Reklama

Niektóre wieczory mają smak zmęczenia. Siedzieliśmy wtedy przy stole. Natalia patrzyła przez okno, jakby za szybą była inna rzeczywistość, ciekawsza od tej, w której siedziałem ja. Pracowałem dziesięć godzin, ale i tak próbowałem jeszcze być obecny dla niej.

– Może pojechalibyśmy dokądś? – Rzuciłem, próbując nawiązać rozmowę. – W góry, choćby na weekend? Tylko we dwoje, jak kiedyś.

Była znudzona

Nie odpowiedziała od razu. Wzruszyła ramionami.

– Nie wiem, Wojtek… Ostatnio mam wrażenie, że wszystko się powtarza. Praca, dom, rachunki. Nic się nie dzieje. Życie jak z zegarka.

Powinienem wtedy coś powiedzieć, że przecież żyjemy razem, że dom to nasze wspólne marzenie, że to wszystko – kredyt, wieczory, zmęczenie – to inwestycja w przyszłość. Ale znałem ten ton. Obojętność, podszyta czymś więcej.

– Zobaczysz, wszystko się ułoży – wymusiłem uśmiech. – Spłacimy kredyt, weźmiemy dłuższy urlop. Mówiłaś kiedyś o Lizbonie…

Natalia nie odpowiedziała, tylko przekręciła pierścionek na palcu, patrząc gdzieś w bok. Chciałem wierzyć, że to po prostu rutyna. Kochałem ją, naprawdę.

Jakiś miesiąc później wracałem z pracy późno, jak zwykle. Ciemno było już od kilku godzin, a na klatce schodowej pachniało lakierem i stęchlizną. W naszym mieszkaniu panowała cisza. Nie taka ciepła, domowa, tylko taka, w której człowiek od razu czuje, że coś jest nie tak.

Nie poznawałem jej

Natalia siedziała przy stole. Laptop otwarty, ekran oświetlał jej twarz. Zmarszczyłem brwi. Nawet się nie odwróciła, kiedy wszedłem. Postawiłem torbę w przedpokoju, zdjąłem kurtkę. Chciałem powiedzieć coś lekkiego, w stylu „żyjesz jeszcze?”, ale zrezygnowałem. Milczenie aż dzwoniło w uszach.

– Już wróciłeś – rzuciła w końcu. Zabrzmiało to, jakby nie wiedziała, że mieszkamy razem.

– Tak. Dłużej zostałem, bo Krystian znowu nie ogarnął zamówienia. Musiałem to poprawiać. Coś jadłaś?

– Zamówiłam sobie coś wcześniej – odpowiedziała i zamknęła laptop. – Nie czekałam, bo wiedziałam, że znowu się zasiedzisz.

Usiadłem na kanapie i się przeciągnąłem. Chciałem zapytać, jak jej dzień, co nowego, ale ona już wstała i zaczęła zbierać swoje rzeczy.

– Masz coś do powiedzenia? – zapytała nagle.

– Co masz na myśli?

– No nie wiem. Może coś więcej niż „coś jadłaś?”. Może coś ważniejszego?

Miała jakieś żale

Poczułem, jak we mnie coś się unosi, jak fala. Nie chciałem się kłócić.

– Natalia, co ty chcesz ode mnie usłyszeć? Że jestem zmęczony? Jestem. Że haruję, żebyśmy mogli to wszystko spłacać? Haruję, codziennie. I jeszcze mam wracać i przepraszać, że wracam zmęczony?

– Nie o to chodzi – powiedziała chłodno. – Tylko mam wrażenie, że praca jest dla ciebie ważniejsza niż ja.

Wstałem. Głowa mi pulsowała.

– Praca jest ważna, bo dzięki niej mamy dach nad głową, bo nie musimy się martwić, co zjemy, bo wzięliśmy kredyt, a ja nie mam nikogo, kto by go za nas spłacił.

– To tylko dom, Wojtek.

– Tylko? – zaśmiałem się bez radości. – Czasem myślę, że jesteś ze mną tylko dla tego mieszkania.

Spojrzała na mnie i powiedziała to najspokojniej, jak można było.

– Może coś w tym jest.

Zamurowało mnie

Patrzyłem na nią długo. Nie miałem siły pytać, co miała na myśli. Żyliśmy w dwóch różnych światach: ona w swoim chłodzie, ja w swoim niezrozumieniu. Gdy poszła do sypialni, siedziałem jeszcze chwilę i wpatrywałem się w ciemne okno. Zacząłem się zastanawiać, czy to wszystko jeszcze w ogóle ma sens. Czy to ja się oszukuję, czy po prostu nie umiem odpuścić?

Następnego wieczoru pojawiła się w drzwiach salonu w czarnej marynarce i błyszczących butach. Miała tę swoją minę – spokojną, lekko znudzoną. Spojrzała na mnie, jakby chciała mi przekazać, że wszystko, co się zaraz wydarzy, jest nieuniknione.

– Złożyłam pozew – powiedziała cicho, ale bez wahania.

– Co?

– Rozwodowy.

Nie zrozumiałem od razu. Próbowałem złapać oddech, jakbym dostał w żołądek. Nie krzyczałem, nie zapytałem dlaczego. Nie było sensu.

– Dlaczego teraz? – zapytałem w końcu.

– Bo wszystko już gotowe.

Zabrzmiało to tak technicznie, jakby chodziło o remont kuchni.

Wszystko zaplanowała

Dwa tygodnie później siedzieliśmy naprzeciwko siebie w sądzie. Miała ze sobą prawniczkę – chłodną, pewną siebie kobietę, która mówiła o mnie, jakbym był cyferką w arkuszu kalkulacyjnym.

– Rozdzielność majątkowa, wniosek o podział nieruchomości, lista zobowiązań kredytowych – wyliczała.

Natalia nie odezwała się ani razu. Patrzyła gdzieś w bok, spokojna. Ja patrzyłem na nią i próbowałem zrozumieć, co się właśnie dzieje. Wszystko miała przygotowane, nawet to, jak usiądzie i gdzie położy ręce. Po rozprawie powiedziała tylko jedno zdanie:

– Tak będzie lepiej dla nas obojga.

Wychodziła z sądu, jakby wracała z zakupów. Ja zostałem z długiem, bez mieszkania i bez odpowiedzi. Zadzwoniłem do kilku znajomych. Milczenie po drugiej stronie było dłuższe niż zazwyczaj, albo w ogóle nie odbierali. Chyba nikt nie chciał wybierać stron. Tylko Bartek odebrał od razu.

– Spotkajmy się – powiedziałem. – Nie chcę siedzieć sam.

Stanąłem na nogi

Usiedliśmy na ławce przy wiadukcie, piliśmy gorącą kawę z papierowych kubków. Bartek nie zadawał zbyt wielu pytań. Wiedział już wszystko.

– Widziałem ją kiedyś – powiedział w końcu. – Była z jakimś gościem. Trochę się wtedy zdziwiłem, ale uznałem, że może to z pracy.

Spojrzałem na niego, a potem w ziemię. Poczułem ciężar w brzuchu. Wiedziałem już, że to nie był przypadek, chwilowa fascynacja. Romans trwał od dawna.

– Wszystko miała zaplanowane – powiedziałem. – Nawet kiedy mnie wyrzucić z mieszkania, które wspólnie kupiliśmy.

Bartek nic nie odpowiedział, tylko poklepał mnie po ramieniu. Wtedy dopiero zrozumiałem, że zostałem sam. Nie tylko bez niej, ale też bez tej wersji życia, którą sobie ułożyłem. Krok po kroku, cegła po cegle.

Wynająłem pokój na ostatnim piętrze starej kamienicy. Nikt nie pytał, skąd jestem ani dlaczego mieszkam sam. I to mi pasowało. Wieczorami wracałem, zjadałem coś prostego, czasem zasypiałem przy włączonym radiu. Nie miałem już marzeń do planowania. Wszystkie te, które budowałem przez lata, ktoś mi zabrał, zanim zdążyłem je wypowiedzieć na głos.

Nie wiedziałem, kim byłem dla niej. Ale wiedziałem już, kim nie chcę być dla nikogo więcej.

Wojciech, 44 lata

Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie prawdopodobieństwa są całkowicie przypadkowe.


Czytaj także:

Reklama
Reklama
Reklama