. Każdego dnia mówiłam sobie, że wszystko będzie dobrze. Że to na pewno dziecko Bartka. Że nie ma innej opcji.

Bartek był wspaniały. Troskliwy, czuły, dbał o mnie, jakby byłam najdelikatniejszą istotą na świecie. Mówił o przyszłości, o tym, jak będzie wyglądał nasz dom, jakie zabawki kupimy dziecku, jakie bajki będzie mu czytać przed snem. Słuchałam go, uśmiechałam się, kiwałam głową. A w środku… w środku każdego dnia gryzło mnie poczucie winy.

W szóstym miesiącu ciąży poszliśmy na kolejne badanie USG.

– Może dziś uda się zobaczyć, do kogo będzie podobny nasz maluszek? – zażartował Bartek, ściskając moją dłoń.

Na samą myśl, że mogłoby się to okazać, poczułam, jak żołądek podchodzi mi do gardła.

– Na razie będzie wyglądać jak każda mała istotka – odparłam, starając się brzmieć lekko.

Bartek śmiał się, ale ja nie mogłam się uspokoić. Kiedy lekarz przyłożył głowicę USG do mojego brzucha, odwróciłam wzrok od monitora.

Wszystko wygląda prawidłowo – powiedział lekarz. – Serduszko bije mocno, dziecko rośnie zdrowo. Chcecie poznać płeć?

Bartek aż podskoczył z podekscytowania.

– Oczywiście!

Zamknęłam oczy.

– Gratuluję – powiedział lekarz po chwili. – To chłopiec.

Bartek ścisnął moją dłoń jeszcze mocniej, po czym nachylił się i pocałował mnie w czoło.

– Syn! Aneta, mamy syna!

Patrzyłam na ekran, na rozmazaną postać naszego dziecka i powtarzałam sobie w głowie jedno zdanie: On jest Bartka. Musi być Bartka.

Już zawsze będę się martwić

Wieczorem Bartek otworzył butelkę bezalkoholowego szampana, żeby uczcić wiadomość. Siedzieliśmy na kanapie, a on rozpromieniony mówił o przyszłości.

– Może damy mu na imię Jakub? Albo Maks? Co myślisz?

– Piękne imiona – odpowiedziałam cicho, sącząc sok pomarańczowy.

Chciałam cieszyć się razem z nim. Chciałam poczuć tę samą beztroską radość, co on. Ale wciąż czułam na plecach zimny oddech strachu.

A jeśli nasz syn nie będzie do niego podobny? Tego wieczoru, kiedy Bartek zasnął, poszłam do łazienki i włączyłam światło. Oparłam się o umywalkę i spojrzałam na swoje odbicie.

– Wszystko będzie dobrze – wyszeptałam do siebie. – Musi być.

Powtarzałam to, dopóki nie zaczęłam w to wierzyć.

Aneta, 30 lat

Reklama

Czytaj także:
„Marzyłam o byciu matką, aż w końcu się udało. Teraz żałuję, bo syn ciągle ryczy i jestem wykończona całą dobę”
„Na Dzień Kobiet wysłałem ukochaną do SPA, a ona tam odwdzięczała się komuś innemu. Jeden telefon otworzył mi oczy”

„Zamiast w kochanka mąż nocą zmienia się w ryczący traktor. Marzę, by robić coś innego, niż zatykanie uszu”

Reklama
Reklama
Reklama