„Ja harowałam na spłatę kredytu, a mąż podjadał jagodowe ciasteczka sąsiadki. Jednym zdaniem przerwałam tę sielankę”
„Spojrzałam na Marka, który cały czas unikał mojego wzroku. Iza zniknęła po chwili, zostawiając za sobą zapach perfum i dziwne napięcie w powietrzu. Nie zrobiłam sceny. Usiadłam na krześle i postanowiłam zadać mu ważne pytanie”.

- Redakcja
Zmiany w grafiku miały nam pomóc. A dokładniej – miały nam pomóc finansowo. Po pandemii budżet w naszym domu był jak stary koc – niby jeszcze się trzyma, ale każde pranie grozi rozerwaniem. To Marek pierwszy rzucił:
– Magda, jakbyś miała możliwość brać dodatkowe zmiany popołudniowe albo nocne, to ja z dzieciakami dam radę. Serio.
Wzięłam to na poważnie. I faktycznie – przez pierwsze tygodnie wszystko wyglądało jak z reklamy: Marek gotował, odbierał dzieci ze szkoły, ogarniał dom. Nawet miałam moment, że czułam... dumę. Że jesteśmy drużyną.
Ale potem zaczęłam czuć się jak mebel. Potrzebna, ale niewidoczna. Wracałam po zmianie, a w domu było cicho. Dzieci w łóżkach. Marek z pilotem, a na moją próbę rozmowy odpowiadał:
– Zmęczony jestem, Magda. Może pogadamy jutro?
Jutro. To było jego ulubione słowo. Jakbym z dnia na dzień przestawała istnieć. Mijałam się z własnym mężem jak z obcym człowiekiem. Nie kłóciliśmy się, nie było awantur. Ale nie było też przytulania, rozmów, śmiechu.
Czasem leżałam wieczorami w łóżku i pytałam siebie: „Kiedy ostatnio mnie zaskoczył? Przytulił? Powiedział coś ciepłego?”. Nie pamiętałam.
Ale nie miałam siły o tym myśleć. Praca, dzieci, rachunki – dzień za dniem w biegu. Tylko gdzieś z tyłu głowy niepokój drążył dziurę. Że może to nie tylko zmęczenie. Że może tracimy coś, czego nie da się już odzyskać.
Między nami była tylko cisza
W środę mieliśmy wyjątkowo cichy wieczór. Dzieci poszły wcześniej spać, a Marek zrobił kolację – kanapki, herbatę, nic wyszukanego. Siedzieliśmy przy kuchennym stole, każde wpatrzone w swój talerz. Cisza była dziwna. Nieprzyjemna. Przełknęłam ślinę i spróbowałam jakoś zacząć.
– Marek... – zaczęłam cicho, starając się nie brzmieć oskarżycielsko – jak ty się w ogóle czujesz? U nas... wszystko gra?
Nie podniósł wzroku, tylko wzruszył ramionami.
– W sensie?
– No... między nami. Czy my w ogóle jeszcze jesteśmy razem, czy tylko obok siebie? – powiedziałam szybciej, niż planowałam. Zbyt szczerze.
– Zmęczeni jesteśmy, Magda. To wszystko. Praca, dzieci. Każdy ma swoje problemy.
Nie odpowiedziałam od razu. Zerknęłam na jego twarz, ale dalej wpatrywał się w stół. Wzięłam łyk herbaty, choć nie czułam jej smaku.
– Ale kiedy ostatnio... nie wiem... pogadaliśmy o czymś innym niż lista zakupów?
Zamiast odpowiedzi, wstał i zaczął sprzątać talerze.
– Serio? – powiedziałam już ostrzej. – Naprawdę nie chcesz nawet pogadać?
– Magda, ja nie mam siły teraz. Przykro mi.
Zamknęłam oczy, oparłam głowę o dłoń. Nie krzyczałam. Nie było po co. W środku czułam coś dziwnego – ani złość, ani smutek. Raczej takie rozczarowanie, które zostaje, gdy człowiek się stara, a i tak nic nie wychodzi.
Po chwili usłyszałam, jak włącza zmywarkę. Bez słowa. Jakbyśmy byli współlokatorami. Jakby nic nas już nie łączyło.
Zasiała ziarno niepokoju
W czwartek po zmianie poszłam z Asią, koleżanką z pracy, na szybką kawę do baru obok. Potrzebowałam się wygadać choćby przez dwadzieścia minut, zanim wrócę do domu. Asia była z tych, co potrafiły słuchać, ale też rzucić jakąś kąśliwą uwagę, która zostawała w głowie.
– Serio, odkąd zmieniłam grafik, mam wrażenie, że Marek się ode mnie oddalił – zaczęłam. – Nie chodzi mi o zdradę, tylko... wiesz, jakby mu było wygodnie, że mnie nie ma.
Asia zmarszczyła brwi i odchyliła się na krześle.
– A może jemu po prostu jest wygodnie, że nie musi się tłumaczyć? – rzuciła.
– Co masz na myśli?
– No nie wiem, Magda. Faceci jak mają wolne wieczory i żona pracuje, to czasem mają więcej swobody, niż powinni.
– Myślisz, że mnie zdradza?
– Nie powiedziałam tego. Ale znam takie przypadki. Dla niektórych facetów to jak prezent od losu. Wolna chata, zero pytań. A jak jeszcze jakaś koleżanka z sąsiedztwa się nawinie...
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem.
– Asia, to Marek. On nie jest z tych.
– Nikt nie jest z tych... dopóki nie ma okazji – westchnęła. – Przepraszam, nie chciałam ci robić w głowie burzy. Po prostu... uważaj.
Zostawiła mnie z tymi słowami i poszła po dzieci. Ja zostałam sama, z głową pełną wątpliwości.
Wieczorem wracałam do domu zmęczona i zdenerwowana. Gdy szłam pod nasze okno, zauważyłam, że w kuchni pali się światło. Zatrzymałam się na chwilę. Nie wiem, co mnie tknęło, ale spojrzałam w górę.
Marek siedział przy stole pod oknem. Nie był sam. Obok niego – Iza. Nasza sąsiadka. Uśmiechnięta, pochylona w jego stronę. W ręce trzymała kubek, coś mówiła, a on się śmiał. Śmiał. Tego śmiechu nie słyszałam od dawna. Nawet nie pamiętam, kiedy ostatni raz tak na mnie spojrzał.
Stałam tam, w półmroku, jak głupia. Jak ktoś, kto przegapił coś oczywistego.
Z nią potrafił się śmiać
Z soboty na niedzielę miałam nocną zmianę, ale koleżanka na miejscu poprosiła, żebym się zamieniła. Zgodziłam się bez większego namysłu. Zmęczona wróciłam do domu około dwudziestej. Klucze ledwo weszły do zamka, kiedy usłyszałam stłumione głosy z kuchni.
Zdjęłam buty po cichu, nie chcąc budzić dzieci. Ale to nie dzieci rozmawiały. Głos Marka i... Izy. Ten sam śmiech co wtedy, przez okno.
Zamarłam w korytarzu. Stałam tak, zanim postanowiłam wejść. Przeszłam przez przedpokój i stanęłam w drzwiach kuchni.
– Cześć – powiedziałam spokojnie, ale moje serce waliło jak młot.
Marek i Iza spojrzeli na mnie jak na ducha. Siedzieli przy stole. Przed nimi kawa, ciastka, jakieś papiery – pewnie rachunki, Marek zawsze je przeglądał w niedzielę.
– Magda... ty już w domu? – Marek wstał i jakby nie wiedział, co ze sobą zrobić.
– Tak. Zamieniłam się w pracy.
Iza wstała wolniej. Wzięła swój kubek i uśmiechnęła się.
– Wpadłam tylko na chwilkę. Przyniosłam przepis na jagodowe ciastka, które Marek chwalił. Ale już lecę. Dzieci u siostry, a ja jeszcze nie ugotowałam na jutro.
Uśmiechnęła się znów, jakby nic się nie stało. Spojrzałam na Marka, który z jakiegoś powodu cały czas unikał mojego wzroku. Iza zniknęła po chwili, zostawiając za sobą zapach perfum i dziwne napięcie w powietrzu.
Nie zrobiłam sceny. Usiadłam na krześle, tam gdzie ona siedziała chwilę wcześniej. Marek nadal stał.
– Napijesz się czegoś? – zapytał.
– Już się napiłam, dziękuję – odpowiedziałam spokojnie, ale z każdą sekundą czułam, jak coś mnie od środka rozsadza.
– Magda, nic się nie dzieje. Po prostu rozmawialiśmy. Wpadła na chwilę.
Skinęłam głową.
– Wiem. Ale... dlaczego z nią? Dlaczego z nią tak możesz siedzieć, śmiać się, rozmawiać... a ze mną nie?
Nie odpowiedział. Usiadł powoli. Patrzył na mnie tak, jakby pierwszy raz mnie widział. A ja patrzyłam na niego i wiedziałam, że to nie o zdradę fizyczną chodzi. Nie widziałam żadnych gestów, żadnych dotyków. Ale wystarczyło to, co widziałam przez okno. Wystarczyła ta cisza teraz.
Najgorsze było to, że nie ja byłam tą, z którą czuł się swobodnie.
On już odszedł
Dzieci już spały. Siedziałam w kuchni przy zgaszonym świetle, tylko lampka nad zlewem rzucała cień. Marek wszedł po cichu, jakby się bał, że wybuchnę. Usiadł naprzeciwko.
– Magda, proszę... nie rób z tego afery. Z Izą tylko rozmawiam. Naprawdę.
– Nie robię afery. Pytam tylko: dlaczego z nią możesz rozmawiać, a ze mną nie?
Zacisnął dłonie na stole. Westchnął.
– Bo... ty jesteś zmęczona. Wiecznie w biegu. Nie chcę ci dokładać.
– A ona co, ma więcej czasu? – spojrzałam na niego ostro. – Ty też jesteś zmęczony, a jednak z nią ci wychodzi.
– Bo to nie ma ciężaru – wyrzucił z siebie. – Nie muszę być silny, mądry, gotowy do decyzji. Po prostu... mogę być sobą.
– A ze mną nie możesz?
Nie odpowiedział od razu. Wstał, zrobił krok w stronę wyjścia, ale się zatrzymał.
– Pogubiłem się, Magda. I nie wiem, jak do ciebie wrócić.
– Czyli najpierw musiałeś odejść – szepnęłam.
Nie powiedział nic więcej. Ja też już nie chciałam. Wyszłam. Musiałam się przewietrzyć, zrozumieć, czy jeszcze mamy o co walczyć.
Postanowiłam być szczera
Szłam bez celu. Czułam, jak nogi niosą mnie same, ulicami, które znałam od lat, a jednak nagle wydawały się obce. Zatrzymałam się przy placu zabaw, na którym kiedyś huśtałam dzieci. Teraz był pusty, tylko latarnie rzucały blade światło.
Czułam złość. Na siebie. Nie dlatego, że Marek rozmawiał z Izą. Tylko dlatego, że ja przez miesiące nie zauważyłam, jak bardzo się od siebie oddaliliśmy. Jak pozwoliłam na to, żebyśmy stali się cisi, wygodni, obcy.
Myśli krążyły wokół dzieci. Co im powiem? Że tata woli inną kobietę, bo z mamą się nie rozmawia lekko? A może że mama tak bardzo chciała spłacać kredyt i dawać radę, że zapomniała o czymś ważniejszym?
Wróciłam do domu późno. Marek siedział w salonie, zasłuchany w wiadomości. Przeszłam obok niego bez słowa. Wróciłam do wyjścia i zapukałam do drzwi Izy.
– Chciałabym porozmawiać – powiedziałam spokojnie, kiedy otworzyła.
Stała w drzwiach zaskoczona, ale nie cofnęła się.
– Słucham.
– Nie przyszłam cię oskarżać. Nie jesteś problemem. Problem to to, że mój mąż nie potrafi już ze mną być. I nie wiem, czy to przez ciebie, czy tylko z tobą mu łatwiej. Ale chciałam, żebyś wiedziała, że ja też kiedyś byłam tą, z którą się śmiał. I że się nie poddam tak od razu.
Nie odpowiedziała. Kiwnęła głową. Zamknęła drzwi.
Magdalena, 35 lat
Czytaj także:
- „Wyszłam do sklepu, a mąż w tym czasie czule zajął się moją przyjaciółką. To, co zrobiłam, zaskoczyło nawet mnie samą”
- „Mąż oszczędzał na wszystkim, a potem się dziwił, że nasze wakacje nad morzem zamieniły się w horror”
- „Opiekowałam się mieszkaniem sąsiadów podczas ich urlopu. Uznałam, że nic się nie stanie, jeśli wezmę sobie zapłatę”

