„Gdy teściowa zrobiła to na naszym weselu, po prostu zaniemówiłam. Nie sądziłam, że jest zdolna do takich rzeczy”
„Podczas gdy kręciliśmy się w rytm muzyki, nagle poczułam, jak ktoś wchodzi między nas. To była… teściowa. Wcisnęła się między mnie a mojego świeżo poślubionego męża, chwytając go za ręce i zaczęła tańczyć z nim, jakby była panną młodą”.

Wesele to jeden z tych dni, które mają być niezapomniane – ale w pozytywnym sensie. Wszystko planowałam co do minuty, dopięłam każdy detal. Wiedziałam, że nie obejdzie się bez drobnych wpadek, bo przecież to duża impreza, ale liczyłam na to, że będą to jakieś błahe rzeczy, na przykład lekko przypalone mięso albo ciocia Hela tańcząca na stole. Nie przyszło mi do głowy, że największy problem sprawi teściowa.
Nie było nam po drodze
Szczerze mówiąc, nigdy za mną nie przepadała, ale miałam nadzieję, że dla dobra syna zachowa się przyzwoicie. Naiwnie sądziłam, że najgorsze, co może zrobić, to rzucić jakąś uszczypliwą uwagę albo przewracać oczami, gdy będę mówić o naszej miłości. Jakże się myliłam! To, co zrobiła, sprawiło, że goście oniemieli, a ja… no cóż, mogłam albo rzucić welonem i uciec, albo postarać się uratować sytuację.
Od początku wiedziałam, że z moją przyszłą teściową będzie ciężko. Krystyna była typem kobiety, która musiała mieć wszystko pod kontrolą. Wtrącała się we wszystko – od wyboru koloru serwetek po to, czy moje buty ślubne są wystarczająco „eleganckie”. Gdy próbowałam jej wytłumaczyć, że to mój dzień i moje decyzje, patrzyła na mnie jak na rozkapryszone dziecko.
– Kochana, ty jeszcze nie wiesz, co to znaczy organizować prawdziwe wesele – mówiła z wyższością. – Bez mojego doświadczenia to by była jakaś żenada!
Starałam się ją ignorować. W końcu zależało mi na dobrych relacjach, a Damian – mój narzeczony – też nie miał łatwo. Jego matka uwielbiała dramatyzować i zawsze znajdowała powód do narzekania. Twierdziła, że jej „jedyny syn” zasługuje na najlepszą oprawę ślubu, a ja najwyraźniej nie do końca nadawałam się do roli idealnej synowej. Kilka razy próbowałam z nią szczerze porozmawiać, ale nic to nie dawało. Damian pocieszał mnie, że „mama taka po prostu jest” i „trzeba się przyzwyczaić”. Może miał rację?
W dniu ślubu liczyłam, że da mi spokój, choćby z szacunku do chwili. Jednak już na ceremonii zdążyła zwrócić uwagę mojej matce, że welon jest „za długi” i „krępujący”. Kiedy szłyśmy do kościoła, syknęła mi do ucha:
– No, zobaczymy, jak długo to małżeństwo wytrzyma…
Zignorowałam ją. Próbowałam się nie przejmować. Jeszcze nie wiedziałam, że to, co miała w planach na weselu, przerośnie moje najśmielsze wyobrażenia.
To była bezczelność
Kiedy weszliśmy na salę weselną, starałam się skupić na radości tego dnia. Goście klaskali, orkiestra grała naszą piosenkę, a ja czułam się jak w bajce. Przez moment naprawdę wierzyłam, że będzie idealnie. Ale wtedy zobaczyłam teściową i zamarłam.
Stała tuż obok stołu prezydialnego, dumnie wyprostowana, ubrana w długą, białą suknię z koronką. Białą. Przetarłam oczy, bo myślałam, że to jakiś żart. W końcu chyba każda kobieta wie, że zakładanie bieli na czyjeś wesele to faux pas, prawda?
– To chyba nie jest ślub matki pana młodego? – rzuciła szeptem moja świadkowa, Lena.
– Co ona sobie myśli?! – syknęła moja matka, patrząc na Krystynę z niedowierzaniem.
Miałam ochotę podejść i powiedzieć coś ostrego, ale zanim zdążyłam ruszyć, teściowa podeszła do nas, wzdychając teatralnie.
– No i mamy ten dzień – powiedziała, patrząc bardziej na Damiana niż na mnie. – Nie mogłam się nie ubrać wyjątkowo. W końcu to ważna chwila dla naszej rodziny.
Podkreśliła ostatnie słowa, jakby chciała zaznaczyć, że to jej święto, a nie moje. Damian poczuł, że sytuacja staje się napięta, więc próbował to obrócić w żart.
– Mamo, nie myślałaś o czymś… mniej białym?
– A co w tym złego? – odparła z udawanym zdziwieniem. – Nie mam prawa wyglądać elegancko?
Wzięłam głęboki oddech. Nie pozwolę, by jedna suknia popsuła mi ten dzień. Jeszcze nie wiedziałam, że to był dopiero początek jej popisów.
Na sukience się nie skończyło
Nie minęła godzina, a teściowa znowu dała o sobie znać. Podczas obiadu usiadła obok Damiana, niemal mnie ignorując. Co chwilę wzdychała i teatralnie ocierała łzy. Nie byłam pewna, czy rzeczywiście płakała, czy tylko chciała zwrócić na siebie uwagę.
– To już koniec – powiedziała nagle, unosząc kieliszek do ust. – Straciłam mojego syna… Teraz już nigdy nie będzie taki sam.
Cisza. Goście zaczęli wymieniać zdziwione spojrzenia, a ja ścisnęłam widelec, próbując się uspokoić. Damian nerwowo się zaśmiał.
– Mamo, nie przesadzaj. Po prostu się ożeniłem, a nie wyjeżdżam na drugi koniec świata.
– Oczywiście, synku, oczywiście – powiedziała, kładąc mu rękę na ramieniu.
– Tylko pamiętaj… matka jest zawsze na pierwszym miejscu.
Zrobiło mi się gorąco. Byłam gotowa coś powiedzieć, ale świadkowa kopnęła mnie lekko pod stołem, dając znak, żebym się nie unosiła. Czułam, jakbym siedziała na beczce prochu. Żeby poprawić atmosferę, DJ ogłosił pierwszy taniec. Miałam nadzieję, że to chwilowo odwróci uwagę od teściowej. Wyszliśmy na parkiet, światła przygasły, a muzyka zaczęła grać. Damian przytulił mnie do siebie, a ja poczułam, że wszystko wraca na właściwe tory. I wtedy to się stało.
Podczas gdy kręciliśmy się w rytm muzyki, nagle poczułam, jak ktoś wchodzi między nas. To była… teściowa. Wcisnęła się między mnie a mojego świeżo poślubionego męża, chwytając go za ręce i zaczęła tańczyć z nim, jakby była panną młodą.
Ludzie patrzyli na tę scenę w osłupieniu
Ktoś zakaszlał nerwowo, ktoś inny próbował powstrzymać śmiech. A ja stałam na środku parkietu, totalnie sparaliżowana.
– Zatańcz ze mną, synku, tak jak kiedyś – powiedziała słodkim głosem, ignorując moje istnienie.
Damian kompletnie się pogubił. Najpierw spojrzał na mnie, potem na swoją matkę, jakby nie wiedział, co robić.
– Mamo, to pierwszy taniec mój i Oli – powiedział cicho, próbując delikatnie się odsunąć.
– Ależ oczywiście! – westchnęła. – To przecież tylko jeden taniec, prawda? – odwróciła się w moją stronę i posłała mi triumfujące spojrzenie.
Widziałam, jak Damian walczy z myślami. Pewnie bał się, że jeśli jej odmówi, zacznie robić sceny. Ja już nie zamierzałam milczeć.
– Pani Krystyno – powiedziałam lodowatym tonem. – To jest mój taniec. Jeśli chce pani zatańczyć z synem, będzie ku temu wiele okazji.
Na sali zapadła pełna napięcia cisza. Przez moment myślałam, że mnie zaatakuje. Jej twarz stężała, a oczy zwęziły się w wąskie szparki. I wtedy zaczęła płakać. Nie zwykłe łzy, nie. Histeryczny szloch.
– Nie chcę być sama! – zawyła, a goście zaczęli się niespokojnie kręcić na swoich miejscach.
Damian spojrzał na mnie błagalnie, jakby oczekiwał, że to ja coś zrobię.
Ale tym razem nie zamierzałam odpuszczać.
Nie zamierzałam dać się zmanipulować
Wzięłam głęboki oddech i odsunęłam się o krok, zostawiając teściową samą na środku parkietu. Damian też się cofnął, choć wyglądał, jakby ktoś odciął mu dopływ tlenu. Goście patrzyli na nią z mieszanką konsternacji i zażenowania. DJ, zaniepokojony sytuacją, szybko zmienił muzykę na coś bardziej skocznego, próbując uratować atmosferę.
– No dobrze, skoro mamy takie emocje, to może teraz wspólny taniec dla wszystkich! – zawołał.
Ludzie zaczęli wstawać od stołów, chętni, by czymś odwrócić uwagę od dramatu. Niektórzy nawet poklepywali teściową po ramieniu, próbując ją pocieszyć, ale ona była w swoim żywiole.
– Mój syn odchodzi ode mnie – mamrotała, ocierając oczy. – Tak się poświęcałam… Tak się starałam…
Damian, widząc, że matka nie przestaje dramatyzować, w końcu wyciągnął telefon i przekazał go swojemu kuzynowi.
– Zadzwoń po tatę – powiedział cicho. – Tylko on może ją uspokoić.
Po kilkunastu minutach jego ojciec rzeczywiście się pojawił. Stanął w drzwiach, rozejrzał się po sali, a potem podszedł do swojej żony i złapał ją za ramię.
– Krystyna, wystarczy – powiedział ostro.
– Ależ… ależ ona zabiera mi syna! – zaczęła, ale jego spojrzenie sprawiło, że momentalnie umilkła.
Widziałam w jej oczach porażkę.
Zrobiła cyrk z mojego wesela
Kiedy teściowa w końcu usiadła przy stole i przestała zwracać na siebie uwagę, atmosfera powoli się rozluźniła. Goście zaczęli tańczyć, rozmawiać, śmiać się. Nawet ja zaczęłam czuć, że wraca mi dobry nastrój. Damian spojrzał na mnie i uśmiechnął się przepraszająco.
– Przepraszam – powiedział cicho.
– To nie twoja wina – westchnęłam, chociaż w duchu miałam nadzieję, że w przyszłości lepiej sobie z nią poradzi.
Nie zamierzałam pozwolić, by ten dzień został zrujnowany przez jedną osobę. Przecież ślub to dopiero początek. Jednak patrząc na teściową, która piła już trzeciego szampana, wiedziałam, że ta wojna jeszcze się nie skończyła. Tylko pytanie brzmiało – czy ja mam na nią siłę?
Justyna, 29 lat
Czytaj także:
„Nie mogę patrzeć na żonę, bo jej twarz przypomina mi o zdradzie. Nie odszedłem, bo za bardzo kocham nasze dzieci”
„Teściowa pluła moimi obiadami, dopóki nie spróbowała dania z przepisu babci Jasi. Pierwszy raz odebrało jej mowę”
„Mąż kazał mi oszczędzać na wszystkim. Kupowałam jedzenie z krótkim terminem, a po masło jeździłam do innego sklepu”

