„Harowałam dniami i nocami, a mąż wciąż traktował mnie jak powietrze. Gdy w końcu się zbuntowałam, był w szoku”
„Słyszałam, jak Marek biega po całym domu, zapewne, żeby mnie znaleźć. Rozczochrany, w wymiętej koszuli i bez krawata, wyglądał całkiem zabawnie. To jednak jego zszokowana mina wywołała mój uśmiech. Miło, że w końcu sobie przypomniał, że ma żonę!”.

- listy do redakcji
Wbrew powszechnemu przekonaniu mojego otoczenia – i tego bliższego, i tego dalszego, nie wyszłam za Marka dla kasy. Owszem, imponowało mi, że prowadzi wielką sieć logistyczną, a ta przynosi niebotyczne zyski, jednak nie to było najważniejsze. Naprawdę go kochałam. Kiedy nie pracował i nie zajmował się tym, co z pracą związane, był naprawdę równym gościem. Miły, szarmancki, z poczuciem humoru, chętnie zabierał mnie na długie romantyczne spacery i za każdym uwzględniał to, na co miałam obecnie ochotę.
– Nie będziesz musiała nic robić! – rozpływała się nad przyszłością, jaka się podobno przede mną rysowała, moja starsza siostra, Agata. – Będziesz tylko leżeć i pachnieć, a i tak kasy wam nie zabraknie! Czy to nie wspaniałe?
– Cóż, chyba trochę za bardzo wszystko upraszczasz… – mruknęłam. – Poza tym mam zlecenia. Nawet jeśli będę pracować z domu, to dalej obowiązek. I nie, nie zrezygnuję z niego, bo naprawdę to lubię. I nie chcę czuć się bezużyteczna.
– E tam – Agata tylko machnęła ręką. – Będziesz miała życie jak z bajki! Zobaczysz!
Z początku nawet trochę w to wierzyłam. Tuż po ślubie rzeczywiście pracowałam mniej. Brałam niewiele zleceń, bo jakoś tak wychodziło, że musiałam ogarniać dom, a było czym się zająć. Potem urodziły nam się dzieci – Kaja i Piotrek, Marek rzucił się w wir pracy, a ja przestałam mieć czas na cokolwiek.
Daleko temu było do bajki
Wcale nie było łatwo tak żyć. Markowi wiecznie przydarzały się jakieś nowe kontrakty, współprace, ważne spotkania i wyjazdy w delegacje. Z czasem przestałam w ogóle się w tym łapać, a on z każdym miesiącem mówił coraz mniej. W końcu doszło do tego, że prawie przestaliśmy ze sobą rozmawiać, bo on albo gdzieś się bardzo śpieszył, albo był potwornie zmęczony i potrzebował odpocząć. Dzieciaki przyzwyczajały się powoli, że tata nigdy nie ma dla nich czasu, bo robi „bardzo ważne rzeczy”, a z każdym problem – no przecież – idzie się do mamy.
Nie skarżyłam się, ale powoli coś we mnie narastało. Ogarnięcie ogromnej willi, mając na głowie dwójkę dzieci, które najpierw całymi dniami przesiadywały ze mną w domu, potem natomiast nadspodziewanie szybko wracały ze szkoły, stanowiło nie lada wyzwanie. Zwłaszcza że wciąż upierałam się przy robieniu zleceń – bez nich najpewniej bym oszalała. Czasem nie wyrabiałam się do tego stopnia, że pranie robiłam, gdy wszyscy szli spać, a prasowałam w środku nocy.
A Marek? W ogóle tego nie zauważał. Przyzwyczaił się, że zawsze ma wszystko przygotowane, gotowe właściwie w stu procentach, a on przecież w domu nie miał potrzeby kiwnąć nawet palcem.
Miałam ochotę nim potrząsnąć
To już nawet nie chodziło o to, że mi nie pomagał. Miał przecież co robić, ciągle siedział w tych swoich zawodowych sprawach i przynosił do domu ogromne pieniądze. Ale żeby chociaż porozmawiać. Od czasu do czasu przypomnieć sobie o rodzinie, zauważyć, że ten wielki dom nie sprząta się sam, a w naszym towarzystwie nie tylko on się męczy.
– Oj, tobie to nawet książę by nie dogodził – gderała Agata, gdy jej się kiedyś pożaliłam, że ledwo znajduję chwilę na porządne spanie. – Kasy ma jak lodu, dom jak pałac i jeszcze narzeka!
Nie chciało mi się z nią dyskutować – i tak by nie zrozumiała. Na pewno wysunęłaby argument, że ona też pracuje i ogarnia dom, a daje sobie radę. Szkoda tylko, że ona zajmowała się małym, dwupokojowym mieszkankiem, a ja piętrową willą z ogrodem!
Dzięki Irce straciłam zahamowania
– Ty źle wyglądasz, Beata – zwróciła mi uwagę najbliższa przyjaciółka, Irka, gdy udało mi się wyrwać z nią jeden jedyny raz na kawę. – Spałaś coś dzisiaj?
Skrzywiłam się nieznacznie.
– Nie bardzo – westchnęłam. – Podobnie jak wczoraj, przedwczoraj i przez cały ubiegły tydzień.
Irka poprawiła się na miejscu i zaczęła mi się przypatrywać z większym przejęciem.
– Ale czekaj, dlaczego? – rzuciła, najwyraźniej nie rozumiejąc, o co tu chodzi. – Coś się dzieje? Masz jakieś zmartwienie?
– A… wiesz, taki los żony, co to nie pracuje – uśmiechnęłam się krzywo. – Siedzę w domu z dzieciakami, sprzątam, piorę, pracuję, pomagam w projektach na lekcje, wymyślam zabawy… No, sama rozumiesz, życie.
Przyjaciółka pokręciła głową z niedowierzaniem.
– No dobra, a Marek? – drążyła. – Nic nie pomaga?
Parsknęłam w swoją szklankę.
– Marek ogarnia pracę, potem leży zmęczony i w zasadzie tyle – przyznałam. – Żadnych rozmów, żadnego spędzonego razem czasu, no i jeszcze wiesz, przyzwyczaił się, że wszystko ma gotowe na już.
– Bo go do tego przyzwyczaiłaś! – stwierdziła z przekąsem. – On ma pracę, wraca do domu i odpoczywa, bo tyle się narobił. A ty? Ty nawet na chwilę z tej swojej pracy nie wychodzisz! A jak cię znam, to pewno jeszcze te swoje zlecenia robisz.
Uśmiechnęłam się przepraszająco, ale nic nie powiedziałam.
– Beata, tak nie można! – jęknęła. – Ty pozwalasz mu na wszystko, a on to wykorzystuje! Postaw się wreszcie! Przecież też masz swoje potrzeby! Poza tym, jak tak dalej pójdzie, to się zwyczajnie, dziewczyno, wykończysz!
Wracając do domu, długo myślałam o tym, co mi powiedziała. No i doszłam do wniosku, że w sumie ma rację. Za dużo razy przymykałam na to wszystko oko. Za długo to tolerowałam. A Marek w ogóle mnie nie zauważał – jakbym była powietrzem. Stałym wyposażeniem domu, które nie miało prawa się zepsuć. A ja właśnie uznałam, że pora ten mit obalić.
W końcu mu pokazałam
Kolejnego dnia nie wstałam rano, a postanowiłam spać do dziesiątej. Poprosiłam mamę, by odwiozła dzieciaki do szkoły i nie przejmowałam się tym, co będzie robił Marek. Chyba jakoś sobie poradził, bo kiedy się obudziłam, w domu panowała błoga cisza, a jego nie było. Nie śpiesząc się, zrobiłam więc sobie śniadanie, a potem, jak nigdy, zasiadłam do zleceń. Zignorowałam czekające pranie i górę rzeczy do prasowania, nie kiwnęłam też palcem w kierunku sprzątania. Przecież wcale nie miałam na nie ochoty.
Obiad zrobiłam tylko dla dzieci i siebie, a potem walnęłam się na sofie. Dzieciom pozwoliłam oglądać telewizję – jak nigdy, a sama zajęłam się czytaniem książki. W sumie nawet już nie pamiętałam, kiedy ostatni raz udało mi się do jakiejś zajrzeć. No i w końcu doczekałam się powrotu pana domu.
Leżałam rozciągnięta na sofie i czekałam. Słyszałam, jak Marek biega po całym domu, zapewne, żeby mnie znaleźć. Trochę pokrzyczał na dzieci, trochę poprzeklinał, a w końcu stanął zasapany w progu pokoju. Rozczochrany, w wymiętej koszuli i bez krawata, wyglądał całkiem zabawnie. To jednak jego głęboko zszokowana mina wywołała uśmiech na mojej twarzy. No, miło, że w końcu sobie przypomniał, że ma żonę!
– Beata, dlaczego to jest całe wymięte? – spytał. – Mam ważne spotkanie, potrzebuję koszuli…
– Jak nie wyprasowałeś, to jest wymięte – zauważyłam spokojnie.
– Ale kiedy miałem to zrobić? – rzucił z pretensją. – Byłem w pracy, załatwiałem ważne dokumenty, a ty…
– A ja codziennie ogarniam dzieci, dom, robię zlecenia, gotuję obiad, przygotowuję śniadania i kolacje… Mam wymieniać dalej? – spytałam. – Bo jeśli uważasz, że na to nie potrzeba czasu ani siły, to możemy się zamienić.
Patrzył na mnie przez dłuższą chwilę z miną, która świadczyła o tym, że najchętniej by mnie teraz wyśmiał, ale ostatecznie nie powiedział nic, odwrócił się na pięcie i wyszedł.
Teraz jest jakby bardziej obecny
Choć prawdę mówiąc wcale się tego nie spodziewałam, moja mała terapia szokowa zadziałała. Marek podzielił się obowiązkami ze swoim zastępcą, wraca teraz wcześniej i nie angażuje się we wszystkie biznesowe spotkania. Ostatnio zaczął nawet pytać, czy z czymś mi nie pomóc, a potem przypomniał sobie, że od czasu do czasu warto by gdzieś wyjść we dwoje.
W dodatku nagle okazało się, że istnieje szansa na spędzenie rodzinnego weekendu, a niektórymi obowiązkami domowymi można się po prostu podzielić.
Beata, 39 lat
Czytaj także:
„Teściowa zrobiła ze mnie swoją służącą. Przynieś to, przynieś tamto. Może mam jej jeszcze wymasować stopy?”
„Prezent od męża na Dzień Kobiet doprowadził mnie do łez. Od razu wiedziałam, że muszę szykować papiery rozwodowe”
„Zamiast w kochanka mąż nocą zmienia się w ryczący traktor. Marzę, by robić coś innego, niż zatykanie uszu”