„Gdy wracałem na święta ze Szwecji, rodzina od razu wyciągała rączki po koperty. Zdziwią się, gdy źródełko wyschnie”
„Próbowałem sam sobie tłumaczyć, że może przesadzam, że może jestem przewrażliwiony po ciężkim roku. A potem patrzyłem na ich twarze i widziałem jasno: nie chodziło o mój przyjazd, tylko o grubość kopert. Bez nich mógłbym tu nie wracać, a nikt nie zauważyłby różnicy”.

- Redakcja
Powroty ze Szwecji zawsze wyglądają tak samo: dojazd na lotnisko, krótki lot i jakaś cicha nadzieja, że w tym roku będzie inaczej. Że może ktoś zapyta mnie, jak się czuję, a nie ile zarobiłem. Że nie będę czuł się jak kurier z banknotami, tylko jak syn i brat. Po prostu jak człowiek.
Jednak im bliżej domu, tym częściej pojawia się w gardle ten sam ścisk. Pracuję tam w samotności — hala, hałas, potem wynajmowany pokój z wytartą podłogą i ciszą, która aż dzwoni w uszach. Praca, spanie, praca. Czasem człowiek chciałby po prostu usłyszeć: „co u ciebie?”… ale to ten rodzaj troski, na który nie mogę liczyć.
Rodzina przez lata nie interesowała się moimi problemami. Zerwała ze mną dziewczyna? Nie zapytali. Miałem kontuzję w pracy, trzy miesiące dochodziłem do siebie? Nie zapytali. Prawie mnie zwolnili? Tym bardziej nie. Ale kopertę brali zawsze, nawet z uśmiechem. Tylko że ten uśmiech znikał sekundę po tym, jak zobaczyli zawartość.
Przestałem się oszukiwać
Gdy wszedłem do domu w tym roku, poczułem to od razu — ten ich dystans, podszyty wyczekiwaniem. Matka spojrzała na mnie tak, jakby dopiero co przypomniała sobie, że ma jeszcze jednego syna, ale uśmiech wyszedł jej krzywo, jakby był wymuszony. Siostra nie odrywała się od garnka, a brat sprawdzał coś w telefonie.
– No, Marcin… Jak tam w Szwecji? – zapytała siostra takim tonem, jakby pytała, czy śmieci już wyrzuciłem.
– Jakoś leci – mruknąłem.
Brat nawet nie spojrzał.
– No i co przywiozłeś? – rzucił, jakby to była najważniejsza część dialogu ze mną.
Odchrząknąłem.
– W tym roku… trochę mniej.
W sekundę zrobiło się zimniej niż na dworze. Siostra uniosła brew, brat przestał pisać, matka zacisnęła usta. Drobny grymas, niewypowiedziane rozczarowanie, które uderzyło mnie mocniej niż jakiekolwiek ich słowa. I wtedy coś pękło. Poczułem, jakbym patrzył na swoją rodzinę zza brudnej szyby. Jeszcze nic nie mówiłem, próbowałem być grzeczny. Ale czułem, jak rośnie we mnie żal i frustracja.
Po kolacji wigilijnej atmosfera zrobiła się tak ciężka, że aż czułem ją na swoich barkach. Wszyscy siedzieli przy stole, ale nikt już nie mówił o świętach. Oni czekali tylko na jeden moment – aż wyjmę koperty. Zawsze robiłem to po deserze, więc teraz patrzyli ukradkiem, jakby odliczali sekundy. Wiedziałem, co ich najbardziej interesowało, choć przez lata próbowałem sobie wmawiać, że przesadzam. W końcu przyszedł czas, żeby przestać się oszukiwać.
Liczyła się grubość kopert
Położyłem przed nimi koperty, skromniejsze niż wcześniej. W pracy miałem gorsze miesiące, mniej nadgodzin. Po prostu nie byłem w stanie przywieźć więcej. Myślałem, że zrozumieją, ale już po pierwszych sekundach wiedziałem, że liczyłem na zbyt wiele. Matka uniosła swoją kopertę, zajrzała do środka i zapytała chłodnym tonem:
– To już wszystko?
Siostra prychnęła, ale udawała, że robi to z powodu gorącego barszczu.
– No trudno… może za rok będzie lepiej – rzuciła tak zwyczajnie, jakby mówiła o pogodzie.
Brat roześmiał się pod nosem.
– Każdemu się może noga powinąć – powiedział, a jego głos brzmiał tak, jakby się cieszył, że tym razem to mnie się powinęła.
Poczułem, jak serce zaczyna mi bić szybciej, choć starałem się zachować spokój.
– Miałem mniej pracy – odpowiedziałem krótko. – W Szwecji też bywa różnie.
Nikt nie spytał, co dokładnie się stało, chociaż siedzieli tuż obok. Siostra machnęła ręką.
– No, ale zawsze coś przywiozłeś – stwierdziła, jakby powtarzała jakiś wyuczony tekst, który miał mi poprawić humor, ale brzmiał odwrotnie.
Brat spojrzał na mnie z tym swoim półuśmiechem.
– Ważne, żebyś się tam trzymał. W końcu to twoje życie – powiedział, lecz w jego głosie nie było troski, tylko chłodna ocena.
Siedziałem między nimi i czułem, jak narasta we mnie napięcie. Próbowałem sam sobie tłumaczyć, że może przesadzam, że może jestem przewrażliwiony po ciężkim roku. A potem patrzyłem na ich twarze i widziałem jasno: nie chodziło o mój przyjazd, tylko o grubość kopert. Bez nich mógłbym tu nie wracać, a nikt nie zauważyłby różnicy.
Coraz trudniej było mi przełknąć świąteczny kompot. W środku narastał smutek, który miał w sobie coś z rezygnacji, ale jeszcze nie wypowiedziałem tego na głos. Jeszcze trzymałem wszystko w sobie.
Byłem dla nich źródłem pieniędzy
Chciałem złapać oddech po tej nieszczęsnej kolacji, więc wyszedłem do kuchni po szklankę wody. Matka przyszła za mną zaraz po chwili, jakby tylko czekała, aż wstanę od stołu. Oparła się o framugę drzwi i patrzyła na mnie z takim znużeniem, jakbym to ja odpowiadał za całe jej zmęczenie i podły nastrój.
– Mamo, czy to musi tak wyglądać? – zapytałem spokojnie. Wiedziałem, że jeśli tego nie powiem teraz, to nie powiem już wcale.
– Proszę cię, nie rób scen – mruknęła i poprawiła rękaw swetra, jakby ważniejsze było ułożenie wełny niż to, co zaraz miało między nami paść.
– Czy naprawdę doszło do tego, że interesują cię tylko pieniądze? – zapytałem wprost.
Matka podniosła wzrok, ale w jej oczach nie było zaskoczenia, raczej irytacja.
– Nie dramatyzuj. Święta są, a ty zaczynasz jakieś rozmowy, które do niczego nie prowadzą.
– Miałem trudny rok – powiedziałem. – Jestem zmęczony, ledwo wytrzymywałem te zmiany, pracowałem po nocy. Naprawdę nie mogłem przywieźć więcej.
– Ludzie mają gorzej, Marcin – ucięła. – I jakoś sobie radzą.
To mnie uderzyło bardziej niż jej wcześniejsze słowa.
– Ale ja nie mówię, że sobie nie radzę – wyjaśniłem. – Tylko że chciałbym czasem usłyszeć od was coś innego niż pytanie o pieniądze.
Matka westchnęła.
– Jesteś dorosły. Po co mam cię pytać o jakieś sentymenty? Mnie interesuje, czy wszystko masz pod kontrolą.
– A mnie interesuje, czy ktoś jeszcze interesuje się mną, nie moją wypłatą – odpowiedziałem cicho.
Zamilkła, jakby moje słowa ją zmęczyły.
– Marcin, proszę cię. Nie zaczynaj. Święta są, żeby odpocząć, a nie od takich rozmów – powiedziała, odwróciła się i wyszła, nawet na mnie nie patrząc.
Zostałem sam w kuchni z uczuciem upokorzenia, które aż paliło mnie od środka. Tyle lat pozwalałem, żeby to po mnie spływało, bo powtarzałem sobie, że taka jest rodzina, że każdy ma swoje problemy. Teraz czułem, że jeśli tego nie zatrzymam, to do końca życia będę wracał tu tylko jako źródło pieniędzy. W mojej głowie pojawiła się myśl, że muszę coś zmienić.
W końcu podjąłem decyzję
Wyszedłem krótko po rozmowie z matką. Nikt nawet nie zapytał, dokąd idę. Powiedziałem tylko, że muszę się przewietrzyć, a brat mruknął coś w stylu, że i tak zaraz pójdą spać. Wziąłem kurtkę i wyszedłem. Śnieg skrzypiał pod butami, a myśli ciążyły mi coraz bardziej.
Hotel był niedaleko ich domu. Skromny, dwugwiazdkowy, ale wystarczało, byle mieć gdzie odciąć się od świata. Kiedy wszedłem do pokoju, uderzyła mnie cisza tak gęsta, że aż chciało się usiąść na łóżku i nic nie robić. Z okna widziałem ludzi po drugiej stronie ulicy, śmiejących się, niosących prezenty, wchodzących do ciepłych mieszkań. Dla nich święta były czymś innym. Ja siedziałem na brzegu łóżka i czułem, że nie mam dokąd wracać.
– Co ja właściwie tu robię? – powiedziałem do siebie półgłosem.
Telewizor w tle grał jakąś kolędę, ale nie potrafiłem na niego patrzeć. Rozmawiałem sam ze sobą, jakbym próbował ogarnąć to, co się wydarzyło.
– Od lat przyjeżdżasz i liczysz, że cię ucieszą – powiedziałem cicho. – A oni liczą tylko banknoty.
Przesuwałem ręką po pościeli i czułem narastające zmęczenie. Nagle telefon zawibrował, wyświetliło się imię siostry. Nie odebrałem. Po chwili zadzwonił brat, ale też odrzuciłem. Nawet nie chciałem widzieć wiadomości, bo domyślałem się, co tam będzie. Pewnie coś o tym, że przecież nie ma co przesadzać, że święta są po to, żeby być razem. Tyle że nikt z nich nie zapytał nawet, dlaczego wyszedłem. Usiadłem na podłodze, oparłem się o łóżko.
– Może to był błąd… – wymówiłem powoli – że w ogóle wróciłem.
Ta myśl była zimna jak powietrze na zewnątrz. Prawdziwa i prosta. W tamtym momencie coś do mnie dotarło. Podjąłem decyzję, która przesunęła granicę między mną a nimi bardziej niż cokolwiek wcześniej.
– Nie pójdę jutro na drugi dzień świąt – powiedziałem do pustego pokoju. – Nie pojadę tam w ogóle.
I po raz pierwszy od lat poczułem, że ta decyzja należy wyłącznie do mnie.
Latami mnie wykorzystywali
W hotelu spałem mało. Budziłem się co chwilę, a w głowie krążyły wspomnienia wcześniejszych świąt. Pamiętałem, jak kiedyś wracałem ze Szwecji pierwszy raz i myślałem, że może ktoś zapyta, jak sobie radzę. Matka wtedy tylko powiedziała:
– Dobrze, że przywiozłeś trochę pieniędzy, akurat się przydadzą.
Nie zapytała nawet, czy jestem zdrowy. Uśmiechnąłem się, jakbym to rozumiał, choć już wtedy coś mnie zabolało. Przypomniała mi się też rozmowa z siostrą sprzed kilku lat. Zadzwoniła, niby żeby pogadać, ale po pięciu minutach zapytała:
– Marcin, pożyczyłbyś trochę? To pilne.
Nawet nie miałem odwagi powiedzieć, że sam ledwo wyrabiałem. Wysłałem, chociaż musiałem odpuścić jedną ratę za pokój. Siedziałem teraz na krześle przy oknie i patrzyłem na śnieg. Zrozumiałem, że to nie tylko ten rok był trudny. Przez lata godziłem się na to, żeby mnie wykorzystywali. Nie pamiętałem, kiedy matka zapytała mnie o cokolwiek, co nie wiązało się z pieniędzmi. A ja powtarzałem sobie, że tak po prostu wygląda dorosłość.
Wiedziałem już, że potrzebuję dystansu, żeby ocalić siebie. Inaczej znowu wróciłbym za rok i udawał, że wszystko jest w porządku.
Czekała mnie zmiana
Rano zadzwoniłem do znajomego z pracy w Szwecji. Był jednym z nielicznych, z którymi mogłem porozmawiać bez udawania. Odebrał od razu, jakby czekał na mój telefon.
– No i jak tam twoje święta? – zapytał. – U mnie jak zwykle hałas i kłótnie szwagrów, ale przynajmniej jest wesoło.
Westchnąłem.
– U mnie było… inaczej. Chyba mam już dość wracania tutaj.
– Co się stało?
Opowiedziałem mu po kolei. O kopertach, o rozmowie z matką, o tym, że ich zostawiłem i nikt nawet nie wyszedł za mną. Mówiłem krótko, bez żalu w głosie, ale on i tak wszystko zrozumiał.
– Marcin, twoja rodzina zachowuje się wobec ciebie niesprawiedliwie – powiedział bez wahania. – To nie jest normalne, żeby traktować człowieka jak źródło pieniędzy.
– Może przesadzam – odpowiedziałem. – To przecież święta, każdy bywa nerwowy.
– Nie, stary. Ty od lat tłumaczysz ich zachowanie. Ktoś musi ci to w końcu powiedzieć.
Zapadła cisza. Poczułem wstyd, taki ciężki, jakby ktoś wreszcie nazwał coś, czego sam bałem się wypowiedzieć.
– Brzmi, jakbym dawał się wykorzystywać – powiedziałem.
– Bo tak jest. I jeśli nie postawisz granic, nikt ich za ciebie nie postawi.
Te słowa chodziły mi po głowie jeszcze długo po zakończeniu rozmowy. Wiedziałem już, że przede mną zmiana, której dotąd unikałem.
Marcin, 38 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Ciągle latałam pomiędzy garami a pralką, usługując rodzinie. Zamarli, gdy zrobiłam coś, co przerwało ten złoty układ”
- „Na mikołajki mąż kupił luksusowe perfumy za 500 zł. Gdy w skarpecie znalazłam tanią czekoladę, wiedziałam, co się święci”
- „Znalazłam u męża paragon na sweter z alpaki. Liczyłam na luksusowy prezent pod choinką, a przejechałam się jak na lodzie”

