Reklama

Gdy go poznałam, pachniał jak droga perfumeria. Trochę drzewa sandałowego, cytrusów i coś, czego nie umiałam zidentyfikować. Może to była ta nuta, która sprawiała, że moje serce biło szybciej. Kuba pachniał jak obietnica dobrego życia.

Oczarował mnie

Poznaliśmy się na parapetówce u wspólnych znajomych. Wszedł spóźniony, w granatowym swetrze, z trzema różami w ręce. Już wtedy widziałam, że jest inny. Ujął mnie jego styl – nie przesadny, ale zadbany. Rękawy lekko podwinięte, mankiet koszuli wystający dokładnie na centymetr. Miał czyste buty.

Z każdym kolejnym spotkaniem utwierdzałam się w przekonaniu, że to jest mężczyzna, który nie tylko mówi ładnie, ale i pięknie wygląda, pachnie jak marzenie i potrafi słuchać. A jak gotował! Jego krewetki z chili i imbirem śniły mi się po nocach, ale chyba bardziej dlatego, że serwował je przy świecach, mówiąc:
– Dla ciebie warto się postarać.

Wierzyłam, że to ten jedyny, że jak ktoś wygląda i pachnie tak pięknie, to w środku też musi być piękny.

Był ideałem

Krótko po ślubie coś mnie ukłuło. Wracaliśmy z podróży poślubnej i kiedy weszliśmy do naszego mieszkania, Kuba rzucił walizki, zdjął buty i zostawił je na środku przedpokoju. Nic nie powiedział, nie pomógł mi z moimi torbami, nie zapytał, czy zrobić herbatę. Po prostu usiadł na kanapie i włączył telewizor.

Na początku myślałam, że to stres związany z przeprowadzką. Przecież każdy mężczyzna może mieć chwilowy kryzys. Ale z dnia na dzień zaczęłam zauważać rzeczy, które wcześniej jakimś cudem mi umykały.

Jego skarpety lądowały gdzie popadnie – pod stołem, przy łóżku, raz nawet znalazłam je w lodówce. Ubrania nosił do oporu, kiedy już niemalże nabierały życia. Gdy pytałam: „Dlaczego masz tę samą koszulkę trzeci dzień z rzędu?”, on odpowiadał: „Bo mi wygodnie”.

Nasza łazienka przypominała coraz bardziej laboratorium chemiczne. Półki uginały się od przypadkowych butelek, z których część nawet nie miała etykiet. Wszystko wymieszane: środki czystości do WC, pasta do zębów, stary szampon, który chyba pamiętał czasy liceum Kuby.

Był bałaganiarzem

Pewnego dnia, gdy weszłam do mieszkania, od progu poczułam dziwny zapach. Coś pomiędzy stęchlizną a przepoconym T-shirtem. Zastałam męża siedzącego na kanapie z paczką chipsów, w tej samej koszulce, w której spał. Nie wytrzymałam.

– Kuba, ty się w ogóle dziś myłeś?

– A co, śmierdzę? – rzucił z uśmiechem, jakby to miało być zabawne.

– Owszem! Poza tym skarpety i brudne gacie rzucone na podłodze. Nie przeszkadza ci to? – podniosłam głos.

– Przesadzasz. Po prostu nie jestem takim pedantem jak ty – wzruszył ramionami.

– Pedantem? To się nazywa higiena i szacunek do siebie, do mnie, do naszego wspólnego domu!

Poszłam do sypialni i usiadłam na łóżku. Trzymałam w dłoni jedną z jego skarpet. Nie wiedziałam, co bardziej mnie przeraża – to, że ją znalazłam na poduszce, czy to, że przestałam się temu dziwić.

Wtedy po raz pierwszy pomyślałam, że on mnie oszukał.

Nie poddałam się

Wierzyłam, że związek to projekt, nad którym się pracuje. Albo po prostu za bardzo kochałam obraz Kuby, który nosiłam w głowie. Tego czystego, pachnącego, z idealnie zawiązanym szalikiem i czułym spojrzeniem. Uparłam się, że go odzyskam.

Najpierw próbowałam rozmawiać. Nie oskarżając, nie podnosząc głosu, tylko wyjaśniając, czego potrzebuję.

– Wiem, że się różnimy. Ale ja się duszę w tym bałaganie. Nie chodzi mi o to, żebyś codziennie froterował podłogę, tylko spróbuj zrozumieć, że ja nie umiem się zrelaksować, kiedy wszędzie są brudy.

Pokiwał głową. Mówił, że rozumie. A potem przez dwa dni odkładał talerze do zlewu zamiast zostawiać je na szafce i uznawał, że sprawa załatwiona.

Wtedy postawiłam pierwsze ultimatum. Albo umawiamy się na konkretne zasady i oboje się ich trzymamy, albo szukam sobie własnego kąta, żeby nie zwariować. Popatrzył na mnie z rozbawieniem.

– Przesadzasz. Przecież to tylko skarpety. Nie każdy musi być takim czyściochem. Daj trochę luzu.

– Ty nie widzisz różnicy między bałaganem a brudem. To nie jest kwestia luzu, tylko podstawowych granic.

– To ty masz problem z perfekcjonizmem, nie ja. Daj mi żyć.

– Ja też tu żyję. I codziennie patrzę na faceta, którego kochałam, i który zmienia się w kogoś, kogo nie poznaję.

Cały czas udawał

Tego wieczoru długo siedziałam w łazience. Przeglądałam w telefonie nasze stare zdjęcia. Na jednym miał świeżą koszulę i bukiet tulipanów. Stał przed moimi drzwiami, to był pierwszy miesiąc naszej znajomości. Przypomniałam sobie zapach jego wody kolońskiej. I próbowałam pogodzić to z obrazem faceta, który dziś nie widzi sensu w zmianie pościeli raz w miesiącu. Zaczęłam się zastanawiać, czy naprawdę popełniłam błąd wychodząc za mąż.

Po jednej z kolejnych kłótni spakowałam torbę i pojechałam do jego mamy. Bez zapowiedzi. Otworzyła lekko zdziwiona.

– Coś się stało?

Opowiedziałam jej wszystko, tak po prostu: jak wygląda życie z jej synem. Milczała przez chwilę. Potem westchnęła ciężko.

– On taki był od zawsze… Jak się w tobie zakochał, to nagle zaczął sprzątać, pachnieć, kupować nowe ciuchy. Chciał cię zdobyć. Ale to nie on, nigdy nie był taki. Nigdy nie dbał o porządek. Ja sprzątałam za niego przez dwadzieścia lat.

Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Przez gardło przeszło mi tylko jedno pytanie:

– Dlaczego mi nie powiedziałaś?

– Bo myślałam, że może dla ciebie się zmieni. I miałam nadzieję, że może ty zmienisz jego.

Nie mogłam uwierzyć

Wróciłam do domu z dziwnym ciężarem. Już nie czułam złości, raczej coś w rodzaju żalu. Bo jeśli to wszystko od początku było tylko grą, to w kim ja się zakochałam? Wróciłam do mieszkania, zdjęłam płaszcz i od razu usiadłam naprzeciwko niego.

– Czy ty przez cały czas naszego związku tylko udawałeś faceta, który pachnie, gotuje, dba o każdy szczegół? Bo twoja mama powiedziała, że to nie byłeś ty.

– Nie udawałem. Próbowałem być lepszy, bo wiedziałem, że lubisz porządek, zapachy, więc się starałem. Ale nie da się tak żyć wiecznie.

– Czyli co, teraz, jak już mnie masz, to możesz być sobą? Nawet jeśli to oznacza brud, niechlujstwo i obojętność?

– Myślałem, że jak mnie pokochasz, to całego mnie. Nawet w dziurawej koszulce.

– Ale ja zakochałam się w kimś, kto nie istnieje – wyrzuciłam z siebie. – Wymyśliłeś siebie takiego, jakiego chciałam. A teraz mam żyć z kimś, kto ma mnie za zrzędę, bo proszę go, żeby wziął prysznic?

– Bo nie chcę się codziennie zastanawiać, czy sprostam twoim oczekiwaniom. Chciałem być prawdziwy.

– A ja chciałam być szczęśliwa.

Na chwilę zapadła cisza. Wpatrywał się we mnie z czymś na kształt smutku. Ale nic nie powiedział.

Magdalena, 30 lat

Czytaj także:
„Myślałam, że robię dobry uczynek, dając pracę znajomej. Nie spodziewałam się, jaką cenę przyjdzie mi za to zapłacić”
„Znajomi rozpuścili plotkę, która wywróciła moje życie do góry nogami. Zamiast się wściekać, tylko im podziękowałem”
„Teść uważa mnie za niedojdę. Nasz ślub skończył się rozwodem, bo upokorzył mnie przy wszystkich”

Reklama
Reklama
Reklama