„Harowałem i wysyłałem żonie pieniądze zza granicy. Byłem w szoku, gdy się dowiedziałem, na co je wydała”
„Zajrzałem na konto i złapałem się za głowę. Od kilku miesięcy przelewałem tam pieniądze z górką, żeby zbierały się jakieś oszczędności. Chciałem, żeby Kasia miała poczucie, że gdyby coś się wydarzyło, to ma zapas finansowy, żeby nie musiała się martwić”.

- Listy do redakcji
Już od kilku lat się męczyłem. Chociaż udało mi się zbudować dom i założyć rodzinę, ledwo wiązałem koniec z końcem i czułem się z tego powodu coraz bardziej sfrustrowany. Byłem dobrym, wykwalifikowanym budowlańcem. Miałem swój malutki biznes, który przez wiele lat pozwalał na wygodne życie. Żona wymarzyła sobie jednak dom, który finalnie wyszedł nam większy niż miał być początkowo.
Byłem głową rodziny
– Kto wie, może jeszcze powiększy nam się rodzina? Lepiej planować na zapas niż za kilka lat znowu robić rewolucję i wszystko zmieniać – argumentowała.
Zgodziłem się z nią, choć oznaczało to, że będziemy musieli zaciągnąć jeszcze większy kredyt. Mieliśmy już dwójkę dzieci: czteroletniego Jasia i dwuletnią Kamilkę, ale faktycznie, kto wie jak potoczy się dalej życie. Jako że dzieciaki urodziły nam się w niewielkim odstępie czasu, moja żona Kasia była pełnoetatową mamą. I ona się w tym spełniała, i ja czułem się z tym dobrze. Wolałem, żeby dzieci wychowywały się na co dzień z rodzicem, niż z niańką, ale nigdy tego na niej nie wymuszałem.
– Jeśli chcesz, poprosimy o pomoc rodziców, weźmiemy jakąś opiekunkę i będziesz mogła wrócić do pracy – proponowałem.
– Nie muszę – odparła Kasia. – Dobrze mi tu w domu. Jeśli tylko uważasz, że nas na to stać, wolę dbać o dom i dzieci. Cieszyć się tym czasem, który tak szybko mija.
Mieliśmy więc w pełni uzgodniony układ. Bynajmniej nie miałem do Kasi żadnego żalu, że nie chce pracować. Nie zmieniało to jednak faktu, że ciężar zapewnienia bytu rodzinie spoczywał w całości na moich barkach. Czułem się za to odpowiedzialny, w końcu byłem mężem i ojcem. Nie uskarżałem się. Gdy jednak do codziennych zmagań doszedł mi spory kredyt za dom, a potrzeby dzieci zaczęły szybko rosnąć, zacząłem się martwić o przyszłość. Starałem się nie okazywać Kasi słabości, ale wiedziałem, że ledwo wiążemy koniec z końcem. „Jeśli tylko wysypie się coś niespodziewanego, będziemy mieli kłopoty”, myślałem zmartwiony. Wtedy zacząłem myśleć o wyjeździe za granicę.
Kuzyn załatwił mi pracę
Propozycja, którą dostałem od kuzyna miesiąc później, spadła mi jak z nieba. Miałem już dosyć wszystkiego: harowałem jak wół, ale nadal ledwo wystarczało na podstawowe potrzeby. Niczego nie oszczędzałem, wszystko szło na życie.
– Wiem, że to nie będzie łatwe, ale w rok albo dwa zarobię tam cztery razy więcej niż tutaj. Na miejscu mogę oszczędzać na wszystkim, nie muszę mieszkać w luksusach. Każdy grosz będę wysyłał wam – zapowiedziałem żonie.
Nie była przekonana do tego pomysłu.
– Ale to jednak znaczy, że będę miała na głowie dwójkę małych dzieci, zupełnie sama – martwiła się.
– Rozumiem, że się boisz. To nie jest idealna opcja, żadna, w której nie jesteśmy wszyscy razem, nie jest idealna – mruknąłem. – Ale nie proponowałbym ci tego, gdybym nie miał wyboru. Naprawdę mi tu ciężko.
Kasia wiedziała, że chcę wyjechać tylko dlatego, żeby wszystkim nam było lepiej. Umówiliśmy się więc, że spróbujemy takiego układu i już miesiąc później byłem w Belgii i pracowałem nad swoim pierwszym zleceniem. Kuzyn polecił mnie pewnemu finansiście, który budował swój dom pod Brukselą. Powiedział, że załatwi mu kogoś, kto zrobi robotę skrupulatnie i porządnie, ale taniej niż lokalny majster.
Dawałem z siebie wszystko
Wiedziałem, że nie zawiodę, bo zawsze traktowałem swoją pracę poważnie. Przykładałem się, nie rozciągałem terminów, żeby tylko wyciągnąć więcej kasy za obijanie się, nigdy nie piłem i nie robiłem niczego po łebkach. Klienci to doceniali, ale coraz mniejsza liczba Polaków się budowała, więc i pracy miałem coraz mniej. Nie miałem na to wpływu.
Byłem zdeterminowany, żeby udowodnić zagranicznemu klientowi, że jestem godny polecenia. Chciałem jak najszybciej wyrobić sobie dobrą opinię, żeby polecał mnie dalej. Zadziałało. Wkrótce rozdzwoniły się telefony, a mój kalendarz się zapełnił.
– Mam kupę roboty i kasa jest naprawdę dobra. Przez kilka miesięcy nadpłacę kredyt i zmniejszy nam się rata. Będzie dużo luźniej – ekscytowałem się, gdy dzwoniłem do żony.
– To dobrze, cieszę się, że ci się tam podoba – odpowiedziała.
Zdziwiła mnie ta uwaga. „Podoba? Wcale mi się nie podoba, ale cieszę się, że będziemy w lepszej sytuacji finansowej”, pomyślałem. Moim priorytetem było jednak szczęście mojej rodziny.
W Belgii żyłem w spartańskich warunkach. Może nie mieszkałem z karaluchami, ale pokój, który wynajmowałem był bardzo skromny. Nie jadłem na mieście, nie chadzałem do kina, nie kupowałem nowych ciuchów. Wydawałem absolutne minimum na rachunki i jedzenie, a całą resztę wysyłałem Kasi. Gdybym tylko wiedział, co żona robi z tą kasą...
Zaniepokoił mnie telefon od siostry
Być może o niczym bym się nie dowiedział, gdybym nie dostał cynku od mojej siostry. O czym mówię? Magda któregoś razu odwiedziła Kasię i moje dzieci. Zadzwoniła do mnie od razu po wizycie.
– Krzysiek, bardzo nie chcę siać fermentu, ale... Muszę ci o czymś powiedzieć – zaczęła nieśmiało.
– Co takiego?
– Wspominałeś, że macie jakieś problemy finansowe, prawda? Że wszystko pakujecie w kredyt i tak dalej.
– Zgadza się. Jest trochę lżej, odkąd dobrze zarabiam, ale nadal naszym priorytetem jest kredyt, nie wydajemy kasy na głupoty – odparłem.
– No właśnie o to chodzi... Wydaje mi się, że Kasia... – Magda jąkała się, jakby nie umiała się wysłowić. – W domu było bardzo dużo nowych rzeczy: dzieci miały całą masę nowych ubranek, Kasia powiedziała, że dopiero co zrobiła spore zakupy kosmetyczne. Poznałam po opakowaniach, to były same markowe kosmetyki. W korytarzu leżały pudła po dopiero co rozpakowanych ciuchach zamówionych przez internet. Wyglądało... rozrzutnie.
Zamilkłem. Z jednej strony czułem złość i było mi wstyd przed siostrą, że moja żona zaprezentowała przed nią tak głupie zachowanie, a z drugiej nie wierzyłem, że mogła tak nierozsądnie wydawać pieniądze.
– Dzięki, Magda. Pogadam z Kasią – odparłem bezbarwnie.
– Naprawdę przepraszam, jeśli powiedziałam coś. nie tak. Po prostu wiem, jak ciężko pracujesz i nie chciałabym...
– Wiem – przerwałem jej. – Doceniam.
Skontrolowałem żonę
Nie musiałem pytać Kasi o jej wydatki. Miałem dostęp do konta, z którego korzystała. Prawie nigdy tam nie zaglądałem, bo nie należałem do kontrolujących facetów. Przelewałem kasę, a Kasia nią rozporządzała i planowała domowe wydatki. Dotąd nie miałem żadnych powodów, żeby ją sprawdzać. Ale teraz... Musiałem się upewnić, że to, co powiedziała Magda, faktycznie było prawdą.
Zajrzałem na konto i złapałem się za głowę. Od kilku miesięcy przelewałem tam pieniądze z górką, żeby zbierały się jakieś oszczędności. Chciałem, żeby Kasia miała poczucie, że gdyby coś się wydarzyło, to ma zapas finansowy, żeby nie musiała się martwić o to, co będzie nie tylko jutro, ale i za parę tygodni.
Nie spodziewałem się jednak, że będzie wydawać wszystkie te pieniądze na bieżąco! I to na co? Kosmetyki, ciuchy, wizyty u kosmetyczki, u fryzjera, w knajpach... Ja harowałem, odmawiając sobie nawet wyjścia na kawę na miasto, a moja żona bawiła się w Polsce jak bogaczka za moją ciężko zarobioną kasę!
Byłem wściekły
Nie wiedziałem, co zrobić z tą sytuacją. Powinienem był od razu skonfrontować Kaśkę z tym, czego się dowiedziałem, ale nie chciałem z nią rozmawiać. Czułem się oszukany i wykorzystany, a żona zupełnie zawiodła moje zaufanie.
O wszystkim dowiedziałem się ponad tydzień temu. Nie rozmawiałem jeszcze z żoną. Pisałem jej tylko SMS–y, że jestem zmęczony i mam masę pracy i zadzwonię, jak będę miał więcej czasu. Tak naprawdę jej unikam. Boję się tego, co mogę usłyszeć. Bo co, jeśli powie, że nie widzi niczego złego w tym, co zrobiła? Że zasługuje na odrobinę luksusu, bo od kilku lat zaciskamy pasa? Poczuję się jak porażka, bo przecież obiecałem jej, że o nią zadbam.
Kasia naprawdę zasługuje na to, co najlepsze. Ale jak może być taką egoistką, kiedy ja żyję od wypłaty do wypłaty tylko po to, żebyśmy jak najszybciej pozbyli się kredytu? I to za dom, o którym to ona marzyła, a nie ja!
Krzysztof, 34 lata