„Gdy zaczęłam randkować z młodszym o 20 lat facetem, wszyscy węszyli podstęp. Mój błąd, że ich nie słuchałam”
„Zawahałam się. Trzydzieści lat. Ja – pięćdziesiąt. Dwadzieścia lat różnicy. To nie jest dystans, to już inna epoka. Prawie się rozłączyłam. Ale potem pomyślałam: Co mi szkodzi? Przecież to tylko kawa. Nie zaręczyny”.

- Redakcja
Jestem rozwódką, mieszkam w Warszawie, pracuję zdalnie, mam dorosłą córkę i... aplikacje randkowe, z których regularnie się wypisuję i równie regularnie na nie wracam. Nie szukam księcia, nie wierzę w bajki. Po prostu czasem chciałabym z kimś obejrzeć film, zjeść makaron, pogadać. Bez cyrków, bez dramatów.
Ale randkowanie po pięćdziesiątce to jak wyprawa na inną planetę. Mężczyźni? Jeden nie rozstaje się z telefonem, drugi mówi o byłej częściej niż o sobie, trzeci… przyszedł z mamą. Serio. Na randkę. Do kawiarni.
– Kasia, on naprawdę ją przyprowadził. I to ona pierwsza się przedstawiła. „Halina, jestem ciekawa, czy pasujecie do siebie astrologicznie”. Kasia parsknęła.
– I co zrobiłaś?
– Wyszłam do łazienki i nie wróciłam. Do dziś mnie tam chyba szukają.
Kasia to moja najlepsza przyjaciółka – szczera do bólu, złośliwa jak cholera i w punkt trafiająca w moje emocje. Córka, Anka, też próbuje mnie ustawić do pionu. „Mamo, a może ty nie chcesz być z nikim, bo boisz się, że będziesz znowu z kimś nieszczęśliwa?” – rzuciła ostatnio przy obiedzie. Zamieszałam łyżką w zupie i zmieniłam temat.
A wieczorami? Cisza. Herbata, książka, telewizor gra w tle. Niby niczego nie brakuje. A jednak czasem tak bardzo brak. Kogoś. Czegoś. Bliskości. Albo choćby sensownej rozmowy bez przypału.
I wtedy znowu ściągam tę aplikację. Przesuwam, przewijam, przeklinam. I nagle – Michał. Trzydzieści lat. Grafik. Niewiarygodnie uśmiechnięty. Przesuwam go w prawo. Sama nie wiem, po co.
Bariera wieku
Pierwsze wiadomości z Michałem były zaskakująco... normalne. Bez tanich tekstów, bez zdjęć torsu, bez „hej, piękna, co taka samotna?”. Po prostu rozmowa. O kawie, o filmach, o pracy zdalnej i o tym, że „Warszawa to dziwne miasto – można w nim być w tłumie i czuć się jak samotna wyspa”.
Zaskoczył mnie. Przede wszystkim tym, że naprawdę chciał rozmawiać. Nie zagadywać. Nie flirtować na siłę. Tylko po prostu – być.
– To co, spotkamy się na kawie? – zapytał po trzech dniach pisania.
Zawahałam się. Trzydzieści lat. Ja – pięćdziesiąt. Dwadzieścia lat różnicy. To nie jest dystans, to już inna epoka. Prawie się rozłączyłam. Ale potem pomyślałam: „Co mi szkodzi? Przecież to tylko kawa. Nie zaręczyny”.
Spotkaliśmy się. Przyszedł pierwszy, czekał przy stoliku, zamówił dla mnie cappuccino.
– Mam nadzieję, że nie przesadziłem. Piszesz o tej kawie tak, jak inni o miłości życia – uśmiechnął się.
– A może jedno i drugie potrafi zostawić posmak goryczy? – odparłam, siadając naprzeciwko.
Rozmowa się kleiła. A ja... czułam się lekko, jakby ktoś odpiął mi z pleców cały bagaż lat, rozwodu, rozczarowań i rodzinnych sugestii, że „już powinnam się ustatkować”. Michał słuchał. Dopytywał. Opowiadał, że projektuje dla różnych firm, że lubi filmy Almodóvara i że ma słabość do kobiet, które potrafią żartować z samej siebie.
– To dlatego się tu spotkaliśmy? Bo lubisz kobiety z autoironią?
– Nie. Dlatego, że patrzysz, jakbyś wszystko już widziała, ale jeszcze chciała czegoś więcej – powiedział.
Zaniemówiłam. Po chwili zażartowałam, że chyba obejrzał za dużo dramatów psychologicznych.
Ale prawda była taka, że coś we mnie drgnęło. I zamiast uciekać – chciałam jeszcze jednej kawy. Jeszcze jednego wieczoru.
Tylko w głowie tłukło się jedno: „Przecież on zaraz zniknie. Bo ja jestem za stara. Za poważna. Za bardzo… sobą”.
Rodzinny opór
– Mamo, powiedz mi to jeszcze raz. Ile on ma lat?
– Trzydzieści.
– I co on od ciebie chce?
– Kawy, rozmowy, śmiechu… nie wiem. Normalnych rzeczy?
Anka siedziała naprzeciwko mnie w kuchni, z niedojedzoną kanapką i spojrzeniem, jakim obdarza się dziecko, które właśnie stłukło ulubioną filiżankę.
– To nie ma sensu. On jest ode mnie starszy o cztery lata. To jakieś chore.
– Dziękuję za zaufanie. A może po prostu mam prawo być, z kim chcę?
– On coś ukrywa. Takie rzeczy się nie zdarzają. Trzydziestoletni faceci nie zakochują się w pięćdziesięcioletnich kobietach. No chyba że…
– Chyba że co?
– …no, chyba że mają w tym interes.
Zatkało mnie. Anka mówiła to nie ze złością, tylko z lękiem. Jakby bała się, że ktoś mnie skrzywdzi. Ale bolało. Jakby podważała moje prawo do bycia kobietą, nie tylko „mamą”.
– Wiesz, że przy nim czuję się ważna? Nie jak obowiązek, nie jak kulka u nogi, tylko jak ktoś, kogo warto słuchać. Patrzy na mnie tak, jak nikt od lat.
– A może dlatego, że nikt od lat nie miał powodu?
Zrobiło się cicho. Tylko zegar tykał na ścianie.
– Przepraszam – dodała po chwili. – Po prostu się martwię. Nie chcę, żebyś się rozczarowała.
– A ja nie chcę żyć tak, jakby nic już mnie nie miało spotkać.
Wątpliwości i sekrety
– Iwona, nie chcę być tą, co cię rozczarowuje, ale… coś mi tu nie gra – zaczęła Kasia, ledwo usiadłyśmy przy stole. Miała minę jak sędzia, który właśnie zamierza ogłosić wyrok.
– Znowu zaczynasz?
– Słuchaj, nie mówię, że Michał to oszust, ale jakim cudem trzydziestolatek, bez dzieci, bez byłej żony, bez kredytu we frankach, zakochuje się w kobiecie po pięćdziesiątce? Bez urazy.
– Żadnej. Jesteś mistrzynią dyplomacji – westchnęłam, upijając łyk wina.
– Nie wkurzaj się. Po prostu… zadaj mu kilka pytań. O rodzinę. O przeszłość. O byłą. O plany. Cokolwiek. Bo teraz to wszystko wygląda jak z katalogu marzeń samotnej kobiety.
– Może dlatego, że właśnie to jest? Spełnienie marzenia?
Kasia zmrużyła oczy.
– Nie wierzę w bajki po czterdziestce. A ty jesteś za mądra, żeby łykać ładne słówka bez sprawdzenia składników.
Wieczorem długo nie mogłam zasnąć. Michał był cudowny – ciepły, obecny, zabawny. Ale czy rzeczywiście tak dobrze go znałam? Co mówił o rodzinie? Wspominał o bracie, który mieszka za granicą… a o rodzicach? Milczał. I o byłych też. Niby mówił, że „było kilka związków, ale nic poważnego”.
A jednak coś zakuło. Coś, co nie dawało spokoju. I po raz pierwszy – naprawdę się bałam, że może się okazać, że znowu zbudowałam coś na piasku.
Odkrycie prawdy
– Mamo… Michał? Michał Nowicki? – Anka zbladła, gdy przypadkiem zobaczyła jego zdjęcie na ekranie mojego telefonu.
– Tak. A co? – Zamarłam.
– On był ze mną na roku. Studiowaliśmy razem grafikę. Nie gadałam z nim za dużo, ale… pamiętam go. I pamiętam, że kiedyś… chyba coś było. Znaczy, próbował się do mnie zbliżyć, zaprosił na imprezę, ale ja go spławiłam.
Patrzyłam na nią, jakby właśnie mówiła w obcym języku.
– Michał nigdy o tym nie wspomniał.
– Serio? Ani słowa?
Zadzwoniłam do niego jeszcze tego samego wieczoru. Spotkaliśmy się w parku, na tej samej ławce, na której całował mnie pierwszy raz.
– Dlaczego mi nie powiedziałeś, że znasz Ankę?
Milczał chwilę. Wpatrywał się w swoje dłonie.
– Bo wiedziałem, że to wszystko skomplikuje. I nie chciałem, żebyś myślała, że to jakiś układ, plan, podryw na córkę…
– Ale przecież to właśnie tak wygląda. Jakbyś wszedł w moje życie przez tylne drzwi.
– Iwona, proszę… to nie tak. Z Anką nie było nic. Tak, znałem ją. Tak, pamiętam. Ale to ty mnie interesujesz. Naprawdę. Od chwili, gdy zacząłem z tobą pisać, wszystko się zmieniło.
Zacisnęłam dłonie na kolanach. Czułam, jak serce wali mi jak młot.
– Może i się zmieniło. Ale mnie nie da się oszukać półprawdą. Bo półprawda to też kłamstwo.
Decyzja i rozstanie
Nie odezwałam się do Michała przez kilka dni. Ani razu. Nie odpisałam na wiadomości, nie odebrałam telefonu. Cisza miała smak goryczy, ale i... ulgi.
Któregoś wieczoru, siedząc w kuchni z herbatą, usłyszałam pukanie. To była Anka.
– Mamo… mogę?
Skinęłam głową. Usiadła naprzeciwko, ostrożna jak nigdy.
– Przepraszam, jeśli byłam zbyt ostra. Po prostu... Michał mnie zaskoczył. I przestraszył. Ale nie miałam pojęcia, że tak ci na nim zależy.
Zamieszałam łyżką herbatę.
– Już nie zależy. A może raczej… nauczyłam się, że nie wszystko, co wydaje się prawdziwe, musi być dobre. Wiesz, chciałam wierzyć, że ktoś mnie pokocha „tak po prostu”. A może sama siebie oszukałam. Bo tak bardzo chciałam być znów ważna dla kogoś innego niż ty.
– Ale jesteś ważna. Zawsze. Tylko... to nie to samo, wiem – dodała cicho.
Popatrzyłam na nią długo.
– My, kobiety, uczymy się przez całe życie, że musimy być dla kogoś. Żona, matka, partnerka. A jak nie jesteśmy, to niby coś z nami nie tak. A przecież można być po prostu… sobą.
Uśmiechnęła się, po raz pierwszy od dawna bez cienia napięcia.
– To co teraz?
– Teraz? Teraz zrobimy popcorn i obejrzymy ten twój film, który zawsze odrzucałam.
Zaśmiałyśmy się. I po raz pierwszy od dawna śmiałam się naprawdę.
Iwona, 55 lat
Czytaj także:
- „Teściowa namówiła nas na kupno działki w okazyjnej cenie. Nie podejrzewałam nawet, co kryje się za tą propozycją”
- „Matka oddaje całą swoją emeryturę na Kościół. Świeże lilie przy ołtarzu są dla niej ważniejsze niż czynsz i rachunki”
- „Po 10 latach małżeństwa dowiedziałam się, że mąż ma dziecko. Nie pozostałam dłużna i też sprawiłam sobie koło zapasowe”

