„Teściowa wiedziała o nas za dużo. Gdy odkryłam, skąd to wszystko wie, byłam w szoku”
„Jakby wiedziała rzeczy, których nie powinna – komentuje nasze rozmowy, doradza, podpowiada, jakby była obok. Paweł twierdzi, że przesadzam. Ale ja nie potrafię tego zignorować. Nie czuję się już bezpiecznie we własnym domu. Zaczynam się zastanawiać: czy to tylko moja wyobraźnia… czy może coś rzeczywiście jest nie tak?”.

- Redakcja
Z Pawłem jesteśmy małżeństwem od pięciu lat. Nie jesteśmy idealni – często się sprzeczamy, najczęściej o drobiazgi. On szybko zapomina, ja długo rozpamiętuję. Od kiedy jego mama, Halina, coraz częściej u nas bywa, czuję się osaczona.
Przekroczone granice
– I znowu jej powiedziałaś, że się kłóciliśmy? – zapytałam, stawiając przed Pawłem talerz z jajecznicą.
– O co ci znowu chodzi, Ewa? – westchnął i spojrzał na mnie bez zrozumienia.
– Chodzi o to, że twoja matka po raz kolejny udziela mi rad, jak mam z tobą rozmawiać. Jakby siedziała tu z nami, gdy wczoraj powiedziałeś, że „mam obsesję na punkcie prywatności”.
– Może po prostu cię zna? Może się domyśliła?
– Serio? Akurat użyła dokładnie tych samych słów? Przypadek?
Wbił wzrok w talerz, jakby nagle jego jajecznica była najciekawszą rzeczą na świecie. Ja już ledwo siedziałam z nerwów.
– Paweł, powiedz mi szczerze – rozmawiasz z nią o naszych prywatnych sprawach?
– Oczywiście, że nie! – podniósł głos, a potem dodał ciszej: – Przynajmniej nie o wszystkim.
– Czyli o czym?!
– Ewa, przestań. Mama po prostu chce dobrze.
– A ja mam już dość jej „chcenia dobrze”! Nie chcę, żeby twoja matka wiedziała, co mówimy sobie w sypialni!
– Teraz przesadzasz.
– Tak? A może po prostu twoja mama podsłuchuje nas przez ścianę?!
Zamilkł. Zrobiło się niezręcznie. Przez moment nawet pomyślałam, że się roześmieje. I faktycznie – parsknął śmiechem.
– Ty naprawdę zaczynasz mieć jakieś paranoje, Ewa.
– A ty naprawdę zaczynasz mnie nie słuchać – powiedziałam, wstałam od stołu i trzasnęłam drzwiami.
Usiadłam na łóżku i próbowałam oddychać spokojnie. Ale nie mogłam. Przypomniałam sobie wszystkie sytuacje, w których Halina „domyśliła się” czegoś zbyt dokładnie. I zaczęłam układać w głowie scenariusz, którego wcześniej się bałam.
Rozmowa przez zaciśnięte zęby
Przyszła bez zapowiedzi, jak zwykle.
– Dzień dobry, kochanie! – ucałowała mnie w policzek, zanim zdążyłam się cofnąć.
– Halino, możemy porozmawiać? – zapytałam chłodno.
– Ależ oczywiście, tylko zdejmę buty… Chyba że to coś poważnego?
– Poważnego. Usiądź, proszę.
Zrobiłam herbaty, nie z sympatii – z nerwów. Gdy postawiłam filiżankę przed nią, spojrzała na mnie z zaciekawieniem.
– Chodzi o to, co ostatnio mówiłaś Pawłowi. Że mam obsesję na punkcie prywatności. Skąd wiesz, że użył tych słów?
– Matka wie, kiedy jej dziecko coś przeżywa – powiedziała miękko, z udawaną czułością. – Twój ton, spojrzenie... Nie trzeba podsłuchiwać.
– Tyle że nie patrzyłaś na mnie, Halino. Nie było cię przy tej rozmowie. Więc albo Paweł mówi ci rzeczy, których nie powinien... albo sama coś wyciągasz. I nie wiem jak.
Uśmiechnęła się blado.
– Ewo, naprawdę uważasz, że podsłuchuję was przez ścianę? To brzmi... niepoważnie.
– Nie wiem, co myśleć. Ale za każdym razem, gdy się pokłócimy, ty masz gotową opinię. Jakbyś siedziała za drzwiami.
– Może po prostu znam swojego syna?
– A może to ty nie znasz granic?
Halina przechyliła głowę, jakby próbowała mnie rozgryźć.
– Uważaj, Ewo. Bo jak się tak bardzo kogoś podejrzewa, to można się nieźle pomylić. A później nie da się tego cofnąć.
To zabrzmiało jak ostrzeżenie. Ale wcale mnie nie przestraszyło. Wręcz przeciwnie. Tego dnia poczułam, że Halina coś ukrywa. A ja zamierzałam się dowiedzieć – co.
Zaczęłam szukać. Pokój po pokoju, półka po półce
Paweł wyjechał na dwa dni służbowo. Z jednej strony czułam ulgę, z drugiej – strach. Bo jeśli miałam się czegoś dowiedzieć, to właśnie teraz.
Chodziłam po mieszkaniu, próbując myśleć logicznie. Halina wiedziała za dużo. Zdecydowanie za dużo. I nie, to nie mogło być tylko domyślanie się.
Przypomniałam sobie, jak raz powiedziała: „Nie powinnaś podnosić na niego głosu, przecież wczoraj mówił, że w pracy ma ciężki czas”. Skąd wiedziała, co mówił wczoraj? Rozmawialiśmy o tym przy zamkniętych drzwiach, wieczorem, gdy nikt nie był w domu.
Zaczęłam szukać. Pokój po pokoju, półka po półce. W końcu weszłam do salonu. Przystanęłam przy wazonie z suchymi kwiatami. Taki prezent od teściowej – nijaki, ciężki, zawsze wyglądał zbyt... dekoracyjnie.
Podniosłam go. Był zaskakująco ciężki. Odwróciłam do góry dnem. Coś wypadło. Mały, czarny dyktafon.
Zamarłam.
Wzięłam go do ręki. Wciąż działał. Z trzęsącymi się dłońmi nacisnęłam „play”.
– …nie rozumiem, czemu zawsze bronisz swojej matki – brzmiał mój głos. – Ona nie jest niewinna, Paweł.
Nogi się pode mną ugięły. Usiadłam. Dyktafon nagrywał naszą rozmowę. Nasze kłótnie. Nasze życie.
Zadzwoniłam do Haliny.
– Musimy się spotkać. Dziś. Za godzinę. Nie pytaj czemu.
– Ewo, ja... dobrze – odparła po chwili.
Gdy przyszła, czekałam z dyktafonem w dłoni.
– Co to ma znaczyć? – zapytałam spokojnie, aż zbyt spokojnie.
Zbladła. Ale nie zaprzeczyła.
– Dla waszego dobra – powiedziała cicho.
Wtedy zrozumiałam, że nie przesadzałam. Ktoś naprawdę podsłuchiwał mnie przez ścianę.
Obsesja od kilku miesięcy
– Przez ile czasu to robiłaś? – zapytałam.
Halina siedziała na brzegu fotela, skulona, jakby pierwszy raz w życiu coś poszło nie po jej myśli. Dyktafon leżał na stole między nami. Nie dotykała go. Jakby parzył.
– Nieważne, długo... Czasem wymieniałam baterie... – powiedziała w końcu. – Ewa, ja naprawdę chciałam pomóc.
– Nagrywając nas bez naszej wiedzy? Pomagając, podsłuchując rozmowy w naszej sypialni?
– W sypialni nie… – odpowiedziała szybko, urażona. – Tylko w salonie. Czasem coś słyszałam, gdy wpadałam po drodze…
– Czyli było więcej niż jeden dyktafon?
Zamilkła.
– Ile ich jeszcze znajdę?
– Dwa – powiedziała po chwili. – Jeden w szafce z książkami, drugi za zasłoną, obok balkonu.
Zacisnęłam dłonie na kolanach, żeby nie rzucić w nią czymkolwiek. Ona naprawdę uznała, że ma prawo.
– Wiesz, co to jest? To obsesja. Chorobliwa kontrola. To nie jest troska o syna, tylko chora potrzeba wtrącania się w coś, co nie jest twoje.
– Ale ja tylko chciałam… żebyście się dogadywali. Paweł się nie przyznaje, co u was się dzieje. A ja wiedziałam, że coś jest nie tak…
– To trzeba zaufać. Albo zostawić dorosłym ich własne życie. A nie zakładać im podsłuchy!
Drzwi się otworzyły. Paweł wrócił wcześniej.
– Co się dzieje? – zapytał, widząc nas w napięciu.
– Wytłumacz się swojej matce – powiedziałam, wstając. – Albo mnie.
Spojrzał na stół. Na dyktafon.
– Co to ma być?! – spojrzał to na mnie, to na Halinę.
I wtedy jego matka wstała i bezradnie szepnęła:
– Pawełku… ja tylko chciałam pomóc.
Ultimatum
Siedzieliśmy w milczeniu. Halina wyszła, nie zabierając niczego oprócz torebki. Paweł przez długi czas nie odezwał się ani słowem. Patrzył w podłogę jak ktoś, kto właśnie zobaczył, że jego dom ma dziury w fundamentach.
– Powiesz coś w końcu? – zapytałam cicho, choć cała się wewnątrz trzęsłam.
– Nie wiedziałem, Ewa. Przysięgam. Nie miałem pojęcia, że to zrobiła…
– A gdybyś wiedział? Uważałbyś, że to w porządku?
Uniósł głowę, spojrzał na mnie ze zmarszczonym czołem.
– Nie. Ale… ona naprawdę nie jest zła. Może przesadziła. Przestraszyła się, że coś się między nami psuje i…
– I postanowiła to naprawić, zakładając podsłuch w naszym domu?
– Nie bronię jej! Po prostu… cholera, to moja matka, Ewa!
– A ja jestem twoją żoną. I czuję się zdradzona. Tak się właśnie czuję. Jakby ktoś mnie obrabował z intymności.
– Nie wiedziałem… – powtórzył. – Nie chciałem cię zranić.
– Ale teraz wiesz. I teraz masz wybór.
Zamilkł. Czekałam.
– Co to znaczy?
– Albo ona więcej nie przekroczy naszego progu bez zaproszenia. Bez mojego zaproszenia. Albo… nie wiem, Paweł. Ale nie mogę żyć w miejscu, gdzie ktoś mnie śledzi.
Wstałam i poszłam do sypialni. Po raz pierwszy od dawna zamknęłam za sobą drzwi. Na klucz. Nie po to, by się obrazić. Tylko po to, by dać mu przestrzeń. Na decyzję. Bo tym razem, to nie była tylko nasza kłótnia. To było coś więcej.
Nie chcę jej teraz widzieć
Minął tydzień. Nie było rozmowy, przeprosin, kwiatów. Był spokój. Cisza, która bolała, ale też koiła. Halina nie dzwoniła. Paweł nie wspominał o niej ani słowem. Przychodził z pracy, jadł w milczeniu, spał odwrócony plecami.
Ale któregoś wieczoru, kiedy wróciłam z pracy, siedział przy stole z kartonowym pudłem. W środku – dyktafony. Wszystkie.
– Znalazłem jeszcze jeden. W kuchni, za mikrofalą – powiedział. – Wyrzuciłem je. Ale najpierw nagrałem, jak pakuję to wszystko i mówię jej, że ma trzymać się z daleka.
Usiadłam naprzeciwko, milcząc.
– Powiedziałem jej, że zrobiła coś okrutnego. Że potrzebujemy czasu i przestrzeni. Że nie chcę jej teraz widzieć.
Wzięłam głęboki oddech. Nie miałam w sobie triumfu. Tylko żal. Bo nie chciałam wygrywać z jego matką. Chciałam tylko być słyszana. W końcu.
– Nie wiem, czy nam się wszystko uda, Ewa – dodał. – Ale wiem jedno: nie możesz się czuć w tym domu jak ktoś obcy. Jak obserwowany obiekt. Masz tu być sobą.
Popłynęły mi łzy, ale już nie z bezsilności. Z ulgi.
Tej nocy pierwszy raz od dawna zasnęłam spokojnie. I chociaż Paweł jeszcze nie był gotowy, by mówić o wszystkim, ja wiedziałam jedno: moja cisza znaczyła więcej niż tysiąc jego zapewnień. Bo już nie musiałam krzyczeć, by ktoś mnie usłyszał.
Ewa, 31 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Przepisałem na syna interes i dałem mu 100 tys. w gotówce. Zamiast to wykorzystać, przetańczył pieniądze i szacunek”
- „W loterii wygrałem 2 miliony i spełniłem moje marzenia. Rodzina się na mnie obraziła, bo nie usłuchałem ich zachcianek”
- „Kuzynka zaprosiła mnie na wieś, a po powrocie wystawiła rachunek na 2000 zł. To ma być rodzina?”

