„Iwona jest emocjonalnym wampirem. Jej zły humor jest tak zaraźliwy, że tracę ochotę na oddychanie”
„Miałam w sobie sprzeczne emocje. Współczułam jej, bo opowiadała mi o tym, jak bardzo cierpi, będąc sama. Jednak czułam też, że Iwona jest zazdrosna nie tylko o moich znajomych, ale nawet o momenty, kiedy chcę po prostu pobyć sama ze sobą”.

- listy do redakcji
Pochodzę z niewielkiej miejscowości, co ma spore znaczenie w tej historii... Minęły już trzy lata od mojego ślubu, ale na razie nie mam dzieci. Mój mąż znalazł pracę w Finlandii i będzie tam przez rok, podczas gdy ja zajmuję się swoim biurem księgowym. Strasznie tęsknię za Jankiem, a ponieważ nie mam zbyt wielu przyjaciół w okolicy, szybko zaprzyjaźniłam się z Iwonką.
Dziwnie się z tym czułam
Mieszkamy na tym samym osiedlu. Któregoś dnia, gdy wracałam obładowana ciężkimi torbami z zakupów, spotkałam po drodze Iwonkę. Od razu zaproponowała, że pomoże mi nieść zakupy, więc w podziękowaniu zaprosiłam ją do swojego mieszkania na napój. Gadało nam się naprawdę fajnie, a kiedy napomknęłam o tym, że ostatnio jestem w takim przejściowym okresie samotności, okazała mi wiele zrozumienia...
Zaczęła mnie odwiedzać znacznie częściej w porównaniu do poprzednich miesięcy. Mówiła, że chce być przy mnie, żebym nie czuła się samotna. Nie protestowałam, bo kiedy godzinami siedzę nad papierami, kompletnie tracę kontakt z tym, co się dzieje dookoła – nawet najprostsze sprawy wylatują mi z głowy. Po swojej robocie Iwona zawsze chętnie robiła dla mnie zakupy i przywoziła różne rzeczy (oczywiście za wszystko się z nią dokładnie rozliczałam). Szkoda tylko, że ten komfort miał mnie w przyszłości sporo kosztować.
Trudno mi dokładnie określić, kiedy pierwsze czerwone flagi pojawiły się w mojej relacji z Iwoną. Być może wtedy, gdy praktycznie się u mnie zadomowiła, przesiadując do nocy? Albo wtedy, kiedy rozpętała burzę, wygłaszając swój monolog o mężczyznach, zwłaszcza tych, którzy „porzucają partnerki dla kariery”? Chociaż teraz, jak się zastanawiam, chyba najbardziej niepokojąca sytuacja miała miejsce tego dnia, gdy Iwonka bez zapowiedzi wpadła do mojego domu i zaczęła mi robić wyrzuty o zaniedbywanie naszej przyjaźni.
– Chwileczkę, o co ci właściwie chodzi? – spytałam kompletnie zdezorientowana jej wybuchem.
– No przyszłam do ciebie wczoraj, a ciebie nie było?! Mogłaś chociaż zostawić jakąś wiadomość na drzwiach albo dać znać przez telefon! Ani słowa wyjaśnienia, dlaczego cię nie ma! – wrzasnęła na mnie bez pardonu.
– Byłam w kinie. Stara znajoma namówiła mnie na wyjście – starałam się spokojnie wyjaśnić sytuację.
Iwona za wszelką cenę próbowała być obecna w każdym aspekcie mojego życia. Nie wiedziałam, co o tym myśleć.
Chciała mnie na wyłączność
Czasem czułam współczucie, słuchając jej opowieści o tym, jak ciężko znosi brak bliskich osób wokół siebie. Ale jednocześnie widziałam, że zazdrosnym okiem patrzy nie tylko na moich znajomych, ale też na momenty, kiedy chcę pobyć sama ze sobą. Całkowicie przejęła kontrolę nad moim życiem, manipulując mną jak kukiełką w teatrze.
Kiedy próbowałam stanąć na własne nogi, zawsze kończyło się to awanturą i łzami. Iwona wytykała mi brak wdzięczności, mówiąc, że chce dla mnie dobrze, podczas gdy ja podobno traktuję ją jak służącą. Wewnętrznie wręcz kipiałam z wściekłości, ale nie byłam w stanie szczerze jej tego wszystkiego wyrzucić.
Patrząc na nią, można było odnieść wrażenie kruchości i bezbronności. Nieraz zerkałam przez szybę, kiedy zmierzała do swojego miejsca pracy. Choć wiek wskazywał na młodą kobietę, jej pochylona, wątła postać przywodziła na myśl osobę w podeszłym wieku. Iwona miała w sobie naturalną urodę, ale zdawała się być całkowicie sama – bez bliskich osób i znajomych wokół siebie.
Rozmawiałam przez telefon z mężem o całej sytuacji. Pamiętał Iwonkę z liceum.
– Ta dziewczyna jest dokładnie taka sama jak kiedyś – powiedział i poradził mi, żebym odpuściła sobie tę znajomość dla własnego dobra. – Ona żeruje na twojej energii! – tak to ujął, kiedy przedstawiłam mu sprawę. – Zepsuła ci humor swoimi problemami i poczuciem winy, które na ciebie zrzuca. Musisz jasno pokazać jej, gdzie jest granica.
Pewnego dnia nabrałam odwagi i zdecydowałam się działać. Na dźwięk domofonu powiedziałam wprost, że mam na głowie masę rzeczy do zrobienia (bo faktycznie tak było) i nie znajdę czasu na rozmowę. Dodałam również, że będziemy musiały rzadziej się widywać, bo ledwo nadążam z pracą i dokumenty piętrzą się na moim biurku.
Nie spodziewałam się takiej odpowiedzi z jej strony, co przyniosło mi ogromną ulgę. Podeszła do sprawy bardzo wyrozumiale.
– Oj kochana, widzę, że masz urwanie głowy. Nie będę więc zawracać ci dłużej głowy. Jakbyś czegoś potrzebowała...
– Dziękuję ci bardzo, wiem o tym – przerwałam jej od razu.
Poczułam się jak nowo narodzona po tym, jak skończyłyśmy rozmawiać! Wydaje się, że Iwona nareszcie zrozumiała mój punkt widzenia.
Była zazdrosna o moje życie
Siedem dni później niespodziewanie odwiedził mnie Rafał – kumpel z czasów podstawówki. Potrzebował pomocy przy ogarnianiu podatków. Spędziłam jakieś 60 minut na przedzieraniu się przez jego papiery, a później zaczęliśmy się śmiać, przypominając sobie różne historie z naszych szkolnych lat. Gdy Rafał pokazywał mi zdjęcia swojej żony i dziecka, ja wyciągnęłam album weselny. Dochodziła siódma wieczorem, więc zaproponowałam, żeby coś przekąsić przy herbacie. W trakcie jedzenia usłyszeliśmy pukanie do drzwi. Jak się spodziewałam – przyszła Iwona.
– Pewnie nie masz czasu na kuchnię przy takiej harówce... – powiedziała przekraczając próg. – Przyniosłam ci domowe ciasteczka z owocami – pokazała talerz owinięty folią spożywczą.
W jednej chwili zorientowała się, że ktoś jeszcze tu jest. Nie miałam nawet szansy zareagować, kiedy ona cisnęła talerz w podłogę!
– To tak się bawisz w tę swoją pracę?! Chciałaś się mnie po prostu pozbyć, by móc siedzieć z tym fagasem! Ty dziwko! – wrzasnęła mi w twarz, po czym wybiegła, trzaskając drzwiami na całe mieszkanie.
– Co się właściwie wydarzyło? – podskoczył przestraszony Rafał. – Lepiej na nią uważaj, bo nigdy nie wiadomo, co jej strzeli do głowy – tak skomentował całą sytuację, gdy mu opowiedziałam. – Jakbyś kiedyś potrzebowała pomocy, po prostu daj znać. Od razu przyjadę – obiecał.
Od razu po wyjściu Rafała złapałam za komórkę i zadzwoniłam do męża. Tym razem Janek rozmawiał ze mną zupełnie inaczej niż zwykle – bardzo zdecydowanie i twardo. Powiedział wprost, że mam natychmiast przestać utrzymywać jakikolwiek kontakt z Iwoną.
Byłam zmuszona wyznaczyć granice
Dzień za dniem upływał, aż postanowiłam wyskoczyć do sklepu. Kiedy chodziłam między regałami, zauważyłam dziwne spojrzenia innych kupujących. W zeszłą niedzielę w kościele zdarzyło się coś nietypowego – sąsiadka z mojego bloku celowo nie chciała przekazać mi znaku pokoju. Potem, czekając w kolejce pocztowej, dobiegały mnie stłumione rozmowy za plecami... Dopiero wizyta znajomej, której wcześniej pomagałam z PIT–em, pozwoliła mi zrozumieć, o co w tym wszystkim chodziło.
– Ta Iwona mieszkająca po drugiej stronie korytarza opowiada dziwne historie na pani temat. Szczerze mówiąc, krępuję się o tym mówić – oznajmiła niepewnym tonem.
Ponieważ nalegałam, w końcu niechętnie wyjaśniła:
– No bo widzi pani... ludzie gadają, że przychodzą do pani jacyś ludzie i że pani doradza im, jak oszukiwać urząd skarbowy...
Tym razem posunęła się za daleko! Zadzwoniłam do Iwony, ale ona od razu się rozłączyła. Nie dałam za wygraną i postanowiłam pójść do niej osobiście. Oczywiście zabrałam ze sobą kuzynkę, żeby była świadkiem naszej rozmowy. Ta moja tak zwana „przyjaciółka”, nie wiedząc, co ją czeka, otworzyła nam drzwi.
– Jak nie przestaniesz rozpowiadać tych kłamstw o mnie, to sprawa trafi do sądu! Pozwę cię za oczernianie! – wyrzuciłam z siebie bez owijania w bawełnę.
Ja jej nie pomogę
Na schodach przed mieszkaniem Iwona nagle się rozkleiła. Wyła na cały regulator i wrzeszczała, że jestem beznadziejną oszustką, która robi w balona nie tylko swojego chłopaka, ale też całe grono znajomych. Cały blok mógł się za darmo nacieszyć tym przedstawieniem, ale kompletnie mnie to nie obchodziło.
– Słuchaj, Iwona, potrzebujesz pomocy specjalisty – rzuciłam stanowczym głosem. – Kompletnie nic ci nie jestem winna. Nigdy w życiu nie wyrządziłam ci żadnej krzywdy! Przestań wreszcie robić ze mnie jakieś monstrum i rozpustnicę, bo mój mąż i tak nie da się nabrać na te bzdury... A co do tych wszystkich oskarżeń o oszustwa – tego ci nie daruję. Jeśli jeszcze raz usłyszę te niedorzeczne plotki, spotkamy się w sądzie za zniesławienie.
Chyba naprawdę się mnie przestraszyła po tym, jak jej zagroziłam, bo wreszcie dała mi spokój. Podejrzewam jednak, że kontrola z urzędu skarbowego to jej sprawka. Dobrze, że wszystko mam w porządku z dokumentami, więc niczego mi nie udowodnili. Teraz mogę w końcu normalnie funkcjonować, bez stresu i niepokoju.
Czuję wielką ulgę, że już nikt nie wtrąca się w moje sprawy. Zauważyłam, że Iwona ostatnio kręci się sporo wokół nowej lokatorki ze swojej kamienicy. Wygląda na to, że znalazła kolejną osobę do dręczenia. Muszę jak najszybciej ostrzec tę kobietę, zanim Iwona zamieni jej życie w koszmar pełen wyrzutów sumienia i ciągłych zmartwień.
Edyta, 31 lat
Czytaj także:
„Szalałam na stoku, a mąż siedział w hotelu obrażony. Tej zimy miałam ciekawsze towarzystwo niż tego nadętego gbura”
„Gdy brat zakochał się w nauczycielce, byliśmy na językach wszystkich. Myślałam, że już nie powtórzy tego błędu”