Reklama

Miałam zaledwie 20 lat, gdy wychodziłam za mąż. Arek był starszy o siedem lat i imponował mi swoją dojrzałością. Ja – młoda, zakochana i przekonana, że czeka mnie życie jak z bajki. Jak bardzo się myliłam...

Reklama

Szybko zaczęliśmy dorosłe życie

Studiowałam pedagogikę, bo kochałam dzieci i marzyłam o pracy w przedszkolu. Arek po maturze od razu poszedł do pracy, co wydawało mi się oznaką odpowiedzialności. Wkrótce po ślubie okazało się, że jestem w ciąży. Najpierw przyszła na świat Julka, a cztery lata później Pola.

Ukończenie studiów było dla mnie prawdziwym wyzwaniem – łączenie nauki z opieką nad dzieckiem i obowiązkami domowymi okazało się wyczerpujące. Gdyby nie pomoc moich rodziców, którzy wspierali nas finansowo i zajmowali się Julką, pewnie musiałabym zrezygnować. Ale się udało.

Gdy dostałam pierwszą pracę w prywatnym przedszkolu, czułam się spełniona. Wreszcie mogłam dokładać się do domowego budżetu, mieć coś swojego. Myślałam, że wszystko zaczyna się układać. Nie miałam pojęcia, że prawdziwe problemy dopiero przede mną.

Martwiłam się o przyszłość

Arek robił, co mógł, by zapewnić nam godne życie, ale bez wykształcenia trudno było o stabilną pracę. Próbował różnych zawodów – był magazynierem, kierowcą, pracował na budowie. Każda kolejna posada wydawała się tymczasowa, a ja coraz bardziej martwiłam się o przyszłość.

Raz zwolnili go przez redukcję etatów, innym razem pracodawca spóźniał się z wypłatą, a czasem po prostu stwierdzał, że „to nie dla niego”. Dla mnie liczyło się, żeby co miesiąc były pieniądze na rachunki, czynsz i jedzenie dla dziewczynek. Mimo to, byłam szczęśliwa. Codzienność nas przytłaczała, ale czułam, że jesteśmy drużyną. Arek był dobrym ojcem, a ja wierzyłam, że prędzej czy później znajdzie coś stałego.

Z trudem godziłam pracę w przedszkolu z opieką nad dziećmi. W pracy uśmiechnięte maluchy, konkursy i teatrzyki, a w domu – ospa, zepsuta pralka, kolejne przeziębienie. Dzień w dzień ten sam schemat: pobudka, biegiem do pracy, po drodze zakupy, powrót, obiad, usypianie dzieci. Całusy w przelocie, szybkie „dobranoc” i następnego dnia od nowa. Czasem marzyłam, by się zatrzymać.

Podsłuchałam rozmowę męża

Wracałam do domu zmęczona, ale szczęśliwa. Dziewczynki miały nocować u dziadków, więc postanowiłam przygotować dla Arka kolację i spędzić z nim wieczór. W ostatnich miesiącach mijaliśmy się jak współlokatorzy, a ja tęskniłam za nim, za nami.

Wchodząc do mieszkania, nawet nie krzyknęłam „jestem”, jak zwykle. W jednej ręce miałam siatki z zakupami, w drugiej rachunki wyciągnięte ze skrzynki. I wtedy go usłyszałam.

Kochanie, wiesz, że liczysz się tylko ty… – mówił cicho.

Zatrzymałam się. W pierwszej chwili pomyślałam, że zostawił mi nagranie na poczcie głosowej. Ale potem padło imię. Nie moje.

– Lena, skarbie, nie mogę teraz zostawić rodziny. Zrozum…

Serce podeszło mi do gardła. Stałam w przedpokoju, wbijając paznokcie w plastikowe rączki siatek. Moje myśli wirowały. Lena?

Spróbuję się dziś do ciebie wyrwać, dobrze? Dam ci znać, myszko…

Siatki wypadły mi z rąk. Arek wyszedł z kuchni i zamarł na mój widok. Patrzyliśmy na siebie w ciszy.

To był dla mnie cios

Nie powiedziałam ani słowa. Stałam jak sparaliżowana, a Arek patrzył na mnie, jakby zobaczył ducha.

– Natalia… – zaczął cicho.

Podniosłam rękę, uciszając go. Nie chciałam go słuchać. Nie chciałam wiedzieć. Podniosłam zakupy z podłogi, położyłam rachunki na komodzie i, nie patrząc na niego, odwróciłam się i wyszłam.

– Natalia, poczekaj! – zawołał za mną.

Ale ja nie poczekałam. Wyszłam z klatki, skręciłam w pierwszą lepszą uliczkę i szłam, nie mając pojęcia, dokąd. Jak lunatyczka. Głowa mi pulsowała, myśli kłębiły się chaotycznie. Arek, mój mąż. Ojciec moich dzieci. Człowiek, którego znałam, z którym budowałam życie… I nagle to wszystko runęło, bo gdzieś tam czekała na niego jakaś Lena, jego myszka.

Czułam się tak cholernie oszukana. Jakby ktoś wyrwał mi serce i rzucił na ziemię. Nie wiem, ile czasu błąkałam się po mieście. Może godzinę, może trzy. W końcu, nie mając innego wyjścia, wróciłam do domu. Arek czekał. Musiałam zdecydować, co dalej.

Mąż czuł się winny

Wchodząc do mieszkania, czułam, jak napięcie wisi w powietrzu. Arek siedział na kanapie, blady jak ściana, jakby od godzin nie ruszył się z miejsca.

– Martwiłem się… – powiedział cicho.

Parsknęłam. Naprawdę? Martwił się? A gdzie była ta troska, kiedy szeptał czułe słówka do innej kobiety?

Teraz się martwisz? – zapytałam chłodno.

Byłam zmęczona. Nie chciałam krzyczeć, nie miałam już siły na sceny. Arek spuścił głowę.

– Natalia… przepraszam. Pogubiłem się.

Nie przerywałam mu. Niech mówi.

Nie wiem, co mi odbiło… Zaczęło się niewinnie, od rozmów. Wydawało mi się, że czegoś mi brakuje… – urwał, widząc, jak zaciskam szczękę.

– Czego ci brakowało, Arek? Domu? Dzieci? Żony, która codziennie staje na głowie, żeby wszystko funkcjonowało? – mój głos był lodowaty.

Arek zakrył twarz dłońmi.

– Przysięgam, że z nią skończyłem. Zerwałem z nią, jak tylko wyszłaś.

Zaśmiałam się gorzko.

Szybko się jej pozbyłeś. Ciekawe, co by było, gdybym cię nie przyłapała.

Arek zamilkł. Bo dobrze wiedział, jaka jest odpowiedź.

Nie wierzyłam w jego skruchę

Arek patrzył na mnie błagalnym wzrokiem. Jakby liczył, że wystarczy powiedzieć „przepraszam” i wszystko wróci do normy. Jakby to, co zrobił, można było cofnąć.

– I co teraz? – zapytałam cicho.

– Natalia, błagam… Nie chcę cię stracić. Nie chcę stracić naszego życia, dziewczynek…

Skrzywiłam się.

– A wcześniej o tym nie myślałeś?

Milczał. Zacisnęłam dłonie na krawędzi stołu. Czułam się jak we mgle. Miałam 36 lat. Męża od 16. Dwie córki. I nagle miałam to wszystko przekreślić? Rozwód? Samotne macierzyństwo? Podział opieki? Dziewczynki, które będą zadawać pytania, na które nie chcę odpowiadać? Ale druga opcja była równie przerażająca – zostać z nim. Jakby nic się nie stało. Żyć ze świadomością, że mnie zdradził. Że przez miesiące oszukiwał mnie i nasze dzieci. Nie wiedziałam, co zrobić.

Podjęłam decyzję

Nie spałam całą noc. Arek też nie. Siedział na kanapie, czekając, aż powiem, co dalej. Rano, gdy dziewczynki wróciły od dziadków, zachowywaliśmy się normalnie. Udawaliśmy, że nic się nie stało. Julka opowiadała, jak dziadek dał jej spróbować kawy, a Pola chwaliła się nową lalką. Arek się uśmiechał, jakby było dobrze. Jakby nie było żadnej Leny. Po południu w końcu przerwałam tę farsę.

Dam ci jedną szansę – powiedziałam, patrząc mu prosto w oczy.

Arek wstrzymał oddech.

– Ale nie myśl, że to znaczy, że wszystko jest w porządku. Że ci ufam. Nie ufam ci. I nie wiem, czy kiedykolwiek znów będę mogła.

Odetchnął, jakby spadł mu kamień z serca.

– Natalia… Naprawdę cię kocham.

Uniosłam brew.

Nie waż się nazywać tego miłością.

Arek opuścił głowę.

– Udowodnię ci, że warto mi dać tę szansę.

Słowa nic nie znaczyły. Teraz liczyły się tylko czyny.

Mąż zaczął się starać

Przez kolejne tygodnie żyliśmy jak na polu minowym. Arek się starał. Zmieniał się. Był bardziej obecny, bardziej uważny. Przynosił kwiaty bez okazji, pytał, jak minął mi dzień. Ale ja wciąż czułam się obca we własnym domu. Niby wszystko było jak dawniej, ale coś we mnie pękło. Każde jego „kocham cię” brzmiało pusto. Każdy jego dotyk przypominał mi, że te same dłonie mogły dotykać kogoś innego. Najgorsze były wieczory. Kiedy kładliśmy się do łóżka, a ja czułam, że między nami jest przepaść, której nie da się tak łatwo zasypać.

Arek to widział. Czuł.

– Natalia… – szepnął pewnej nocy, próbując mnie objąć.

Odsunęłam się.

– Daj mi czas.

Westchnął ciężko.

– Ile?

Nie odpowiedziałam.

Bo sama nie wiedziałam, czy w ogóle jest jakieś „potem”. Nie wspominaliśmy Leny. Ona naprawdę zniknęła. Arek dotrzymał słowa – nigdy więcej nie miałam powodu, by go podejrzewać. Czy mu wybaczyłam? Nie wiem. Może nigdy nie wybaczę w pełni. Może po prostu nauczyłam się z tym żyć. Ale nie żałuję, że spróbowaliśmy.

Natalia, 36 lat

Reklama

Czytaj także: „Teść miał dla mnie niemoralną propozycję. Dla kasy złamałam wszystkie swoje zasady i skrzywdziłam męża”
„Zazdrosna żona wywęszyła zdradę po zapachu perfum na mojej marynarce. Teraz nikt mi nie wierzy, że jestem niewinny”
„Moja żona leży w łóżku jak kłoda, a ode mnie oczekuje fajerwerków. Niech sama się trochę postara”

Reklama
Reklama
Reklama
Loading...