Reklama

Jeszcze kilka miesięcy temu byliśmy z mężem jak drużyna – razem na dobre i złe. Ciąża nas zbliżyła, snuliśmy plany, marzyliśmy o przyszłości. Ale od kiedy nasze dziecko przyszło na świat, wszystko się zmieniło. Łukasz zaczął znikać wieczorami. Mówił, że musi odreagować, że ma prawo do chwili dla siebie. A ja? Ja nie mam prawa? Nie pamiętam, kiedy ostatni raz zrobił mi herbatę, przytulił. Tylko to dziecko, dziecko, dziecko – a on gdzieś tam w swoim świecie.

Zostałam z tym sama

Każdy mój dzień to taki maraton: zmienianie pieluch, gotowanie, pranie, sprzątanie, usypianie, a potem znowu to samo. I tak od rana do nocy. Nawet nie wiem, kiedy mijają tygodnie. Łukasz wraca późno – często po dwudziestej pierwszej, czasem później. Pachnie wtedy piwem, papierosami. A ja czuję się, jakbyśmy żyli obok siebie, a nie razem.

Czasem leżę w łóżku, wpatruję się w sufit i myślę: co on tam robi, kiedy mówi, że wychodzi na klubowe spotkania? Może mnie zdradza? Może ma kogoś, kto nie ma podkrążonych oczu i nie pachnie mlekiem modyfikowanym?

Tamtego wieczoru już nie wytrzymałam. Siedziałam na kanapie, czekałam, aż wróci, a w środku gotowało się we mnie jak w szybkowarze. Gdy tylko usłyszałam szczęk zamka, poderwałam się z miejsca, jakby mnie prąd poraził.

– Gdzie ty znowu byłeś? – zapytałam, zanim jeszcze zdjął buty.

Miał wymówki

Łukasz westchnął i nawet na mnie nie spojrzał. Rzucił klucze na komodę, zaczął ściągać kurtkę, jakby to był zwykły dzień, a ja nie siedziała tutaj z milionem myśli w głowie.

– Klaudia, proszę cię, nie teraz – mruknął.

Podniosłam głos.

– Nie teraz? To kiedy? Jak długo mam jeszcze udawać, że nic się nie dzieje? Łukasz, od tygodni wracasz późno, milczysz jak zaklęty, a ja tu siedzę, jak głupia, z dzieckiem, sama w tym wszystkim. Powiedz mi w końcu prawdę. Masz kogoś, prawda?

Zamarł na moment, po czym wybuchł.

– Co ty w ogóle wygadujesz?! Nie mam nikogo!

– To, co robisz wieczorami? Dokąd chodzisz? Dlaczego nie możesz mi powiedzieć? – drżałam, ledwo powstrzymując łzy. – Nie mogę tak dłużej żyć. Czuję się, jakbym była nikim. Dla ciebie liczą się tylko te twoje sprawy, a ja mogę tu gnić.

Wzruszył ramionami i odwrócił się w stronę kuchni.

– Muszę mieć trochę czasu dla siebie, rozumiesz? Nie mogę być cały czas w domu.

Podbiegłam za nim.

– Czas dla siebie? A co ze mną? Czy my jeszcze w ogóle istniejemy jako para?

– Nie dramatyzuj – powiedział. – Nie mam nikogo, po prostu… potrzebuję oddechu.

– Ja też potrzebuję oddechu, a nie mam go od dawna! Ty możesz sobie wychodzić, kiedy chcesz, a ja siedzę tutaj sama, w tym chaosie, z tym wszystkim na głowie. Nawet nie pytasz, jak się czuję, czy potrzebuję pomocy. Nic.

Nie rozumiał mnie

Spojrzał na mnie w końcu, ale zamiast współczucia, zobaczyłam w jego oczach znużenie.

– Znowu zaczynasz. Wiesz co, nie mam siły na te twoje sceny.

Wtedy już nie wytrzymałam.

– Sceny? Myślisz, że ja to robię dla zabawy? Ja ci tu mówię, że czuję się samotna, że potrzebuję ciebie, a ty mnie gasisz jak płomień świeczki!

Wyszedł z kuchni i trzasnął drzwiami do sypialni. Zostałam sama, w ciszy, która dudniła mi w uszach. Stałam tak jeszcze chwilę, próbując złapać oddech, ale czułam tylko ścisk w gardle i pieczenie za oczami. Potem usiadłam na podłodze, oparłam głowę o kanapę i pozwoliłam, żeby łzy w końcu popłynęły.

Rano obudziłam się z ciężką głową i opuchniętymi oczami. Patrzyłam w sufit, a w środku miałam pustkę. Łukasz wstał wcześniej, jak zwykle, szykował się do pracy, a ja leżałam, słuchając stukotu jego kroków, dźwięku szklanki stawianej na blacie. Próbowałam sobie wmówić, że może coś się zmieni, że zaraz przyjdzie, przeprosi, powie, że mnie kocha. Ale drzwi trzasnęły i został po nim tylko zapach jego perfum.

Chciałam poznać prawdę

Nie wiedziałam, co robić. Wzięłam telefon, bezmyślnie przewijałam ekran, aż w końcu napisałam do Anki. „Muszę z tobą pogadać. Teraz”. Odpisała od razu: „Wpadnij”. Ubrałam się w pierwsze lepsze rzeczy, zostawiłam małego pod opieką sąsiadki i wyszłam, czując, jak nogi mi się uginają.

Anka otworzyła drzwi z kawą w ręku, w rozciągniętym dresie, z włosami w nieładzie, ale jak zawsze uśmiechnięta.

– Oho, coś się stało. Mów.

Usiadłam na kanapie, dłonie mi drżały.

– Pokłóciliśmy się wczoraj. Strasznie. Myślę, że on mnie zdradza. Czuję to. Wychodzi wieczorami, wraca późno, nie chce mi powiedzieć, co robi. A ja wariuję.

Popatrzyła na mnie z takim wyrazem twarzy, jakby wiedziała coś, czego ja nie wiem.

– Słuchaj, powiem ci jedno: faceci są tacy sami. Jak znikają wieczorami, jak coś kręcą, to nie dlatego, że chcą samotnie patrzeć w księżyc. Oni mają swoje tajemnice, a my jesteśmy głupie, bo w to wierzymy. Mój Marcin też tak kiedyś zaczynał. Zaczęło się od późnych powrotów, potem SMS-y, zapachy na koszuli… I wiesz, jak to się skończyło.

Siedziałam, wpatrzona w kubek z kawą, a jej słowa wbijały się we mnie jak szpile.

– Ale może Łukasz nie… Może to coś innego…

Nie miała złudzeń

Anka pokręciła głową.

– Nie bądź naiwna. Musisz go sprawdzić. Telefon, wiadomości, lokalizacje. Nie ma innej opcji. Albo wiesz, albo udajesz, że wiesz. A wtedy będziesz tą głupią, co siedzi w domu, a jej facet bawi się gdzie indziej.

Przez chwilę chciałam powiedzieć, że to nie tak, że Łukasz jest inny. Ale sama w to nie wierzyłam. Siedziałam cicho, czułam, jak moje myśli galopują.

– Sprawdź go. Sprawdź, zanim będzie za późno – powiedziała, a ja poczułam, że te słowa zostaną ze mną na długo.

Nie potrafiłam tego wyrzucić z głowy. Tamtego wieczoru, kiedy Łukasz poszedł pod prysznic, nie wytrzymałam. Usypiałam małego, kiedy usłyszałam dźwięk powiadomienia z jego telefonu, zostawionego na komodzie. Zamarłam. Byłam jak zahipnotyzowana. Podniosłam go powoli, dłonie mi drżały.

Na ekranie migotała wiadomość od Michała: „Dzisiaj gramy? Mam nowy scenariusz, atak z północy może być kluczowy”. I jeszcze jedna: „Weź swoją figurę, bez niej ani rusz”. W głowie szumiało mi jakby ktoś włączył suszarkę. O jakim ataku oni mówią? Jakiej figurze?

Byłam w szoku

Nagle poczułam, jak strach zaciska mi gardło. To jakaś ich zaszyfrowana gadka. Strategia, atak, figury… To nie brzmi jak planszówka, to brzmi jak plan na zdradę. Może mają jakieś swoje kody, swoje znaki, żeby nikt nie wiedział? Michał zawsze był dziwny, a teraz to się układało w całość.

Odłożyłam telefon, serce waliło mi jak młotem. Usiadłam na kanapie i czułam, jak cała się trzęsę. Czy ja naprawdę chcę wiedzieć? Ale już nie było odwrotu. Kiedy Łukasz wyszedł z łazienki, od razu go dopadłam. Stał w przedpokoju, a ja już mówiłam, nie zważając na nic.

– Co to za wiadomości? Co to za ataki? Co to za figury?! – głos mi drżał, a ręce zaciskałam w pięści.

– O czym ty mówisz?

– Nie udawaj, proszę cię! Przeczytałam twoje wiadomości z Michałem. Wiem, że coś przede mną ukrywacie! Kłamiesz mi w żywe oczy! – krzyczałam, głos mi się łamał, a oczy piekły od łez.

Łukasz najpierw się skrzywił, potem zaczął się śmiać, a ten śmiech tylko dolał oliwy do ognia.

– Klaudia, ty naprawdę myślisz, że cię zdradzam? Bo piszę z Michałem o grach planszowych? – jego głos był pełen niedowierzania. – My tam gramy. W strategie. W figurki, armie, bitwy. Chcesz, pokażę ci figurkę.

Myślałam, że żartuje

– O grach? – powtórzyłam głucho.

– Tak, o grach. Zbieramy się z chłopakami, gramy, robimy scenariusze. Nie chciałem ci mówić, bo myślałem, że to cię nie interesuje, że i tak byś mnie tylko wyśmiała.

Stałam jak wmurowana, a on patrzył na mnie z mieszaniną złości i rozbawienia.

– Nie rozumiem, dlaczego mi nie powiedziałeś – powiedziałam cicho, czując, jak wstyd zalewa mi policzki.

– Bo między nami od dawna coś się psuje. Nie mam siły na kłótnie, na twoje podejrzenia, na to wieczne „gdzie byłeś?”. Chciałem mieć coś swojego, chociaż kawałek świata, w którym nie muszę się tłumaczyć.

Usiadłam na fotelu, z głową w dłoniach. Było mi głupio, ale też czułam żal. Bo nie chodziło tylko o te gry. Chodziło o coś głębszego, o to, że przestaliśmy ze sobą rozmawiać, przestaliśmy się rozumieć.

Klaudia, 30 lat


Czytaj także:


Reklama
Reklama
Reklama