Reklama

Nie jestem dumny ze swojego życia i z tego, w jakim kierunku ono poszło, a przynajmniej nie w całości. Żałuję, że nie miałem sił, by postawić na swoim i zaangażowałem się z coś, na co tak naprawdę nie miałem ochoty. Myślałem, że jednak jakoś to będzie, ale to był błąd.

Reklama

Poznałem Igę w barze

Była piękną dziewczyną o typowo słowiańskiej urodzie. Gęste, ciemnoblond włosy, które czesała w dwa warkocze albo jeden, którym w staromodny sposób oplatała sobie głowę. Wyglądała przez to czasem jak żywcem wyjęta z ”Pana Tadeusza”.

Gdy było luźniej, sporo rozmawialiśmy. Potem zaczęliśmy się też umawiać, choć nie nastąpiło to szybko i nie było dla mnie łatwe. Nie mam śmiałości do kobiet. I tak jakoś się stało, że zostaliśmy parą. Było nam razem bardzo dobrze. Spędzaliśmy razem dużo czasu, bo oboje kochaliśmy wędrówki piesze i nocowanie pod namiotami, więc takie wyprawy jeszcze bardziej nas łączyły. Zresztą wszelkiego rodzaju podróże. Zawsze przywoziliśmy sobie z wypraw jakąś drobną pamiątkę. Drobną, bo planowaliśmy mieć tego wiele.

Po około dwóch latach znajomości postanowiliśmy, że przeniesiemy naszą znajomość na następny poziom, że tak się wyrażę, a przynajmniej dla mnie był to ogromny skok. Postanowiliśmy przedstawić się wzajemnie naszym rodzicom. Oboje byliśmy zestresowani, choć w sumie nie wiem dlaczego. Przecież to normalne, że wcześniej czy później by to nastąpiło.

Ku zadowoleniu nas obojga, nawiązaliśmy z teściami dobre relacje. Dlatego późniejsze święta już spędzaliśmy razem, odwiedzając jednych i drugich rodziców.

Mama zaczęła na mnie naciskać

Najbardziej jednak zaskoczyła mnie moja mama. Była zachwycona Igą – czasem miałem wręcz wrażenie, że nawet bardziej niż ja.

– Jesteście ze sobą już tak długo, od czasu studiów, a dalej nie formalizujecie związku – mówiła przy okazji spotkań, gdy nie było w pobliżu mojej dziewczyny.

Fakt – czas szybko leciał, ale nam nasz układ nie przeszkadzał, a przynajmniej ja miałem takie wrażenie.

– Czy ty masz w ogóle poważne zamiary co do tej dziewczyny? – pytała innym razem. Gdy odpowiadałem, że tak, mówiła – no to na co czekasz?

Takie i podobne rozmowy były częściej, niż się może wydawać. Trochę mnie to irytowało. W pewnym momencie Iga też zaczęła pytać, co robimy z naszym związkiem? Gdzie dalej zmierzamy? I tak… wiem, jak to zabrzmi, ale dla świętego spokoju poprosiłem Igę o rękę. Pomyślałem, że to nie ma znaczenia dla mnie, a jeśli ma dla nich, to przynajmniej będę miał trochę spokoju. Wydawało mi się wtedy, że nie zmieni to niczego poza statusem w dowodzie osobistym. Dalej chciałem realizować nasze pasje, dalej chciałem podróżować.

Czułem presję

Myślałem, że teraz wszystko będzie ok., że obie będą zadowolone, ale dopiero teraz się zaczęło. Nowym oczekiwaniom nie było końca. Nagle okazało się, że nie można już żyć jak przedtem.

– Skoro wreszcie sfinalizowaliście ten związek, to chyba czas na dzieci. Jak nie teraz to kiedy?

– Bez ślubu też można mieć dzieci. Nie po to go braliśmy – odpowiadałem.

– To po co? – pytała zaczepnie moja mama, a ja miałem ochotę powiedzieć, że przez naciski w tym kierunku, ale milczałem. Zresztą ja wcale nie chciałem mieć dzieci. Iga też tego tematu długo nie poruszała i myślałem, że ma te same przemyślenia.

Tymczasem okazało się, że jednak Iga też zaczęła myśleć o potomstwie i mówiła jak nie o dzieciach, to o tym, że czas, abyśmy poszli na swoje, wzięli kredyt, a nie wynajmowali mieszkanie albo mieszkali u rodziców. I tak w kółko ciągłe oczekiwania.

Iga… może ten ślub był błędem… ja nie jestem w stanie sprostać oczekiwaniom twoim i matki. Chcę podróżować, chcę zobaczyć świat, a nie wiązać się z jakimś miejscem na stałe – mówiłem.

– Nie bądź śmieszny – brzmiała wtedy odpowiedź i tak koło toczyło się dalej.

– Iga może naprawdę poszukaj kogoś innego. Ja marzę o dalszych wyprawach, nie o siedzeniu w domu.

Dorośnij wreszcie – mówiła i wychodziła z pokoju.

A ja właśnie nie chciałem dorosnąć i kiedyś myślałem, że ona też.

Pechowo dla mnie nie należę też do osób asertywnych, więc nie umiałem się temu wszystkiemu przeciwstawić. Konflikty nie są moją mocną stroną. Z drugiej strony nie chciałem tak żyć.

Kochałem Igę, ale nie dawałem jej jednak tego, o czym marzyła. Te różnice zdań zaczęły sprawiać, że i w sypialni było coraz chłodniej. Oboje mieliśmy coraz mniejszą ochotę spędzać razem czas, bo wiązało się to z kłótniami. Aż nadszedł dzień, który dla większości byłby najgorszy w życiu A ja poczułem ulgę i to potężną.

Nakryłem żonę z innym

Wróciłem z pracy wcześniej. Strasznie źle się czułem i wziąłem wolne na resztę dnia. Gdy tylko przekręciłem klucz w zamku, wiedziałem, że coś jest nie tak. W przedpokoju wisiała obca kurtka i stały męskie buty.

Nagle z pokoju wypadła Iga z nerwowym wyrazem twarzy.

– Już jesteś?

– Tak, źle się czułem, a ty widzę, masz towarzystwo.

Roześmiała się sztucznie. Z pokoju wyszedł jakiś mężczyzna.

– To ja już pójdę – powiedział, nie podnosząc nawet wzroku.

Nie zatrzymywałem go, nie czułem się też zdenerwowany. Był we mnie spokój. W sumie spodziewałem się czegoś takiego już dawno temu. Poszedłem do kuchni, zrobiłem sobie herbatę i czekałem, aż Iga do mnie przyjdzie. Z przedpokoju dobiegały mnie nerwowe szepty.

– Słuchaj, Rafał to… – powiedziała, gdy wyprawiła już gościa z domu i weszła do kuchni.

– Przestań, nie tłumacz się. Domyśliłem się, że z nim sypiasz – przerwałem jej. – Myślę, że to jasny dowód, że nie jest nam dane być razem. Mówiłem ci to już dawno temu. Skończmy tę nierówną walkę, bo to nie ma sensu – powiedziałem i poszedłem się pakować.

Jest mi to na rękę

Od tego czasu minął już tydzień. Chwilowo zakotwiczyłem się znowu u rodziców. Matka zaczęła mi suszyć głowę, ale gdy usłyszała, że Iga mnie zdradziła, nagle przestała wielbić synową. Zdrada była czymś niewybaczalnym w oczach mojej matki.

Możecie sobie pomyśleć, że jestem mięczakiem, że nie walczyłem o żonę i małżeństwo. Rzecz w tym, że w sumie nigdy go nie chciałem. Niepotrzebnie zabrnąłem w to na samym początku. Myślałem, że może przywyknę do takiego życia, że je zaakceptuję, ale nie. Życie rodzinne po prostu nie jest dla mnie.

Mam plan wyjechać najpierw na dwie wyprawy w Sudety, a potem gdzieś daleko. Marzy mi się Wietnam – od dawna zresztą. Kiedyś myślałem, że takie podróże odbędziemy razem z Igą. Przecież to właśnie nas połączyło na początku. Teraz już wiem, że nie, ale nie szkodzi.

Rafał, 37 lat

Czytaj także: „Pierwszy wiosenny motyl miał zwiastować szczęście, a przyniósł śmierć. To boli, że już nigdy nie powiem mu, że go kocham”
„Związałem się z kobietą bluszczem i nie wiem jak od niej uciec. Może rzucę wszystko i wyjadę w Bieszczady?”
„Zamiast w kochanka mąż nocą zmienia się w ryczący traktor. Marzę, by robić coś innego, niż zatykanie uszu”

Reklama

Reklama
Reklama
Reklama