Reklama

Czasami życie samo podsuwa nam okazję, żeby wyrównać dawne porachunki. Czy wykorzystałam naiwność Klaudii? Tak. Ale przecież ja też jej kiedyś zaufałam, a ona zabrała mi chłopaka. Moje pierwsze zauroczenie, moją młodzieńczą wiarę w przyjaźń. Ja tylko teraz odpowiednio się jej odwdzięczyłam.

Kiedyś byłyśmy nierozłączne. Razem chodziłyśmy do liceum, siedziałyśmy w jednej ławce i plotkowałyśmy na przerwach. Niemal cała klasa nazywała nas „papużkami nierozłączkami”. Razem się uczyłyśmy, przygotowywałyśmy do klasówek i nocowałyśmy u siebie niemal co weekend. Znałyśmy swoje sekrety i marzenia. Zwierzałyśmy się z pierwszych uczuć do chłopaków i zawsze trzymałyśmy wspólny front.

Jednak coś nas różniło. Co? Klaudia była przebojowa, piękna i pewna siebie. Miała łatwość nawiązywania kontaktów, dlatego szybko stała się szkolną gwiazdą. Potrafiła flirtować z chłopakami. Większość naszych kolegów dałaby wiele za jedną randkę z tą przebojową blondynką z długimi nogami, dziewczęcą figurą i błyskiem w oczach. A ja? Ja byłam spokojniejsza. Cichsza, mniej wygadana, bardziej wycofana. Tak naprawdę więc snułam się gdzieś obok niej. Zawsze w jej cieniu.

Mimo wszystko byłam szczęśliwa, że mnie zauważa. Wydawało mi się, że jestem dla niej kimś ważnym. Lubiłam jej towarzystwo i przy niej czułam się o wiele pewniej. Dzięki niej mogłam uczestniczyć w życiu klasy. Myślę, że be Klaudii ludzie na pewno nie zapraszaliby mnie na wiele imprez. Przy niej byłam, hm, kimś ważnym.

Wszystko zmieniło się, gdy poznałam Tomka

Tomek był moim pierwszym prawdziwym chłopakiem. Zakochałam się bez pamięci. Dla niego niemal wskoczyłabym w ogień. Pamiętacie te pierwsze nastoletnie uczucia, gdy wydaje się wam, że to właśnie ten jedyny i na całe życie? Z Tomkiem dokładnie to czułam. Doskonale się z nim dogadywałam, czułam się przy nim piękna i pewna siebie.

Szybko przedstawiłam go Klaudii, bo przecież była moją przyjaciółką. Ale coś mi zgrzytnęło już na pierwszym spotkaniu. Jak się do niego uśmiechała. Jakie rzucała mu spojrzenia. Ale wtedy jeszcze jej ufałam. Bo przecież nigdy by mi czegoś takiego nie zrobiła, prawda? A jednak zrobiła.

Pół roku później Tomasz zerwał ze mną. Bez słowa wyjaśnienia. Kilka tygodni później zobaczyłam ich razem – trzymali się za ręce w centrum handlowym. Szli w moją stronę. Gdy mnie zobaczyli, Klaudia… uśmiechnęła się i pomachała ręką. Zupełnie jakby nic takiego się nie stało.

– Przykro mi – rzuciła bez cienia skruchy. – Ale to się po prostu stało. Sama wiesz jak jest.

Po tym spotkaniu płakałam kilka następnych dni. Wydawało mi się, że świat się dla mnie zawalił. Czułam się zdradzona. I to podwójnie. Nie tylko przez chłopaka, który był dla mnie bardzo ważny, ale i przez swoją najlepszą przyjaciółkę. Zawsze sądziłam, że mogę jej ufać. A tutaj okazało się, że dla Klaudii odbicie mojego chłopaka nie było niczym szczególnym. Potraktowała to jako najzwyklejszą rzecz na świecie. Taką, która po prostu się zdarza. I nad którą szybko przechodzi się do porządku dziennego.

Potem przestałam płakać. I obiecałam sobie, że jeszcze kiedyś się jej za to odpłacę. Muszę jedynie poczekać na odpowiednią okazję. Wtedy pokażę jej, jak bardzo boli zdrada osób, które wcześniej uważaliśmy za najbliższe naszemu sercu.

Zaproszenie do piekła

Minęły trzy lata. Klaudia z Tomkiem zerwali po kilku miesiącach. Oczywiście, przecież nie mogło być inaczej. On był tylko kolejną zabawką w jej rękach. Moja przyjaciółka nie miała najmniejszego zamiaru ograniczać się do niego jednego. Ona kochała się doskonale bawić i szybko się nudziła. Jasne było, że nie wytrzyma z Tomaszem zbyt długo. Potem miała jeszcze kilku facetów. Był Marek, Adam, Sebastian… To tylko tak z początku listy.

Aż w końcu ogłosiła, że ten ostatni jest tym jedynym. Czyżby? Ja miałam poważne wątpliwości, ale ona twierdziła, że przyszedł czas na zmiany i stały związek na całe życie.

– Poznałam Marcina! – piszczała do słuchawki. – To prawdziwy mężczyzna, nie chłopiec. Jest zupełnie inny od tych maminsynków, którzy dotychczas się wokół mnie kręcili. On wie, czego chce! I chce tylko mnie!

– Cudownie – odpowiedziałam, dusząc w sobie śmiech.

– A najlepsze zostawiłam na koniec – dodała. – Wychodzę za mąż. Marcin już wręczył mi piękny pierścionek. I chcę, żebyś była moją druhną. Zawsze byłaś przy mnie, więc to chyba jasna decyzja – zakończyła z pewnością w głosie.

Zamarłam na chwilę. Czy ona naprawdę nie czuła, co mi zrobiła? Albo udawała, że nic się nie stało? Zdaje się, że jednak nie czuła. Przecież nawet nie spytała, czy ja tą jej druhną zostanę. Ona po prostu mi to oznajmiła. Jakby to był wyjątkowy zaszczyt, którego dostąpię i powinnam skakać pod sufit z radości, że właśnie mnie się on przytrafił. Rola druhny cudownej Klaudii to coś lepszego niż główna rola w znanym serialu.

– Oczywiście, to dla mnie zaszczyt – powiedziałam z udawanym namaszczeniem w głosie.

Sabotaż – krok po kroku

I już wtedy wiedziałam, co mam zrobić.Wreszcie nadeszła okazja na zemstę. Sama mi ją podsunęła. A ja zadbam o to, żeby zemsta była słodka. Zabrała mi chłopaka. Zniszczyła moją pierwszą miłość, zdeptała ją i nawet nie zauważyła, że zrobiła coś złego. Teraz ja zniszczę jej najpiękniejszy dzień życia.

Nie od razu zaczęłam wcielać swój plan w życie. Musiałam być ostrożna, żeby przypadkiem nie zorientowała się zbyt wcześnie, bo wtedy wszystko posypałoby się niczym domek z kart. Na początku byłam grzeczna, pomocna, godna zaufania. Klaudia zwierzała mi się z najmniejszych szczegółów. A ja wszystkiego dokładnie słuchałam, zapamiętywałam, planowałam.

– Czy zamówiłaś te bukiety z pudrowych róż i eukaliptusa? – dopytywała niecierpliwie.

– Oczywiście – skłamałam. W rzeczywistości zamówiłam inne – intensywnie czerwone, przerażająco tandetne.

A kiedy dotarły, zrobiłam zdziwioną minę i udałam niewiniątko.

– Co to ma być?! – krzyczała przez telefon. – Przecież miało być pastelowo.

– Ale mówiłaś, że chcesz „miłość w kolorze namiętności”. No przecież to twoje własne słowa – odpowiedziałam niewinnie.–

Nigdy czegoś takiego nie mówiłam – zdaje się, że Klaudia po raz pierwszy w życiu nie wiedziała, o co chodzi.

– Może coś pomyliłam, przepraszam. To chyba ze stresu. Ale wiesz, że naprawdę chciałam, żeby twoje kwiaty były wyjątkowe. Jak ty – dodałam, wiedząc, że ta dziewczyna kocha, gdy ktoś łechce jej próżność.

W ten sposób dalej uśpiłam jej czujność.

Wieczór panieński się nie udał

Wszystko wyglądało niewinnie. Był modny klub, mnóstwo baloników, egzotyczne drinki, kilka koleżanek. Standard. Ale jedna z zaproszonych, „przypadkiem” przeze mnie, była dziewczyną Marcina sprzed roku.

– A to ty jesteś ta nowa? – zapytała ironicznie, popijając mojito. – Fajnie, że się zgraliście, my też mieliśmy już ustaloną datę ślubu.

Klaudia oczywiście się wściekła. Zrobiła awanturę, a ja tylko rozkładałam ręce.

– Myślałam, że ją znasz. Napisała, że jesteście dobrymi znajomymi. Nie miałam pojęcia, co to za zołza.

Czy byłam bezwzględna? Tak. Czy miałam wyrzuty sumienia? Ani przez chwilę. Ostatni etap planu wymagał precyzji. Wiedziałam, że Marcin nie jest tak święty, jak Klaudia go przedstawia. Przez znajomych dowiedziałam się, że prowadził dwuznaczną korespondencję z koleżanką z pracy. Poprosiłam ją o przysługę.

Wysłała mi screeny ich gorących rozmów. Słodkie słówka, propozycje spotkań. Pocałunki „po cichu w windzie”. Czy to zdrada? Może nie dla każdego. Ale dla Klaudii – zdecydowanie. Dwa dni przed ślubem wysłałam jej wiadomość: „Myślałam, że powinnaś to zobaczyć. To od kobiety, którą twój narzeczony nazywał małą sekretarką od brudnych spraw. Współczuję”. Nie odpowiedziała. Próbowała pewnie udawać, że ma wszystko pod kontrolą. Ale na próbie generalnej była blada jak ściana.

Wielki dzień, wielka katastrofa

Weszłam do kościoła z bukietem w ręku i satysfakcją w sercu. Goście szeptali między sobą – coś się stało. Coś się wydarzyło. Bo Marcin… nie przyszedł. Minuty mijały, ksiądz spoglądał na zegarek, Klaudia prawie mdlała. W końcu zadzwonił telefon. Klaudia odebrała przy wszystkich.

– Nie mogę. Nie potrafię. Ty też wiesz, że to nie ma sensu – to były jego słowa.

Klaudia upadła na kolana. Goście milczeli. A ja stałam obok niej, przyklękając lekko i dotykając jej ramienia. Nieco mu pomogłam podjąć decyzję, opowiadając, niby to przypadkiem, o jej dawnych miłosnych podbojach. I przysyłając mu zdjęcie Klaudii z wieczoru panieńskiego, na kolanach wynajętego na ten wieczór faceta. Sama zrobiłam tę fotkę, wcześniej podsuwając przyjaciółce kolejne drinki.

– Przykro mi – wyszeptałam z udawaną troską w głosie.

O tak. Po wszystkim napisała mi jedną wiadomość: „Wiedziałaś. Wiedziałaś o wszystkim i nic nie powiedziałaś. Kim ty jesteś? Bo ja myślałam, że moją przyjaciółką”. Patrzyłam długo na ekran, zanim odpowiedziałam: „Jestem tą, której kiedyś zabrałaś wszystko. Teraz mamy remis”.

I wiecie co? Nie czuję się winna. Czasami życie samo podsuwa nam okazję, żeby wyrównać dawne porachunki. Czy wykorzystałam jej naiwność? Tak. Ale przecież ja też jej kiedyś zaufałam, a ona zabrała mi chłopaka. Zabrała moje pierwsze zauroczenie, moją młodzieńczą wiarę w przyjaźń. Ja tylko teraz odpowiednio się jej odwdzięczyłam. Kiedyś mówiła, że ślub to najważniejszy dzień w życiu kobiety. Teraz na pewno go nie zapomni.

Olga, 29 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama