„Gdy wnuczka była mała, podkradała cukier, a teraz bez pytania sięga po moje drogie perfumy. Czas dać małolacie nauczkę”
„Po tej rozmowie Milena wróciła do swojego pokoju, rzuciła się na łóżko i zaczęła coś stukać w telefonie. Zapewne pisała do koleżanek, że jej babcia to czarownica. Nie przeszkadzało mi to. Czarownica? Proszę bardzo”.

- Redakcja
Zawsze byłam kobietą z zasadami. Nie takimi z podręczników czy modnych poradników, ale moimi własnymi, wypracowanymi przez lata. Może nieco staroświeckimi, ale skutecznymi. Wychowałam troje dzieci i każde potrafiłam wychować lub przynajmniej ustawić do pionu. Ale z moją wnuczką to całkiem inna historia. Kiedy była mała, potrafiła ukraść cukier z kuchni i wsypać go do butelki po wodzie – „bo robi syrop dla lalek”. A ja, zamiast dać jej po łapach, śmiałam się razem z nią, bo była taka słodka. No i taka rezolutna. Ale teraz? Teraz ma siedemnaście lat, robi sobie makijaż, jakby szła na casting i bez pytania wlewa na siebie moje najdroższe perfumy. Nie, kochanieńka. Czas zakończyć tę bezczelność. Skoro nie rozumie języka prośby, to zrozumie język nauczki.
Byłam na nią wściekła
Weszłam do łazienki jak burza. Lustro zaparowane, ręcznik rzucony na podłogę, a w powietrzu unosił się ten zapach moich perfum.
– Milena! – wrzasnęłam, jak tylko usłyszałam muzykę dudniącą z jej pokoju. – Chodź tu natychmiast!
Zza drzwi wyłoniła się smukła postać w legginsach i topie. Na rzęsach mascara, na ustach błyszczyk, a w oczach bezczelność tak wyraźna, że aż mnie cofnęło.
– Co znowu? – jęknęła.
– Wiesz, co to jest? – wskazałam palcem na butelkę perfum, którą zostawiła na brzegu umywalki.
– No... perfumy? – wzruszyła ramionami.
– Nie byle jakie perfumy. Nie na twoje randki z Kacprem.
– Babciu, przestań. Wzięłam tylko dwie psiknięcia. To nie koniec świata.
– Dwie psiknięcia?! – sapnęłam. – Dziewczyno, przez całe życie nie psiknęłam się nimi tyle razy, ile ty przez ten tydzień!
– No to może powinnaś się wreszcie trochę porozpieszczać, co?
Byłam na nią wściekła.
– Porozpieszczać to cię może twój chłopak. Ja zamierzam cię wychować.
Milena tylko przewróciła oczami.
Dałam jej popalić
Po tej rozmowie Milena wróciła do swojego pokoju, rzuciła się na łóżko i zaczęła coś stukać w telefonie. Zapewne pisała do koleżanek, że jej babcia to czarownica. Nie przeszkadzało mi to. Czarownica? Proszę bardzo. Wróciłam do kuchni, zaparzyłam sobie kawę i wzięłam notes. Bo nauczka wymaga strategii. A ja byłam w tym mistrzynią.
– Chcesz ją czegoś nauczyć? – mruknęłam do siebie. – Musisz uderzyć tam, gdzie zaboli. Czyli… w próżność.
Tego samego dnia wieczorem, gdy Milena spała w najlepsze, weszłam cicho do jej pokoju. Na komodzie leżały jej kosmetyki: podkłady, róże, tusze, błyszczyki i oczywiście... flakonik perfum za siedemnaście złotych.
– Czas na małą wymianę – szepnęłam.
Następnego dnia rano wydarzyło się to, czego się spodziewałam.
– Babciu?! – rozległ się krzyk z łazienki. – Coś jest nie tak z moim podkładem! Mam pomarańczową twarz!
– Dziwne – odparłam, siadając do krzyżówki. – Może się przeterminował?
– A tusz się kruszy jak kreda!
– Zdarza się. Kiepskie firmy teraz robią.
Milena wpadła do kuchni.
– Ty coś zrobiłaś, prawda?
– Ja? Tylko wymieniłam trochę rzeczy. Znasz to uczucie?
– Ale ja tylko wzięłam perfumy!
– No to teraz jesteśmy kwita.
Dopiekłam jej
Milena chodziła po domu wściekłą jak osa. Nie powiedziała ani słowa przez całe popołudnie, ale widziałam kątem oka, jak buszuje w szafkach, przegląda wszystkie kosmetyki i... zerkając na mnie spode łba, sprawdza zawartość mojej toaletki. Dobrze kombinowała.
– Babciu, gdzie są moje kosmetyki? – zapytała w końcu lodowatym tonem, jakby była detektywem z serialu kryminalnego.
– Tam, gdzie ich miejsce – odpowiedziałam, nie odrywając wzroku od robótki.
– Przecież to kradzież!
– Doprawdy? A kiedy używałaś moich perfum, to była kradzież, czy pożyczka?
– To nie to samo! – zawołała i tupnęła nogą jak pięciolatka. – Przecież to tylko perfumy!
– A dla mnie to nie są „tylko perfumy”, tylko wspomnienie – uniosłam wzrok i spojrzałam jej prosto w oczy. – Kupił mi je twój dziadek na ostatnią rocznicę ślubu, zanim umarł. Rozumiesz?
Zamilkła. I przez chwilę wydawało mi się, że coś do niej dotarło.
– Okej, czyli to były sentymentalne perfumy. Mogłaś powiedzieć. A nie robić ze mnie ofiarę sabotażu.
– Gdyby rozmowa wystarczyła, już dawno byłabyś ambasadorką uprzejmości.
– To teraz mnie uczysz manier?
– Tak. Bo ktoś musi. A twój ojciec, jak widać, tylko odhacza alimenty.
Zrobiło się cicho, a Milena spuściła wzrok.
– To było poniżej pasa.
– Kochanie, od dawna bijesz poniżej pasa. Tylko dziś trafiłaś na przeciwnika.
Zawiodłam się na niej
Na trzeci dzień naszego domowego frontu Milena postanowiła przejść do kontrataku. Weszłam do łazienki i zorientowałam się, że w mojej kosmetyczce coś nie gra. Mój róż? Wyszczerbiony. Krem? Pachniał jak budyń waniliowy. A szminka... nie, tego nie wybaczę. Ktoś ją włożył do zamrażarki, a potem zostawił otwartą – roztopiła się i wykruszyła jak kreda.
– Milena! – wrzasnęłam tak, że aż żyrandol w przedpokoju zadrżał.
Wnuczka pojawiła się w progu z anielskim uśmiechem.
– Tak? Coś się stało?
– Ty się mnie pytasz, czy coś się stało?! Moja szminka wygląda, jakby przeszła operację plastyczną u rzeźnika.
– Oj babciu, może się starzeje. Wiesz, nie wszystko jest wieczne...
– Nie filozofuj. Wiem, że to twoje dzieło.
– A ty? Zmieniłaś mi korektor na krem do stóp, więc może teraz jesteśmy kwita?
– Dziecko drogie, korektor i tak był do niczego.
– Ty jesteś okropna – rzuciła.
– Możliwe. Ale jestem twoją babcią. I nie zamierzam przegrać tej wojny.
– To wojna?
– O tak, kochanie. I właśnie przeszła na poziom strategiczny. Bo jeśli myślisz, że to koniec moich pomysłów… to chyba mnie nie znasz.
Milena spojrzała na mnie z rozbawieniem.
– Naprawdę chcesz mnie tym zamęczyć?
– Nie, skarbie. Po prostu chcę, żebyś się nauczyła szanować cudzą własność.
Nie mogłam się powstrzymać
W sobotę zaproponowałam Milenie wspólne wyjście do galerii.
– Naprawdę? – spojrzała podejrzliwie. – Ty i zakupy? W sobotę?
– A czemu nie? Zobaczę, co modne, może sobie coś kupię. Ty też możesz poszukać tej swojej nowej paletki. – Uśmiechnęłam się niewinnie.
Milena przytaknęła. Dwie godziny później byłyśmy już w galerii. Ja z torebką pod pachą, ona z głową w telefonie.
– O! Tu jest promocja na eyeliner – zapiszczała, wchodząc do drogerii jak do nieba.
– Świetnie. Chodźmy.
W środku kręciłam się chwilę między półkami, udając, że czegoś szukam. Kiedy Milena pochylała się nad testerami, zrobiłam swoje.
– Babciu, co ty tam robisz? – spytała, podchodząc. – Nie dotykaj tego, ty się nawet tym nie malujesz!
– A ty się malujesz za nas dwie – mruknęłam.
– Zobacz, to idealne dla ciebie – powiedziałam. – Mały flakonik perfum na pamiątkę tej naszej eskapady.
– Naprawdę? – Milena zerknęła zaskoczona. – Dziękuję.
– Proszę. Psiknij się nimi przed randką z tym… jak mu tam?
– Igor. Ale to nie randka, tylko koncert.
– No, to niech Igor cię zapamięta.
Wieczorem wyszła z łazienki czerwona jak burak.
– Babciu... Dałaś mi perfumy, które pachną jak rosół!
– Dziwne... Przecież mówiłaś, że to „tylko perfumy”.
Czy pisać zakończenie?
Wygrałam
Milena nie odzywała się do mnie przez cały wieczór. Demonstracyjnie trzaskała drzwiami, rozstawiała szklanki i przemykała obok mnie bez słowa, chociaż zwykle nie potrafiła milczeć dłużej niż trzy minuty. Była obrażona jak księżniczka, której nie dostarczono tronu na czas. Jednak rano… coś się zmieniło.
– Babciu? – weszła do kuchni nieśmiało, w dresie, bez makijażu, z koczkiem na czubku głowy. – Zrobiłam kawę. Chcesz?
– O, proszę, czyżby przełom? – uniosłam brew.
– Nie wiem, czy to przełom, czy już po prostu kapitulacja. Ale... przemyślałam parę rzeczy.
– Słucham uważnie.
Usiadłam przy stole i przyjęłam kubek jak medal.
– Wiem, że przegięłam. I z perfumami, i z tym że się zachowywałam jak księżniczka.
Spojrzałam na nią, trochę zaskoczona. Bo mimo całej tej naszej wojny… nie sądziłam, że wyciągnie z niej cokolwiek więcej niż „babcia jest z epoki dinozaurów”.
– Przepraszam, że brałam twoje rzeczy bez pytania. I... rozumiem, że te perfumy coś dla ciebie znaczyły. Już nie będę.
– W porządku – odparłam spokojnie. – Ale musisz wiedzieć, że każda wojna ma swoje koszty. I każdy pokój swoje warunki.
– Jakie?
– Od dziś, jak czegoś chcesz – pytasz. I nie używasz moich perfum, dopóki nie nauczysz się, że w życiu ważniejsze od zapachu jest... zapach odpowiedzialności.
Milena kiwnęła głową na znak zgody i uśmiechnęła się lekko.
Maria, 67 lat
Historie są inspirowane prawdziwym życiem. Nie odzwierciedlają rzeczywistych zdarzeń ani osób, a wszelkie podobieństwa są całkowicie przypadkowe.
Czytaj także:
- „Stoję w sklepie dwa metry od córki, bo się wstydzę. Ona wydaje pieniądze na tipsy i ciuchy, a ja mam dziurawe buty”
- „Po rozwodzie były mąż zabrał mi wszystko, nawet chęci do życia. Tę szarą rzeczywistość zmienił kurs hiszpańskiego”
- „Na szkolnej wywiadówce opadła mi szczęka. Gdy nauczycielka mówiła o moim synu, byłam pewna, że się pomyliła”

