Reklama

Od rana wszystko miało być idealne. Kroiłam warzywa z tą samą dokładnością, z jaką niegdyś wybierałam suknie na nasze rocznice. Każdy szczegół był ważny: serweta w kolorze śmietankowym, kieliszki do wina, świeczki pachnące wanilią, które zawsze lubił. Zasłoniłam zasłony, żeby światło z ulicy nie zagłuszało blasku płomieni. Miało być ciepło, przytulnie, po naszemu.

Pamiętam nasze pierwsze rocznice. Śmialiśmy się wtedy z drobiazgów, tańczyliśmy po kuchni, jedliśmy makaron z sosem, który zawsze mu się przypalał. Teraz wszystko wyglądało inaczej – więcej ciszy, mniej spojrzeń, mniej słów. Mówił, że to normalne, że po latach przychodzi spokój. Ale ten jego spokój był jak mur. Patrzyłam na zegarek co chwilę. Dziewiętnasta pięć. Dziewiętnasta dwadzieścia. O dziewiętnastej trzydzieści zadzwonił telefon.

– Lilka? – jego głos był zaskakująco pogodny. – Trochę się spóźnię. Mama dała mi słoik sosu grzybowego. Mówiła, że specjalnie dla nas. Przywiozę, spróbujesz.

Na chwilę zabrakło mi słów.

– Aha… no dobrze – odpowiedziałam, starając się, by brzmiało to naturalnie.

Odłożyłam telefon i patrzyłam na stół. Wszystko czekało – talerze, widelec po jego stronie, moje wino, jego kieliszek. Czułam, jak wewnątrz coś się zaciska. To miał być nasz wieczór. Tylko nasz. A znów pojawiła się ona – niewidoczna, ale zawsze obecna teściowa. Zapach świec zaczynał mnie dusić. Zgasiłam jedną, potem drugą. Usiadłam i wpatrywałam się w drzwi, jakbym próbowała zobaczyć przez nie przyszłość.

Za nic miał moje wysiłki

Zegar w kuchni wybił dwudziestą, kiedy usłyszałam zamek w drzwiach. Michał wszedł z uśmiechem, rozpięty płaszcz, torba przewieszona przez ramię. W dłoni – słoik. Z karteczką z napisem „sos grzybowy – od mamy”. Wyglądał na świeżo zrobiony.

– Zgadnij, co mam! – powiedział z dumą. – Sos grzybowy od mamy. Sama zbierała te grzyby!

Odwróciłam się do niego z uśmiechem, który nie miał nic wspólnego z radością.

– Mhm. A ja dziś trzy godziny stałam przy kuchni, żeby zrobić coś wyjątkowego – wskazałam na stół, na którym czekały talerze i półmisek z pieczenią w ziołach. – Chciałam, żeby było trochę inaczej niż zwykle.

– No przecież to tylko dodatek, Lilka. Mama się postarała, głupio byłoby nie spróbować – otworzył słoik i powąchał z zachwytem. – Pachnie bosko! Jeszcze ciepłe.

– Tak – odpowiedziałam chłodno. – Głupio byłoby odmówić mamie.

Nie zauważył tonu. Odkroił kawałek mięsa i nałożył sobie na talerz. Potem odkręcił pokrywkę i, jak gdyby nigdy nic, sięgnął po łyżkę. Chwilę później brązowy sos rozlał się na moje danie, przykrywając starannie przygotowane mięso, mój wysiłek, mój dzień.

– Zobaczysz, jak to się pięknie łączy smakiem – mruknął zadowolony.

Patrzyłam, jak jego gest miesza wszystko w jednym talerzu. Jak mój porządek ustępuje miejsca jego przyzwyczajeniom. Czułam, jak we mnie coś gaśnie, powoli, ale wyraźnie. On jadł ze smakiem, a ja trzymałam widelec w dłoni, jakby był mi obcy. Na stole stał słoik z resztką sosu. Obok świeca, która dawno już się wypaliła. W pokoju słychać było tylko jego ciche mlaskanie. Ja słyszałam coś innego – w sobie. To delikatne pęknięcie, które z każdą minutą stawało się większe.

Teściowa była najważniejsza

Widelec uderzał o talerz w jednostajnym rytmie. Dźwięk, który kiedyś kojarzył mi się z domowym ciepłem, dziś przypominał mi kapanie wody w pustym pokoju – powolne, nie do zniesienia. Michał jadł, mówił coś o pracy, o tym, że Jacek znowu zawalił termin. Kiwałam głową, nie słuchając. Patrzyłam na jego talerz, na tę mieszaninę moich ziół i jej sosu. Dwa światy, które nigdy nie powinny się spotkać. A jednak spotkały się na moim stole.

– Wiesz – zaczął, przełykając kolejny kęs – mama trochę źle się czuje. Chciała, żebyśmy przyjechali w weekend. Powinniśmy do niej pojechać, wiesz, jak się ucieszy.

Uniosłam wzrok z zaskoczeniem.

– W weekend? Przecież mieliśmy pojechać nad jezioro, tylko my dwoje. Zarezerwowałam nawet pokój w pensjonacie.

– No, Lilka, nie bądź taka. To tylko wizyta. Przecież mama jest częścią rodziny. Pojedziemy kiedy indziej.

Częścią rodziny. To zdanie jak drzazga.

– Czasem mam wrażenie – mówię cicho – że to ja jestem tylko gościem w tej rodzinie.

On odłożył widelec, spojrzał na mnie z niedowierzaniem.

– Co ty znowu wymyślasz? Przecież zawsze byłaś dla niej jak córka.

Milczę. Przecież on nie rozumie, że bycie „jak córka” to nie to samo, co być żoną jej syna. Mąż mówi dalej – o zakupach, o nowym projekcie, o tym, że „mama pewnie się ucieszy, jak jej powiemy”. Ja tylko kiwam głową. W głowie dudni mi jedno zdanie: zawsze ona. Świeca dopaliła się do końca, a cień jej płomienia zatańczył po jego twarzy. Tyle w tym cieple, którego nie czuję. Odsunęłam talerz, którego prawie nie tknęłam.

– Nie smakuje ci? – zapytał, nie przerywając jedzenia.

Nie jestem głodna – odpowiedziałam, choć to była nieprawda. Jestem głodna uwagi.

W kuchni zapada cisza. Taka, której się nie przerywa, bo można się nią udusić.

Poczułam się zbędna

Michał sięgnął po chleb, jakby nic się nie stało. Posmarował go resztką sosu z talerza, oblizał palce i powiedział z uśmiechem:

– Naprawdę świetny ten sos, mama się postarała.

Te słowa zapadły w ciszę jak kamień w wodę. A ja poczułam, jakby ktoś wcisnął mi do ust łyżkę błota. Zegar tyka głośniej niż zwykle. Płomień świecy zadrżał, jakby też chciał zamilknąć. Patrzę na niego. Na człowieka, z którym dzieliłam życie, łóżko, nadzieje. Teraz dzieliłam z nim tylko stół. Oddycham głęboko. W ustach czuję smak żelaza. Zaczęłam mówić cicho, ale wyraźnie.

– Nie mogę już jeść jako trzecia przy stole.

Michał przestał żuć. Zastygł z kawałkiem chleba w dłoni.

– Co ty mówisz? Przecież to tylko jedzenie. Jaka trzecia?

Uśmiechnęłam się gorzko.

– Nie. To symbol. Ty i twoja mama – jesteście razem, a ja zawsze obok, nigdy pomiędzy.

– Lilka, przesadzasz – parsknął. – Mama nie jest naszym problemem.

– Nie? – nachylam się nad stołem. – Wiesz, kiedy ostatnio powiedziałeś coś, co nie zaczynało się od „mama mówiła”?

Zamilkł. Odłożył widelec, jakby dopiero teraz zauważył, że coś się rozsypało.

– Przecież ja tylko… – zaczyna.

– Wiem. Chciałeś dobrze. Ale w tym domu nie ma już miejsca dla nas. Jesteś tylko ty i ona. A ja udaję, że mi to nie przeszkadza.

Wstałam powoli. Krzesło zaskrzypiało, jakby też chciało coś powiedzieć.

Nie mogę już dłużej udawać, Michał.

Zabrałam swój talerz, odłożyłam go do zlewu. Nie dlatego, że chciałam, żeby było czysto. Po prostu chciałam coś skończyć. Drzwi od kuchni zamknęły się za mną cicho, ale ten dźwięk był głośniejszy niż wszystkie nasze kłótnie razem wzięte.

Tego się nie da wymazać

Wyszłam z domu bez torebki, nawet bez telefonu. Ulica była pusta, powietrze chłodne i ostre jak szkło. Każdy wdech niemal ciął gardło, ale po raz pierwszy od dawna oddychałam naprawdę. Szłam przed siebie, nie wiedząc dokąd. Wystarczało mi jedno – że odchodzę. Przez pierwsze kilka minut czułam tylko wściekłość. Na niego, na siebie, na to, że tak długo wierzyłam w namiastkę miłości. A potem przyszła cisza. Inna niż ta przy stole. Nie dławiła – otulała. Była dobra.

Usiadłam na ławce pod naszym blokiem. Patrzyłam w okno kuchni. W środku paliło się światło. Widziałam jego sylwetkę – pochyloną nad stołem. Ruszył się dopiero po chwili. Wstał, podszedł do zlewu. Stał tak chwilę z talerzem w dłoni, jakby nie wiedział, co z nim zrobić. Domyślałam się, że zaraz zadzwoni do matki. Może zapyta, co ma zrobić, może powie, że znów mnie nie rozumie. Może poprosi o radę. Mój telefon długo milczał. Po chwili światło w kuchni zgasło. Został sam. Ja też – ale to była inna samotność. Moja własna.

Wstałam, poprawiłam włosy, które wiatr rozwiał na wszystkie strony. Z kieszeni płaszcza, który miałam zarzucony na ramiona, wysunęła się serwetka. Ta śmietankowa, którą tak starannie składałam. Pognieciona, ale czysta. Pomyślałam wtedy, że nie wszystko da się zetrzeć. Niektórych plam się nie zmywa – trzeba zostawić je za sobą. Odwróciłam się i poszłam przed siebie. Bez żalu. Bez słów. Tylko z ciszą, która wreszcie należała do mnie.

Liliana, 34 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama