Reklama

Kiedy Igor oświadczył mi się w zeszłym roku, miałam wrażenie, że złapałam szczęście za rękę. Na palcu błyszczał pierścionek, a w mojej głowie natychmiast zaczęły układać się plany: sala weselna, lista gości, suknia. Ja od zawsze taka byłam – skrupulatna, poukładana, z kalendarzem w dłoni i poczuciem, że wszystko można zaplanować, jeśli tylko się chce. Igor był inny. Kochany, troskliwy, potrafił mnie rozśmieszyć do łez, ale równocześnie miał w sobie coś z lekkoducha. Czasem mówiłam na niego „wieczny chłopiec”.

Z początku to nawet mi się podobało – jego spontaniczność była czymś, czego mi brakowało. Ale im bliżej byliśmy ślubu, tym mocniej zaczynałam dostrzegać, jak bardzo się różnimy. Ja odkładałam każdą złotówkę na wspólne konto, planowałam każdy wydatek. On kręcił nosem, kiedy prosiłam go, żeby nie kupował nowych gadżetów. „Przecież żyje się tylko raz” – odpowiadał z uśmiechem, a ja udawałam, że mnie to nie denerwuje.

Mimo to byłam przekonana, że razem damy radę. Bo przecież się kochaliśmy. Spędzałam wieczory z kalkulatorem w ręku, dopinając budżet wesela, a kiedy Igor obejmował mnie w pasie i mówił: „Będzie pięknie, Sandra”, wierzyłam mu. Nie wiedziałam jeszcze, że ta jego lekkość, którą czasem podziwiałam, stanie się gwoździem do trumny mojego spokoju.

Zniknęły moje pieniądze

Zawsze miałam nawyk sprawdzania stanu naszego konta w poniedziałki rano. To dawało mi poczucie kontroli, pewności, że wszystko idzie zgodnie z planem. Tego dnia też usiadłam z kawą przy stole i zalogowałam się do bankowości. Zamarłam. Kwota była niższa o kilka tysięcy złotych.

Przetarłam oczy, jakbym miała omamy. Dopiero co przelewaliśmy część oszczędności, wszystko powinno się zgadzać. Serce zaczęło bić mi szybciej, a w głowie pojawiły się pierwsze podejrzenia.

Kiedy wieczorem Igor wrócił, odłożył klucze na półkę i rzucił mi szybki uśmiech.

– Hej, kochanie. Co na kolację? – spytał lekko, jakby nic się nie stało.

– Igor, na koncie brakuje kilku tysięcy. Przecież dopiero sprawdzaliśmy saldo – powiedziałam spokojnie, choć czułam, że w gardle rośnie mi gula.

On wzruszył ramionami.

– Pewnie poszło na jakieś opłaty. Wiesz, bank zawsze coś kombinuje.

– Opłaty? – zmrużyłam oczy. – Kilka tysięcy złotych?

– No, a może coś źle sprawdziłaś – odparł nonszalancko i sięgnął po pilota.

Zalała mnie fala złości. Odkładaliśmy te pieniądze miesiącami. Każdy mój wyjazd do pracy metrem zamiast autem, każda rezygnacja z nowej sukienki – to wszystko było częścią tego funduszu.

– Igor, proszę cię, powiedz mi wprost, co się stało – mój głos drżał. – To nie jest żadna pomyłka.

On uśmiechnął się krzywo, ale nie odpowiedział. Poczułam dziwny chłód. Jakby ktoś podciął mi skrzydła. Coś przede mną ukrywał, byłam tego pewna. A im bardziej próbował zbagatelizować sprawę, tym mocniej narastało we mnie poczucie, że grunt usuwa mi się spod nóg.

Prawda stanęła mi przed oczami

Dwa dni później wszystko stało się jasne. Siedziałam w kuchni z laptopem, przeglądając wiadomości, kiedy nagle na ekranie pojawiło się zdjęcie udostępnione przez znajomego Igora. Kliknęłam odruchowo i… zamarłam. Na fotografii Igor stał na tle górskiej panoramy, w ciemnych okularach i z piwem w ręku. Obok niego dwóch kolegów, wszyscy roześmiani, jakby właśnie wygrali los na loterii.

Poczułam, jak gorąco uderza mi do głowy. Jeszcze przewinęłam niżej, żeby się upewnić. Były kolejne zdjęcia: grill, impreza w domku, wesołe miny. A obok nich komentarze: „Najlepszy wypad ever!”, „Powtórka konieczna!”.

Palce drżały mi, kiedy chwyciłam telefon.

– Igor! – syknęłam, gdy tylko odebrał. – Możesz mi wytłumaczyć, gdzie ty jesteś?

– Eee… w pracy, a co? – odpowiedział z udawaną swobodą.

– W pracy? – prychnęłam. – To ciekawe, bo właśnie widzę cię na zdjęciu w górach, z piwem w ręku.

Zapadła cisza. Słyszałam tylko jego oddech w słuchawce.

Wieczorem, gdy wrócił do mieszkania, od razu wybuchnęłam.

– I to na to poszły nasze oszczędności?! Na weekend z kumplami?!

– Sandra… – zaczął, unosząc ręce w obronnym geście. – To nie był zwykły weekend. Potrzebowałem tego. Musiałem… odetchnąć, zanim spadnie na mnie cały ten ciężar.

– Ciężar?! – powtórzyłam z niedowierzaniem. – To tak nazywasz nasze plany? Nasze wspólne życie?!

Patrzył na mnie błagalnie, jakby szukał zrozumienia. Ale ja czułam tylko rozczarowanie i gniew. Nie chodziło już o pieniądze. Chodziło o to, że bez słowa podjął decyzję, która miała konsekwencje dla nas obojga.

Przyznał się do winy

Wieczorem usiedliśmy naprzeciwko siebie w salonie. Ja z rękami skrzyżowanymi na piersi, on zgarbiony, jakby nagle postarzał się o kilka lat. Milczeliśmy długo, aż w końcu Igor odetchnął głęboko i spojrzał mi prosto w oczy.

– Sandra, ja… muszę ci coś powiedzieć – jego głos był cichy. – Nie chodzi tylko o pieniądze.

– No to wreszcie powiedz – syknęłam. – Bo ja już nie mam siły zgadywać.

Przełknął ślinę, jakby miał połknąć kamień.

– Boję się. Boję się tego ślubu, wszystkiego, co będzie po nim.

Zamurowało mnie.

– Dla ciebie nasze wesele to ciężar? Obowiązek? – zapytałam, czując, jak coś we mnie pęka.

– Nie… – pokręcił głową. – Kocham cię. Naprawdę. Ale… całe życie słyszałem, że małżeństwo to koniec wolności. Że potem już tylko rachunki, obowiązki, dzieci, rutyna. A ja… ja chciałem ostatni raz poczuć się wolny.

– Wolny? – w moim głosie była gorycz. – Wolny od czego, Igor? Ode mnie?

– Nie! – podniósł głos i zaraz spuścił wzrok. – Od tej presji. Wszyscy pytają o termin ślubu, o gości, o dzieci. A ja… nie nadążam. Mam wrażenie, że tracę oddech.

Siedziałam jak sparaliżowana. Zrozumiałam, że to nie był wybryk, kaprys czy głupia decyzja finansowa. To była jego ucieczka. Ucieczka przed nami, przed mną.

– Wiesz, co jest najgorsze? – wyszeptałam. – Że ty nawet nie potrafiłeś mi tego powiedzieć wprost.

Na jego twarzy zobaczyłam rozpacz i bezradność. Ale w tamtej chwili współczucie walczyło we mnie z poczuciem zdrady. I niestety, to drugie wygrywało.

Upewniłam się w przeczuciu

Następnego dnia nie wytrzymałam. Umówiłam się z Moniką w naszej ulubionej kawiarni. Ledwie usiadłam, a ona już wiedziała, że coś jest nie tak.

– Co się stało? – zapytała, patrząc na mnie uważnie. – Masz minę, jakby ktoś cię potrącił.

Nie wytrzymałam. Słowa same ze mnie wypłynęły. Opowiedziałam jej wszystko – o brakujących pieniądzach, o zdjęciach z wyjazdu i wreszcie o wyznaniu Igora. Monika słuchała bez przerywania, tylko co jakiś czas marszczyła brwi.

– On zawiódł twoje zaufanie, Sandra – powiedziała w końcu stanowczo. – To nie jest kwestia jednej pomyłki czy kaprysu. To coś głębszego.

– Ale ja go kocham – szepnęłam, mieszając bezmyślnie kawę. – Nie chcę, żeby przez ten jeden wybryk wszystko runęło.

– Myślisz, że to jeden wybryk? – uniosła brew. – A co, jeśli za rok znowu uzna, że potrzebuje „oddechu”? Albo że dzieci to zbyt duża odpowiedzialność? Chcesz żyć z kimś, kto ucieka za każdym razem, gdy robi się poważnie?

Jej słowa bolały, ale wiedziałam, że mówi prawdę. Milczałam długo, a Monika położyła mi dłoń na ręce.

– Nie mówię, żebyś od razu wszystko kończyła. Ale musisz się zastanowić, czy Igor naprawdę jest gotowy na to małżeństwo. Bo jeśli nie, to lepiej wiedzieć teraz, niż gdy już będzie za późno.

Łzy napłynęły mi do oczu. Rozdarta między miłością a rozsądkiem, czułam, że żadna decyzja nie przyniesie mi ulgi. Monika przytuliła mnie mocno, a ja pierwszy raz od dawna pozwoliłam sobie na bezradny płacz.

Nie mogłam tego słuchać

Wieczorem wróciłam do domu z sercem ściśniętym jak w imadle. Igor siedział na kanapie, wpatrzony w telewizor, ale od razu wyłączył, kiedy mnie zobaczył.

– Sandra… – zaczął cicho, jakby bał się, że zaraz znowu wybuchnę.

– Muszę wiedzieć jedno – przerwałam mu ostro. – Czy ty naprawdę chcesz tego ślubu?

Zapadła cisza. Patrzył na mnie długo, jakby szukał w mojej twarzy odpowiedzi, której sam w sobie nie miał.

Chcę być z tobą – wyszeptał w końcu. – Wiem, że zawiodłem cię, ale błagam, daj mi jeszcze jedną szansę. Obiecuję, że już nigdy…

– Igor, nie chodzi o pieniądze – weszłam mu w słowo, czując, że głos mi drży. – To nie jest kwestia wycieczki czy wydanych tysięcy. Chodzi o nas. O zaufanie. O szczerość.

– Wiem – spuścił głowę. – I wiem, że zabrzmiało to, jakbym chciał uciec. Ale ja… ja się po prostu boję.

Boisz się mnie? – zapytałam gorzko.

– Nie ciebie. Tego, że nie będę wystarczający. Że się pogubię. Że nie dam rady.

Jego słowa zabrzmiały szczerze, ale nie przyniosły mi ulgi. Patrzyłam na niego i miałam wrażenie, że nadal stoi jedną nogą w świecie, z którego nie chce zrezygnować.

– Wiesz, co jest najgorsze? – zapytałam cicho. – Że nawet teraz, prosząc o drugą szansę, w twoim głosie wciąż słychać strach.

On zamilkł. Wyciągnął rękę, jakby chciał mnie dotknąć, ale się cofnął. Zrozumiałam, że jego słowa to jedno, a jego serce – zupełnie coś innego.

Biała suknia się oddalała

Kiedy Igor poszedł spać, długo siedziałam sama w kuchni, wpatrując się w pustą filiżankę po herbacie. Niby obiecał poprawę, niby błagał o drugą szansę… a jednak we mnie coś się złamało. Nie potrafiłam zapomnieć jego słów o strachu, o potrzebie „ostatniego oddechu”. Jakby nasze życie razem było dla niego więzieniem, a nie wyborem.

W mojej głowie kłębiły się sprzeczne myśli. Kochałam go – to było niepodważalne. Ale czy miłość wystarczy, gdy brakuje szczerości? Gdy ktoś woli uciekać zamiast mówić? Czy jestem w stanie udawać, że nic się nie stało, i planować dalej nasze wesele, jakby nie runęła właśnie część fundamentu, na którym miało się opierać nasze małżeństwo?

Wyobrażałam sobie dzień ślubu – białą suknię, uśmiechy gości, nasze przysięgi. A jednocześnie widziałam w jego oczach ten sam lęk, który dostrzegłam dziś. Lęk, którego żadna przysięga nie zdoła zakryć.

Wzięłam głęboki oddech i oparłam głowę na dłoniach. Może jeszcze nie muszę podejmować decyzji. Może powinnam dać sobie czas, żeby poczuć, czy zdołam mu zaufać. Ale jedno wiedziałam na pewno: nawet jeśli zdecyduję się iść dalej z Igorem, to nasze życie nigdy nie będzie już takie samo. Zawsze będzie we mnie ta gorzka świadomość, że w chwili próby on wybrał ucieczkę. Muszę teraz zdecydować, czy potrafię żyć z tą świadomością. W tej chwili – nie.

Sandra, 27 lat

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama