„Odkładałam każdy grosz na wyprawę dookoła świata, lecz narzeczony pozbawił mnie złudzeń. Jedyną podróż odbyłam do sądu”
„W mojej głowie kłębiły się myśli. Jak mógł? Jak mógł bez konsultacji, bez porozumienia, postanowić o czymś tak ważnym? To była nasza decyzja, nasz wspólny plan. Może tylko się łudziłam, że kiedykolwiek naprawdę pragnął tej podróży tak jak ja”.

- Redakcja
Zawsze marzyłam o podróży dookoła świata. To takie dziecięce pragnienie, które pielęgnowałam latami. Każda nowa książka o odległych zakątkach świata, każdy film o egzotycznych miejscach jedynie podsycały tę iskrę. Kiedy poznałam Roberta, poczułam, że znaleźliśmy wspólny cel.
Czasem wydaje mi się, że to właśnie wspólne marzenia scementowały naszą relację. Spędziliśmy godziny, planując, jak mogłaby wyglądać ta podróż. Budżet, miejsca, które chcielibyśmy odwiedzić, a nawet rodzaje potraw, które zamierzaliśmy spróbować. Ale w miarę jak czas mijał, zauważałam, że między nami zaczynało się psuć. Czułam, że Robert oddala się, a nasza wspólna wizja zaczyna się rozmywać.
Zastanawiałam się, skąd bierze się to napięcie. Może to rutyna codzienności, może różnice w podejściu do życia. Wiedziałam jedno – pomimo miłości, którą do niego czułam, zaczynałam tracić pewność co do naszej wspólnej przyszłości.
Miał własne plany na przyszłość
– Chciałem z tobą porozmawiać – Robert zaczął, a ja od razu wyczułam, że coś jest nie tak. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, a jego wzrok błądził gdzieś za moimi plecami, jakby szukał właściwych słów na ścianie.
– O co chodzi? – zapytałam, starając się, by mój głos zabrzmiał spokojnie.
– Myślałem... – zawahał się. – Myślałem o naszych oszczędnościach.
– O naszych oszczędnościach? – powtórzyłam, czując, jak moje serce zaczyna bić szybciej.
– Tak, o oszczędnościach. Zastanawiam się, czy nie byłoby lepiej zainwestować ich części w mój pomysł na biznes. To mogłoby przynieść większe zyski niż procenty w banku – mówił, a ja czułam, jak każdy jego wyraz wbija mi się w duszę jak kolec.
– I chcesz zainwestować nasze wspólne pieniądze? – moje zdziwienie i frustracja nie miały końca. – Pieniądze, które odkładaliśmy na naszą podróż marzeń?
– Wiem, co myślisz – próbował się tłumaczyć, widząc moje rosnące rozgoryczenie. – Ale to naprawdę ma sens. Mógłbym otworzyć ten biznes, a potem...
– Potem co, Robert? – przerwałam mu, nie potrafiąc dłużej tłumić emocji. – Co z naszą podróżą? Z naszym marzeniem?
W mojej głowie kłębiły się myśli. Jak mógł? Jak mógł bez konsultacji, bez porozumienia, postanowić o czymś tak ważnym? To była nasza decyzja, nasz wspólny plan.
Wewnętrzny głos szeptał mi, że może Robert już dawno nie podzielał mojej wizji. Może tylko się łudziłam, że kiedykolwiek naprawdę pragnął tej podróży tak jak ja. Ale mimo wszystko... Czułam się oszukana.
– Muszę się przejść – powiedziałam na odchodne, wstając z miejsca i zostawiając Roberta w pustej kuchni. Drzwi za mną zamknęły się z hukiem, a ja ruszyłam przed siebie, próbując zrozumieć, co właściwie poszło nie tak.
Czy kiedykolwiek tego chciał?
Wieczorem zdecydowałam się kontynuować tę rozmowę.
– Musimy to omówić – zaczęłam, gdy tylko Robert wszedł do mieszkania. Odłożył klucze na komodę i spojrzał na mnie z widoczną rezerwą. Wiedział, że rozmowa o naszych oszczędnościach i jego planach biznesowych wisi w powietrzu.
– Ale co? – spytał obojętnie, jakby już wcześniej przygotował się na tę konfrontację.
– Temat naszej podróży. Naszych marzeń – odparłam stanowczo, starając się nie dać ponieść emocjom.
Robert wzruszył ramionami, jakby całe to przedsięwzięcie, na które tak długo razem odkładaliśmy, nagle straciło na znaczeniu.
– Posłuchaj, Marta, wiem, że to dla ciebie ważne, ale... – urwał, szukając słów. – Muszę myśleć o przyszłości. Mamy szansę na coś więcej, na coś trwałego.
– I co z naszą wspólną przyszłością? – spytałam, próbując ukryć drżenie w głosie. – Zawsze mówiłeś, że ta podróż to jest twoje marzenie, że chcesz to zrobić ze mną.
– To nie takie proste... – zaczął, ale przerwałam mu, zanim zdążył dokończyć.
– Dlaczego nie potrafisz być szczery? – rzuciłam z desperacją. – Powiedz mi, czy kiedykolwiek naprawdę wierzyłeś w naszą podróż?
Jego milczenie było wymowne. Czułam, jak niewypowiedziane słowa wypełniają przestrzeń między nami, tworząc mur nie do pokonania. Próbowałam odnaleźć w jego oczach dawnego Roberta, tego, który z zapałem opowiadał mi o wspólnych planach. Ale ten on zdawał się zniknąć.
– Po prostu... – próbował znaleźć wytłumaczenie, ale nic, co mógłby teraz powiedzieć, nie mogło uspokoić mojego gniewu i rozczarowania.
– Nie chcę tego słuchać – powiedziałam, czując, że już dłużej nie mogę znieść tej rozmowy.
Wyszłam z pokoju, zamykając za sobą drzwi. Wiedziałam, że nie uda nam się tak łatwo rozwikłać tych wszystkich nieporozumień, a nasza relacja wisiała na włosku.
Byłam rozczarowana do głębi
Następnego dnia usiedliśmy w salonie, naprzeciwko siebie, jakby to była jakaś formalna narada. Robert zaczął mówić, a ja wiedziałam, że zaraz usłyszę coś, co zmieni wszystko.
– Chcę otworzyć kawiarnię – zaczął. – Mam już pomysł na wystrój, lokalizację, wszystko. Myślałem, żeby zainwestować w to część naszych oszczędności. Tak jak mówiłem.
Zaniemówiłam na moment, starając się zrozumieć, co właśnie usłyszałam. Kawiarnię? Nasze oszczędności? Wszystko, co mieliśmy przeznaczyć na podróż, o której rozmawialiśmy tyle razy?
– Kawiarnię? – zapytałam niedowierzająco, próbując zachować spokój. – A co z naszą podróżą, Robert?
– Marta, to może być nasza przyszłość – odpowiedział z pasją w głosie. – Ta podróż to tylko kilka miesięcy, ale kawiarnia... to coś, co może nas utrzymać na lata.
– To coś, co może ciebie utrzymać – rzuciłam ostro. – A co ze mną? Co z moimi marzeniami?
Robert próbował mi przerwać, ale nie pozwoliłam mu na to. Wszelkie emocje, które dotąd starałam się trzymać na wodzy, teraz wylewały się ze mnie w lawinie słów.
– Przez tyle lat wierzyłam, że dążymy do tego samego. Że naprawdę chcesz ze mną zobaczyć świat – mówiłam z rosnącą frustracją. – Teraz dowiaduję się, że nasze plany były dla ciebie tylko tymczasową rozrywką. Kłamstwem.
– Nie powiedziałem tego – wtrącił się Robert, próbując uspokoić sytuację. – Chcę tylko, żebyśmy mieli stabilność. Możemy jeszcze pojechać, kiedy biznes się rozkręci.
– I kto ci to zagwarantuje? – zapytałam z rozżaleniem. – Co, jeśli za rok czy dwa pojawi się kolejny „lepszy” pomysł?
Robert nie odpowiedział, a ja wiedziałam, że ten brak odpowiedzi mówi więcej niż wszystkie jego wcześniejsze zapewnienia. Nasze wspólne marzenie rozsypywało się na moich oczach, a ja czułam, że przyszłość, którą sobie wyobrażałam, właśnie przestała istnieć.
Czułam się oszukana
Siedziałam na podłodze w salonie, otoczona stosem starych zdjęć i pamiątek z naszych wspólnych wyjazdów. Były tam fotografie z pierwszego wspólnego urlopu nad morzem, bilety z koncertów, na które chodziliśmy razem, i kartki świąteczne, które wymienialiśmy sobie z czułymi notatkami. Każda z tych rzeczy przypominała mi, jak blisko kiedyś byliśmy, jak wiele razem przeżyliśmy.
Spojrzałam na jedno ze zdjęć. Byliśmy na nim w górach, wpatrzeni w dal z uśmiechami na twarzach. To było wtedy, gdy po raz pierwszy zaczęliśmy mówić o podróży dookoła świata. Robert objął mnie ramieniem, a ja czułam, że wszystko jest możliwe.
Podniosłam telefon i wybrałam numer Ani, mojej najlepszej przyjaciółki.
– Cześć, Marta! – usłyszałam jej radosny głos.
– Aniu, potrzebuję cię – powiedziałam, a głos mi się załamał.
Nie minęła godzina, a Ania była już u mnie, z pudełkiem lodów i winem. Usiadłyśmy na kanapie, a ja opowiedziałam jej wszystko. O planach Roberta, o kawiarni, o naszych oszczędnościach.
– To naprawdę trudna sytuacja – stwierdziła Ania po chwili milczenia. – Ale musisz się zastanowić, co jest dla ciebie najważniejsze. Czy nadal chcesz realizować to marzenie, nawet jeśli bez niego?
– Nie wiem – przyznałam. – Część mnie czuje, że jeśli to zrobię, to tak jakbym rezygnowała z nas. Ale z drugiej strony, jeśli zostanę, mogę zawsze żałować.
Ania ujęła mnie za rękę i spojrzała mi w oczy.
– Pamiętaj, życie jest jedno. Nie pozwól, żeby coś lub ktoś cię ograniczał. Musisz zdecydować, co jest dla ciebie najważniejsze.
Spojrzałam na stertę zdjęć i poczułam, jak rośnie we mnie determinacja. Musiałam odkryć, kim jestem i czego naprawdę chcę, niezależnie od tego, co zdecyduje Robert.
Znaleźliśmy jakiś kompromis
Po nieprzespanej nocy pełnej myśli i wątpliwości zdecydowałam, że muszę jeszcze raz porozmawiać z Robertem. Wiedziałam, że musimy spróbować znaleźć jakieś rozwiązanie, które pozwoliłoby nam obojgu zrealizować nasze marzenia. Z duszą na ramieniu weszłam do kuchni, gdzie przygotowywał poranną kawę.
– Możemy jeszcze raz porozmawiać? – zapytałam, starając się, by mój głos zabrzmiał spokojnie.
– Oczywiście – odpowiedział, spoglądając na mnie z zaciekawieniem i nutą niepewności.
Usiedliśmy przy stole, tym samym, przy którym jeszcze niedawno spieraliśmy się o przyszłość. Teraz jednak atmosfera była inna, bardziej stonowana, jakby oboje dojrzeliśmy do rozmowy.
– Myślałam o tym wszystkim – zaczęłam – o twojej kawiarni i o naszej podróży. Rozumiem, jak bardzo chcesz zrealizować swój pomysł na biznes. Ale dla mnie ta podróż jest równie ważna.
Robert pokiwał głową, słuchając uważnie.
– Ja też dużo myślałem – przyznał. – Nie chcę, żebyś musiała wybierać między naszym związkiem a swoimi marzeniami.
Zaproponował, żebyśmy podzielili nasze oszczędności w taki sposób, aby wystarczyło zarówno na rozpoczęcie jego biznesu, jak i na krótszą, ale nadal znaczącą podróż. Wspólnie wybraliśmy kilka miejsc, które oboje chcielibyśmy odwiedzić, co pozwoliłoby zrealizować część naszych planów.
– A kiedy kawiarnia zacznie przynosić zyski – dodał Robert – obiecuję, że odłożymy pieniądze na kolejne podróże.
Poczułam ulgę i ciepło w sercu. Wiedziałam, że to nie jest idealne rozwiązanie, ale był to krok w dobrym kierunku. Kompromis, który pozwalał nam obojgu zachować to, co dla nas ważne.
Przytuliliśmy się, a ja poczułam, że chociaż przed nami długa droga, to wciąż idziemy nią razem, krok za krokiem, wspierając się nawzajem. Gdzieś w głębi czułam jednak niepokojąca myśl, że zostając z nim w ten sposób, zdradziłam prawdziwą siebie. Czas pokaże, czy nie będę tego żałować.
Marta, 37 lat
Czytaj także:
„Poznałam w sieci faceta z moich marzeń. Myślałam, że znalazłam miłość życia, a dałam się nabrać jak naiwna nastolatka”
„Miałam rozkręcić rodzinny biznes ze szwagrem, a wpadłam jak śliwka w kompot. Nigdy już nie spojrzę mężowi w oczy”
„Dostałam bukiet sztucznych tulipanów na Dzień Kobiet. Mąż uznał, że to oszczędność, bo nie zwiędną”