„Gdyby nie sąsiadka nigdy nie poznałbym prawdy. Zrozumiałem, dlaczego ojciec nie darzył mnie ciepłymi uczuciami”
„Nie mogłem liczyć na ojca. Zawsze był zamknięty, ale tym razem czułem, że panicznie boi się prawdy. A jeśli bał się prawdy, to znaczyło, że było coś do ukrycia”.

- redakcja
Gdy w końcu wynająłem własne mieszkanie, poczułem ulgę. Po latach życia pod jednym dachem z ojcem mogłem wreszcie oddychać swobodnie. Nie musiałem już wysłuchiwać jego wiecznych narzekań, kąśliwych uwag czy pretensji, których nigdy nie brakowało. Czułem, że zaczynam nowy rozdział. Nie miałem wielkich oczekiwań – chciałem po prostu spokoju. Praca, zakupy, Netflix wieczorami. Żadnych zobowiązań, żadnych niepotrzebnych interakcji.
Wydawała się miłą kobieciną
Jednak samotność, której tak bardzo pragnąłem, nie trwała długo. Już pierwszego tygodnia w nowym miejscu usłyszałem ciche pukanie do drzwi. Otworzyłem i zobaczyłem staruszkę, którą mijałem kilka razy na klatce. Pani Zofia, jak się przedstawiła, miała problem – potrzebowała pomocy przy wniesieniu ciężkich zakupów. Zanim zdążyłem wymyślić wymówkę, już trzymałem w rękach torby.
Kolejne dni przynosiły kolejne drobne przysługi. A to żarówka do wymiany, a to radio do ustawienia. Nie mogłem powiedzieć „nie”, zwłaszcza gdy patrzyła na mnie tymi swoimi smutnymi oczami. W końcu zaproponowała mi herbatę. I tak zaczęły się nasze rozmowy, podczas których coraz bardziej intrygowała mnie przeszłość pani Zofii. Jednak dopiero pewnego dnia, podczas porządków w jej mieszkaniu, odkryłem coś, co sprawiło, że moje dotychczasowe życie zaczęło przypominać kłamstwo.
Nie planowałem spędzać u pani Zofii więcej czasu, niż było to konieczne. Wpadłem, pomogłem i wracałem do siebie. Tak było do momentu, gdy poprosiła mnie o przyniesienie starego pudła z pawlacza. Sam nie wiem, czemu się zgodziłem. Może dlatego, że wyglądała tego dnia wyjątkowo słabo, a może po prostu z przyzwyczajenia.
Odkryłem to przez przypadek
Pudło było ciężkie i pokryte grubą warstwą kurzu. Postawiłem je na stole i odruchowo otworzyłem wieko, chcąc sprawdzić, czy niczego nie uszkodziłem. Nie spodziewałem się, że znajdę w środku stertę starych fotografii i pożółkłych listów. Jedno zdjęcie przykuło moją uwagę. Przedstawiało młodą kobietę i mężczyznę. Poczułem, jak serce podchodzi mi do gardła. Na zdjęciu była moja matka. Młodsza, uśmiechnięta, z burzą kasztanowych włosów, których dotykał stojący obok niej mężczyzna. Mężczyzna, który wyglądał… jak ja.
– Skąd pani ma to zdjęcie? – zapytałem, czując, jak ściska mnie w żołądku.
Pani Zofia, która do tej pory tylko przyglądała się moim poszukiwaniom, nagle wyrwała mi fotografię z ręki.
– To nie powinno cię interesować – powiedziała ostro, chowając zdjęcie do kieszeni.
– Ale to moja matka! – podniosłem głos.
Nie odpowiedziała. W jej oczach pojawiło się coś, czego nie umiałem nazwać. Strach? Wyrzuty sumienia? Nie wiedziałem jeszcze, że właśnie odkryłem pierwszy element układanki, która miała zmienić całe moje życie.
Postanowiłem rozmówić się z ojcem
Nie mogłem przestać myśleć o tamtym zdjęciu. Przez całe życie byłem przekonany, że znam swoją historię. Moja matka zmarła, gdy miałem piętnaście lat. Ojciec – surowy, zamknięty w sobie nigdy nie był wylewny, ale sądziłem, że przynajmniej nie ukrywał przede mną prawdy o naszej rodzinie. A teraz… teraz musiałem się dowiedzieć, kim był mężczyzna na zdjęciu i dlaczego wyglądał jak moja kopia.
Wieczorem zadzwoniłem do ojca.
– Musimy pogadać.
– Teraz? – westchnął ciężko. – Pracuję.
– To ważne.
Kilka godzin później siedzieliśmy w jego kuchni. Na stole stała butelka wódki i dwie szklanki, jakby już wiedział, że ta rozmowa będzie bolała. Rzuciłem mu zdjęcie.
– Kim on jest?
Ojciec zesztywniał. Jego dłoń, w której trzymał papierosa, lekko zadrżała.
– Gdzie to znalazłeś?
– To nieistotne. Odpowiedz.
Milczał dłuższą chwilę, a ja widziałem, jak coś w nim walczy. W końcu wziął głęboki oddech.
– To… Jan. Stary znajomy twojej matki.
– Znajomy? – prychnąłem. – Wygląda jak ja. Nie sądzisz, że to trochę dziwne?
– Nie wnikaj w rzeczy, których nie rozumiesz – syknął, odwracając wzrok.
– Czy on był moim ojcem?
Marek nagle wstał i wypił duszkiem całą szklankę wódki.
– Nie wracaj do tego – powiedział ostro. – To przeszłość.
Ale ja już wiedziałem, że trafiłem w sedno.
Sąsiadka była bardziej rozmowna
Nie mogłem liczyć na ojca. Zawsze był zamknięty, ale tym razem czułem, że panicznie boi się prawdy. A jeśli bał się prawdy, to znaczyło, że było coś do ukrycia. Miałem tylko jedno wyjście – wrócić do pani Zofii. Zapukałem do jej drzwi następnego dnia rano. Przez chwilę myślałem, że mnie zignoruje, ale w końcu usłyszałem wolne, ociężałe kroki i zamek, który przekręcił się z lekkim zgrzytem.
– Co chcesz, chłopcze? – zapytała zmęczonym głosem, jakby wiedziała, po co przyszedłem.
– Prawdę – odparłem bez wahania.
Zawahała się, ale w końcu uchyliła drzwi szerzej i gestem zaprosiła mnie do środka. Usiadłem w fotelu, który skrzypnął pod moim ciężarem, a ona spojrzała na mnie uważnie, jakby szukała w mojej twarzy czegoś, co potwierdzi jej myśli.
– Jan był moim synem – powiedziała cicho.
Zamrugałem zaskoczony.
– Czyli…
– Tak. To twój prawdziwy ojciec.
Zrobiło mi się słabo. Poczułem, jak coś we mnie pęka, jak wszystkie wspomnienia z dzieciństwa tracą nagle sens.
– Czy mój ojciec o tym wiedział?
– Oczywiście. Ale kochał twoją matkę i nie chciał jej stracić. A ona… wybrała stabilność zamiast miłości.
Słuchałem w osłupieniu. Matka zawsze wydawała mi się silna i zdecydowana, a teraz okazało się, że całe życie skrywała sekret.
– Dlaczego mi nie powiedziała?
– Bo bała się, że go odnajdziesz – westchnęła pani Zofia. – Że rozgrzebiesz coś, co powinno zostać pogrzebane.
Ale dla mnie było już za późno, by się zatrzymać.
Czułem w sobie burzę emocji
Wracając do domu, czułem, jak krew pulsuje mi w skroniach. Jan. Mój prawdziwy ojciec. Obcy człowiek, o którym nigdy wcześniej nie słyszałem, a który teraz burzył cały mój świat. Przekopałem mieszkanie w poszukiwaniu dokumentów matki. W końcu znalazłem starą teczkę z jej papierami. Ręce mi drżały, gdy przeglądałem akta. Karty szpitalne, stare świadectwa, jakieś listy… I wtedy to zobaczyłem.
Mój akt urodzenia. W rubryce „ojciec” powinno widnieć nazwisko ojca. Ale było puste. Patrzyłem na ten dokument, a moje wnętrze wrzało. A więc to prawda. Ojciec przez całe życie mnie okłamywał. Moja matka okłamywała mnie jeszcze bardziej. A ja… Ja byłem idiotą, który przez tyle lat próbował się dopasować do człowieka, który nawet nie był moim ojcem. Zacisnąłem pięści i zanim zdążyłem pomyśleć, już wybierałem numer.
– Czego jeszcze chcesz? – burknął, gdy odebrał telefon.
– Kto jest moim ojcem? – warknąłem, niemal czując, jak ogarnia mnie furia.
Przez dłuższą chwilę w słuchawce panowała cisza.
– Nie wiem, o czym mówisz – mruknął w końcu.
– Nie kłam! Znalazłem akt urodzenia. Wiesz, co tam jest? Nic! Nie wpisała cię, bo nie byłeś moim ojcem!
Marek westchnął ciężko.
– Robert… To nie jest takie proste.
– Właśnie że jest! Całe życie mnie okłamywałeś!
W słuchawce znów zapadła cisza.
– Wiedziałem – powiedział w końcu. – Ale to nie miało znaczenia. Byłeś moim synem i… tak miało zostać.
Zacisnąłem zęby.
– To nie ty decydowałeś, co ma znaczenie – wycedziłem i się rozłączyłem.
Ale ta rozmowa niczego mi nie dała. Wręcz przeciwnie – miałem jeszcze więcej pytań.
Przytłoczyła mnie nowa sytuacja
Nie spałem całą noc. W głowie tłukły mi się myśli, pytania, na które nie znałem odpowiedzi. Czy powinienem odnaleźć Jana? Czy w ogóle żył? A jeśli tak – czy chciałby mnie poznać? Następnego dnia wróciłem do pani Zofii. Wiedziałem, że to ona ma klucz do tej historii.
– Gdzie jest Jan? – zapytałem bez wstępów.
Staruszka spuściła wzrok.
– Nie wiem – powiedziała cicho. – Wyjechał wiele lat temu, miał swoje życie. Próbowałam się z nim kontaktować, ale… nie odpowiadał.
– A listy? – przypomniałem sobie stos starych kopert w jej pudełku.
Zawahała się, ale po chwili wstała, podeszła do szafki i wyciągnęła kilka pożółkłych kopert.
– Pisał do twojej matki. Chciał cię poznać. Ale ona… nigdy mu nie odpisała.
Czułem, jak zaciska mi się gardło. Wziąłem listy i wyszedłem bez słowa. W mieszkaniu usiadłem na podłodze i zacząłem czytać.
„Anka, nie odbierasz moich telefonów. Wiem, że masz rodzinę, ale chciałbym przynajmniej zobaczyć Roberta. Czy mogę?”
„Minęły dwa lata, a ja wciąż czekam. Nie chcę niczego burzyć. Chcę tylko wiedzieć, czy jest szczęśliwy.”
Ostatni list był najkrótszy.
„Zrozumiałem. Nie będę już pisał. Mam nadzieję, że miałem rację, zostawiając go z tobą.”
Czułem gniew, smutek, żal. Byłem już dorosły. Mogłem podjąć decyzję. Czy chciałem go znaleźć? Czy chciałem się dowiedzieć, kim naprawdę jestem? Patrzyłem na adres nadawcy na ostatniej kopercie. I wiedziałem, że to jeszcze nie koniec.
Czy nadal jest moim ojcem?
Siedziałem z ostatnim listem w dłoniach i czułem, jak wszystko we mnie pulsuje. Wystarczyłoby wpisać ten adres w wyszukiwarkę, wystarczyłoby wykonać kilka telefonów, by go odnaleźć. Ale czy naprawdę tego chciałem? Całe życie uważałem Marka za ojca. Nigdy nie był ciepły, nigdy nie potrafił mnie wesprzeć, ale był obecny. Może na swój pokraczny sposób próbował być dla mnie ojcem. A Jan? Był obietnicą. Kimś, kto istniał tylko na papierze. Kto chciał mnie poznać, ale zniknął, gdy matka mu odmówiła.
Wieczorem znowu poszedłem do ojca. Drzwi otworzył jakby niechętnie, jakby wiedział, że wrócę.
– Co teraz? – zapytał, z rezygnacją opierając się o framugę.
Wszedłem do środka. Spojrzałem na butelkę wódki na stole, na popielniczkę pełną niedopałków. Wyglądał na zmęczonego, starszego niż zwykle.
– Dlaczego zostałeś? – zapytałem w końcu. – Skoro wiedziałeś, że nie jestem twój?
Marek uniósł na mnie wzrok i przez chwilę milczał.
– Bo cię kochałem – powiedział w końcu. – Nie byłem najlepszym ojcem, wiem o tym. Ale… nie musiałem być twoim biologicznym ojcem, żebyś był mój.
Czułem, jak coś we mnie się zaciska. Nagle nie miałem pewności, czego tak naprawdę szukałem. Po powrocie usiadłem przy biurku i długo patrzyłem na kartkę z adresem Jana. Potem wziąłem zapalniczkę i patrzyłem, jak płonie. Nie chciałem już żyć w przeszłości. Chciałem iść naprzód.
Robert, 27 lat
Czytaj także:
„Nawoziłam syna miłością i kasą, a on potraktował mnie jak śmiecia. Wstyd mi przed sąsiadami za to, co robi moje dziecko”
„Smród z podwórka był nie do wytrzymania. Sądziłam, że to niechlujny sąsiad, ale sprawa była bardziej śmierdząca”
„Na Dzień Wagarowicza dostałam prezent od ojca. Okazało się, że nie tylko mojej mamie dał swoje nasionko”