„Gdy zamieszkałam z chłopakiem, wszystko się popsuło. Damskie perfumy w jego szufladzie były początkiem końca”
„Nie odpowiedział. Nie zaprzeczył. Nie próbował mnie objąć, uspokoić. Tylko zbył. I właśnie to bolało najbardziej – ta obojętność. Ta cisza między nami, która rosła od miesięcy. Od dzisiaj wiedziałam już, że nie mogę jej dalej ignorować”.

- Redakcja
Marek zawsze był bardziej zamknięty w sobie. Nie mówił wiele o uczuciach, unikał długich rozmów o związku. A ja… Ja byłam jego przeciwieństwem. Potrzebowałam zapewnień, gestów, czasem jednego słowa, które dałoby mi spokój. Przez pierwsze dwa lata naszego związku jeszcze to jakoś grało. Kompromisy, kompromisy. Ale od kiedy zamieszkaliśmy razem, zaczęło się to sypać.
Zmieniał się stopniowo. Najpierw rzadsze uśmiechy. Potem te wieczory, kiedy mówił, że musi zostać dłużej w pracy. Częściej niż kiedyś chował telefon. Gdy zapytałam, z kim pisze, wzruszał ramionami. Mówił, że to „Kuba z działu”, że „coś firmowego”, że „zaraz przestanie”. Ale nie przestawał.
Tamtego dnia robiłam porządki w komodzie. Przerzucałam jego szufladę z bielizną, kiedy natknęłam się na coś, co sprawiło, że w jednej sekundzie zrobiło mi się zimno. Elegancki flakon perfum. Damskich. Drogich. Nie moich. Nigdy ich wcześniej nie widziałam. Nigdy ich nie czułam.
Wysunęłam flakon ostrożnie, jakby miał mnie ugryźć.
– Co to, do cholery, jest?
Mój świat w jednej sekundzie stracił kolor. Wszystko zgasło. Wszystko zaczęło śmierdzieć kłamstwem.
Pokrętne tłumaczenia Marka
Stał w kuchni, wpatrzony w czajnik, jakby właśnie odkrywał, jak działa para wodna. Ja weszłam z tym flakonem w dłoni, trzymając go między palcami jak dowód zbrodni. Zdrady. Kłamstwa.
– Marek – powiedziałam stanowczo. – Co to ma być?
Odwrócił się, spojrzał na buteleczkę i zmarszczył brwi, jakby pierwszy raz widział ten przedmiot.
– To… to prezent dla mamy – rzucił bez przekonania.
– Dla mamy? – zapytałam powoli, z chłodnym uśmiechem. – Twoja mama nosi takie zapachy? „Femme Fatale Intense”? Naprawdę?
Zaczął się krzątać przy zlewie. Odwracał wzrok.
– No przecież... mówiła kiedyś, że chciałaby coś bardziej wyrazistego – mruknął.
– Aha. I dlatego schowałeś to do swojej szuflady z bielizną? Niezapakowane. Nie z paragonem. Tylko tak sobie leżało? Czekało na... co?
Przestał udawać, że coś robi. Wreszcie odwrócił się i popatrzył na mnie. Zniecierpliwiony.
– Karolina, nie przesadzaj. Co to za śledztwo? Muszę ci się ze wszystkiego tłumaczyć?
– Po prostu powiedz mi, że masz kogoś innego i przestań mnie robić w balona! – krzyknęłam, zanim zdążyłam się powstrzymać. Głos mi się załamał.
Zamilkł. Nie odpowiedział od razu. Tylko patrzył. A potem – wzruszył ramionami.
– Nie rób scen.
Te trzy słowa rozciągnęły się w mojej głowie jak echo. „Nie rób scen”. Jakbym była jakąś histeryczką, która nie ma prawa pytać o flakon damskich perfum znaleziony w rzeczach swojego faceta.
Patrzyłam na niego, a coś we mnie powoli pękało. A może już pękło. Może nie dzisiaj. Może jakiś czas temu, tylko dopiero teraz to do mnie docierało.
Nie odpowiedział. Nie zaprzeczył. Nie próbował mnie objąć, uspokoić. Tylko zbył. I właśnie to bolało najbardziej – ta obojętność. Ta cisza między nami, która rosła od miesięcy. Od dzisiaj wiedziałam już, że nie mogę jej dalej ignorować.
Może to była pomyłka, a może nie
– I co, naprawdę tak powiedział? Że to dla mamy? – Kasia zmarszczyła brwi i wbiła we mnie wzrok, jakby próbowała wybadać, czy się z nią nie droczę.
– Mhm – potwierdziłam. – Ale nic się nie zgadza. Zapach nie pasuje do Beaty. Ona lubi takie lekkie, cytrusowe. A to... to jakiś ciężki orient, jak z reklamy bielizny.
Kasia wyjęła mi flakon z dłoni, obwąchała i prychnęła.
– Karola, nie bądź naiwna. Sprawdź to. Może to była pomyłka, a może nie.
– Ale ja... chcę mu ufać – powiedziałam cicho, a mój głos zabrzmiał jak głos dziecka, które nie chce przyjąć do wiadomości, że święty Mikołaj nie istnieje.
– Zaufanie to jedno, ale nie bądź ślepa – Kasia spojrzała na mnie poważnie. – Wiesz, że mój były tak samo robił? Najpierw były kolczyki „dla siostry”, potem sukienka „dla kuzynki”. Aż któregoś dnia zobaczyłam, jak tamta „kuzynka” wysiada z jego samochodu w tych kolczykach.
Zamilkłam. Serce biło mi mocniej. Wzięłam telefon i zaczęłam szukać. Znalazłam stronę z perfumami. To była nowość. Luksusowe, eleganckie, zmysłowe. W opisie widniało: „Zapach dla kobiety, która wie, czego chce. Odważna, z pazurem. Kusi. Uwodzi.”
– Zdecydowanie nie dla Beaty – mruknęła Kasia, zaglądając mi przez ramię. – Moja mama dostałaby od tego bólu głowy.
Zrobiło mi się słabo. W głowie zaczęły się układać obrazy, o których nie chciałam myśleć: Marek w łóżku z kimś innym. Marek szepczący komuś te same rzeczy, które kiedyś mówił mi.
– Może to nie zdrada. Może... może tylko zakochał się w kimś. Jeszcze nie poszedł na całość – próbowałam się łudzić, choć sama nie wierzyłam we własne słowa.
– A może już poszedł. I teraz cię testuje. Na ile może sobie pozwolić – odpowiedziała Kasia bezlitośnie. – Karola, musisz się dowiedzieć prawdy.
Tego wieczoru Marek wrócił późno. Ja udawałam, że śpię. On długo siedział w kuchni. Potem wszedł do łazienki. Telefon zabrał ze sobą. Znowu. I właśnie wtedy coś we mnie się przestawiło – już nie chciałam tylko ufać. Chciałam wiedzieć.
To nie był prezent dla mamy
Była sobota wieczór, nieco po jedenastej. Leżałam w łóżku, przykryta kocem, z laptopem na kolanach. Serial sączył się w tle, ale nie potrafiłam się skupić. Myśli krążyły wokół Marka, który „pracował” w salonie.
Drzwi były lekko uchylone. Usłyszałam jego głos. Cichy. Jakby nie chciał, by ktokolwiek go słyszał.
– Nie wiem, czy dam radę dłużej to ciągnąć... – powiedział do słuchawki. – Tak, ona zaczyna coś podejrzewać...
Zamarłam. Każde słowo wbijało się we mnie jak szpilka. Co to miało znaczyć? O jaką „ją” chodziło? Czy mówił o mnie?
Zerwałam się z łóżka i stanęłam pod drzwiami. Stałam chwilę, słuchając bicia własnego serca, a potem nacisnęłam klamkę. Weszłam bez słowa.
Marek siedział na kanapie. Gdy mnie zobaczył, natychmiast się wyprostował, jakby przyłapany na gorącym uczynku. Odłożył telefon.
– Z kim rozmawiałeś? – zapytałam, starając się zachować spokój, choć ręce mi drżały. – Co to znaczy, że nie dasz rady tego dłużej ciągnąć?
– Karolina, ja... to nie jest tak, jak myślisz... – zaczął, ale zabrakło mu słów.
– Powiedz mi wprost – poprosiłam. – Tylko nie kłam.
Milczał chwilę. Potem spuścił wzrok i westchnął.
– To nie był prezent dla mamy – powiedział w końcu. – To było dla Agaty.
Zrobiło mi się słabo. Jakby ktoś pociągnął za dywan, na którym stałam.
– Spotykamy się od paru miesięcy – dodał cicho. – Myślałem, że to był przypadek, że nic z tego nie wyniknie. Ale... uczucia wróciły. I sam nie wiem, jak to się stało.
Czułam, że zaraz się rozpłaczę, ale łzy jeszcze nie płynęły. Może to był szok. Może jeszcze próbowałam zrozumieć, jak to możliwe, że mój Marek... mój...
Nie powiedziałam już nic. Wróciłam do sypialni, zamknęłam za sobą drzwi i usiadłam na łóżku. Patrzyłam w ścianę. Czułam się jak statystka w czyimś filmie. Tylko że to był mój dom. Moje życie.
Opowieść Marka o relacji z Agatą
Nie spałam tej nocy. Siedziałam oparta o ścianę, wsłuchując się w dźwięki mieszkania – cichy szum lodówki, odgłos kroków Marka, który krążył w kółko po salonie. Około piątej nad ranem uchyliły się drzwi. Wszedł cicho, usiadł na brzegu łóżka. Nie spojrzałam na niego, ale wiedziałam, że zbiera się w sobie.
– Spotkałem ją przypadkiem – zaczął. – W kawiarni, obok firmy. Siedziała sama, a ja... nie miałem pojęcia, że to coś we mnie jeszcze siedzi.
Milczałam. Patrzyłam w ciemność, jakby ona miała odpowiedzi.
– Usiadłem. Porozmawialiśmy. Wiesz, to było jak powrót do czegoś, co kiedyś znałem, co było proste. Pomyślałem, że to tylko rozmowa. Że to nie ma znaczenia.
Przeniosłam na niego wzrok.
– A potem?
– A potem były kolejne spotkania. Najpierw przypadkiem. Potem już nie. I nagle... nagle nie potrafiłem przestać o niej myśleć. Nie planowałem tego, Karolina. Wszystko się pogmatwało. Nie miałem odwagi ci powiedzieć. Nie wiedziałem, co czuję. Nie chciałem cię ranić.
– A ja? – zapytałam, głosem, który brzmiał, jakby nie należał do mnie. – Byłam tylko tłem? Zastępczą opcją?
Marek spuścił głowę. Milczał. Tylko ten jeden gest był odpowiedzią.
Wstałam z łóżka, podeszłam do okna i odsunęłam firankę. Miasto jeszcze spało, ciche i obce. Tak jak on – człowiek, którego znałam od lat, a teraz nagle wydawał się kimś zupełnie innym.
– Wiesz – powiedziałam – najgorsze nie jest to, że ją spotkałeś. Tylko to, że nie miałeś odwagi mi powiedzieć. Patrzyłeś mi w oczy i kłamałeś. Przez tygodnie.
Chciał coś powiedzieć, ale nie pozwoliłam mu. Wyszłam z sypialni, zostawiając go z tym wszystkim, co we mnie złamał.
Dobrze. W rozdziale piątym Karolina podejmuje ostatni wysiłek, by zrozumieć, co tak naprawdę się wydarzyło – odwiedza Beatę, matkę Marka. To spotkanie przynosi nieoczekiwane odpowiedzi, ale też kolejne ukłucie bólu. Czasem milczenie potrafi zranić bardziej niż najgorsza prawda.
Rozmowa z Beatą – matką Marka
Zadzwoniłam do drzwi Beaty bez zapowiedzi. Nie spałam od dwóch dni, ale nawet tego już nie czułam. Potrzebowałam... czegoś. Może odpowiedzi, może pocieszenia. Może tylko chciałam usłyszeć, że to wszystko nie było moją winą.
Otworzyła zaskoczona, jakby nie spodziewała się zobaczyć mnie kiedykolwiek jeszcze.
– Karolina... co się stało?
– Mogę wejść?
Skinęła głową. Wpuściła mnie do środka. Salon był tak samo poukładany, jak zawsze. Czysty, pachnący świeżo parzoną kawą. Jakby świat się nie zatrzymał, jakby nic się nie wydarzyło.
Usiadłam na skraju fotela.
– Czy Marek wspominał, że kupił pani jakiś prezent? – zapytałam wprost.
Beata spojrzała na mnie uważnie. Zmarszczyła brwi.
– Nie. Nic takiego mi nie mówił. Dlaczego pytasz?
Wyjęłam z torebki telefon i pokazałam zdjęcie flakonika. Beata przyjrzała się, potem uśmiechnęła się lekko – ale był to smutny uśmiech.
– To nie jest coś, co bym nosiła. Marek dobrze o tym wie.
Zamilkłam na chwilę. Potem zebrałam się na odwagę.
– A Agata? Co pani o niej myśli?
Westchnęła. Długo milczała. W końcu powiedziała:
– Zawsze wiedziałam, że on jej do końca nie zapomniał. Tylko bałam się, że to kiedyś wróci. I zniszczy mu życie. I tobie też.
Poczułam, jak coś we mnie pęka. Łzy napłynęły do oczu.
– Wiedziała pani? I nic mi nie powiedziała?
Beata spojrzała na mnie z bólem.
– To nie było moją rolą. Wierzyłam, że się opamięta. Że wybierze ciebie.
Spojrzałam na filiżankę, która stała przede mną, ale nie mogłam po nią sięgnąć. Zrobiło mi się duszno.
– On już wybrał – powiedziałam cicho. – Tylko jeszcze mi tego nie powiedział.
Beata skinęła głową. Tym razem nie miała już żadnych słów.
Nie wiedziałam, czy Marek mnie kochał
Spakowałam się w pół godziny. Kilka rzeczy wrzuciłam do torby, bez większego zastanowienia. Nie wiedziałam, dokąd pójdę. Może do Kasi. Może wynajmę pokój na kilka dni. Nie to było teraz ważne.
Marek siedział w kuchni. Nie patrzył na mnie. Nie zapytał, gdzie idę.
– Żegnaj – powiedziałam tylko.
Nie odpowiedział. I może to bolało najbardziej – że nie zatrzymał mnie nawet słowem. Wyszłam. Schody zdawały się dłuższe niż zwykle. Na zewnątrz było zimno, choć był czerwiec. Albo to tylko ja tak zmarzłam od środka.
Nie wiedziałam, czy Marek mnie kiedykolwiek naprawdę kochał. Ale wiedziałam jedno – ja kochałam zbyt mocno. Za dwoje. I teraz musiałam nauczyć się kochać siebie.
Karolina, 32 lata
Czytaj także:
- „Wstydziłam się jechać na zjazd absolwentów. Nudna rozwódka bez ambicji to nie status, którym chcę się pochwalić”
- „Mój mąż dba o mnie jak o królewnę, a ja tylko leżę i pachnę. Nie będę chodziła do pracy za jakieś marne grosze”
- „Myślałam, że mąż naprawia altankę. Odgłosy, które dochodziły ze środka, brzmiały jednak inaczej niż remont”

